Lubię ten moment, kiedy budzik
dzwoni mi w pokoju o trzeciej nad ranem, a ja wściekła sięgam po telefon. Złość
jednak po chwili zamienia się w radość, bo odkrywam, że jest jeszcze na tyle wcześnie,
abym mogła pójść spać na kolejne trzy godziny.
Tak, lubię sobie ustawiać dzwonek
w środku nocy.
Tak, nie miałam zupełnie pomysłu,
jak zacząć ten post.
Tak, już dobrze się domyślasz, co
chcę tutaj powiedzieć.
Odchodzę.
Możecie mnie nazwać morderczynią,
która ucieka teraz z miejsca zbrodni. Strzeliłam OL w kolano, prawda? OL
krwawi? Wiem, że trafiłam w niezabliźnioną jeszcze ranę.
Obiecałam wiele rzeczy. Że pomogę
przywrócić świetność OL, że będę pisać często oceny, że zawsze będę się
wyrabiać z comiesięczną normą… Obiecałam Ci, Alucardyno, że zostanę z Tobą, choćby
niewiadomo co się nie działo.
Nie lubię słowa „obiecuję”. Od
dziś je również znienawidzę.
Myśl o odejściu chodziła mi po
głowie już od dawna, choć ocenianie już po ponad półtora roku weszło mi w krew.
Przed OL udzielałam się na innych blogach tego typu. Jakoś tak bez oceniania…
Myślałam, że będzie mi pusto. Po prostu ocenienie traktowałam już jak swój
obowiązek.
Najważniejsze jest podejście, a ja chyba miałam złe.
Nie chcę przedłużać. Mówić, że
dałam ciała, że się nie popisałam.
Post można w sumie usunąć, jak
już go zakryje jakaś ocena. Tak tylko stwierdziłam, że wypadałoby się z mojej strony
pożegnać, przeprosić, że zostawiam Was w takim momencie i podziękować, że
kiedyś dostałam szansę, aby się tu dostać i poznać Was, niesamowite oceniające,
z którymi przemiło mi się rozmawiało.
Kocham Was ;*
I jeszcze raz
przepraszam, szczególnie Ew. Tak prosiłam Cię, abyś dała nam szansę. A ja już
na samym początku zawiodłam.
Leszczyna
* Pezet, Bezsenność
Doskonale Cię rozumiem, kochanie. Fakt, jest mi smutno, że na OL jak i na Was wszystkie - a nie mówiłam tak od razu? - przyszedł czas. Mimo wszystko cieszę się. Może to głupie, ale naprawdę się cieszę. Cieszę się, że zrozumiałaś, że ocenianie robi się już powoli Twoim obowiązkiem, a nie przyjemnością. Właściwie nie wybaczyłabym sobie, gdybyś dalej trwała przy ocenianiu, coraz bardziej nienawidząc tej czynności.
OdpowiedzUsuńMiałam napisać krótko, ale się już aż za nadto rozpisałam.
<3
Kocham!
Coś się kończy tylko dlatego by dać szansę czemuś nowemu.
OdpowiedzUsuńKiedy coś się kończy, wracamy myślą do początku.
Pięknie powiedziane. :)
UsuńAch, dajcie spokój. Jeszcze chwila i pierniczę to wszystko i idę na inną ocenialnię...
OdpowiedzUsuńRozumieć nie znaczy wybaczyć, ale rozumiem, Leszczyno. Spoko, nie oszczędzajcie mnie, ktoś jeszcze? Jak co to teraz, byle szybko, nie lubię się długo wykrwawiać.
No, to tyle w tym temacie.
A tak w ogóle to fonetyka, grama i literatura powszechna, powodzenia XD Ale na filozofii siedziałam z największym ciachem na roku, więc lajt ^^
No.
To pozdrawiam ^^ Idźcie na studia, zaraz wam zamuła minie XD
No to ja mam pytanie - co z nami czyli blogowiczami? :> Bo ja na przykład byłam u Leszczyny do oceny.
OdpowiedzUsuńI niech mnie ktoś trzaśnie, ale jestem gotowa zgodzić się, aby Alucardyna oceniła mojego bloga (nie wiem, czy już mam bać się i drżeć czy nie... :P)
A co ja aż taki postrach sieję? Wszystkich, którzy chcą przygarnę, nie wiem ile zajmie mi ocenianie Was, ale ja tak ludzi nie zostawiam.
UsuńNie bój się, Phoe, nie taki diabeł straszny :P
"Nie bój się, Phoe, nie taki diabeł straszny :P"
UsuńNo ja nie wiem, oj nie wiem...
No dobra, niech będzie. Proszę więc o przygarnięcie ;) Nabrałam do swojego tekstu już tyle dystansu, że myślę, iż najgorsze, co może mnie czekać, to podśmiechiwanie się na jego krwiożerczej analizie. Cóż bowiem wiadomo, że się stanie, gdy trafi w łapy takiej Alucardyny? Ja widziałam Twoje możliwości, więc naprawdę wszystko może się zdarzyć.
Przeceniasz mnie :P
Usuń... nie wierzę.
OdpowiedzUsuń