wtorek, 19 marca 2013

561 www.dina-kaulitz.blogspot.com




Na początek powiem, iż pamiętam, że gdzieś natknęłam się na ten adres i o ile się nie mylę, oceniająca porównała wówczas go do imienia dla psa. Cóż, osobiście nie byłabym skłonna nadać pupilowi takiego pseudonimu; tym bardziej nie nazwałabym tak bohaterki swojego bloga, ewentualnie gdybym wyjątkowo jej nie lubiła. Żyjemy jednak w miarę tolerancyjnym kraju i póki możemy, miejmy swoje zdanie. Adres Twojego bloga mówi mi tyle co przedszkolakowi, czyli nic konkretnego. Nie jest też zbytnio zachęcający, widząc go gdzieś pomiędzy stertą innych odnośników nie przykułabym do niego większej uwagi.

Po wejściu na stronę powitał mnie w miarę znośny widok, jakim jest szablon. Nie będę jednak roztkliwiać się długo nad wyglądem, ponieważ prosiłaś o ocenę nieszablonową; przejdę zatem do konkretów. Nigdzie na blogu nie mogę znaleźć miejsca, gdzie umieszczony mógłby być opis opowiadania. Szkoda, przygotowałabym się przynajmniej na ewentualny uraz psychiczny – proszę, Ana, nie bierz tego do siebie. Nie ma również opisu Twojej osoby; również szkoda – wiedziałabym przynajmniej, z kim mam do czynienia. Sięgam więc do spisu treści, bo rozgościć się tu zbytnio nie ma gdzie...



Rozdział 1

Widywałam już opka i opeńka, ale takiego jeszcze nigdy. Jeśli ktoś uznaje mniej niż czterdzieści linijek za rozdział, to ja zwijam manatki i emigruję, uciekam jak najdalej. Z reguły moje wypracowania na język polski są dłuższe; choć zabawnie byłoby przeczytać kiedyś książkę gdzie pierwszy „rozdział” skończyłby się po stronie bądź półtorej.

- AAAAAAAAAAAAAA! - Po sali operacyjnej więziennego szpitala rozniósł się przeraźliwy wrzask. - WYJMIJCIE TO ZE MNIE! - Elementy zaznaczone na zielono to poprawione przeze mnie błędy, tak, dobrze się domyślasz. Po tym długim i przeraźliwym krzyku powinien znaleźć się wykrzyknik, a zdanie rozpoczęte wielką literą, gdyż nie jest to żadna z czynności typu: powiedział, krzyknął, mruknął. O, a ten drugi wykrzyknik pierwotnie był trzema – hm, nie przypominam sobie, aby wielowykrzykniki istniały jako poprawna forma; ale co ja tam wiem.

- Spokojnie, proszę pani, proszę oddychać. - odezwał się spokojny głos lekarza. - Zaznaczonej kropki w tym zdaniu nie powinno być, ponieważ po myślniku znajduje się „odezwał”.

- Nie waż się mówić mi, co mam robić! - Kobieta spojrzała na niego wrogo. - I to co wcześniej, w tym długim i przeraźliwym krzyku.

Znalazłam jeszcze parę usterek tego typu, przejrzyj tylko tekst i popraw je. Natknęłam się jeszcze na „ci” napisane wielką literą. W opowiadaniach nie używamy zwrotów grzecznościowych w dialogach pomiędzy bohaterami. Poza tym, „poszczególne” pisze się razem, a nie osobno.

Zastanawiam się, co mogłabym powiedzieć o tym rozdziale, ale – niestety – kompletnie nic nie przychodzi mi do głowy. Jak powinnam skomentować niecałą stronę w dokumencie tekstowym? Właściwie, jeśli dalsze części będą tak wyglądały, ograniczę się chyba do wypisania ewentualnych błędów, które powinnaś poprawić; z przedstawionego przez Ciebie fragmentu nie wiem absolutnie nic – jak wygląda Katie (ginekologa na dobrą sprawę mogę pominąć), jak wygląda szpital więzienny: powiedz mi, opisz to, bo ja nie wiem. Ty tutaj kreujesz świat i powinnaś zadbać o przedstawienie go w jak najlepszym świetle.



Rozdział 2

Pierwszy akapit i mamy opis, brawa się należą! Skąpy, co prawda, ale postęp jakiś tam jest. Od razu wypiszę Ci błędy, potem przejdę do dalszej części. (...) na bardzo dobrze zbudowanej, klatce piersiowej bluzkę bez rękawów (...) - Usuń zaznaczone znaki, są zbędne. Z reguły nie stawia się przecinka pomiędzy przymiotnikiem a rzeczownikiem. Co zaś tyczy się myślnika, jasne – mógłby zostać, ale jego brak wyjdzie zdaniu na dobre.

Trochę, a raczej bardzo trochę, nie rozumiem toku myślenia Katie. Z jednej strony nie chce mieć córki, odrzuca ją, a następnie odstawia na korytarzu wielki protest mówiąc, że chce zachować dziecko. Następnie nazywa je „bachorem” i dalej twierdzi, że Diną może się zaopiekować.

Drugą rzeczą, której nie rozumiem, to reakcja Katie na nazwanie Patricka jej mężem. Zaprotestowała, aby go tak nie określać, ale gdy Izzy zaśmiała się z jej uwagi, uciszyła ją chcąc jakby dać koleżance do zrozumienia, że to nie jest powód do radości. Nie wiem, czy dobrze rozumuję, ale czyżby Katie chciała, aby Patricka nazywano jej mężem? Borze Szumiąco-Grzmiący, pobugiłam się.

- Ok, dość tych zbędnych ceregieli. - przerwał im lekarz. - Patrick, idziesz po swoją pociechę? Którą to już...?

- Dziecko piąte, a córeczka pierwsza, Adamie. - odparł z uśmiechem mąż Katie.

Pominę zaznaczone na czerwono kropki, których powinnaś się wyzbyć; przejdę do logiki tego dialogu. Przeczytałam go raz, drugi, trzeci i nadal dochodzę do wniosku, że całą piątkę swoich pociech Patrick odbierał z więzienia. Serio, to tak zabrzmiało, a jeśli nie miało to proszę, Ano, wytłumacz mi to i podaj dobre uzasadnienie, dlaczego.

Co do błędów pojawiających się w rozdziale – wielkie litery i kropki w dialogach, szczegóły wymieniłam w analizie rozdziału pierwszego.

Ten fragment, o dziwo, był dłuższy. Posiadał ponad czterdzieści linijek, czyli więcej niż ostatnia część. Muszę jednak stwierdzić, iż moje wypracowania na język polski nadal są dłuższe. Oby w kolejnych rozdziałach było lepiej, w co – szczerze, bardzo szczerze powiedziawszy – wątpię.



Rozdział 3

„Garb na drodze” - miałaś na myśli powszechnie pagórki, mające na celu przeszkadzanie mi w jeździe rolkami, bezcelowo znajdujące się na ulicy? Ponoć zwą je „hopkami”, każdy to wie (przynajmniej tutaj, gdzie mieszkam). Garba to ewntualnie można mieć na plecach.

Dlaczego czarne audi wyminęło śpieszący się radiowóz i nie zostało w żaden sposób zatrzymane, a kierowca nie dostał upomnienia? Skoro samochód policyjny, na dodatek z odpaloną syreną gnał gdzieś, nie powinno się go wyprzedzać. To tak samo, jakbyś wyprzedziła karetkę wiozącą poszkodowanego do szpitala. Tak nie wolno, i już. W ogóle, chyba pogubiłaś się opisując tę scenę. W końcu Patrick jechał za czy przed radiowozem? Jego wypowiedź: To nie na mnie wyliście? zmyliła mnie, delikatnie mówiąc.

Czwórka braci była zawiedziona, że ojciec przywiózł im siostrę, zamiast kolejnego osobnika płci męskiej do kolekcji. Swoją drogą ciekawe, kto im wbił do głowy rzekome fakty dotyczące głupoty dziewczyn. I ciekawe skąd pomysł, że może została podmieniona w szpitalu? Z reguły niewiele kobiet rodzi w więzeniu. Ale przecież nikt im nie powiedział, gdzie jest Katie, faktycznie. Wiesz, zajrzałam nawet w komentarze dotyczące tego rozdziału i większość czytelników uznała moment zawodu braci za zabawny. Osobiście nie widzę w tym zbyt wiele humoru, ale co ja tam mogę wiedzieć.

- A pfu. - Bobas zaczął gaworzyć, przy czym zaślinił się. - Kropka na końcu i „bobas” wielką literą. Tutaj sytuacja odwrotna do tych, na które zwróciłam Ci uwagę nieco wyżej – jeśli po myślniku za wypowiedzą nie znajduje się żadna z czynności oznajmiających mówienie (mruknął, powiedział, stwierdził, itp.), wówczas daną wypowiedź kończymy kropką, natomiast zdanie za myślnikiem rozpoczynamy wielką literą.




Rozdział 4

Pamiętam, gdy moja kuzynka Rozalia była małym dzieciakiem, posiadającym na swoim koncie około dwóch miesięcy. Jej mama wyszła na spotkanie służbowe z klientem, a ojca wywiało do szkoły muzycznej. Z Rozalą zostałam więc jedenastoletnia ja, moja rodzicielka i nasza babcia. Gdy mała zaczęła płakać, a raczej wyć i drzeć się w niebogłosy, nikt nawet nie wpadł na to, aby powiedzieć: „To nie moje dziecko, niech płacze i czeka na mamę.”. Co lepsze, w Twoim opowiadaniu babcia mieszkająca w domu z synem i piątką jego dzieci będzie wygodnie siedziała przed telewizorem i szyła na drutach lub dziergała serwetkę, podczas gdy jeden bękart będzie bił drugiego, trzeci z czwartym pójdą się utopić, a piąty będzie wówczas oporządany przez ojca. Wiesz, Ana, z własnego doświadczenia wiem, jak to jest z facetami w roli „zatroskanych” tatusi – nie ma takiego, który paliłby się do roboty przy maluchu. Tylko ręce umywają, byleby żona wszystko zrobiła i tak dalej. Jednakże, na tapecie mamy Patricka – ojca piątki dzieci. Ma obowiązek się nimi zająć, ale nie zdoła kontrolować wszystkiego na raz. Co to zatem za babcia, która nie ma zamiaru nawet pomóc?

Dobra, czas na drugą nieścisłość. Sebastian wystraszył się, że jego ojciec podniesie rękę na babcię. Wytłumacz mi, kiedy to spotkać się można z wydarzeniem, aby syn bił własną matkę? Niech Ci będzie, bo tak tylko przemknęło przez myśl małemu chłopakowi, rozumiem. Niestety, nadal nie rozumiem fenonmenu Patricka w roli ojca. Bił Katie przy dzieciach? Tak po prostu? I potem wszyscy się dziwią, że dzieciaki biorą zły przykład z rodziców.

Ile Sebastian ma lat? O ile dobrze pamiętam, nie raczyłaś nigdzie wspomnieć który z chłopców jest najstarszy, a który najmłodszy, toteż się pytam, ponieważ głupota tego z nich mnie przeraziła. Skoro Sebastian był na tyle bystry, aby zabawić siostrę pluszową zabawką i zrobić to w miarę z rozwagą, to musiał być w jakimś tam wieku, gdzie pojęcie o małych dzieciach się posiada się choćby w małym stopniu. Nikt mu nie powiedział, że małe dzieci nie jedzą kanapek lub mleka z płatkami i nie mówią?

- Jak każde nowo narodzony bobas, Seba. Ty też taki byłeś - stwierdził mężczyzna. - Wkradła Ci się literówka. Odmiana przez rodzaje, nawiasem mówiąc; powinno być „każdy”.



Rozdział 5

Minęło dziewięć miesięcy, dobrze, że to zaznaczyłaś. Już na samym początku przybliżyłaś wszystkim wygląd prawie roczniej Diny. Dziewczynka posiada pszeniczne włosy (pierwszy raz wpadłam na takie określenie), z niewiadomych przyczyn wyobraziłam ją sobie z kłosami na głowie. Poza tym, fryzura opada jej na jedno oko, wielkie na dodatek. Mike z „Potwory i spółka”, o rany! Teraz tak na serio: to zdanie naprawdę brzmi, jakby Dina miała jedno oko. Nie parę oczu, a jedno oko.

Miło, że w końcu dowiedziałam się czegoś o kwestii wiekowej braci. Bill jest młodszy od Sebastiana, co jeszcze bardziej mnie zaciekawiło w związku z ostatnimi poczynaniami chłopaka (czyli to, o czym wspomniałam w komentarzu rozdziału czwartego). Niestety, wciąż nie wiem, po ile mają lat. Obym dowiedziała się jak najszybciej, bo zgłupieję.

Bill! Seba! Dlaczego jej nie pilnujecie? A dlaczego pani tego, z łaski swej, nie robi? Ach, wiem, bo to nie pani dziecko. Zresztą kto normalny zostawia rozgrzane żelazko w pokoju z dziećmi, którzy nie są być może zbyt bystrzy, aby rozważyć niebezpieczeństwo poparzenia się.

Dziewięciomiesięczna dziewczynka poparzyła się żelazkiem, które spadło jej na rączki. Taki sprzęt, niezależnie od marki i stopnia nowoczesności, trochę waży. Poza tym nikt nie wpadł od razu na to, aby zdjąć urządzenie z dłoni Diny. Na dodatek matka, Katie, od wejścia strzela kurwami na wszystkie strony.

Mało która kobieta jest na tyle inteligenta, aby oparzenie żelazkiem u ledwie rocznego dziecka schłodzić gorącą wodą z kranu. Ale, jak to stwierdziła Katie, woda to woda. Gratuluję intelektu, proszę pani.

Skoro żelazko przez dłuższy czas spoczywało na dłoniach Diny, oparzenie powinno być dosyć zaawansowane, nie sądzisz? Nie wystarczy tylko lód, opatrunek i kołysanka na dobranoc. Nie, nie miałam nigdy poparzenia ani nie spotkałam się z osobą, która by go doznała – wystarczy mi, że Anka od EDB nawijała o tym przez równe czterdzieści minut, nie licząc sprawdzenia obecności i wpisania uwag do dziennika.

Ha!, a Katie nadal kurwuje w obecności dzieci, Sebastian wciąż się martwi, że ojciec pobije swoją żonę (w ogóle, skąd ona się tam wzięła?).

- Nie krzycz! Słych Ci przytępiło czy jak?! - warknął w stronę żony Patrick. - Chyba „słuch”, tak sobie myślę.


Rozdział 6

Padłam, dosłownie. To chyba najdłuższy rozdział z dotychczasowych, naprawdę. Gratuluję, Ano, postępów! Teraz jednak wyjaśnij, dlaczego narracja jest pierwszoosobowa? W sensie, że Patrick opowiada? Dotychczas to Ty byłaś narratorem, opisując wszystko z perspektywy widza. Ludzie mnie zaskakują; szkoda tylko w jaki sposób.

Patrick siedział w więzieniu, bo pobił polską prostytutkę. I jest Niemcem. Co jedno ma z drugim wspólnego? Jeśli to nikogo nie urazi, to powiem, co myślę: stare nawyki nie znikają. Nie rozumiem, co do pobicia Polki mają jego relacje z Katie? Fakt, że ona go wnerwiała nie usprawiedliwa go do znęcania się nad innymi kobietami. W ogóle, skoro pani lekkich obyczajów, to i zdrada. I żona go nie rzuciła? Nic, zupełnie nic? Obstawiam, że tylko kurwowała, bo taki jej zwyczaj.

Koleś lubił przesadzać z makijażem, kolczykami, tatuażami, implantami, motywem lalki Barbie i różowymi kozaczkami na cholernie wielkim obcasie. Co jak co – mogę tolerować homoseksualizm, ale takie męskie pokemony to już przesada. Znasz w ogóle znaczenie terminu „homoseksualizm”? Wydaje mi się, że nie. Homoseksualista to ktoś, kogo interesują osoby tej samej płci. I niekoniecznie musi to być „męski pokemon”, jak tu ujęłaś. Mężczyznę, którego bardziej ciągnie do kobiecego wyglądu to transwescyta (transwestytyzm - upodobnianie się do osoby płci przeciwnej poprzez ubiór i zachowanie w celu osiągnięcia satysfakcji emocjonalnej bądź seksualnej; szczeliłam definicją od Cioci Wikipedii, a co!).

Patrick, podczas rozmawiania w myślach z samym sobą dostrzegł dwa niebieskie błękity? Co, przepraszam? Wnioskuję, że chodziło Ci o oczy Diny (to jednak dwa?); pewnie byłabym tego pewna, gdybyś gdzieś wcześniej ujęła ładnie, jaki kolor oczu ma dziewczynka. Mężczyzna pyta się córki, czy chce wyjść. Skąd? Bo, znów przepraszam, nawet nie raczyłaś wspomnieć, gdzie Dina się znajduje. W łóżeczku, wózku, a może trzymają ją w klatce? Potem Patrick bierze ją i idzie do kuchni. I wciąż nie wiem, skąd. A jeśli to naprawdę była klatka...?

Tatuś jest w szoku gdy odkrywa, że jego słodkiej córeczce rosną pierwsze ząbki. Kurwa, Dina, zęby ci rosną! To w końcu kurwa czy Dina? Czepiłam się, bo nie mogłam się powstrzymać; jasne, że Dina – przecinek idelanie mówi, że imię dziewczynki jest jedynie wtrąceniem. Ale Ty to wiesz, czyż nie?

Katie ma w dupie fakt, że jej córka się rozwija. Żadna nowość.

Katie bez żadnej pokory będzie patrzeć, jak jej rodzina umiera z głodu tylko dlatego, że nie ma ochoty robić obiadu.

Mati czyta „Harry'ego Pottera”. Super, też go lubię! Z kolei ojciec chłopaka nie potrafi zrozumieć, czemu syn czyta tę książkę drugi raz. Jeśli komuś coś się podoba, jest w stanie przeżyć to znów. Też mi filozofia. Kiedy Patrick zapytał Matiego o tematykę książki, a ten zaczął opowiadać, ojciec kompletnie go nie słuchał. Chłopak tylko język sobie strzępił, zupełnie niepotrzebnie.

Wreszcie odkryłam, gdzie mieszkają bohaterowie Twojego opowiadania. W Berlinie, jakby inaczej! Zdumiewa mnie jedynie, że raczyłaś wspomnieć o tym dopiero w szóstym rozdziale. Ale ja nie o tym tutaj; Bill i Tom są tacy niegrzeczni, bo pyskują nauczycielowi. Jeśli zostaną wywaleni ze szkoły, to rodzina Kaulitz będzie musiała się przeprowadzić, ponieważ w mieście nie będzie szkoły, która ich przyjmie. Świetnie, zatem Bill i Tom to bad bojsi, których wydalili z każdej możliwej placówki. Dobrze wiedzieć.

Pod sam koniec uświadomiłam sobie, że oparzenie Diny cudem gdzieś zniknęło. Małe niedociągnięcie, nie uważasz?


Rozdział 7

Tradycyjnie na początku sprawdziłam długość i rozdziału. Miałam nadzieję, że będzie równie długi co poprzedni. Niestety zawiodłam się, ale cóż poradzić?

Przedstawiasz nam piękny, rodzinny poranek: ojciec wspomina namiętną noc spędzoną z żoną, która z kolei wydaje się być wesoła i ciągle się uśmiecha; mała Dina śpi, Mati czyta Pottera, Seba ogląda TV, a Bill i Tom grają na konsoli. Obraz idealnej, niemalże, rodziny. Tylko Sarah gdzieś zniknęła, ale to szczegół.

Patrick w końcu przyznaje, że ma czterdzieści pięć lat. Super, zatem najstarszy z braci (nadal nie wiem który to) może mieć najwięcej siedemnaście, tak na oko licząc. Przecież wszyscy wciąż chodzą do szkoły, to też trzeba uwzględnić. Dziwisz mi się, że tak myślę? Bo ja nie.

Katie się zmieniła. Promienieje szczęściem i pogodą ducha. Ta kobieta coś knuje, muszę tylko odkryć, co takiego. Nawet Patrick sądzi, że to dziwne i podejrzane. Zamiast jednak spytać żony, dlaczego ma taki świetny humor, postanawia jej nie rozzłaszczać. Naprawdę myślisz, że to dobre rozwiązanie sprawy? Może go zdradza z Sarah w piwnicy, albo coś?

Aby uniknąć szóstego bękarta w domu, postanawiają użyć prezerwatyw. Sięgając po jedną Patrick odkrywa, że jego żona jest dilerką. Teraz wiemy, dlaczego cały dzień chodziła taka uśmiechnięta! Pewnie się trochę naćpała, dla lepszego samopoczucia. O, mają uprawiać seks, a tu nagle Katie wypomina mężowi jego romans z polską prostytutką. I dostaje z pięści po twarzy, bo tak. A jednak nie wszystko układa się tak, jak należy.

Państwo Kaulitz rozpoczęli poranek w miarę dobrej atmosferze. Już myślałam, że wyjdzie z tego rozmowa z uczuciami na wierzchuu. Wypierdalanie zepsuło efekt, serio.

- Tom i Bill stoją na bramkach. Tom jest w twojej drużynie, a ja i Mati contra ty, rozumiesz? - Tak sobie siedzę i myślę, że „przeciw tobie” zamiast „contra ty” brzmiałoby lepiej. Ponadto, „twojej” małą literą, o czym zostało wspomniane wcześniej.


Rozdział 8

To był chyba jedyny rozdział, a którym nie znalazłam idiotyzmów. Tak, idiotyzmów, bo tych wpadek i niedociągnięć, które Ty popełniasz, nie da się inaczej nazwać. Cały tekst tego fragmentu miał w sobie jakąś tam logikę, którą utrzymałaś od początku do końca. W sumie chciałabym, aby w następnych częściach również tak było. Pożyjemy – zobaczymy.



Rozdział 9

Powinnam Ci jakoś tam podziękować, że przez rozdziałem dziewiątym dodałaś krótką informacją dotyczącą zmiany narracji. Przynajmniej mogłam się przygotować i nie przeżyć szoku, jak to było w przypadku Patricka.

W momencie, kiedy zaczynasz opowiadać jako Dina, dziewczynka ma już dziesięć lat. Normalne jest, że uwielbia ciastka swojej babci (a gdzie imię, hm?), jednak fakt, iż uwielbia spać na strychu i ma swój własny worek treningowy jest nieco dziwny. Na pocieszenie powiem Ci, że słucha dobrych zespołów, które też lubię.

Co Dina ma na myśli mówiąc „dzieła”? Nie czytam nikomu w myślach, więc przepraszam.

Gdy Wolfie wskoczył na dziewczynę i przewrócił ją, to zanim doczytałam, że był to pies, pomyślałam o regale z książkami. Tak, odniosłam wrażenie, że to on się na nią przewrócił, ale przecież nie to miałaś na celu, prawda? Ta, to tylko moje wymysły. Pf, ja nawet myślałam, że Wolfie jest psem! A tu co? A tu suka.

Wracając jeszcze do suki, to jak to możliwe, aby dziesięciolatka nazywała kogoś „suką”? Dziesięcioletnia Dina nie lubi swojej kuzynki bo: albo jest zazdrosna, że całowała się z jej bratem, albo zwyczajnie jej nie lubi, bo ta uważa się za królową świata.

To na tym strychu Dina w końcu ma łożko czy materac, bo się pogubiłam?

Ciekawa jestem, jak wygląda unoszenie oczu przez psa. Pewnie komicznie, co nie?

Nurtuje mnie, skąd znasz piosenkę Justina Biebera, skoro nawet go nie lubisz. Ale wiesz co? Nie wnikam.

Dina ma parę oczu! Czyli jednak się rozwinęła przez tę dekadę, super! Fajnie, jak na kombajnie, że opisałaś jej wygląd w miarę użytecznie (ona uwielbia swoje kły – czyżby była wampirem?!), nie mogło się obyć bez zaznaczenia, że nosi znoszczone dżinsy po starszym bracie i trampki za kostkę z doczepianymi ćwiekami. Świetnie, ja również mam trampki, ale przed kostkę i też mam przy nich ćwieki – w CCC innych nie było – i jakoś niespecjalnie się nad tym rozpływam. Buty to buty, ale grunt, że zawarłaś w tekście opis.

Gdzie kultura i wychowanie, ja się pytam! Primo: dziesięciolatka, raczę przypomnieć, wchodzi ot tak do kuchni i pyta się, gdzie jest jej kuzynka suka. Secundo: dziadkowie i rodzice (a ponoć takie wzory do naśladowania) wyzywają się przy dziecku (tak, dziesięciolatek to dziecko, pragnę zauważyć) od zawszonych krów i bezrobotnych skurwysynów. Potem wszyscy wszystkim się dziwią, że małolat zna najlepsze przekleństwa i obraża innych. Te, a ja zapomniałam, że to akcja w Niemczech jest! Może dlatego tak ciągle przeklinają?

Główna bohaterka porównała siebie do zająca. Przez dobrych parę chwil nie mogłam odkryć o co jej chodzi; początkowo stwierdziłam, że jest zawiedziona postawią krwiożerczej wilczycy Wolfie wobec szaraka. Nie, nie – to wszystko ma inny sens. Katie biła Dinę, ciekawa jestem czym, skoro dziewczynce zostały blizny w postaci pręgów na plecach. Okej, potem dodajesz, że dostawała ze skórzanego paska.

A to dobre: pierwszy raz spotykam się z określeniem, aby ziemniaki były tłuczone. Tłuc to można schabowego przed opanierowaniem. W ogóle, jeśli to są niemcy, co tam robi tradycyjny polski mielony i jeszcze bardziej polska mizeria?

Skąd w Niemczech wzięły się łosie? Ewentualnie jelenie, kochana.

Dina wydaje się być dziesięciolatką z wyjątkowo zaawansowaną wiedzą na temat seksu. Za dużo filmów, na pewno.

Chyba nigdy nie jeździłaś konno, albo raczej nie goniłaś kogoś jadącego konno. Ja goniłam, ale raczej trudno było mi dogonić galopującego wierzchowca. Druga kwestia: dziesięcioletnia Dina stopniowo przyspieszająca jazdę na ogierze czystej krwi angielskiej. Masz pojęcie, że taka rasa konia jest rasą dość „ciężką” i, swoją drogą, najlepszą w galopie, a ciężar, jakim byla dziewczyna dla tego zwierzęcia był właściwie zerowy? Przy dobrych obrotach powinna ześlizgnąć się z siodła i co najwyżej zbić bark (sad but true, bro :<). Ale co ja tam wiem, przecież jeżdżę konno tylko od dziesięciu lat.

 Masz u mnie punkt za jakąś tam wiedzę o czystej krwi angielskiej. Te konie to kiepskie skoczki.



Rozdział 10

 To tylko amnezja. Pamiętać – cokolwiek by się nie działo, to tylko amnezja. No jasne, bo przecież codziennie zapomina się o całym swoim życiu, prawda, Ano?

Dina zna angielski, doktorek zajmujący się nią już nie. A ponoć dobra klinika, bo tych z amnezją i po poważnym wypadku byle gdzie nie kładą.

Rehabilitacja, super. Trzeba naprostować pacjentce kręgosłup, bo się jej wykrzywił i nie ma czucia w nogach. Ciekawe tylko, skąd lekarze wiedzieli, że nie ma czucia w nogach, skoro była nieprzytomna. Nie znam się na medycynie, ale parę rzeczy to chociaż wiem... Poza tym, z reguły trzeba czekać na to, aż pacjentowi władza w kończynach sama wróci, wtedy podjąć się rehabilitacji. A jeśli kręgosłup wykrzywił się podczas wypadku, to wypadałoby go zoperować, nie?

Nadal twierdzę swoje: Dina jest chamską, niewychowaną małolatą. Do dorosłej osoby zwraca się na „ty”, wali obelgami i przeklina. I ma dziesięć lat.



Rozdział 11

Wszystko jasne: uszkodzony kręgosłup to nic poważnego. Rozumiem, że czekająca mnie w listopadzie rekonstrukcja klatki piersiowej to też pikuś. To tylko taka osobista wstawka, nie bierz tego do siebie, Ano.

Mało idiotyzmów, poza tym o kręgosłupie. Postęp, nie ma co.



Rozdział 12

Dziesięcioletnia Dina jest inwalidą i nadal przeklina, tym razem bardziej. Nikt nie zauważył ironii na początku zdania, prawda?

Po nazwaniu brata dziwką Dina stwierdza, że było to zupełnie niepotrzebne. Powinna jeszcze dodać, że zupełnie niepotrzebne były wszystkie kurwy i pojeby. Ba!, dziewczyna nadal zastanawia się, dlaczego brat ma wciąż do niej żal. Gdyby mnie moje rodzeństwo nazwało panią lekkich obyczajów, też bym się obraziła. Ty nie?



Rozdział 13

Nie ma to jak groźby do wózka inwalidzkiego urozmaicone siarczystym słownictwem. Bardziej zabawne są oskarżenia Diny wobec tego wózka: sądzi, że jest dla niej wredny, podczas gdy ona chce mu uświadomić, jak bardzo niewartościowy jest – robi to, oczywiście, poprzez groźby wpierdolem. A!, ja tylko cytuję, tak jakby.

Główna bohaterka stwierdziła, że czuje się trochę ułomna. Ja też to zauważyłam.

Ojciec ma na plecach tatuaż z wizerunkiem swojej córki. Wzruszające.

Co to są „knowania”?

Ómieram. Jeszcze dwa rozdziały.



Rozdział 14

Chciałabym skomentować to jakąś dłuższą wypowiedzią, ale trudo mi cokolwiek powiedzieć po marnych pięćdziesięciu linijkach. Odniosę się za to do Twojej adnotacji po rozdziale, bo samego tekstu nie ma po co nawet komentować (zauważę tylko, że Dina wreszcie zachowała się jak na jej stan przystało; uświadomiła sobie, że jej problem to nie jest zabawa i trochę wydoroślała – takie tam moje własne odczucie). Ano, jesteś w rozsypce i nic Ci nie wychodzi – nie pisz zatem na siłę rozdziału, nie dodawaj jak najszybciej tylko usiądź i napisz go powoli i w spokoju, gdy będziesz na siłach. Wiesz czemu? Bo potem wychodzi tylko takie... Takie trochę beznadziejne coś.



Rozdział 15

I już pierwszymi wersami, czyli paroma słowami od Ciebie, tryskasz energią. Liczę, że ten entuzjazm będzie widoczny również w rozdziale i zakończę czytanie Twojego opowiadania z w miarę dobrymi odczuciami.

W Dinie obudziły się kolejne (albo raczej pierwsze) ludzkie odczucia. Prawdą ponoć jest, że pomimo amnezji czujemy z bliskimi nam kiedyś ludźmi jakieś powiązanie (czytałam gdzieś, z ciekawości). Dziewczyna zatęskniła za babcią, którą niegdyś kochała, ale na chwilę obecną nie pamiętała.

I spsułaś jakieś tam pozytywne wrażenie, bo skąd się nagle przy Dinie i Tomu wziął ich ojciec, Patrick? Coś Ci się poplątało.

Jakaś wzmianka o Katie – właśnie, długo jej nie było, nie sądzisz? Grunt, że żyje, nawet jeśli wpakowała się w gówno, jak to jej mąż ładnie ujął.



Podsumowując, przebrnęłam przez Twojego bloga w dość krótkim czasie. Nie znaczy to jednak, że było to łatwe zadanie. W opowiadaniu pełno jest nieścisłości, wiele sytuacji pozbawionych jest logiki i wręcz śmieszy, czasem jednak uda Ci się napisać coś w miarę sensownego. Dodatkowo w tekście aż roi się od błędów w zapisie dialogów (wspomniałam w komentarzu rozdziału pierwszego), masz parę problemów z pisaniem w czasie przeszłym, zdarzają się literówki i przecinki nie na miejscu. Nie wypisałam jednak wszystkich tych błędów, bo wolałam skupić się na treści, do czego przejdę za chwilę. Moją propozycją jest abyś samodzielnie przejrzała tekst i na podstawie podanych przeze mnie przykładów zredagowała opowiadanie pod względem poprawności. Ewentualnie możesz poszukać bety i poprosić o odwalenie roboty za Ciebie – niestety, taką metodą nie nauczysz się zbyt wiele.

To teraz może ogólnikowo na temat fabuły, świata przedstawionego i tak dalej. Jest ubogo. Tematyka z pewnością jest oryginalna, nawet na swój sposób dobra, ale bardzo niedopracowana. Przede wszystkim: logika. Często ją gubisz, przez co zamiast spójnego tekstu wychodzą Ci różne bzudry, tak właściwie. W tekście brak opisów, które w narracji pierwszoosobowej powinny być wiśienką na torcie. Mało jest fragmentów, gdzie opisujesz przemyślenia Diny – owszem, są, ale moim zdaniem powinny być bardziej rozbudowane, szczegółowe, zajmujące: niech czytelnik poczuje się tą dziewczyną chociaż przez jeden moment. Na opisy miejsc i postaci ponarzekałam wcześniej, postanowiłam ponarzekać i teraz. Przeczytałam piętnaście rozdziałów i nadal nie wiem w jakim wieku są bracia Diny, który z nich jest najstarszy i tak dalej. Znam jedynie wiek głównej bohaterki oraz jej ojca, co jest trochę przykre. Niestety, Patrick traci na tym, że nie mam pojęcia jak wygląda. Na plusie jest jedynie Dina – znam jej wiek i mniej więcej wygląd (pewnie gdyby nie jej chwila przed lustrem, to i tego bym się nie dowiedziała). W tekście nadużywasz przekleństw. Nie jest ich aż tak wiele, ale bardziej rozchodzi się o to, że najwięcej ich pojawia się przy udziale Diny – dziesięcioletniej dziewczyny! Przypomnij sobie: czy gdy Ty byłaś w jej wieku, otwarcie kurwowałaś i pierdoliłaś na wszystkie strony? Może cicho, pod nosem, nie w czyjejś obecności. Winę też tutaj ponoszą jej rodzice, Patrick i Katie, bo zamiast wstrzymać się i oszczędzić wulgarnego słownictwa przy dzieciakach, zapominali się. To samo tyczy się jej braci. Przemyśl jak powinni zachowywać się tacy ludzie, a w szczególności Dina, którą na chwilę obecną mam za chamską i bezczelną małolatę, która myśli, że jest lepsza od innych – a Tobie, jako autorce, z pewnością nie o taki efekt chodziło.

Na zachętę wystawiam Ci Okropny, czyli dwóję, bo na Trolla nie mam zbytniej ochoty. Coś tam potrafisz, ale bardzo długa droga przed Tobą. Myślę jednak, że z czasem dopracujesz wszystko i napiszesz coś o wiele lepszego.

Wypadałoby się przedstawić, nieprawdaż? Itlina się nazywam i jestem nową stażystką na OL. I tak właściwie to by było na tyle - kiepska jestem w powitaniach. :D Życzę jednak wszystkim udanego wieczoru! 

21 komentarzy:

  1. Witamy w naszych skromnych progach, Itlino :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzień dobry wieczór ^^
    Cóż, oceny dokładnie nie skomentuje, ale przyznaje, że miałam podobne uczucia kiedy po raz pierwszy wylądowałam na tamtym blogu. Aż mnie kusi żeby się kiedyś podłożyć pod twój nóż, ale czuje że muszę się jeszcze sporo nauczyć.

    A swoją drogą, co do tłuczonych ziemniaków, to chyba kwestia regionalna. W moich okolicach każdy wie co to i tak na to mówi, szczególnie pokolenie rodziców i dziadków ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tego co wiem, żadna z dziewczyn nie kwapiła się do sięgnięcia po tego bloga. Zrobiłam więc im taką małą przysługę, o! :)
      Zerknęłam na Twojego bloga i tak sobie myślę, że na pewno dostałabyś ocenę wyższą niż Ana, autorka diny-kaulitz. :) Gdy na OL zostaną otworzone kolejki, proszę bardzo - zapraszam do mnie. :D
      Co do ziemniaków, to jest kwestia sporna, jak widzę. U mnie nie ma takiego określenia, nawet wśród starszych pokoleń, więc faktycznie mogłam się pomylić. :)

      Usuń
    2. Itlino, a zostaną otwarte wkrótce! :D

      Na Śląsku ziemniaki są gniecione, bądź zdeptane, jak kto woli. Przynajmniej w moich okolicach. ;>

      Usuń
    3. A u mnie to są pyry, nie ziemniaki, haha :D

      Usuń
  3. Witamy w naszych skromnych progach! :D Mam nadzieję, że będzie Ci się z nami fajnie współpracowało. No i, co najważniejsze, nie jestem już jedyną, samotną stażystką. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Stażystki są samotne? XD

      Usuń
    2. Em jest z nami duchem, Mademoiselle, nie jesteśmy zatem samotne. XD

      Usuń
    3. Em zajmuje się wszystkim i wszystkimi, em jest maskotą XD

      Usuń
  4. U mnie też można mówić tłuczone ziemniaki.
    Popieram oceniającą w kwestii oparzeń. Mogę przytoczyć historię mojego chłopaka - w wieku kilku lat oparzył sobie plecy wrzątkiem. Ktoś bezmyślnie... postanowił nasmarować mu je JAJKAMI. Do dziś ma blizny. A Dina? Luzik.
    Co do słownictwa dzieci, to bym spekulowała, bo widać, że to patologia, miałam w klasie w podstawówce takiego chłopca i to BARDZO pasuje.
    Błąd przy rozdziale dziesiątym - "cokolwiek" piszemy łącznie.
    Gratuluję przyjęcia na staż :)
    Tak sobie wpadłam tutaj, nie zamierzam się zagłębiać w całą ocenę, to chociaż zauważyłam parę spraw ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To chyba faktycznie coś mi nie wyszło z tymi ziemniakami, ale - jak wspomniałam w komentarzu wyżej - kwestia sporna. Ile regionów tyle określeń. :) Poparzenia poparzeniami, zdziwiło mnie jednak, że Dinie nie pozostały nawet najmniejsze blizny. Zaskakujące, nieprawdaż? :) Możliwe, że rodzina Diny była patologiczna, ale autorka w żadnym rozdziale nie raczyła o tym wspomnieć, toteż takie jest moje zdanie. I dziękuję za zauważenie błędu - dziwne nawet, że mi umknął; w innych miejsach jest napisane łącznie, ale to pewnie tylko niedopatrzenie. :)
      I dziękuję. :D

      Usuń
    2. W moim regionie można kupić szneki z glancem, czyli po prostu drożdżówki z lukrem. Także to ciężka kwestia i łatwo się zgubić :)
      Błąd wskazałam, każdemu się zdarza :)
      Co do tych blizn, no to mówię, chłopak do dziś ma mocne zmiany na plecach, jak poparzona skóra wygląda - wiadomo. Ma zupełnie inną, hm, jakby to ująć, strukturę? No i fakt, że żelazko spadło... No bez przesady.

      Usuń
  5. U mnie też tłuczone ziemniaki są na porządku dziennym, jak to już powyżej parę osób zauważyło; co więcej, nie spotkałam się nigdy z określeniem hopki, dla mnie to po prostu progi, i taką też nazwę można znaleźć na Wikipedii choćby (klik), także tutaj też mnie zdziwiłaś xD

    Poza tym podziwiam odwagę, żeś zajęła się takim blogiem;) no i oczywiście gratuluję przyjęcia na staż, a także życzę jego pozytywnego przejścia.

    Całuję,

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To z jakiego regionu wy jesteście, że te tłuczone ziemniaki macie? :D
      Co do hopków, to chyba również kwestia regionalna. Szczerze przyznam, że określenie „próg” słyszę pierwszy raz. U mnie, w mojej okolicy, hopek to hopek, ma za zadanie przeszkadzać na drodze i już. :) A nawiązując do określenia, jakiego użyła Ana w opowiadaniu, czyli garb na drodze, jest jeszcze bardziej zaskakujące.

      Oj tam, jaka odwaga? Ktoś musiał się nim zająć, prędzej czy później, to była tylko kwestia czasu. :) I dzięki, dzięki. :D

      Pozdrawiam!

      Usuń
    2. Ze Ślunska, no. I na Ślunsku na kursie prawa jazdy zdecydowanie uczą, mówiąc o "progach zwalniających" xD określenia "garb" z kolei chyba nie potraktowałabym jako błąd, ale mnie kojarzy się on z czymś innym - z przeszkodą podłużną, nie poprzeczną, czyli zwykłym wybrzuszeniem asfaltu. Jezu, teraz się wysłowić nie umiem ;>

      Całuję!

      Usuń
    3. Ja do tej pory wspominam tę pamiętną lekcję języka polskiego w szkole podstawowej, podczas której polonistka uświadomiła mi, że słowo "szaflik" nie jest używane i właściwie większość ludzi nie wie, że takie w ogóle istnieje. A ja dalej ciachu rachu "szaflik" i znajomi się na mnie dziwnie patrzą.

      Usuń
    4. Co do progów zwalniających, wiadomo, to nazwa fachowa i ona gdzieś tam funkcjonuje. Z kolei z mojej okolicy mówi się na to po prostu "policjant" :D O patrz, policjant na drodze leży, trzeba zwolnić.

      A region z ziemniakami? Śląsk. Tyle, że dolny ^^

      Usuń
    5. ja z górnego i tłuczone jak najbardziej mogą być ;] Babcia ze wschodu nazywa je duszonymi, a my chyba najczęściej gniecionymi. Niemniej, skoro jest tłuczek do ziemniaków to chyba mogą być tłuczone XD
      Pyry? Poznań? ;]
      Witam Itlinę i gratuluję pierwszej oceny!

      Usuń
    6. Nie tyle co Poznań, ale Wielkopolska. Do Poznania do kawałek spory mam. XD
      A cześć, cześć. :D

      Usuń
  6. Jeśli chodzi o imię to każdy ma swój gust i niekoniecznie może mu się podobać. ja osobiście uwielbiam to imię.
    Nie mam większych uwag. Jeśli chodzi o długość pierwszych notek to powiem tylko, że to były moje początki i jeszcze mało umiałam co zresztą mocno odbija się na treści, ale myślę, że zbiegiem czasu idzie mi coraz lepiej.
    A co do rodziny Kaulitzów to cóż... To jest patologia, nie inaczej. Dlaczego o tym nie wspomniałam? A czy to nie jest oczywiste? Proszę, przecież nie muszę czytelnikowi wykładać wszystkiemu tak jasno, aby sam nie miał pola do popisu.
    A jeśli chodzi o oparzenie to przykro mi, ale nie koniecznie to musi być szkodliwe i nie zawsze pojedzie się do lekarza. Przykład? Otóż ja nim jestem. Kiedy miałam niespełna roczek żelazko spadło mi na rękę i blizna jest po dziś dzień, ale nikt ze mną w szpitalu nie był. Dlaczego umieściłam to w opowiadaniu? Może wyda Ci się to głupie, ale jestem sentymentalna. I powiem szczerze, że nie wyobrażam sobie mojej reki bez tej blizny czy znamienia na boku małego palca. Nie, nie jestem masochistką.

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy