Na początek
powiem, iż pamiętam, że gdzieś natknęłam się na ten adres i o
ile się nie mylę, oceniająca porównała wówczas go do imienia
dla psa. Cóż, osobiście nie byłabym skłonna nadać pupilowi
takiego pseudonimu; tym bardziej nie nazwałabym tak bohaterki
swojego bloga, ewentualnie gdybym wyjątkowo jej nie lubiła. Żyjemy
jednak w miarę tolerancyjnym kraju i póki możemy, miejmy swoje
zdanie. Adres Twojego bloga mówi mi tyle co przedszkolakowi, czyli
nic konkretnego. Nie jest też zbytnio zachęcający, widząc go
gdzieś pomiędzy stertą innych odnośników nie przykułabym do
niego większej uwagi.
Po wejściu na stronę
powitał mnie w miarę znośny widok, jakim jest szablon. Nie będę
jednak roztkliwiać się długo nad wyglądem, ponieważ prosiłaś o
ocenę nieszablonową; przejdę zatem do konkretów. Nigdzie na blogu
nie mogę znaleźć miejsca, gdzie umieszczony mógłby być opis
opowiadania. Szkoda, przygotowałabym się przynajmniej na ewentualny
uraz psychiczny – proszę, Ana, nie bierz tego do siebie. Nie ma
również opisu Twojej osoby; również szkoda – wiedziałabym
przynajmniej, z kim mam do czynienia. Sięgam więc do spisu treści,
bo rozgościć się tu zbytnio nie ma gdzie...
Rozdział 1
Widywałam już opka i
opeńka, ale takiego jeszcze nigdy. Jeśli ktoś uznaje mniej niż
czterdzieści linijek za rozdział, to ja zwijam manatki i emigruję,
uciekam jak najdalej. Z reguły moje wypracowania na język polski są
dłuższe; choć zabawnie byłoby przeczytać kiedyś książkę
gdzie pierwszy „rozdział” skończyłby się po stronie bądź
półtorej.
- AAAAAAAAAAAAAA!
- Po sali
operacyjnej więziennego szpitala rozniósł się przeraźliwy
wrzask. - WYJMIJCIE TO ZE MNIE!
- Elementy zaznaczone na zielono to poprawione przeze mnie błędy,
tak, dobrze się domyślasz. Po tym długim i przeraźliwym krzyku
powinien znaleźć się wykrzyknik, a zdanie rozpoczęte wielką
literą, gdyż nie jest to żadna z czynności typu: powiedział,
krzyknął, mruknął. O, a ten drugi wykrzyknik pierwotnie był
trzema – hm, nie przypominam sobie, aby wielowykrzykniki istniały
jako poprawna forma; ale co ja tam wiem.
- Spokojnie, proszę
pani, proszę oddychać. -
odezwał się spokojny głos lekarza. - Zaznaczonej kropki w tym
zdaniu nie powinno być, ponieważ po myślniku znajduje się
„odezwał”.
- Nie waż się mówić
mi, co mam robić! - Kobieta spojrzała na niego wrogo. - I to co
wcześniej, w tym długim i przeraźliwym krzyku.
Znalazłam jeszcze parę
usterek tego typu, przejrzyj tylko tekst i popraw je. Natknęłam się
jeszcze na „ci” napisane wielką literą. W opowiadaniach nie
używamy zwrotów grzecznościowych w dialogach pomiędzy bohaterami.
Poza tym, „poszczególne” pisze się razem, a nie osobno.
Zastanawiam się, co
mogłabym powiedzieć o tym rozdziale, ale – niestety –
kompletnie nic nie przychodzi mi do głowy. Jak powinnam skomentować
niecałą stronę w dokumencie tekstowym? Właściwie, jeśli dalsze
części będą tak wyglądały, ograniczę się chyba do wypisania
ewentualnych błędów, które powinnaś poprawić; z przedstawionego
przez Ciebie fragmentu nie wiem absolutnie nic – jak wygląda Katie
(ginekologa na dobrą sprawę mogę pominąć), jak wygląda szpital
więzienny: powiedz mi, opisz to, bo ja nie wiem. Ty tutaj kreujesz
świat i powinnaś zadbać o przedstawienie go w jak najlepszym
świetle.
Rozdział 2
Pierwszy akapit i mamy
opis, brawa się należą! Skąpy, co prawda, ale postęp jakiś tam
jest. Od razu wypiszę Ci błędy, potem przejdę do dalszej części.
(...) na bardzo dobrze zbudowanej,
klatce piersiowej –
bluzkę bez rękawów (...) - Usuń zaznaczone znaki, są zbędne.
Z reguły nie stawia się przecinka pomiędzy przymiotnikiem a
rzeczownikiem. Co zaś tyczy się myślnika, jasne – mógłby
zostać, ale jego brak wyjdzie zdaniu na dobre.
Trochę, a raczej bardzo
trochę, nie rozumiem toku myślenia Katie. Z jednej strony nie chce
mieć córki, odrzuca ją, a następnie odstawia na korytarzu wielki
protest mówiąc, że chce zachować dziecko. Następnie nazywa je
„bachorem” i dalej twierdzi, że Diną może się zaopiekować.
Drugą rzeczą, której
nie rozumiem, to reakcja Katie na nazwanie Patricka jej mężem.
Zaprotestowała, aby go tak nie określać, ale gdy Izzy zaśmiała
się z jej uwagi, uciszyła ją chcąc jakby dać koleżance do
zrozumienia, że to nie jest powód do radości. Nie wiem, czy dobrze
rozumuję, ale czyżby Katie chciała, aby Patricka nazywano jej
mężem? Borze Szumiąco-Grzmiący, pobugiłam się.
- Ok, dość tych
zbędnych ceregieli. -
przerwał im lekarz. - Patrick, idziesz po swoją pociechę? Którą
to już...?
- Dziecko piąte, a
córeczka pierwsza, Adamie.
- odparł z uśmiechem mąż Katie.
Pominę zaznaczone na
czerwono kropki, których powinnaś się wyzbyć; przejdę do logiki
tego dialogu. Przeczytałam go raz, drugi, trzeci i nadal dochodzę
do wniosku, że całą piątkę swoich pociech Patrick odbierał z
więzienia. Serio, to tak zabrzmiało, a jeśli nie miało to proszę,
Ano, wytłumacz mi to i podaj dobre uzasadnienie, dlaczego.
Co do błędów
pojawiających się w rozdziale – wielkie litery i kropki w
dialogach, szczegóły wymieniłam w analizie rozdziału pierwszego.
Ten fragment, o dziwo,
był dłuższy. Posiadał ponad czterdzieści linijek, czyli więcej
niż ostatnia część. Muszę jednak stwierdzić, iż moje
wypracowania na język polski nadal są dłuższe. Oby w kolejnych
rozdziałach było lepiej, w co – szczerze, bardzo szczerze
powiedziawszy – wątpię.
Rozdział 3
„Garb na drodze” -
miałaś na myśli powszechnie pagórki, mające na celu
przeszkadzanie mi w jeździe rolkami, bezcelowo znajdujące się na
ulicy? Ponoć zwą je „hopkami”, każdy to wie (przynajmniej
tutaj, gdzie mieszkam). Garba to ewntualnie można mieć na plecach.
Dlaczego czarne audi
wyminęło śpieszący się radiowóz i nie zostało w żaden sposób
zatrzymane, a kierowca nie dostał upomnienia? Skoro samochód
policyjny, na dodatek z odpaloną syreną gnał gdzieś, nie powinno
się go wyprzedzać. To tak samo, jakbyś wyprzedziła karetkę
wiozącą poszkodowanego do szpitala. Tak nie wolno, i już. W ogóle,
chyba pogubiłaś się opisując tę scenę. W końcu Patrick jechał
za czy przed radiowozem? Jego wypowiedź: To nie na mnie wyliście?
zmyliła mnie, delikatnie mówiąc.
Czwórka braci była
zawiedziona, że ojciec przywiózł im siostrę, zamiast kolejnego
osobnika płci męskiej do kolekcji. Swoją drogą ciekawe, kto im
wbił do głowy rzekome fakty dotyczące głupoty dziewczyn. I
ciekawe skąd pomysł, że może została podmieniona w szpitalu? Z
reguły niewiele kobiet rodzi w więzeniu. Ale przecież nikt im nie
powiedział, gdzie jest Katie, faktycznie. Wiesz, zajrzałam nawet w
komentarze dotyczące tego rozdziału i większość czytelników
uznała moment zawodu braci za zabawny. Osobiście nie widzę w tym
zbyt wiele humoru, ale co ja tam mogę wiedzieć.
- A pfu.
- Bobas zaczął gaworzyć,
przy czym zaślinił się. -
Kropka na końcu i „bobas” wielką literą. Tutaj sytuacja
odwrotna do tych, na które zwróciłam Ci uwagę nieco wyżej –
jeśli po myślniku za wypowiedzą nie znajduje się żadna z
czynności oznajmiających mówienie (mruknął, powiedział,
stwierdził, itp.), wówczas daną wypowiedź kończymy kropką,
natomiast zdanie za myślnikiem rozpoczynamy wielką literą.
Rozdział 4
Pamiętam, gdy moja
kuzynka Rozalia była małym dzieciakiem, posiadającym na swoim
koncie około dwóch miesięcy. Jej mama wyszła na spotkanie
służbowe z klientem, a ojca wywiało do szkoły muzycznej. Z Rozalą
zostałam więc jedenastoletnia ja, moja rodzicielka i nasza babcia.
Gdy mała zaczęła płakać, a raczej wyć i drzeć się w
niebogłosy, nikt nawet nie wpadł na to, aby powiedzieć: „To nie
moje dziecko, niech płacze i czeka na mamę.”. Co lepsze, w Twoim
opowiadaniu babcia mieszkająca w domu z synem i piątką jego dzieci
będzie wygodnie siedziała przed telewizorem i szyła na drutach lub
dziergała serwetkę, podczas gdy jeden bękart będzie bił
drugiego, trzeci z czwartym pójdą się utopić, a piąty będzie
wówczas oporządany przez ojca. Wiesz, Ana, z własnego
doświadczenia wiem, jak to jest z facetami w roli „zatroskanych”
tatusi – nie ma takiego, który paliłby się do roboty przy
maluchu. Tylko ręce umywają, byleby żona wszystko zrobiła i tak
dalej. Jednakże, na tapecie mamy Patricka – ojca piątki dzieci.
Ma obowiązek się nimi zająć, ale nie zdoła kontrolować
wszystkiego na raz. Co to zatem za babcia, która nie ma zamiaru
nawet pomóc?
Dobra, czas na drugą
nieścisłość. Sebastian wystraszył się, że jego ojciec
podniesie rękę na babcię. Wytłumacz mi, kiedy to spotkać się
można z wydarzeniem, aby syn bił własną matkę? Niech Ci będzie,
bo tak tylko przemknęło przez myśl małemu chłopakowi, rozumiem.
Niestety, nadal nie rozumiem fenonmenu Patricka w roli ojca. Bił
Katie przy dzieciach? Tak po prostu? I potem wszyscy się dziwią, że
dzieciaki biorą zły przykład z rodziców.
Ile Sebastian ma lat? O
ile dobrze pamiętam, nie raczyłaś nigdzie wspomnieć który z
chłopców jest najstarszy, a który najmłodszy, toteż się pytam,
ponieważ głupota tego z nich mnie przeraziła. Skoro Sebastian był
na tyle bystry, aby zabawić siostrę pluszową zabawką i zrobić to
w miarę z rozwagą, to musiał być w jakimś tam wieku, gdzie
pojęcie o małych dzieciach się posiada się choćby w małym
stopniu. Nikt mu nie powiedział, że małe dzieci nie jedzą kanapek
lub mleka z płatkami i nie mówią?
- Jak każde
nowo narodzony bobas, Seba. Ty też taki byłeś - stwierdził
mężczyzna. - Wkradła Ci się
literówka. Odmiana przez rodzaje, nawiasem mówiąc; powinno być
„każdy”.
Rozdział 5
Minęło dziewięć
miesięcy, dobrze, że to zaznaczyłaś. Już na samym początku
przybliżyłaś wszystkim wygląd prawie roczniej Diny. Dziewczynka
posiada pszeniczne włosy (pierwszy raz wpadłam na takie
określenie), z niewiadomych przyczyn wyobraziłam ją sobie z
kłosami na głowie. Poza tym, fryzura opada jej na jedno oko,
wielkie na dodatek. Mike z „Potwory i spółka”, o rany! Teraz
tak na serio: to zdanie naprawdę brzmi, jakby Dina miała jedno oko.
Nie parę oczu, a jedno oko.
Miło, że w końcu
dowiedziałam się czegoś o kwestii wiekowej braci. Bill jest
młodszy od Sebastiana, co jeszcze bardziej mnie zaciekawiło w
związku z ostatnimi poczynaniami chłopaka (czyli to, o czym
wspomniałam w komentarzu rozdziału czwartego). Niestety, wciąż
nie wiem, po ile mają lat. Obym dowiedziała się jak najszybciej,
bo zgłupieję.
Bill! Seba! Dlaczego
jej nie pilnujecie? A dlaczego pani tego, z łaski swej, nie
robi? Ach, wiem, bo to nie pani dziecko. Zresztą kto normalny
zostawia rozgrzane żelazko w pokoju z dziećmi, którzy nie są być
może zbyt bystrzy, aby rozważyć niebezpieczeństwo poparzenia się.
Dziewięciomiesięczna
dziewczynka poparzyła się żelazkiem, które spadło jej na rączki.
Taki sprzęt, niezależnie od marki i stopnia nowoczesności, trochę
waży. Poza tym nikt nie wpadł od razu na to, aby zdjąć urządzenie
z dłoni Diny. Na dodatek matka, Katie, od wejścia strzela kurwami
na wszystkie strony.
Mało która kobieta
jest na tyle inteligenta, aby oparzenie żelazkiem u ledwie rocznego
dziecka schłodzić gorącą wodą z kranu. Ale, jak to stwierdziła
Katie, woda to woda. Gratuluję intelektu, proszę pani.
Skoro żelazko przez
dłuższy czas spoczywało na dłoniach Diny, oparzenie powinno być
dosyć zaawansowane, nie sądzisz? Nie wystarczy tylko lód,
opatrunek i kołysanka na dobranoc. Nie, nie miałam nigdy poparzenia
ani nie spotkałam się z osobą, która by go doznała – wystarczy
mi, że Anka od EDB nawijała o tym przez równe czterdzieści minut,
nie licząc sprawdzenia obecności i wpisania uwag do dziennika.
Ha!, a Katie nadal
kurwuje w obecności dzieci, Sebastian wciąż się martwi, że
ojciec pobije swoją żonę (w ogóle, skąd ona się tam wzięła?).
- Nie krzycz! Słych
Ci przytępiło czy jak?! - warknął w stronę żony Patrick. -
Chyba „słuch”, tak sobie myślę.
Rozdział 6
Padłam, dosłownie. To
chyba najdłuższy rozdział z dotychczasowych, naprawdę. Gratuluję,
Ano, postępów! Teraz jednak wyjaśnij, dlaczego narracja jest
pierwszoosobowa? W sensie, że Patrick opowiada? Dotychczas to Ty
byłaś narratorem, opisując wszystko z perspektywy widza. Ludzie
mnie zaskakują; szkoda tylko w jaki sposób.
Patrick siedział w
więzieniu, bo pobił polską prostytutkę. I jest Niemcem. Co jedno
ma z drugim wspólnego? Jeśli to nikogo nie urazi, to powiem, co
myślę: stare nawyki nie znikają. Nie rozumiem, co do pobicia Polki
mają jego relacje z Katie? Fakt, że ona go wnerwiała nie
usprawiedliwa go do znęcania się nad innymi kobietami. W ogóle,
skoro pani lekkich obyczajów, to i zdrada. I żona go nie rzuciła?
Nic, zupełnie nic? Obstawiam, że tylko kurwowała, bo taki jej
zwyczaj.
Koleś lubił
przesadzać z makijażem, kolczykami, tatuażami, implantami, motywem
lalki Barbie i różowymi kozaczkami na cholernie wielkim obcasie. Co
jak co – mogę tolerować homoseksualizm, ale takie męskie
pokemony to już przesada. Znasz w ogóle znaczenie terminu
„homoseksualizm”? Wydaje mi się, że nie. Homoseksualista to
ktoś, kogo interesują osoby tej samej płci. I niekoniecznie musi
to być „męski pokemon”, jak tu ujęłaś. Mężczyznę, którego
bardziej ciągnie do kobiecego wyglądu to transwescyta
(transwestytyzm - upodobnianie się do osoby płci przeciwnej poprzez
ubiór i zachowanie w celu osiągnięcia satysfakcji emocjonalnej
bądź seksualnej; szczeliłam definicją od Cioci Wikipedii, a co!).
Patrick, podczas
rozmawiania w myślach z samym sobą dostrzegł dwa niebieskie
błękity? Co, przepraszam? Wnioskuję, że chodziło Ci o oczy Diny
(to jednak dwa?); pewnie byłabym tego pewna, gdybyś gdzieś
wcześniej ujęła ładnie, jaki kolor oczu ma dziewczynka. Mężczyzna
pyta się córki, czy chce wyjść. Skąd? Bo, znów przepraszam,
nawet nie raczyłaś wspomnieć, gdzie Dina się znajduje. W
łóżeczku, wózku, a może trzymają ją w klatce? Potem Patrick
bierze ją i idzie do kuchni. I wciąż nie wiem, skąd. A jeśli to
naprawdę była klatka...?
Tatuś jest w szoku gdy
odkrywa, że jego słodkiej córeczce rosną pierwsze ząbki. Kurwa,
Dina, zęby ci rosną! To w końcu kurwa czy Dina? Czepiłam się,
bo nie mogłam się powstrzymać; jasne, że Dina – przecinek
idelanie mówi, że imię dziewczynki jest jedynie wtrąceniem. Ale
Ty to wiesz, czyż nie?
Katie ma w dupie fakt,
że jej córka się rozwija. Żadna nowość.
Katie bez żadnej pokory
będzie patrzeć, jak jej rodzina umiera z głodu tylko dlatego, że
nie ma ochoty robić obiadu.
Mati czyta „Harry'ego
Pottera”. Super, też go lubię! Z kolei ojciec chłopaka nie
potrafi zrozumieć, czemu syn czyta tę książkę drugi raz. Jeśli
komuś coś się podoba, jest w stanie przeżyć to znów. Też mi
filozofia. Kiedy Patrick zapytał Matiego o tematykę książki, a
ten zaczął opowiadać, ojciec kompletnie go nie słuchał. Chłopak
tylko język sobie strzępił, zupełnie niepotrzebnie.
Wreszcie odkryłam,
gdzie mieszkają bohaterowie Twojego opowiadania. W Berlinie, jakby
inaczej! Zdumiewa mnie jedynie, że raczyłaś wspomnieć o tym
dopiero w szóstym rozdziale. Ale ja nie o tym tutaj; Bill i Tom są
tacy niegrzeczni, bo pyskują nauczycielowi. Jeśli zostaną wywaleni
ze szkoły, to rodzina Kaulitz będzie musiała się przeprowadzić,
ponieważ w mieście nie będzie szkoły, która ich przyjmie.
Świetnie, zatem Bill i Tom to bad bojsi, których wydalili z każdej
możliwej placówki. Dobrze wiedzieć.
Pod sam koniec
uświadomiłam sobie, że oparzenie Diny cudem gdzieś zniknęło.
Małe niedociągnięcie, nie uważasz?
Rozdział 7
Tradycyjnie na początku
sprawdziłam długość i rozdziału. Miałam nadzieję, że będzie
równie długi co poprzedni. Niestety zawiodłam się, ale cóż
poradzić?
Przedstawiasz nam
piękny, rodzinny poranek: ojciec wspomina namiętną noc spędzoną
z żoną, która z kolei wydaje się być wesoła i ciągle się
uśmiecha; mała Dina śpi, Mati czyta Pottera, Seba ogląda TV, a
Bill i Tom grają na konsoli. Obraz idealnej, niemalże, rodziny.
Tylko Sarah gdzieś zniknęła, ale to szczegół.
Patrick w końcu
przyznaje, że ma czterdzieści pięć lat. Super, zatem najstarszy z
braci (nadal nie wiem który to) może mieć najwięcej siedemnaście,
tak na oko licząc. Przecież wszyscy wciąż chodzą do szkoły, to
też trzeba uwzględnić. Dziwisz mi się, że tak myślę? Bo ja
nie.
Katie się zmieniła.
Promienieje szczęściem i pogodą ducha. Ta kobieta coś knuje,
muszę tylko odkryć, co takiego. Nawet Patrick sądzi, że to dziwne
i podejrzane. Zamiast jednak spytać żony, dlaczego ma taki świetny
humor, postanawia jej nie rozzłaszczać. Naprawdę myślisz, że to
dobre rozwiązanie sprawy? Może go zdradza z Sarah w piwnicy, albo
coś?
Aby uniknąć szóstego
bękarta w domu, postanawiają użyć prezerwatyw. Sięgając po
jedną Patrick odkrywa, że jego żona jest dilerką. Teraz wiemy,
dlaczego cały dzień chodziła taka uśmiechnięta! Pewnie się
trochę naćpała, dla lepszego samopoczucia. O, mają uprawiać
seks, a tu nagle Katie wypomina mężowi jego romans z polską
prostytutką. I dostaje z pięści po twarzy, bo tak. A jednak nie
wszystko układa się tak, jak należy.
Państwo Kaulitz
rozpoczęli poranek w miarę dobrej atmosferze. Już myślałam, że
wyjdzie z tego rozmowa z uczuciami na wierzchuu. Wypierdalanie
zepsuło efekt, serio.
- Tom i Bill stoją
na bramkach. Tom jest w twojej
drużynie, a ja i Mati contra ty,
rozumiesz? - Tak sobie siedzę i
myślę, że „przeciw tobie” zamiast „contra ty” brzmiałoby
lepiej. Ponadto, „twojej” małą literą, o czym zostało
wspomniane wcześniej.
Rozdział 8
To był chyba jedyny
rozdział, a którym nie znalazłam idiotyzmów. Tak, idiotyzmów, bo
tych wpadek i niedociągnięć, które Ty popełniasz, nie da się
inaczej nazwać. Cały tekst tego fragmentu miał w sobie jakąś tam
logikę, którą utrzymałaś od początku do końca. W sumie
chciałabym, aby w następnych częściach również tak było.
Pożyjemy – zobaczymy.
Rozdział 9
Powinnam Ci jakoś tam
podziękować, że przez rozdziałem dziewiątym dodałaś krótką
informacją dotyczącą zmiany narracji. Przynajmniej mogłam się
przygotować i nie przeżyć szoku, jak to było w przypadku
Patricka.
W momencie, kiedy
zaczynasz opowiadać jako Dina, dziewczynka ma już dziesięć lat.
Normalne jest, że uwielbia ciastka swojej babci (a gdzie imię,
hm?), jednak fakt, iż uwielbia spać na strychu i ma swój własny
worek treningowy jest nieco dziwny. Na pocieszenie powiem Ci, że
słucha dobrych zespołów, które też lubię.
Co Dina ma na myśli
mówiąc „dzieła”? Nie czytam nikomu w myślach, więc
przepraszam.
Gdy Wolfie wskoczył na
dziewczynę i przewrócił ją, to zanim doczytałam, że był to
pies, pomyślałam o regale z książkami. Tak, odniosłam wrażenie,
że to on się na nią przewrócił, ale przecież nie to miałaś na
celu, prawda? Ta, to tylko moje wymysły. Pf, ja nawet myślałam, że
Wolfie jest psem! A tu co? A tu suka.
Wracając jeszcze do
suki, to jak to możliwe, aby dziesięciolatka nazywała kogoś
„suką”? Dziesięcioletnia Dina nie lubi swojej kuzynki bo: albo
jest zazdrosna, że całowała się z jej bratem, albo zwyczajnie jej
nie lubi, bo ta uważa się za królową świata.
To na tym strychu Dina w
końcu ma łożko czy materac, bo się pogubiłam?
Ciekawa jestem, jak
wygląda unoszenie oczu przez psa. Pewnie komicznie, co nie?
Nurtuje mnie, skąd
znasz piosenkę Justina Biebera, skoro nawet go nie lubisz. Ale wiesz
co? Nie wnikam.
Dina ma parę oczu!
Czyli jednak się rozwinęła przez tę dekadę, super! Fajnie, jak
na kombajnie, że opisałaś jej wygląd w miarę użytecznie (ona
uwielbia swoje kły – czyżby była wampirem?!), nie mogło się
obyć bez zaznaczenia, że nosi znoszczone dżinsy po starszym bracie
i trampki za kostkę z doczepianymi ćwiekami. Świetnie, ja również
mam trampki, ale przed kostkę i też mam przy nich ćwieki – w CCC
innych nie było – i jakoś niespecjalnie się nad tym rozpływam.
Buty to buty, ale grunt, że zawarłaś w tekście opis.
Gdzie kultura i
wychowanie, ja się pytam! Primo: dziesięciolatka, raczę
przypomnieć, wchodzi ot tak do kuchni i pyta się, gdzie jest jej
kuzynka suka. Secundo: dziadkowie i rodzice (a ponoć takie wzory do
naśladowania) wyzywają się przy dziecku (tak, dziesięciolatek to
dziecko, pragnę zauważyć) od zawszonych krów i bezrobotnych
skurwysynów. Potem wszyscy wszystkim się dziwią, że małolat zna
najlepsze przekleństwa i obraża innych. Te, a ja zapomniałam, że
to akcja w Niemczech jest! Może dlatego tak ciągle przeklinają?
Główna bohaterka
porównała siebie do zająca. Przez dobrych parę chwil nie mogłam
odkryć o co jej chodzi; początkowo stwierdziłam, że jest
zawiedziona postawią krwiożerczej wilczycy Wolfie wobec szaraka.
Nie, nie – to wszystko ma inny sens. Katie biła Dinę, ciekawa
jestem czym, skoro dziewczynce zostały blizny w postaci pręgów na
plecach. Okej, potem dodajesz, że dostawała ze skórzanego paska.
A to dobre: pierwszy raz
spotykam się z określeniem, aby ziemniaki były tłuczone. Tłuc to
można schabowego przed opanierowaniem. W ogóle, jeśli to są
niemcy, co tam robi tradycyjny polski mielony i jeszcze bardziej
polska mizeria?
Skąd w Niemczech wzięły
się łosie? Ewentualnie jelenie, kochana.
Dina wydaje się być
dziesięciolatką z wyjątkowo zaawansowaną wiedzą na temat seksu.
Za dużo filmów, na pewno.
Chyba nigdy nie
jeździłaś konno, albo raczej nie goniłaś kogoś jadącego konno.
Ja goniłam, ale raczej trudno było mi dogonić galopującego
wierzchowca. Druga kwestia: dziesięcioletnia Dina stopniowo
przyspieszająca jazdę na ogierze czystej krwi angielskiej. Masz
pojęcie, że taka rasa konia jest rasą dość „ciężką” i,
swoją drogą, najlepszą w galopie, a ciężar, jakim byla
dziewczyna dla tego zwierzęcia był właściwie zerowy? Przy dobrych
obrotach powinna ześlizgnąć się z siodła i co najwyżej zbić
bark (sad but true, bro :<). Ale co ja tam wiem, przecież jeżdżę
konno tylko od dziesięciu lat.
Masz u mnie punkt za
jakąś tam wiedzę o czystej krwi angielskiej. Te konie to kiepskie
skoczki.
Rozdział 10
To tylko amnezja.
Pamiętać – cokolwiek by się nie działo, to tylko amnezja. No
jasne, bo przecież codziennie zapomina się o całym swoim życiu,
prawda, Ano?
Dina zna angielski,
doktorek zajmujący się nią już nie. A ponoć dobra klinika, bo
tych z amnezją i po poważnym wypadku byle gdzie nie kładą.
Rehabilitacja, super.
Trzeba naprostować pacjentce kręgosłup, bo się jej wykrzywił i
nie ma czucia w nogach. Ciekawe tylko, skąd lekarze wiedzieli, że
nie ma czucia w nogach, skoro była nieprzytomna. Nie znam się na
medycynie, ale parę rzeczy to chociaż wiem... Poza tym, z reguły
trzeba czekać na to, aż pacjentowi władza w kończynach sama
wróci, wtedy podjąć się rehabilitacji. A jeśli kręgosłup
wykrzywił się podczas wypadku, to wypadałoby go zoperować, nie?
Nadal twierdzę swoje:
Dina jest chamską, niewychowaną małolatą. Do dorosłej osoby
zwraca się na „ty”, wali obelgami i przeklina. I ma dziesięć
lat.
Rozdział 11
Wszystko jasne:
uszkodzony kręgosłup to nic poważnego. Rozumiem, że czekająca
mnie w listopadzie rekonstrukcja klatki piersiowej to też pikuś. To
tylko taka osobista wstawka, nie bierz tego do siebie, Ano.
Mało idiotyzmów, poza
tym o kręgosłupie. Postęp, nie ma co.
Rozdział 12
Dziesięcioletnia Dina
jest inwalidą i nadal przeklina, tym razem bardziej. Nikt nie
zauważył ironii na początku zdania, prawda?
Po nazwaniu brata dziwką
Dina stwierdza, że było to zupełnie niepotrzebne. Powinna jeszcze
dodać, że zupełnie niepotrzebne były wszystkie kurwy i pojeby.
Ba!, dziewczyna nadal zastanawia się, dlaczego brat ma wciąż do
niej żal. Gdyby mnie moje rodzeństwo nazwało panią lekkich
obyczajów, też bym się obraziła. Ty nie?
Rozdział 13
Nie ma to jak groźby do
wózka inwalidzkiego urozmaicone siarczystym słownictwem. Bardziej
zabawne są oskarżenia Diny wobec tego wózka: sądzi, że jest dla
niej wredny, podczas gdy ona chce mu uświadomić, jak bardzo
niewartościowy jest – robi to, oczywiście, poprzez groźby
wpierdolem. A!, ja tylko cytuję, tak jakby.
Główna bohaterka
stwierdziła, że czuje się trochę ułomna. Ja też to zauważyłam.
Ojciec ma na plecach
tatuaż z wizerunkiem swojej córki. Wzruszające.
Co to są „knowania”?
Ómieram. Jeszcze dwa
rozdziały.
Rozdział 14
Chciałabym skomentować
to jakąś dłuższą wypowiedzią, ale trudo mi cokolwiek powiedzieć
po marnych pięćdziesięciu linijkach. Odniosę się za to do Twojej
adnotacji po rozdziale, bo samego tekstu nie ma po co nawet
komentować (zauważę tylko, że Dina wreszcie zachowała się jak
na jej stan przystało; uświadomiła sobie, że jej problem to nie
jest zabawa i trochę wydoroślała – takie tam moje własne
odczucie). Ano, jesteś w rozsypce i nic Ci nie wychodzi – nie pisz
zatem na siłę rozdziału, nie dodawaj jak najszybciej tylko usiądź
i napisz go powoli i w spokoju, gdy będziesz na siłach. Wiesz
czemu? Bo potem wychodzi tylko takie... Takie trochę beznadziejne
coś.
Rozdział 15
I już pierwszymi
wersami, czyli paroma słowami od Ciebie, tryskasz energią. Liczę,
że ten entuzjazm będzie widoczny również w rozdziale i zakończę
czytanie Twojego opowiadania z w miarę dobrymi odczuciami.
W Dinie obudziły się
kolejne (albo raczej pierwsze) ludzkie odczucia. Prawdą ponoć jest,
że pomimo amnezji czujemy z bliskimi nam kiedyś ludźmi jakieś
powiązanie (czytałam gdzieś, z ciekawości). Dziewczyna zatęskniła
za babcią, którą niegdyś kochała, ale na chwilę obecną nie
pamiętała.
I spsułaś jakieś tam
pozytywne wrażenie, bo skąd się nagle przy Dinie i Tomu wziął
ich ojciec, Patrick? Coś Ci się poplątało.
Jakaś wzmianka o Katie
– właśnie, długo jej nie było, nie sądzisz? Grunt, że żyje,
nawet jeśli wpakowała się w gówno, jak to jej mąż ładnie ujął.
Podsumowując,
przebrnęłam przez Twojego bloga w dość krótkim czasie. Nie
znaczy to jednak, że było to łatwe zadanie. W opowiadaniu pełno
jest nieścisłości, wiele sytuacji pozbawionych jest logiki i wręcz
śmieszy, czasem jednak uda Ci się napisać coś w miarę
sensownego. Dodatkowo w tekście aż roi się od błędów w zapisie
dialogów (wspomniałam w komentarzu rozdziału pierwszego), masz
parę problemów z pisaniem w czasie przeszłym, zdarzają się
literówki i przecinki nie na miejscu. Nie wypisałam jednak
wszystkich tych błędów, bo wolałam skupić się na treści, do
czego przejdę za chwilę. Moją propozycją jest abyś samodzielnie
przejrzała tekst i na podstawie podanych przeze mnie przykładów
zredagowała opowiadanie pod względem poprawności. Ewentualnie
możesz poszukać bety i poprosić o odwalenie roboty za Ciebie –
niestety, taką metodą nie nauczysz się zbyt wiele.
To teraz może
ogólnikowo na temat fabuły, świata przedstawionego i tak dalej.
Jest ubogo. Tematyka z pewnością jest oryginalna, nawet na swój
sposób dobra, ale bardzo niedopracowana. Przede wszystkim: logika.
Często ją gubisz, przez co zamiast spójnego tekstu wychodzą Ci
różne bzudry, tak właściwie. W tekście brak opisów, które w
narracji pierwszoosobowej powinny być wiśienką na torcie. Mało
jest fragmentów, gdzie opisujesz przemyślenia Diny – owszem, są,
ale moim zdaniem powinny być bardziej rozbudowane, szczegółowe,
zajmujące: niech czytelnik poczuje się tą dziewczyną chociaż
przez jeden moment. Na opisy miejsc i postaci ponarzekałam
wcześniej, postanowiłam ponarzekać i teraz. Przeczytałam
piętnaście rozdziałów i nadal nie wiem w jakim wieku są bracia
Diny, który z nich jest najstarszy i tak dalej. Znam jedynie wiek
głównej bohaterki oraz jej ojca, co jest trochę przykre. Niestety,
Patrick traci na tym, że nie mam pojęcia jak wygląda. Na plusie
jest jedynie Dina – znam jej wiek i mniej więcej wygląd (pewnie
gdyby nie jej chwila przed lustrem, to i tego bym się nie
dowiedziała). W tekście nadużywasz przekleństw. Nie jest ich aż
tak wiele, ale bardziej rozchodzi się o to, że najwięcej ich
pojawia się przy udziale Diny – dziesięcioletniej dziewczyny!
Przypomnij sobie: czy gdy Ty byłaś w jej wieku, otwarcie kurwowałaś
i pierdoliłaś na wszystkie strony? Może cicho, pod nosem, nie w
czyjejś obecności. Winę też tutaj ponoszą jej rodzice, Patrick i
Katie, bo zamiast wstrzymać się i oszczędzić wulgarnego
słownictwa przy dzieciakach, zapominali się. To samo tyczy się jej
braci. Przemyśl jak powinni zachowywać się tacy ludzie, a w
szczególności Dina, którą na chwilę obecną mam za chamską i
bezczelną małolatę, która myśli, że jest lepsza od innych – a
Tobie, jako autorce, z pewnością nie o taki efekt chodziło.
Na zachętę wystawiam
Ci Okropny, czyli dwóję, bo na Trolla nie mam zbytniej
ochoty. Coś tam potrafisz, ale bardzo długa droga przed Tobą.
Myślę jednak, że z czasem dopracujesz wszystko i napiszesz coś o
wiele lepszego.
Wypadałoby się przedstawić, nieprawdaż? Itlina się nazywam i jestem nową stażystką na OL. I tak właściwie to by było na tyle - kiepska jestem w powitaniach. :D Życzę jednak wszystkim udanego wieczoru!
Witamy w naszych skromnych progach, Itlino :D
OdpowiedzUsuńNo cześć cześć :D
UsuńDzień dobry wieczór ^^
OdpowiedzUsuńCóż, oceny dokładnie nie skomentuje, ale przyznaje, że miałam podobne uczucia kiedy po raz pierwszy wylądowałam na tamtym blogu. Aż mnie kusi żeby się kiedyś podłożyć pod twój nóż, ale czuje że muszę się jeszcze sporo nauczyć.
A swoją drogą, co do tłuczonych ziemniaków, to chyba kwestia regionalna. W moich okolicach każdy wie co to i tak na to mówi, szczególnie pokolenie rodziców i dziadków ^^
Z tego co wiem, żadna z dziewczyn nie kwapiła się do sięgnięcia po tego bloga. Zrobiłam więc im taką małą przysługę, o! :)
UsuńZerknęłam na Twojego bloga i tak sobie myślę, że na pewno dostałabyś ocenę wyższą niż Ana, autorka diny-kaulitz. :) Gdy na OL zostaną otworzone kolejki, proszę bardzo - zapraszam do mnie. :D
Co do ziemniaków, to jest kwestia sporna, jak widzę. U mnie nie ma takiego określenia, nawet wśród starszych pokoleń, więc faktycznie mogłam się pomylić. :)
Itlino, a zostaną otwarte wkrótce! :D
UsuńNa Śląsku ziemniaki są gniecione, bądź zdeptane, jak kto woli. Przynajmniej w moich okolicach. ;>
A u mnie to są pyry, nie ziemniaki, haha :D
UsuńWitamy w naszych skromnych progach! :D Mam nadzieję, że będzie Ci się z nami fajnie współpracowało. No i, co najważniejsze, nie jestem już jedyną, samotną stażystką. :D
OdpowiedzUsuńStażystki są samotne? XD
UsuńEm jest z nami duchem, Mademoiselle, nie jesteśmy zatem samotne. XD
UsuńEm zajmuje się wszystkim i wszystkimi, em jest maskotą XD
UsuńU mnie też można mówić tłuczone ziemniaki.
OdpowiedzUsuńPopieram oceniającą w kwestii oparzeń. Mogę przytoczyć historię mojego chłopaka - w wieku kilku lat oparzył sobie plecy wrzątkiem. Ktoś bezmyślnie... postanowił nasmarować mu je JAJKAMI. Do dziś ma blizny. A Dina? Luzik.
Co do słownictwa dzieci, to bym spekulowała, bo widać, że to patologia, miałam w klasie w podstawówce takiego chłopca i to BARDZO pasuje.
Błąd przy rozdziale dziesiątym - "cokolwiek" piszemy łącznie.
Gratuluję przyjęcia na staż :)
Tak sobie wpadłam tutaj, nie zamierzam się zagłębiać w całą ocenę, to chociaż zauważyłam parę spraw ;)
To chyba faktycznie coś mi nie wyszło z tymi ziemniakami, ale - jak wspomniałam w komentarzu wyżej - kwestia sporna. Ile regionów tyle określeń. :) Poparzenia poparzeniami, zdziwiło mnie jednak, że Dinie nie pozostały nawet najmniejsze blizny. Zaskakujące, nieprawdaż? :) Możliwe, że rodzina Diny była patologiczna, ale autorka w żadnym rozdziale nie raczyła o tym wspomnieć, toteż takie jest moje zdanie. I dziękuję za zauważenie błędu - dziwne nawet, że mi umknął; w innych miejsach jest napisane łącznie, ale to pewnie tylko niedopatrzenie. :)
UsuńI dziękuję. :D
W moim regionie można kupić szneki z glancem, czyli po prostu drożdżówki z lukrem. Także to ciężka kwestia i łatwo się zgubić :)
UsuńBłąd wskazałam, każdemu się zdarza :)
Co do tych blizn, no to mówię, chłopak do dziś ma mocne zmiany na plecach, jak poparzona skóra wygląda - wiadomo. Ma zupełnie inną, hm, jakby to ująć, strukturę? No i fakt, że żelazko spadło... No bez przesady.
U mnie też tłuczone ziemniaki są na porządku dziennym, jak to już powyżej parę osób zauważyło; co więcej, nie spotkałam się nigdy z określeniem hopki, dla mnie to po prostu progi, i taką też nazwę można znaleźć na Wikipedii choćby (klik), także tutaj też mnie zdziwiłaś xD
OdpowiedzUsuńPoza tym podziwiam odwagę, żeś zajęła się takim blogiem;) no i oczywiście gratuluję przyjęcia na staż, a także życzę jego pozytywnego przejścia.
Całuję,
To z jakiego regionu wy jesteście, że te tłuczone ziemniaki macie? :D
UsuńCo do hopków, to chyba również kwestia regionalna. Szczerze przyznam, że określenie „próg” słyszę pierwszy raz. U mnie, w mojej okolicy, hopek to hopek, ma za zadanie przeszkadzać na drodze i już. :) A nawiązując do określenia, jakiego użyła Ana w opowiadaniu, czyli garb na drodze, jest jeszcze bardziej zaskakujące.
Oj tam, jaka odwaga? Ktoś musiał się nim zająć, prędzej czy później, to była tylko kwestia czasu. :) I dzięki, dzięki. :D
Pozdrawiam!
Ze Ślunska, no. I na Ślunsku na kursie prawa jazdy zdecydowanie uczą, mówiąc o "progach zwalniających" xD określenia "garb" z kolei chyba nie potraktowałabym jako błąd, ale mnie kojarzy się on z czymś innym - z przeszkodą podłużną, nie poprzeczną, czyli zwykłym wybrzuszeniem asfaltu. Jezu, teraz się wysłowić nie umiem ;>
UsuńCałuję!
Ja do tej pory wspominam tę pamiętną lekcję języka polskiego w szkole podstawowej, podczas której polonistka uświadomiła mi, że słowo "szaflik" nie jest używane i właściwie większość ludzi nie wie, że takie w ogóle istnieje. A ja dalej ciachu rachu "szaflik" i znajomi się na mnie dziwnie patrzą.
UsuńCo do progów zwalniających, wiadomo, to nazwa fachowa i ona gdzieś tam funkcjonuje. Z kolei z mojej okolicy mówi się na to po prostu "policjant" :D O patrz, policjant na drodze leży, trzeba zwolnić.
UsuńA region z ziemniakami? Śląsk. Tyle, że dolny ^^
ja z górnego i tłuczone jak najbardziej mogą być ;] Babcia ze wschodu nazywa je duszonymi, a my chyba najczęściej gniecionymi. Niemniej, skoro jest tłuczek do ziemniaków to chyba mogą być tłuczone XD
UsuńPyry? Poznań? ;]
Witam Itlinę i gratuluję pierwszej oceny!
Nie tyle co Poznań, ale Wielkopolska. Do Poznania do kawałek spory mam. XD
UsuńA cześć, cześć. :D
Jeśli chodzi o imię to każdy ma swój gust i niekoniecznie może mu się podobać. ja osobiście uwielbiam to imię.
OdpowiedzUsuńNie mam większych uwag. Jeśli chodzi o długość pierwszych notek to powiem tylko, że to były moje początki i jeszcze mało umiałam co zresztą mocno odbija się na treści, ale myślę, że zbiegiem czasu idzie mi coraz lepiej.
A co do rodziny Kaulitzów to cóż... To jest patologia, nie inaczej. Dlaczego o tym nie wspomniałam? A czy to nie jest oczywiste? Proszę, przecież nie muszę czytelnikowi wykładać wszystkiemu tak jasno, aby sam nie miał pola do popisu.
A jeśli chodzi o oparzenie to przykro mi, ale nie koniecznie to musi być szkodliwe i nie zawsze pojedzie się do lekarza. Przykład? Otóż ja nim jestem. Kiedy miałam niespełna roczek żelazko spadło mi na rękę i blizna jest po dziś dzień, ale nikt ze mną w szpitalu nie był. Dlaczego umieściłam to w opowiadaniu? Może wyda Ci się to głupie, ale jestem sentymentalna. I powiem szczerze, że nie wyobrażam sobie mojej reki bez tej blizny czy znamienia na boku małego palca. Nie, nie jestem masochistką.