Świąteczne porządki w siedzibie OL
Odsłona III
Co tu dużo mówić? Siedziała w ciepłym
fotelu z nogami wyłożonymi na biurku. Przygniotła jakiś szablon, z którego była
bardzo niezadowolona. Miała w zamiarze jakoś to zmienić, ale w tej chwili nie
miała na to najmniejszej ochoty. Spędzała leniwe popołudnie, myśląc o
wszystkich problemach OL. Nie było dobrze. Fakt faktem, siedziba chwile
największej grozy miała już za sobą, ale to wcale nie oznaczało, że nie jest
źle. Em od jakiegoś czasu przestała oceniać, chyba że akurat zabłądziła przez
przypadek na szóstym piętrze, gdzie plątali się klienci nie potrafiący ani
wyjść z siedziby, ani przenieść się do gabinetu Alu, Cat lub Innej. Jednak
takie sytuacje zdarzały się stosunkowo rzadko. Niektórzy zapewne mieli
wątpliwości, dlaczego dziewczyna jeszcze nie straciła dostępu do swojego
gabinetu. No cóż, powodów było kilka. Pierwszym i najważniejszym był fakt, że
Alucardyna nie potrafiła zdobyć się na to, żeby wywalić tego śmierdzącego lenia
na zbity pysk przez zamknięte okno. Mogło to być spowodowane między innymi tym,
że szefowej po prostu żal było okna i nawet, gdyby jednak zdecydowała się na
wykopanie Emilyanne, ktoś musiałby naprawić szybę. I tu rodził się problem. Kto
naprawiał szyby? No właśnie - Em. Kolejnym powodem był fakt, że gabinet po
moderatorce ktoś musiałby oczyścić, a wyciąganie stamtąd rozwścieczonych
pingwinów i zasp śniegu zdecydowanie nie należało do marzeń oceniających. Tak
więc Em została i robiła wszystko to, czego nie robiła Alu, Cat i Inna.
Ostatnio, na przykład, była awaria linków na drugim piętrze, a po tym, jak Inna
ją o to wymęczyła, musiała też rozkopać html, żeby dodać głupie akapity. W
sumie nie było to dla niej nic nowego.
A teraz miała wolne. Nikt nie
dobijał się do jej drzwi, pingwiny słodko drzemały, a w tle leciał cover, który
ostatnio podesłała jej przyjaciółka. Było dobrze tak, jak było. Em doszła do
wniosku, że najwyraźniej obwieszczenie na drzwiach prowadzących do jej gabinetu
wreszcie zaczęło skutkować i potencjalni klienci boją się pożarcia przez
złego-moderatora.
Zastanawiała się nad tym, jak
wyprowadzić OL na prostą. W kraju panował kryzys, nie było to dla nikogo
tajemnicą. Tylko jak tu, do licha, opanować ten kryzys? Była pewna jednego -
musi znaleźć jakichś potencjalnych pracowników i wysłać ich na zwiady do
Alucardyny. Em podniosła się ze swojego fotela wiedząc, że chyba czas wybrać
się do Cat. Nie miała z nią kontaktu od kilku dni, a chciała ustalić kilka
rzeczy. Na przykład sprawdzić, czy Cat przypadkiem nie została spetryfikowana
przez rzekomego bazyliszka, który miał krążyć po OL.
Szła powoli korytarzem i
przyuważyła chudą, zirytowaną klientkę, która właśnie wyszła z gabinetu Cat.
Ciągnął się za nią papier toaletowy. A właściwie to origami z papieru
toaletowego przedstawiające małe człowieczki. Ach, Em doskonale znała ten
problem, z którym najprawdopodobniej zmierzyła się nieszczęsna Cat.
Najwyraźniej chuda klientka nie wiedziała, że inni ludzie też mają charakter. Em
musiała przyznać, że nieco jej ulżyło - Cat w czasie, w którym się nie
odzywała, najprawdopodobniej próbowała zmierzyć się z wyjątkowo nieprzyjemną
klientką. Czyli wszystko było w porządku. Oczywiście Em nie mogła w tym
momencie wiedzieć, że klientka wcale nie została zapisana jeszcze w recepcji i
że papier toaletowy tylko zahaczył o gabinet Cat, bo w rzeczywistości miał wylądować
w części poczekalni przeznaczonej dla klientów Alucardyny.
No, a brak kultury Emilyanne nie
zawsze był dobry w skutkach. Niestety, stanęła pod drzwiami gabinetu Cat. I nie
zapukała. No bo po co? Już po chwili przekonała się, że powinna była to zrobić.
Nie żeby bazyliszek, czy coś… Po prostu weszła, zamknęła za sobą drzwi i oparła
się o framugę z zainteresowaniem śledząc sytuację. Cat ani myślała pracować.
Dookoła zawalały ją różne notatki, które bynajmniej nie miały nic wspólnego z
klientkami. Tymczasem dziewczyna nawet nie próbowała ich czytać! Wpatrywała się
za to ze świecącymi oczyma w tańczącą postać przed sobą. Facet był blondynem i
nie miał koszulki.
Jasna cholera.
Ryan Gosling.
- Cat, do licha - wtrąciła Em, nie
bardzo wiedząc, co powiedzieć.
- Paparazii! - Nie pytajcie,
dlaczego Ryan Gosling z przerażeniem wskoczył pod biurko Cat. Zdaje się, że na
to absolutnie nikt nie znał odpowiedzi, z Cat włącznie. Tymczasem dziewczyna
spojrzała nieco skonsternowana na Em, oczekując jakiejś tyrady a propos
siedzenia w gabinecie i nie odzywania się do nikogo przez wiele dni.
- Nie mogę uwierzyć, że znowu
ślinisz się do tego aktora. A na drugim piętrze jest cała gromadka klientek
oczekujących w kolejce do ciebie! - zdenerwowała się dziewczyna. Poprawiła swój
czerwony, zbyt duży sweter, przypominając sobie, że nie powinna poruszać się w
nim po siedzibie, bo wygląda, jakby wszystko miała głęboko gdzieś. A zresztą… w
sumie to miała, nie? A już zwłaszcza zdanie koleżanek - w końcu o wszystkich
zmianach skrupulatnie zapominała je informować.
- Powiedziała, co wiedziała -
prychnęła dziewczyna, wstając z niezadowoleniem z fotela. Poruszała się z
gracją kota, co wszystkich niezmiernie bawiło, a czego nikt nie chciał po sobie
pokazać. No, prócz Alu, która na ten widok, skakała i śmiała się jak głupia. O,
i jeszcze klaskała jak mała dziewczynka!
- Mogłabyś ruszyć tyłek…
- Przypominam ci, emerycie, że
równie dobrze sama mogłabyś coś ocenić. - Cat przerwała Emilyanne. Pokręciła z
niezadowoleniem głową, przechodząc przed biurko i chowając za swoimi nogami
Goslinga.
- Chyba nie chcę wiedzieć, kto
zapłaci za usługi tego faceta - westchnęła Em. - Przyszłam sprawdzić, czy
żyjesz. I jeśli byłabyś tak dobra, chodź ze mną do Alucardyny, bo myślę, że tę
łazienkę na trzecim piętrze można by było jeszcze raz sprawdzić.
- Liczysz, że trafisz tam na
Jęczącą Martę? - Uu, robiło się nieprzyjemnie. Cat zdawała się być zirytowana i
miała drwiący głos.
- Chyba nie chcesz, żeby ktoś
dowiedział się o supergwieździe w twoim gabinecie? - zagroziła Em. Przez chwilę
mierzyły się groźnymi spojrzeniami. Ich twarze spinały się coraz bardziej. Nie
minęło kilka sekund, jak obie parsknęły śmiechem.
Szantaż pierwsza klasa.
Pozostawiwszy Goslinga samego w
gabinecie (co według Em było głupim pomysłem, zaś według Cat głupim pomysłem,
bo mógł pójść z nimi), udały się do Alucardyny, zahaczając po drodze o gabinet
Innej. Nie żeby z dziewczętami coś było nie tak, ale wzięły nieszczęsną
oceniającą z zaskoczenia. Cat kopniakiem otworzyła drzwi, a Em wydzierała się,
a właściwie to próbowała śpiewać „Last Christmas”. A że Inna akurat stała przed
lustrem i malowała sobie oczy… No nic dziwnego, że po chwili była cała ubabrana
tuszem do rzęs. W sumie tak czy tak, nie robiło to różnicy, bo Cat rzuciła się
Innej z pomocą i upaprała ją jeszcze zadziwiająco błyszczącym błyszczykiem. A
gabinet Innej wyglądał jakoś inaczej… Na ścianach pastelami były porysowane
jakieś napisy, ba!, nawet kaczka w czapce! Em od dawna nie przyznawała się, że
to było jej dzieło. Jednak to, co w gabinecie przeszkadzało najbardziej, to niewielkie
zgrzyty, od których roiło się na podłodze. To literówka, to powtórzenie…
Podłoga w niektórych miejscach była popękana i łudząco przypominała coś na
kształt ziemi po trzęsieniu ziemi.
- Co wyście, zwariowały? -
wydarła się Inna. Cat odskoczyła od niej jak poparzona i w jednej chwili
znalazła się za drzwiami. A Em uśmiechnęła się głupio i kontynuowała swoje
„Last Christmas”, nieziemsko fałszując i wyciągając Inną za rękę z gabinetu.
I już po chwili wpadły do
najbardziej dzikiego pomieszczenia ze wszystkich, jakie istniały w siedzibie
OL. Każda z oceniających, a nawet emeryt, mogli zaświadczyć, że czegoś takiego
oczy ludzkie nie widziały. O ile gabinet Alucardyny wyglądał normalnie, bo miał
nie odstraszać klientów, o tyle jej dodatkowy pokój przeznaczony dla szefostwa
był dżunglą, w której mrożoną cebulę wyjmowało się z piekarnika, a lody jadło
się z ciepłą polewą czekoladową. Nie żeby miało to ze sobą jakikolwiek związek…
ale przez pokój przechodziły jeszcze małe tory. Była też równie maleńka kolejka,
w której Alu ledwie się mieściła. Za to uwielbiała jeździć tam i z powrotem „pociągiem”,
czemu właśnie z pasją się poświęcała! Oczywiście nie było to nic dziwnego, jak
na codzienność w siedzibie OL.
- Zebranie, zebranie! - krzyczała
Cat, przebijając się przez głos wciąż fałszującej Emilyanne. W tym momencie moderatorka
zamilkła, rzucając Alucardynie piorunujące spojrzenie. Nie wiadomo skąd, nagle
do pokoju szefostwa wślizgnęła się gromadka pingwinów i, uwaga, Ryan Gosling. Z
tym, że jakoś wszystkich to obeszło. W budynku OL działy się różne niesamowite
rzeczy, dla nikogo nie było to zaskoczeniem.
- Okej, pingwiny zostają, aktor
wychodzi - rzuciła Alu, usiłując wydostać się z kolejki. Przez chwilę jej twarz
wyrażała przerażenie, ogółem coś, co mówiło „cholera, chyba się zaklinowałam”,
ale na szczęście nie minęło kilka sekund, jak stała przed swoimi podwładnymi i
przyglądała się każdej z osobna. Jej wzrok na dłużej zahaczył o twarz Innej. -
Nie umiesz się malować - wymruczała cicho i pokręciła głową. Nic dziwnego, że
Cat wybuchła głośnym śmiechem. Co innego fakt, że zaczęła podskakiwać i
klaskać. A Ryan Gosling chyba nie wziął sobie do serca słów Alucardyny, bo
rozsiadł się właśnie na kanapie przywiezionej z Rosji.
- Jestem na emeryturze, w ogóle w
plecach mnie łamie, bo spędziłam dwie noce na tapczanie. Same go wywalcie -
rzuciła Em, nim ktokolwiek zdążył cokolwiek powiedzieć. Tak, to zdecydowanie
była ich wina, że bolały ją plecy. No bo ileż można się męczyć z tym wszystkim?
- Oj, do rzeczy, do rzeczy! -
zgrabnie zmieniła temat Cat, choć wciąż się uśmiechała. Inna za to wyglądała na
mocno urażoną.
- Idziemy na trzecie piętro -
zarządziła zadowolona z siebie Em.
- Nie zapominaj się - upomniała
ją Alucardyna. No w końcu to ona była szefową, nie? Ale Em rzuciła jej tylko
twarde spojrzenie i poruszyła łapeńcią, zachęcając do pójścia za nią. Alu
chciała protestować, ale kiedy zobaczyła, jak Cat i Inna ruszają za nią,
niezmiernie ciekawe tego, co ma zamiar zrobić moderatorka, Alucardyna
stwierdziła, że może być ciekawie. E tam, w końcu Emilyanne była emerytem,
należał jej się szacunek. Znaczy się w oczach samej moderatorki, bo reszta ekipy
chyba miała na to nieco odmienne zdanie.
Kiedy znalazły się w łazience,
doznały niemałego szoku. Ekipa remontowa najwyraźniej wzięła sobie do serca
postawienie siedziby OL na nogi i oprócz pokoju konferencyjnego, który wciąż jeszcze
stał zakurzony, wyremontowała podejrzane pomieszczenie. Kafelki, którymi
została wyłożona podłoga, ściany i sufit, wyglądały co najmniej komicznie. Otóż
na podłodze roiło się od pingwinów w czapkach, na ścianach od kotów, a na
suficie od czerwonych, zielonych i żółtych glanów. Umywalki zdawały się być w
doskonałym stanie, więc Inna nieco się zdziwiła, bo gdy odkręciła jeden kurek,
wszystko zaczęło się odsuwać ku górze, tworząc małą przepaść w podłodze. Nie to
jednak było problemem - z dziury wyleciało kilkanaście zaginionych klientów.
Wszyscy momentalnie z krzykiem zerwali się i wybiegli za drzwi. Em, chcąc nie
chcąc, podejrzewała, że pędzą do piwnicy, czyli Archiwum X OL.
- Co tam może być? - spytała
retorycznie Alucardyna. Gdyby ktokolwiek wiedział o tym cokolwiek…
- Co robimy? - Inna nieco się
wierciła, jakby obawiała się, że zaraz Emilyanne zrzuci ją w przepaść. W sumie
to było bardzo prawdopodobne, bo na twarzy dziewczyny wykwitł szatański uśmiech
samozadowolenia i sprawą wątpliwą było, czy to efekt tego, że znalazły cokolwiek
dzięki jej zarządzeniu, czy może jednak Inna już wkrótce miała stać się ofiarą.
- Trzeba się dowiedzieć czegoś
więcej o tym, co działo się tu kiedyś - odparła Alu, rzucając twarde spojrzenie
Cat.
- Nie patrz tak na mnie -
wyszeptała przerażona dziewczyna. Taki ton u Alu z pewnością nie mógł
zwiastować niczego dobrego. Gdyby Em kiedykolwiek usłyszała taki głos szefowej,
najprawdopodobniej zaczęłaby pakować manatki z wiedzą, że to już koniec jej
przygody z OL.
- Cat, odwiedzisz kogoś, kto był
tu za czasów budowy, kogoś, kto był tu najdłużej - tłumaczyła Alucardyna i, na nieszczęście,
wciąż brzmiała groźnie.
- Nie znam nikogo takiego -
zaprotestowała zmartwiona tym, co może nastąpić. - Niby kogo miałabym się
pytać?
- Ew! - zawołała radośnie
Emilyanne. Zupełnie niepodobnie do Alucardyny.
- Myślicie, że Ew wyhodowałaby tu
bazyliszka? - zdziwiła się Inna, poprawiając fryzurę i wpatrując się w ciemną
dziurę w podłodze. Nic nie mogła tam dostrzec.
- Cóż… tego dopiero się dowiemy -
odparła nowa szefowa.
***
Kiedy Inna weszła do gabinetu
Cat, nieco się zdziwiła. Wszędzie leżały pudła, do których Cat włożyła swoje
notatki i księgi. Ukradkiem zaplątał się tam nawet jakiś chudy klient w czapce
Mikołaja. Pakująca się oceniająca właśnie ciągnęła ku największemu kartonowi
Ryana Goslinga, który zdawał się nie mieć nic przeciwko temu, że zaraz zostanie
zaklejony w pudle.
- Co ty, do cholery, robisz? -
zdziwiła się Inna, zatrzaskując za sobą drzwi.
- Jak to co? Odchodzę - odparła
Cat, patrząc smutno na swoje pudła i klienta, którego chciała chyba jeszcze
obsłużyć przed zakończeniem swojej pracy.
- Dlaczego? - zapytała druga
oceniająca, kręcąc z niedowierzaniem głową.
- Nie wiem nawet, gdzie mam
szukać Ew! Pewnie nim ją znajdę, natknę się na bazyliszka i skończę jak Bogini
Nike - wymamrotała niewyraźnie dziewczyna. Nie w smak jej było żegnać się z
ciepłą posadą i nowymi, wspaniałymi współpracownikami. Bo gdzie ona teraz
znajdzie tak przyjemne miejsce do pracy, jakim było OL? Że też postanowiły
odkopać salę konferencyjną!
- Zwariowałaś? Nie możesz teraz
się poddać! - zaprotestowała Inna. Jej głos był stanowczy i przebijała przez
niego jakaś siła. Wiedziała, do czego chce namówić koleżankę i nie miała
najmniejszej ochoty odpuszczać.
- I co ja
teraz pocznę? - westchnęła Cat, puszczając dłoń Goslinga, który z uwagą
przysłuchiwał się rozmowie.
- Nie wiem,
ale dasz radę. I pomogę ci w tym. I Emilyanne też ci pomoże - przekonywała
Inna.
- A
Alucardyna? - zapytała Cat.
- Pewnie już
działa na własną rękę - odezwała się Emilyanne, która właśnie stanęła w
drzwiach. Na rękach trzymała małego pingwina. Właściwe to był to dość
niecodzienny widok, bo obwiązała się światełkami na choinkę, które jakimś
dziwnym trafem bez prądu świeciły.
- Co ty,
podsłuchiwałaś? - zapytała Cat. Em pokręciła głową.
- Pingwin mi
powiedział - odpowiedziała śmiertelnie poważnym głosem.
***
Cat, przejmujesz pałeczkę :D I upraszam się o niepublikowanie niczego do sobotniego wieczora. Ach, właśnie, dziewczynki, do roboty! Bo nam się grudzień skończy. I, oczywiście, jak Wam się podoba nowy wystrój? Elle jest geniuszem, wiem :D
Mam jakiś limit dłgości? Proszę, proszę, proszę, powiedz, że nie! W mojej nienormalnej główce już kształtuje się pomysł z kotem i bagietką. Gosling <3 !!!
OdpowiedzUsuńŚnieg! Zakochałam się w tym śniegu. Czemu nie było go wcześniej?!
Em, robisz ze mnie albo debila albo tyrana, no ja nie mogę! =.=
OdpowiedzUsuńGeneralnie odcinek całkiem fajny i ciekawa jestem, co dalej ;] A, i czemu mamy nie publikować do soboty?
Wiesz co, Cat... No z długością nie przesadzaj, ale generalnie limitu jako takiego nie ma ^^
Pozdrawiam, mroczna szefowa
Mrożona cebula z piekarnika? No tak, genialny motyw z mojej pracy XD Ale że ty to jeszcze pamiętasz! No i oczywiście kolej transsyberyjska (tudzież transopolańska, taką się ostatnio częściej przemieszczam) w prywatnym pomieszczeniu musi być XD I zdjąć mi tego Goslinga z rosyjskiej kanapy, nie po to zjeździłam za nią pół Petersburga!
Jak chciałyście mnie rozwalić komentarzami, to Wam się, kurcze, udało :D Cat, bagietki są spoko, więc pisz, pisz :D A Gosling być musiał! :D Alu, jeśli nie zauważyłaś, zrobiłam debili z nas wszystkich, ze mną włącznie :D I pamiętam dużo rzeczy, a cebula akurat była jedną z tych bardziej bawiących mnie rzeczy. Postanowiłam stworzyć w siedzibie OL taki Twój mały raj :D A do soboty nie, żeby moje samouwielbienie mogło się nacieszyć notką na głównej przez całe dwa dni xD
OdpowiedzUsuń*a śnieg nie grał mi z szablonem jesiennym :D
UsuńAle śliczny wystrój macie <3
OdpowiedzUsuń