Oceniam:
www.di-volpe.blogspot.com
Di
Volpe? To po włosku? Tak brzmi. Google Tłumacz twierdzi, że to lis. Mi brzmiało
bardziej na nazwę własną. Cóż, do języka włoskiego raczej nic nie mam, a słowo
w adresie brzmi całkiem przyjemnie, więc czepiać się nie będę. Bardziej
przeszkadzają mi angielskie napisy na nagłówku. Jestem uczulona na angielskie
cytaty, z każdą oceną coraz bardziej, mam wrażenie. Niewiele ma to wspólnego z
tym, że za angielskim nie przepadam, nie w tym rzecz. Po prostu nie rozumiem,
dlaczego polscy blogerzy uparcie czepiają się tej angielszczyzny. Ludzie,
cytaty też się tłumaczy! Widział ktoś oryginalny cytat na przykład z Goethego
czy Shakespeare’a w polskiej książce?!
Natomiast
niesamowicie podoba mi się tytuł. Negatyw szczęścia. Nie jest pseudopoetycki
ani gniotowaty jak większość tytułów opowiadań na blogach. Ani śladu kiczu,
który ostatnio rozpanoszył się po blogosferze tak, że ciężko przejść, żeby się
nim nie upaprać. Gratuluję!
Jeśli
chodzi o wygląd bloga, myślę, że nie jest źle. Kolorystyka może nie do końca
moja, ale jest estetycznie, bez nadmiaru udziwnień. Zauważyłam, że bardzo modne
się ostatnio stało zamieszczanie w szablonach kobiecych twarzy. Wszędzie są
zdjęcia bohaterek, albo nawet nie bohaterek, a przypadkowych postaci. I raczej
mało kto zwraca na to uwagę. Nie jestem pewna, czy podoba mi się ta moda, ale
nie sposób się przed tym obronić. Szabloniarzem nie jestem i nie mogę czepiać
się wyglądu strony. Jak dla mnie wszystko jest okey, nic mnie nie drażni, nic
nie rozprasza mojej uwagi. I to się liczy. Bardzo ładna czcionka w blogu.
A
teraz pozwolisz, że sobie omówię poszczególne zakładki?
Zacznę
też bez innowacji, od lewej. Zakładka „o blogu”. Opis opowiadania dosyć średni,
jakiś taki nie do końca zachęcający. Powiedziałabym, że neutralny. Zbyt
neutralny, nie wzbudził we mnie żadnych emocji. Ani zachęcił ani zniechęcił.
Podoba mi się imię głównej bohaterki. Nie, żeby było jakimś najładniejszym
imieniem na świecie, ale jest słowiańskie, więc mi się podoba. Byle mnie to nie
zmyliło… Może to skrzywienie zawodowe, ale imię Sasza kojarzy mi się tylko z
Rosjanką, Ukrainką albo Białorusinką. Szczerze mówiąc nie wiem, czy w innych
krajach funkcjonuje takie imię… Co jeszcze? A tak! Pierwszy raz spotkałam się z
tym, żeby ktoś tak bez skrępowania nazywał blogowe opowiadanie „powieścią”.
Oczywiście ono powieścią poniekąd jest i z gatunkowego punktu widzenia na pewno
nie jest opowiadaniem… ale zaskoczyłaś mnie. Raczej pozytywnie.
Dalej
mamy bohaterów. Masz tych postaci strasznie dużo i chyba nie sposób wszystkich
spamiętać. Nie dziwi mnie to, sama uwielbiam wymyślać postacie i wrzucać je w
fabułę, chociaż i tak mam w niej przeludnienie. Bardzo podoba mi się pomysł z
takim przedstawieniem ich. Po co bawić się w dodatkowe opisy, skoro opis można
wziąć z tekstu? A w końcu chodzi w tej zakładce tylko o to, żeby mieć
wszystkich bohaterów w jednym miejscu. Pomysł świetny, zastanawiam się, czy
sama go nie wykorzystam. Mogę?
Krótki
opis autorki chyba nie wymaga za wielu uwag. Napisany jest poprawnie, a mam
poczucie, że nie można czepiać się czyjegoś opisu. Jest jaki jest i już. Dość
zwyczajny, bez żadnej udziwnionej aranżacji. Naprawdę chcesz pojechać
transsibem? Nie dziwię się, ja też bym chciała. Owszem, zdarzają się
zamarznięte toalety i postoje na stacji wśród wielkiej pustki, ale to w końcu
urok tej kolei, prawda?
Twoja
wersja słynnej zapowiedzi raczej mi się podoba. Niepołączone ze sobą urywki
zdań wydają mi się całkowicie bez sensu, ale fragment kolejnego rozdziału, tak
jak u Ciebie to chyba dobry pomysł. Nie wiem, czy to w ogóle jest komukolwiek
potrzebne, tak jak zawsze w serialach irytuje mnie to całe „w następnym
odcinku”. Nie sprawia to, że jakoś szczególnie niecierpliwie czekam na kolejną
część. To każdy rozdział ma się kończyć tak, żebym z ciekawości co dalej nie
mogła wytrzymać do kolejnego. Jednakże skoro już musi być zapowiedź, to niech
będzie taka, jak u Ciebie.
No,
koniec tego dobrego, przechodzimy do fabuły.
Tym
razem zacznę od końca, skoro mnie nie ogranicza żaden ciąg – mianowicie od
narracji. Jest pierwszoosobowa i bardzo lekko prowadzona, ale nie to jest
najważniejsze. Narracja bardzo, ale to bardzo mi się podoba, a to dlatego, że
od pierwszego zdania potrafiłam bardzo dobrze zapoznać się z główną bohaterką. Może nie utożsamić, ale może zaprzyjaźnić? Dzięki możliwości śledzenia jej myśli mogłam jej kibicować. Prowadzisz
narrację w taki sposób, że Sasza wydaje się postacią bardzo żywą i
realistyczną. Bardzo lubię takie postaci, wprost uwielbiam czytać o czyichś
przemyśleniach i emocjach. U Ciebie mi ich nie brakuje.
Druga
sprawa to oczywiście postaci. Podoba mi się sposób, w jaki je opisujesz, bo
opisy są szczegółowe i dokładne, bohaterów można sobie wyobrazić. Co mi się nie
podobało? Chociaż może nie „nie podobało”, a lekko utrudniało sprawę… Ilość
bohaterów. Miejscami ciężko się połapać, bo masz ich naprawdę bardzo dużo. Nie
przeszkadza mi to, że jest ich sporo – to raczej plus, w końcu zawsze potrzebne
jest tło. Natomiast musiałam w dwa dni przeczytać pięćdziesiąt rozdziałów, co poskutkowało
tym, że nie wszystkie zostały przeczytane z należytym zrozumieniem i niektóre
postacie mi się ze sobą myliły. Szczególnie, że odkryłam, że nie potrafię
poprawnie czytać włoskich nazwisk. Niemniej poza tym drobnym mankamentem,
bardzo się cieszę, że Twoje postacie wszystkie są mniej lub bardziej żywe. Mam
wrażenie, że bohaterowie są po prostu normalnymi ludźmi. Ze swoistego modowego
światka, ale normalnymi – z zaletami i wadami, z pragnieniami i przeszłością.
Do tego dochodzi punkt widzenia Saszy, zatem ocena postaci jest nieobiektywna.
To sprawia, że jeszcze bardziej ludzkie się wydają. Nie da się ukryć, że
narrator subiektywny i stronniczy przedstawia postaci lepiej niż obiektywny i
niezaangażowany. Dlaczego? A no dlatego, że jest bardziej bezkompromisowy w
ocenie innych bohaterów – bierze udział w tych samych zdarzeniach.
Jeśli
chodzi o samą fabułę, to powiem tyle, że to nie do końca moje klimaty. Po
prostu kompletnie nie interesuję się modą i nie znam się na tym wszystkim.
Natomiast mimo tego opowiadanie potrafiło mnie wciągnąć. Nie jakoś do przesady,
ale czytało się bardzo fajnie, byłam ciekawa, co dalej i zdążyłam bardzo
polubić Saszę. To pewnie kwestia tego, że wszystko jest bardzo dobrze ubrane w
słowa, tekst jest dopieszczony i poprawny… Do tego dochodzi realizm sytuacji i
zdarzeń. Oczywiście zbiegi okoliczności są jakie są i pewnie wiele z nich ma za
zadanie po prostu utrudnienie bohaterom życia, bo o czym byłoby opowiadanie,
gdyby nie to. Niemniej, nie ma w fabule jakichś głupot i absurdów (a przynajmniej nie takich do bólu absurdalnych), które
mogłyby mi ją skutecznie obrzydzić. No owszem, trochę naiwne to wszystko. Kojarzy mi się z serialami TVN. Sympatyczne czytadło, ciut przewidywalne, ale w gruncie rzeczy przyjemne. To jeszcze jeden powód, dlaczego to nie moje klimaty. No i jeszcze może nie do końca przemawia do mnie postać
matki Saszy – nie jestem w stanie wyobrazić sobie kogoś takiego na żywo, ale
wydaje mi się, że to dlatego, że osobiście jestem z innego świata i to
wszystko, o czym jest mowa, jest ode mnie jak najdalej.
Jeśli
mam być szczera, ani przez chwilę nie spodziewałam się, że znajdę u Ciebie
jakieś błędy godne przytoczenia. Nie rozczarowałaś mnie pod tym względem. Aż
miło poczytać coś, bez nieustannego kopiowania błędów do osobnego pliku – miód na
serce oceniającej, mimo, że czasem pewnie tęsknię za blogaskami i aŁtoreczkami.
Tobie z całego serca gratuluję utrzymania tekstu w tak nienagannym stanie. W
kwestii poprawności to tyle z mojej strony.
Podsumowując,
widać, że jesteś doświadczoną bloggerką. Do tego piszesz bardzo dobrze i jedyne
co mogę Ci powiedzieć to PISZ DALEJ! Ode mnie dostajesz dzisiaj mocne Powyżej
Oczekiwań. Życzę Ci dalszych sukcesów w pisaniu i dużo, dużo
weny. Ocenienie Ciebie było dla mnie czystą przyjemnością.
~~~
Ech,
myślałam, że będę męczyć tę ocenę i męczyć… A tu zaczęłam i sru, poszło, jakby
zupełnie bez trudu. To chyba dobry znak, możliwe, że nawet dam radę dodać
następną ocenę przed końcem grudnia. No, przydałoby się, czyż nie? Ach i nic
to, że dziesiątego stycznia mam egzamin z literatury XD
Pozdrawiam
wszystkich ^^
Skomentowałabym jakoś kreatywnie, ale non-stop męczę Elle swoją opinią, to może sobie odpuszczę... :D
OdpowiedzUsuńNa początek, dziękuję bardzo za ocenę. A na kilka uwag pozwolisz, że odpowiem...
OdpowiedzUsuńJedźmy od początku może. Cytat. Gdyby był to cytat z książki lub filmu, z pewnością byłby przetłumaczony (no, może nie z pewnością, pewnie, jako że z wykształcenia jestem anglistką i do angielskiego mam duży sentyment^^). Tekst w nagłówku to jednak cytat z piosenki, a tego tłumaczyć się nie podejmuję. I tak zawsze brzmi dużo gorzej od oryginału.
Co do wyglądu - staram się, żeby kolorystyka za każdym razem była inna, żeby się nie nudziło, ale to tak na marginesie. Co do kobiecej twarzy w szablonie natomiast - nie wiem, czy to taka moda akurat, bardzo długo już prowadzę blogi z tekstami literackimi i zawsze starałam się, by w nagłówku znalazła się dziewczyna, która wyglądem choćby przypominała główną bohaterkę (tak, jak ją sobie wyobrażam, oczywiście). Dlatego też dla mnie tak bardzo przypadkowa ta postać nie jest, nawet nie wiesz, ile się naszukałam po Internetach zdjęć, które by mi pasowały;)
Jak dla mnie trudno powiedzieć cokolwiek o "najładniejszym imieniu na świecie". Po pierwsze, każdemu co innego się podoba, a po drugie, nie o to chyba chodzi, żeby imię koniecznie było ładne. Ja akurat lubię, jak imię się wyróżnia, a Sasza jak dla mnie jest dosyć oryginalna.
Ta "powieść" bierze się stąd, że po prostu... uważam Negatyw za powieść. Nie za opowiadanie, bo jest na to stanowczo za długie i zbyt rozbudowane, i nie za książkę, bo wiadomo, nikt mi jej nie wydał, ale za powieść właśnie. Nie uważam tego za żadne nadużycie;)
Bohaterowie - jasne, że możesz wykorzystać, zwłaszcza że ja też ten pomysł zapożyczyłam. Kontynuując już ten temat, wiem, że bohaterów jest raczej sporo, ale nigdy nie wydawało mi się, żeby można się było w nich pogubić, bo po pierwsze, wprowadzałam ich po trochu, a po drugie, raczej się od siebie różnią. A przynajmniej, powtarzam, ja mam takie wrażenie. Rozumiem jednak, że przy szybkim czytaniu, zwłaszcza w ciągu dwóch dni, mogłaś nie mieć czasu sobie tego należycie poukładać:)
Narracja pierwszoosobowa to mój konik i właściwie w innej nie piszę, bo nie lubię. Lubię móc pisać subiektywnie, oceniać w narracji bohaterów i wydarzenia, a kto zrobiłby to lepiej, jeśli nie patrząca z pewnym dystansem na świat główna bohaterka? Ma też sporo ze mnie. No, ale nie to najważniejsze;)
I część druga, bo oczywiście mi się nie zmieściło...
UsuńTeraz fabuła. Rozumiem, że nie każdemu może się podobać. Kiedy ostatnio mój brat złapał się za moją książkę i zaczął czytać, wyrwałam mu ją z ręki po prostu po to, żeby nie usłyszeć krytycznych komentarzy, bo obyczaj z elementami romansu to stanowczo nie jest lektura dla 23-letniego faceta, który na co dzień czyta fantastykę. Wiem, że nie jest to dzieło ambitne, ale to po prostu dlatego, że piszę coś, co sprawia mi przyjemność, coś przyjemnego, lekkiego i sympatycznego, co zamiast mnie zdołować, poprawi nieco humor. Naiwne jest na pewno samo osadzenie fabuły w mediolańskim domu mody (pewnie działoby się w Polsce i było bardziej prawdopodobne, gdyby nie moja wycieczka do Mediolanu, po której pokochałam to miasto), no i wątek romansowy, ale co do reszty, to nie wiem, starałam się, żeby zbiegów okoliczności i absurdów w nim było jak najmniej i wydaje mi się, że na tle innych tekstów o podobnej tematyce nie wychodzę bardzo źle. Serialów TVN nie oglądam, ale zdaję sobie sprawę, że tekst jest przewidywalny - cóż, nie chodzi mi w nim raczej o zaskoczenie czytelnika (bo przecież i tak wiadomo, jak się skończy), ale o przyjemność z czytania po drodze.
Jeszcze w kwestii matki Saszy. Trochę mnie dziwi, że tak ją odbierasz, bo wydaje mi się, że kreowałam ją dosyć konsekwentnie - mocno różni się od córki i przez to nie może z nią znaleźć wspólnego języka, i jest jedną z niewielu postaci, o których nie można bez zawahania powiedzieć, czy jest dobra, czy zła. Jej egzaltacja i zupełnie inne od Saszy przyzwyczajenia są takie, a nie inne właśnie po to, by stworzyć ten kontrast. W pewnej mierze jest to postać wzorowana na mojej nieco lekkomyślnej, dosyć płytkiej znajomej, reszta to moja licentia poetica; oczywiście możesz mieć swoje zdanie, ale po prostu dziwi mnie, dlaczego akurat ta postać do Ciebie nie przemawia. Gdybym miała wskazać palcem najsłabsze ogniwa mojego tekstu, byliby nimi raczej Daniel albo Vittore, po prostu dlatego, że uważam, iż trochę brakuje im charakteru;]
Kończąc ten przydługi wywód, raz jeszcze dziękuję za ocenę i życzę powodzenia w dalszym ocenianiu, i na egzaminie z literatury:)
Całuję!
"miód na serce oceniającej, mimo, że czasem pewnie tęsknię za blogaskami i aŁtoreczkami" - to między "mimo że" stawiamy przecinek? Sama ocena jest stanowczo za krótka jak na pięćdziesiąt długich rozdziałów, a przy tym prawie połowa to opis grafiki i zakładek. Pozdrawiam, postronna obserwatorka.
OdpowiedzUsuńHej Alu, ja tak krótko dziś, oczywiście nie chce mi się czytać całej oceny, nawiążę więc tylko do początku.
OdpowiedzUsuń"Mi brzmiało bardziej na nazwę własną." - Na początku zdania zawsze dajemy formę akcentowaną zaimka "ja"! Czyli w tym wypadku koniecznie powinno tam się znaleźć "mnie". Formy "mi" możemy użyć tylko na początku zdania składowego po spójniku, jeśli pada na nie akcent.
Jeśli zaś chodzi o cytaty - Mickiewicz lubił używać nietłumaczonych cytatów z Szekspira. A w ogóle słyszałaś, że podobno niedawno wszedł jakiś przepis, który nakazuje używanie spolszczonych wersji nazwisk, jeśli takowe wersje istnieją? W takim wypadku zapis "Shakespeare" też jest błędem.
Jeśli zaś chodzi o nazywanie blogowych twórczości opowiadaniami, to jednak nie jest błąd. Bo opowiadanie ma różne znaczenia. Jedno wąskie, jako gatunek epiki, ale ma też znaczenie szerokie i jest w tym wypadku synonimem narracji (rozumianej jako zbiór wszystkich elementów tekstu, a nie jako sposób językowego kształtowania tekstu).
Wracając jeszcze do angielskiego - jest po prostu modny i nadużywany tak, jak kiedyś nadużywany był francuski. Czasem ma się wrażenie, że cytaty w języku obcym brzmią głębiej, niż wtedy, gdy się je przetłumaczy.
Pozdrawiam~!
"Nieboska komedia"- Krasiński. Na pierwszej stronie jest cytat"To be or not to be. That's the question.
OdpowiedzUsuń