sobota, 9 czerwca 2012

487 www.laurie-riley.blogspot.com

Oceniam: www.laurie-riley.blogspot.com

1. Pierwsze wrażenie:
Wzdycham cicho i patrzę jeszcze raz na adres, który nic mi nie mówi. Dochodzę do wniosku, że te dwa słowa nie mogą oznaczać nic więcej niż imię i nazwisko głównej postaci. Muszę tutaj zaznaczyć, że raczej nie lubię, kiedy coś jest zatytułowane imieniem i nazwiskiem głównej postaci. Jak jest jeszcze coś oprócz… No, może zainteresować, chociaż zupełnie nie musi. Jak jest tylko godność danej postaci… cóż. Mnie nie zainteresuje. Szczególnie dziwi mnie, dlaczego nie nadałaś temu opowiadaniu jakiegoś ciekawego tytułu, skoro wiąże się ono ściśle z innym, które zatytułowałaś bardzo dobrze. No nic. Czekam na coś, co mnie zainteresuje, bo „Laurie Riley” naprawdę nic mi nie mówi.
Napis na belce został zapisany bez cudzysłowu ani autora. Nieładnie. Nie, żebym lubiła Paulo Coelho (dla mnie to niespecjalnie oryginalny pseudofilozof, który nie tworzy nic nowego), jednak należy mu się na tyle szacunku, żeby jego słowa wetknąć w cudzysłów i napisać, że to jego. Bez tego, używanie tego cytatu to zwyczajny plagiat. Radzę to poprawić.
Z kolei napis na nagłówku jest po angielsku i do tego zupełnie inny. Już tyle razy mówiłam, że wolę, jak blog ma jedno hasło przewodnie. Nie mogłoby na nagłówku widnieć to samo zdanie, co na belce?
Podsumowując, mam bardzo mieszane uczucia. Coś sprawia, że jakoś nie mam ochoty brnąć w to dalej. Na pierwszy rzut oka nie dostrzegłam nic oryginalnego ani odkrywczego. Może jedynie to, że chociaż to fanfiction potterowskie, nie znalazłam na blogu jeszcze ani jednej Lily Evans i mam szczerą nadzieję, że tak pozostanie.
2/5

2. Prezencja strony:
Cóż. Z nagłówka spogląda na mnie dziewczyna, której nie polubiłabym już za samą twarz. Do tego egzystuje tu w trzech wersjach, co nieco mnie przytłacza. Domyślam się, że jest to tytułowa Laurie. Niemniej samo wykonanie nagłówka wydaje mi się naprawdę profesjonalne i estetyczne (i ani trochę nie przeszkadza mi fakt, że nie wykonałaś go sama; mi się ma dobrze patrzeć i to tyle). Podoba mi się też jego kolorystyka. Natomiast połączenie kolorystyki nagłówka, czyli ciepłej, herbacianej czerwieni z paskudnym, szpitalnym niebieskim jest niewybaczalne! Dużo, ekstremalnie dużo lepiej wyglądałyby tam odcienie bordo i ubolewam nad tym, że ich tam nie ma. Ten niebieski do niczego tu nie pasuje i wygląda naprawdę okropnie. Plus za wyjustowanie tekstu i akapity oraz za porządne, logiczne menu. Oprócz tego całkiem ładnie prezentuje się czcionka Twojego bloga i za to również plusik. Nie wiem tylko, po co ci archiwum, skoro masz spis treści, ale może to kwestia mojego pedantycznego minimalizmu.
8/10

3. Treść:
a) fabuła opowiadania:
Rozdziałów masz jedynie pięć, czyli z prologiem będzie tylko sześć pozycji do przeczytania i zanalizowania, toteż postanowiłam omówić każdą z nich osobno.
Jeśli chodzi o prolog to muszę przyznać, że zbytnio mnie nie zaskoczył, chociaż całkiem dobrze się czytało. Jednak dla mnie jakieś to przydługie było na prolog i mogłoby być bardziej dramatyczne. Najbardziej podobała mi się ostatnia jego część, kiedy Laurie zastała śpiące głęboko rodzeństwo, a jej rodziców nigdzie nie było. To mnie zaciekawiło i sprawiło, że mam ochotę czytać dalej i dowiedzieć się, co się stało.
Po lekturze pierwszego rozdziału stwierdzam, że coś mi tu ostro nie gra. Po pierwsze, rozdział ciągnie się jak flaki z olejem i jest niemiłosiernie nudny. Mam wrażenie, że tutaj kompletnie nic się nie działo, po prostu jadą sobie ludzie pociągiem i prowadzą nudną, nic niewnoszącą konwersację, a opisy emocji nie istnieją. Owszem, opisujesz, jak ktoś się czuje, ale robisz to z takim natężeniem emocji, że pewnie nawet gdybyś opisywała dojmującą rozpacz (czego mi brakuje po zaginięciu rodziców głównej bohaterki), chciałoby mi się spać. Właściwie, paradoksalnie najciekawszą postacią tutaj wydaje mi się Evelyn, chociaż w całym rozdziale mówi raptem jedno zdanie. A jednak, ona mnie intryguje, jej siostra niesamowicie nudzi.
Czytam rozdział drugi i stwierdzam z przykrością, że nic się nie zmieniło. Opowiadanie mnie nie wciąga, ani trochę. Brakuje mi emocji i przemyśleń. Brakuje mi humoru, brakuje mi uczniowskiego żargonu. A na domiar złego, główna bohaterka zdążyła mnie już tak do siebie zniechęcić, że najchętniej zobaczyłabym ją martwą. Jest tak obrzydliwie porządna i przez to sztywna, że mam jej koszmarnie dość. Stworzyłaś postać, która nie ma w sobie absolutnie nic spontanicznego, jest jednocechowa i nudna. Nic dziwnego, że opowiadanie czyta się tak topornie, kiedy myśli głównej postaci są tak jednotorowe i poukładane, że wszystko można przewidzieć trzy linijki tekstu wcześniej. Miałam nadzieję, że Simon trochę ożywi atmosferę, ale niestety. Ekscentryczny, amerykański hipster jest tak samo nudny i bez wyrazu.
Laurie dalej nie lubię, jednak postać Simona zaczyna mnie powoli do siebie przekonywać. Powoli… Rozdział trzeci jakby wnosił trochę więcej i nie miałam wrażenia, że z nudów zaraz wydłubię sobie lewe oko, czy coś równie wspaniałego wykonam. Nie, teraz było nawet nieźle. Owszem, akcja nadal nie istnieje, a opisy przeżyć wewnętrznych są na poziomie minus osiemnastym, ale jest lepiej. Może nawet nie będzie tak źle. Szkoda tylko, że mam oceniać fabułę opowiadania, a póki co… nie widzę tam fabuły?
Muszę przyznać, że rozdział czwarty był o wiele lepszy. Aż zaczęłam wierzyć, że się odkujesz i jeszcze zdołam polubić Twoje postacie. Laurie dalej mnie niemiłosiernie irytuje, za to Simon wyraźnie nadrabia. Opisy również były jakieś żywsze, a czytając o szlabanie zdarzyło mi się nawet uśmiechnąć. Cóż. Nie powiem, że mnie nie cieszy ta poprawa.
Hmm… Mała Alice jest przeurocza, to Ci muszę przyznać. Również, tak jak Simon, ożywia to opowiadanie, które, co by nie mówić, żywe nie jest. W tym rozdziale powróciłaś do paskudnie nudnej konwencji. Opisy idą Ci już jakby lepiej, ale jeśli chodzi o humor, jakość rozmów, czy chociaż cień akcji… Oj kruchutko. Nie chodzi mi tu o jakąś nie wiadomo jak wartką akcję, pościgi, pojedynki, podróże i takie różne, ale mimo wszystko… Aż mnie boli twarz od ziewania, kiedy pół rozdziału czytam, jak Laurie prowadzi obrzydliwie drętwą konwersację z przyjaciółką. Od kiedy to z przyjaciółkami rozmawia się w ten sposób?
Podsumowując, Twoja fabuła może spokojnie wystąpić o certyfikat środka nasennego. O ile sposób pisania wymaga tylko trochę korekty, a poprawność językowa nie pozwala sobie nic zarzucić, tak akcja wije się w śmiertelnych konwulsjach. Momentami jest nieco żywiej, ale zwykle ustawicznie NIC się nie dzieje. Może jeszcze zacznie, napisałaś w końcu, że nie znosisz pisać rozdziałów wprowadzających… Jednak na chwilę obecną, nie jest dobrze!
10/25
b) świat przedstawiony:
Świat stanowi głównie Hogwart, jednak wystąpiły także opisy innych miejsc. Opisy świata są zwykle bogate i dość barwne. Czytając je, niejednokrotnie widziałam opisywane przez Ciebie miejsca. Uważam, że to spore osiągnięcie, gdyż w moim odczuciu mało komu w ogóle chce się tworzyć opisy świata. Myślę, że tutaj poradziłaś sobie bardzo dobrze, co mnie niezmiernie cieszy.
10/10
c) kreacja bohaterów:
Zacznijmy od tej wstrętnej Laurie. Powiem Ci, że mam szczerą nadzieję, że nigdy w życiu nie spotkam takiej osoby. Owszem, znalazłabym sposób na chwilowe ożywienie jej, ale pewnie byłaby martwa, gdybym z nią skończyła. Twoja postać jest koszmarnie drętwa, nudna, zbyt poukładana, nie ma poczucia humoru, a przy tym jest tak paskudnie nienaturalna, że bardziej się chyba nie da. Niemal każda wypowiedź panny Riley ma posmak drewna. Nie wiem, czy o taki efekt Ci chodziło, ale u mnie Laurie wywołuje obrzydzenie. I jeszcze jedno? Ona aurorem? Nie. Ona to się nadaje na posadkę w czymś pokroju magicznego urzędu skarbowego (o ile coś takiego istnieje).
Jamie jest mdła, jednak budzi dużo sympatyczniejsze emocje niż Laurie. Niemniej zrobiłaś z niej bardzo nieładny rodzaj bohatera, którego ja nazywam „przydupasem”, a moja polonistka z gimnazjum „asystentem” głównego bohatera. Bo też co ona robi? Gawędzi z Simonem, chichocze, pogrąża się w myślach… I jest wiecznie ganiona przez przyjaciółkę o usposobieniu starej panny. Swoją drogą, jak ona daje radę znieść towarzystwo Riley?
Simon. Tak, jego nawet lubię. W prawdzie osobiście nie widzę go jako kogoś nieśmiałego, bardziej gościa pokroju młodego Syriusza Blacka, ale to raczej dlatego, że w moim świecie nie istnieje taka hybryda jak nieśmiały buntownik. A jednak młody May mi się podoba. Jest sympatyczny i ożywia Twoje opowiadanie. Poniekąd czyni nawet Laurie nieco bardziej znośną. Tylko nieco, ale w tym przypadku to sukces na miarę wygrania maratonu.
Bez pamięci zakochałam się w Alice, mogłabym nawet wyobrazić sobie kilka scen z nią przy udziale małych Huncwotów (którzy na pierwszym roku jeszcze się tak nie nazywali, ale mniejsza z tym). Właściwie jest najsympatyczniejszą postacią i wzbudza we mnie naprawdę ciepłe uczucia, razem z instynktem macierzyńskim. Szkoda, że jest tylko siostrą przyjaciela głównej bohaterki…
Więcej postaci nie opiszę, bo za mało o nich było. Niemniej, punktów dostaniesz dużo, nawet za Laurie. Jeśli zrobiłaś to celowo, należy Ci się ich przynajmniej siedem… Tego jednak nie jestem pewna, a wręcz raczej wątpię, dlatego pięć.
5/10
d) opisy i dialogi:
Jeśli chodzi o opisy, są całkiem niezłe. Owszem, za mało w nich ładunku emocjonalnego, przez co bywają suche jak wióry, ale przynajmniej są poprawne stylistycznie i całkiem nieźle się je czyta. Natomiast gorzej jest z dialogami. Zdarzają się takie, które mi się podobają, jednak zdecydowana większość jest koszmarnie sztuczna i nie pasuje zupełnie do uczniów. Nie, uczniowie nie mówią kwiecistą polszczyzną, nie używają słów w stylu „nieprawdaż” (chyba, że ironicznie), a najlepsze przyjaciółki nie rozmawiają ze sobą o pięknej pogodzie, ani nie ustalają tematu rozmowy. Jesteś doskonałym przykładem kogoś, kto pisze tak jak się pisze, a nie tak jak się mówi. Twoje dialogi są przez to strasznie suche, mdłe i przesadzone.
5/10

4. Poprawność językowa:
Tutaj, nawet gdybym chciała, nie mogę Ci nic zarzucić. W całym tekście znalazłam kilka literówek. Ale kilka, nie wiem nawet, czy chociaż trzy by się uzbierały. Gratuluję i bez cienia wątpliwości daję dwadzieścia punktów.
20/20

5. Oryginalność historii:
Hmm… Niby fanfiction, ale dość niekonwencjonalne i traktujące o Twoich własnych postaciach, dlatego myślę, że jest oryginalne. Do tego nie znalazłam tu nic szczególnie oklepanego, za to było parę rzeczy, z którymi nigdy wcześniej się nie spotkałam (jak ubiór Simona, czy artystyczne zapędy Alice), dlatego… Kolejny maks.
5/5

6. Dodatkowe punkty:
Tu będzie gorzej, bo jakoś niewiele z Twojej twórczości wzbudziło we mnie jakąś sympatię. Punkt za postać Alice, tego sobie nie oszczędzę. I niech będzie jeden za, świadome bądź nie, stworzenie potwora (żeby nie było, to NIE jest pochwała!)
2/5

Razem: 67/100
Ocena: Zadowalający

Ech. Powiem szczerze, że spodziewałam się lepszego wyniku. Rozczarowałaś mnie treścią. Twój styl wydaje mi się wyuczony i pozbawiony życia. Miejscami czytało się to to gorzej niż słynne „Nad Niemnem”. Idąc za tym, dla Orzeszkowej Nobel się znalazł, ale wolałabym, żeby nikt jej nie docenił, lecz jej książkę dało się czytać bez przymuszania. O Tobie powiedziałabym to samo. Musisz w ten tekst tchnąć życie, musisz sprawić, by dialogi nie były sztuczne, a emocje wyuczone! Popracuj nad tym, bo zapał i potencjał niewątpliwie masz!
Tymczasem pozdrawiam serdecznie i trzymam kciuki za Twoją dalszą twórczość.

7 komentarzy:

  1. Alu, mkniesz jak burza. Zapał to ja widzę w Tobie! XD

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję za ocenę, w sumie i tak jestem zadowolona ^^.
    Sama też zdaję sobie sprawę, że jest nudno. na razie mam dopiero pięć rozdziałów, a nie lubię mknąć z akcją. Napierw piszę rozdziały wprowadzające, czego bardzo, ale to bardzo nie lubię, no ale niestety muszę przez to jakoś przebrnąć.
    Laurie jest irytująca. Trochę przegięłam, czyniąc ją taką sztywniarą. Dziewczyna w gruncie rzeczy cierpi po zniknięciu rodziców, jednak ukrywa to właśnie za maską pedantyzmu. Wątek zaginięcia rodziców będzie kontynuowany, ale później, dużo później, a Simon niewątpliwie nieco "wyluzuje" Laurie. W końcu przy nim nie sposób długo pozostać sztywniakiem.
    Co do tytułu, po prostu nie miałam pomysłu. Założyłam bloga bardzo spontanicznie, nie przemyślawszy tej decyzji do końca, a teraz nie opłaca mi się już zmieniać adresu, skoro wszyscy kojarzą ten.
    Ciesze się jednak, że było kilka rzeczy, które ci się spodobało. Jeśli masz ochotę lepiej poznać bohaterów, zapraszam na mój główny blog, marmurowe-serce, którego akcja dzieje się 6 lat po wydarzeniach opisywanych na blogu o Laurie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, i zapomniałam sobie - serio tło bloga jest niebieskie? U mnie, w IE, było zdecydowanie szare, jednak teraz je przyciemniłam nieco i mam nadzieję, że jest lepiej.

      Usuń
    2. U mnie też było niebieskie, ale podejrzewam, że ma to coś wspólnego z moim laptopem, który chcąc nie chcąc ma po prostu jaśniejszy ekran... ;>

      Usuń
    3. No to nie wiem, pewnie zależ☺y od komputera, bo ja ustawiałam pod kątem swojego i zdecydowanie było jasnoszare. Na pewno bym nie zrobiła celowo takiej gafy jak połączenie czerwonego z niebieskim.

      Usuń
  3. Może to również kwestia mojego laptopa, ale dalej jest uparcie niebieskie... Hmmm... może też przeglądarka ma coś do rzeczy? Z resztą, mniejsza z tym. Pewnie i tak niedługo zmienisz szablon, skoro pisałaś, że lubisz zmiany ^^
    Bardzo chętnie poznam bohaterów Marmurowego Serca, kiedy tylko będę miała więcej czasu ^^
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ok, to zapraszam, jak coś ^^.
      Co do tła, może to faktycznie wina przeglądarki, bo u mnie wszystko wygląda bardzo ładnie. Znam się na grafice dość dobrze, mimo, że sama nie umiem jej robić i staram się, żeby szablony wyglądały dobrze. Zresztą widziałam kiedyś swoje blogi w mozilli i stwierdzam, że w IE wyglądają zdecydowanie dużo lepiej, są wyraźniejsze czcionki, a w mozilli są takie cieniutkie literki.
      Szablony często zmieniam. Wracając do różnic w cytatach: belkę ustawiałam ja (zresztą muszę poprawić ten cytat, brałam go kiedyś gdzieś z neta), a szablon wykonywano mi na zamówienie, więc ktoś inny wybierał cytat do niego.
      Jednak cieszę się, że przypadł ci do gustu Simon, to moja ulubiona postać ;). Jest tak mało potterowski, ale lubię takich dziwaków ^^.

      Usuń

Obserwatorzy