Wchodzę nie bez
zainteresowania. W prawdzie „mapa skarbów” kojarzy mi się tylko i wyłącznie z
Piotrusiem Panem i zgubionymi chłopcami, jakoś mi to nie przeszkadza. Może
dlatego, że uwielbiałam wyżej wspomnianego i chciałam być zgubioną dziewczynką?
W każdym razie uśmiecham się ciepło na widok Twojego adresu. Jeszcze milej mi
się robi, kiedy widzę napis na belce. To po hiszpańsku, prawda? Mam poniekąd
pewien sentyment do tego języka. Chwilowo nie wiem, co on dokładnie oznacza, bo
moja znajomość hiszpańskiego plasuje się gdzieś pomiędzy poziomem zerowym a
całkowitym jej brakiem. Mam jedynie nadzieję, że za niedługo dowiem się z
zakładek. Póki co wiem tylko, że pierwsze słowo to „pamiętaj”.
Na blogu wita mnie
białe tło. Dużo, dużo białego tła. Jest tak sterylnie i czysto. Uwielbiam takie
klimaty! Dużo bardziej podobają mi się białe blogi niż czarne. Masz w nagłówku
naprawdę przepiękny obrazek, który wprost zaczarował mnie swoją głębią. Chyba
się cieszę, że nie ma na nim napisu… Popsułby efekt. W każdym razie wszystko
razem, kiedy jest takie czyste, minimalistyczne i przecudne, od razu robi mi
się milej na duszy. Oby tak dalej, proszę nie rozczaruj mnie na dalszych
etapach!
Tutaj pozwolę sobie na
płynne przejście do podstron. Posiadasz coś w rodzaju regulaminu. Po
przeczytaniu go poniekąd rozumiem jego istnienie. Że nie popieram takich rzeczy
to inna kwestia. Może to przez moje lewicowe przekonanie, że reguły i zasady są
po to, żeby ograniczać wolność i równość w społeczeństwie. Na następnej
podstronie znalazłam „zapowiedź”, która naprawdę bardzo mi się spodobała. Jest
dokładnie taka, jaka powinna być. Nie zdradza zbyt wiele, ale jednocześnie
zachęca do czytania. Taką funkcję powinny spełniać teksty na tyłach książek.
Gdyby Twój znalazł się na książce, chciałabym ją przeczytać. Gratuluję! Podoba
mi się też zakładka „prawa autorskie”. Pomijając fakt, że dowiedziałam się, co
oznacza napis, za co dziękuję, bardzo popieram istnienie takiej zakładki. W tym
momencie każdy, kto tam kliknie, wie, co na blogu jest czyje i w ten sposób
jesteśmy wszyscy wobec siebie uczciwi. A przynajmniej mamy możliwość bycia
uczciwymi, z której powinniśmy skorzystać. Bardzo mnie cieszy, że nie masz
podstrony z bohaterami. Poniekąd sama wprost uwielbiam tworzyć tego typu
podstrony, ale jakoś zawsze zachowuję ich treść dla siebie. To tekst
opowiadania ma przedstawić bohaterów, a nie jakaś podstrona. Troszkę brakuje mi
opisu autorki. Lubię wiedzieć, z kim mam do czynienia. Może za bardzo
przyzwyczaiłam się do opisów autorek, ale zawsze jestem zawiedziona w razie
braku takowej na blogu. Jeśli chodzi o linki i SPAM, wszystko jest w porządku.
W ten oto sposób możemy
szybko i bezboleśnie przejść do oceny treści. Jazda!
Zacznę
od tego, że opowiadanie bardzo dobrze się czyta. Niby nie jest jakimś literackim
majstersztykiem, ale do czytania, szczególnie na nudne, deszczowe wieczory,
nadaje się doskonale. Pozwolę sobie wspomnieć, że o ile mnie historia po prostu
się podobała, tak moja siostra oszalała na jej punkcie i się przez Ciebie nie
uczy, o!
A
teraz trochę szczegółów. Po pierwsze, zaskoczyłaś mnie prologiem. Nie wiem, czy
Twoja wersja to prawdziwa legenda czy też sama ją wymyśliłaś. Wiem tylko, że o
Cortezie było za wiele legend, żeby wszystkie mogły dotyczyć tego samego
człowieka. W każdym razie, prolog mnie zaciekawił. Dalszą częścią opowiadania
ani trochę się nie rozczarowałam. Po prostu – historia jest ciekawa. Do szkoły
na wyspie, na której Cortez ukrył skarb trafia nowa uczennica. Do szkoły z
internatem wysłała ją macocha, która jej nienawidzi. Wszystko byłoby całkowicie
normalne, gdyby nie to, że wymieniona wyżej Sati niechcący demoluje korytarz i
znajduje niezwykły przedmiot. Znowu nie byłoby najmniejszego problemu, gdyby
nie to, że znalezisko należy do pewnego niekoniecznie zrównoważonego psychicznie
ducha. I tutaj zaczynają się schody, ponieważ właściciel-furiat okazuje się
duchem Corteza. W ten oto sposób dochodzimy do faktu, że na terenie
szkoły/wyspy… od paruset lat zalega sobie jakaś zaginiona góra złota z Nowego
Świata. Pomijając zawiłości rynkowe i niezbity fakt, że za czasów Corteza złoto
owo było warte przynajmniej cztery razy więcej niż obecnie – zaczyna się
prawdziwa przygoda. Otóż znalezienie góry złota, której wielu szukało i nikt
nie znalazł wydała się grupie szesnastolatków nader kuszącą propozycją. Zatem
zaczęli zaginionego skarbu Corteza usilnie poszukiwać.
Bardzo
podoba mi się sposób, w jaki połączyłaś delikatną fantastykę i klasyczną
przygodówkę. Cieszę się, że w Twoim świecie duch Corteza naprawdę jest i
naprawdę nawiedza Sati. Całkiem niewykluczone, że jestem walnięta, ale ja
osobiście w duchy wierzę. Wywoływać nie próbowałam, bo się boję, ale nie mam
najmniejszej wątpliwości, że istnieją. Tak, tak, wiem. Jestem walnięta. W
każdym razie cieszę się, że zaiste sympatyczne duszydło nie jest tylko wytworem
wyobraźni Sati.
Co
do tego, co mi się nie podobało… Cóż, nie ma tego dużo, aczkolwiek wydaje mi
się, że to dość istotne. Twoim bohaterom idzie zaskakująco dobrze. Z początku
myślałam, że może to jakaś Twoja intryga, że znajdą łatwo i wszystko okaże się
mistyfikacją (a znienawidziłabym Cię za to!), ale po dłuższym zastanowieniu
uznałam, że chyba nie. Wydaje mi się, że to raczej kwestia błędu. Po prostu –
źle skonstruowane przypadki. Moja droga, za często Twoim bohaterom udaje się
wpaść na coś, na co praktycznie nie da się wpaść. Za rzadko (bo… nigdy?)
znajdują wskazówki, które okazują się zwykłymi śmieciami. Zdecydowanie
nadużyłaś ich możliwości. Moim zdaniem, opowiadanie powinno dłużej się ciągnąć.
Bohaterowie powinni znajdować poszlaki, które po jakimś czasie okazałyby się
nic niewarte. Powinni, jak dotychczas, przynajmniej dwa razy dać się
wyprowadzić w pole i być zmuszonymi wrócić do punktu wyjścia. Zamierzasz szybko
skończyć to opowiadanie. Znajdą skarb i finisz? O nie, nie podoba mi się to!
Absolutnie
nie dziwię się mojej siostrze, która czyta Twoje opowiadanie z wypiekami na
buzi. Jest cudnie napisane, świetnie się czyta, jest ciekawe i zaskakuje.
Niemniej, zrobiłaś swojej fabule prawdziwą krzywdę, tak ją skracając. Kochana,
świetny pomysł, tylko błagam, więcej pomyłek, więcej ślepych uliczek, więcej
momentów bezsilności i zwątpienia! Po co tak się spieszysz? Nie wiem, czy za
moją radę nie powinnam zarobić kopa w tyłek, bo wyobrażam sobie, ile to
wszystko musiało kosztować pracy i czasu. Niemniej oceniająca odważną jest,
więc to powiem. Popraw to opowiadanie. Nadaj mu więcej przygodowej barwy,
wydłuż je trochę, rozwiń. W siódmym rozdziale napisałaś, że jeszcze dwa i
epilog. Licząc z prologiem i epilogiem – jedenaście części. Dlaczego tak? Niech
ma trzydzieści, nie musisz się streszczać!
A
teraz czas na płynne przejście iście w stylu Alucardyny, z powrotem w stronę
tego, co mnie zachwyciło. Czyli… bohaterów i relacji pomiędzy nimi! Moja droga,
jak dla mnie ŚWIETNIE skroiłaś swoje postaci, chodzi mi oczywiście o pięciu
głównych bohaterów.
Po
pierwsze Sati – dziewczyna osierocona przez matkę, jedynaczka. Ojciec ożenił
się ponownie niesamowicie szybko, czego ona nie umie znieść, co z resztą jest
zrozumiałe, jak mało co. Przy okazji jej relacja z macochą od początku nie
zapowiadała się zbyt szałowo. Nie mam pojęcia, dlaczego, ale ową macochę
wyobrażam sobie jako o wiele młodszą od taty głównej bohaterki. Może dlatego,
że do tej roli wybitnie pasuje kobieta bardziej zbliżona wiekiem do córki niż
do ojca. W każdym razie nienawidzą się od pierwszego wejrzenia. W końcu Mandy
(której imię zaskakuje niezwykłym podobieństwem do „mendy”) stawia na swoim i
tatuś zgadza się oddać córusię do internatu. Dziewczyna jest w zrozumiały
sposób wściekła na ojca, w szkole czuje się samotna i opuszczona, ale na
szczęście szybko dochodzi do porozumienia z innymi uczniami. Głównie dzięki
wkurzonemu umarlakowi, który pierwszej nocy nie dawał jej spać. Jeśli chodzi o
nią samą – jest sympatycznie zwyczajna. Po prostu normalna dziewczyna, zupełnie
niewyróżniająca się w tłumie. Niewątpliwie dość ładna, ale nie stanowi jakiegoś
pozaziemskiego zjawiska. Bałam się, że zrobisz z niej jakąś obrzydliwą Mary
Sue. Jej zwyczajność zaskoczyła mnie w najmilszy z możliwych sposobów.
Po
drugie Jasmine – głupia współlokatorka, beznadziejnie i żałośnie zakochana w
przystojniaku z klasy? Na początku tak myślałam, ale znowu zaskoczyłaś mnie w
bardzo ciekawy sposób. Otóż, co by nie mówić o Jasemine, w pewnym momencie
staje się postacią tak niesamowicie sympatyczną, że nie sposób jej nie
pokochać. Jej roztrzepanie i wyjątkowo osobliwa… hmm… bystrość sprawiają, że
robi się z niej ktoś na kształt kultowych postaci z komedii. Osioł ze Shreka,
dosłownie. Wkurzające coś, co się przyczepiło i odczepić nie zamierza, ale w
gruncie rzeczy przydatne, a bez tego fabuła byłaby niepełna.
Po
trzecie Amy – czerwonowłosa dziwaczka, wierzy w wampiry, umie wywoływać duchy i
robi się na gotkę. Jak dla mnie – przewidywalna. Może to dlatego, że osobiście
znam przynajmniej kilkanaście takich osób, a każda z nich jest przekonana o
swojej niezachwianej wyjątkowości. Nie lubię dziewczyn z syndromem jedynej w
swoim rodzaju. Właśnie Amy najmniej lubię z całej trójki bohaterek. A jednak
coś sprawia, że jest ona elementem w pewien sposób scalającym fabułę i
potrzebnym. Jako jedyna zna się na duchach i ich wywoływaniu, również jako
jedyna trzyma się twardo teorii, że tylko kontakt z duchem Ramira pomoże im
znaleźć skarb. Jeśli chodzi o to, co mnie w Amy zaciekawiło, było to
wspomnienie o jej bracie. Bardzo żałuję, że go nie rozwinęłaś, że Amy nie
opowiedziała nic więcej. Chciałabym wiedzieć o nim wszystko.
Po
czwarte Alex – z początku sympatyczny informatyk, wbrew własnej woli wciśnięty
w rolę cienia klasowej gwiazdy. Właściwie owej gwiazdy najlepszy przyjaciel,
jak się później okazuje. Początkowo to Alex pomaga Sati i Amy szukać skarbu.
Jednak jako racjonalista nie wierzy w duchy, a pierwszy seans spirytystyczny
przeraża go tak bardzo, że postanawia się wycofać. Dlaczego po zrezygnowaniu z
udziału w grupie poszukiwawczej przestaje odzywać się do dziewczyn? Nie wiem,
ale tym mnie rozczarował.
I
po piąte James – wyżej wspomniany klasowy przystojniak, człowiek nieco wredny,
zbyt pewny siebie i irytujący. Do grupy przyłącza się, ponieważ grupowy głupek,
Jasmine, wygadał mu całą tajemnicę. Przy okazji podoba mu się główna bohaterka
i bardzo się stara ją zdobyć, ale dość marnie mu to idzie. Głównie z tego
względu, że jako przyjaciółka zakochanej w nim dziewczyny, czułaby się głupio.
Natomiast James stara się bardzo, a widać, że zdecydowanie zna się na rzeczy.
Nie raz miałam wrażenie, że Jim po prostu koloryzuje i rzuca głodnymi
kawałkami, żeby Sati zwróciła na niego uwagę, pocałowała go jeszcze raz czy co
tam jeszcze. I wiesz co? Bardzo mi się podoba sposób bycia tej postaci!
Podsumowując,
bohaterowie są zróżnicowani, a przy tym bardzo naturalni i prawdziwi. Bardzo
podoba mi się również określenie relacji pomiędzy nimi. Nic wielkiego, wszystko
zwykłe i uczniowskie, jakby żywcem wyjęte z liceum. Bardzo fajnie to wyszło.
Cieszę się, że relacje pomiędzy naszą główną piątką wyszły tak naturalne. Było
to widać zarówno w opisach jak i dialogach. Bohaterowie po prostu są ludzcy,
mogliby istnieć, mogliby chodzić ze mną do szkoły. W każdym z pięciu przypadków
znam przynajmniej jedną osobę o takich cechach. Brawo!
Trochę
boli mnie, że pozostali uczniowie szkoły nie istnieją. Nie, to nie tak, że są
szarą masą, bez wyodrębnionych cech. O nie. Ich NIE MA. Tak samo jak grona
pedagogicznego. Chwilami miałam wrażenie, że w całej szkole egzystuje tylko
piątka głównych bohaterów. Reszta uczniów… ciężko nawet podnosić ich do rangi
nieistotnych cieni, nie ma czego podnosić. Wiem, że każdy może się domyślić, że
coś tam sobie żyje oprócz pięciu sprecyzowanych osób, ale moim zdaniem jakieś
tło w postaci tłumu jest potrzebne. Na przykład bardzo mnie dziwi, że przed
Sati, Jasemine nie miała żadnych przyjaciółek. Ona czasami plotkuje z jakimś
nieistniejącym widmem, ale to za mało. Bardzo mnie dziwi, że Amy nie wchodzi w
relację z NIKIM poza czwórką bohaterów, którzy nie są nawet jej przyjaciółmi,
bo łączy ją z nimi tylko skarb. Nie, tak nie może być. Brakuje mi zwyklaków,
brakuje mi tłumu, brakuje mi tła.
A teraz część, która zajęła mi najwięcej
czasu. Gdzieś napisałaś, że liczysz na wnikliwą analizę tekstu pod kątem
poprawności i… oto jest. Mam nadzieję, że Cię nie rozczarowałam.
Błyskawica rozcięła czarne niebo,
na krótką chwilę wydobywając z mroku statek, który pośród otaczających go wód
oceanu, wyglądał niczym maleńka łupina orzecha zdana na łaskę morderczego
żywiołu. –
przecinek pomiędzy „oceanu” i „wyglądał” jest niepotrzebny, za to przydałby się
pomiędzy „orzecha” i „zdana”. (prolog)
z zamyśleniem pogładził chłodną
metalową odznakę –
przecinek pomiędzy „chłodną” i „metalową”. (prolog)
Przysięgał Jej Królewskiej Mości,
że zadba o bezpieczeństwo skarbu, dlatego teraz nie zamierza pozwolić (…) – napisałabym „nie zamierzał”.
(prolog)
wysokie fale chłostające burty
statku raz z jednej, raz z drugiej strony – przecinki po „fale” i przed pierwszym „raz”.
(prolog)
Przemoczeni od stóp do głów
pływali w tę i z powrotem na szalupach wypchanych po brzegi skrzyniami ze
złotem –
przecinki przed „pływali” i po „szalupach”. (prolog)
oboje – obaj, chodzi o dwóch panów.
(prolog)
Światło z czterech lamp naftowych
zawieszonych na ganku pobliskiego domu wystarczyło (…) – przecinki przed „zawieszonych”
i po „domu”. (prolog)
Ofiara, którą być może i im
przyjdzie wkrótce złożyć.
– z racji, że to wtrącenie, przed zwrotem „być może” i po nim potrzebne są
przecinki. (prolog)
Tylko jedno dzieliło go od
całkowitego wypełnienia zadania powierzonego mu przez kapitana. – przecinek po „zadania”.
(prolog)
…jak widzisz nasza szkoła ma
naprawdę wiele do zaoferowania (…)
– przecinek po „widzisz”. (roz. 1)
Ostatnim, czego chciała było
ranienie tego biednego, zmęczonego życiem człowieka (…) – przecinek po „chciała”. (roz.
1)
Kiedy była już w połowie schodów
dobiegł ją zza pleców głos:
- przecinek przed „dobiegł”. (roz. 1)
W jadalni przy stole siedziało
dwóch chłopaków: przystojny brunet przyglądający jej się z kpiącym uśmiechem i
zmieszany blondyn obwarowany podręcznikami, który nie wiedział, gdzie ma
podziać wzrok –
przecinki przed i po „przy stole”, po „brunet”, po „blondyn” i kropka na końcu
zdania. (roz. 1)
U stóp łóżka znajdowały się
komoda, a nieco dalej jednodrzwiowa szafa na ubrania. – znajdowała się komoda. (roz. 1)
Zupełnie nieświadomi, że w ciągu
kilku najbliższych lat wszystko posypie się w drobny pył – przecinek po „lat”. (roz. 1)
Wściekła, złapała za nadgarstek
roześmianą Sati i pociągnęła ją za sobą korytarzem w kierunku schodów, a kiedy
już z nich zbiegły, na lewo w kierunku innego przejścia, którego wejście było
zasłonięte folią. Blondynka zaparła się nogami i powiedziała, powstrzymując
śmiech: - Tutaj
ogólnie coś jest mocno nie tak, więc może przytoczę, jak według mnie powinno to
wyglądać: Wściekła, złapała za nadgarstek roześmianą Sati i pociągnęła ją za
sobą korytarzem w kierunku schodów. Kiedy już z nich zbiegły, na lewo w
kierunku innego przejścia, którego wejście było zasłonięte folią, blondynka
zaparła się nogami i, powstrzymując śmiech, powiedziała: (roz. 1)
Nie wiem, jak jest tutaj, ale
tam, skąd pochodzę to oznacza zakaz wstępu – przecinek przed „to”. (roz. 1)
Po prostu uważaj pod nogi. – może raczej „patrz pod nogi”?
(roz. 1)
Nie sądzę, by Bonaparte żył w XX
wieku, który (nawiasem mówiąc) właśnie omawiamy. – „nawiasem mówiąc” powinno być
pomiędzy przecinkami, a nie w nawiasie. To takie samo wtrącenie jak np. „co
prawda”. (roz. 1)
Chyba że jest wampirem – przecinek przed „że”. (roz. 1)
by – bo. (roz. 1)
ale zamiast słów wypłynęła z nich
tylko woda –
przecinek przed „wypłynęła”. (roz. 1)
którzy zwabieni głośnym krzykiem
w środku nocy wpadli do pokoju numer siedem – przecinki po „którzy” i po „nocy”. (roz.2)
poinformował z uśmiechem Alex,
jednocześnie siadając obok blondynki.
– po co to „jednocześnie”? Jest
absolutnie niepotrzebne. (roz.2)
Po szybkim prysznicu (podczas
którego temperaturę wody można było uznać za przesadnie orzeźwiającą) i
wciągnięciu na siebie dżinsów oraz jasnej koszulki, stanęła przed umywalką i,
wpatrując się w swoje podkrążone oczy, umyła zęby. – tekst w nawiasie proszę z
nawiasu wyjąć i wsadzić pomiędzy przecinki. (roz. 2)
srebrny klucz z niebieskim
szafirem – z
szafirem. One zawsze są niebieskie, więc określenie koloru jest zbędne. (roz.2)
że kiedy go zobaczyłam już nie
spałam –
przecinek przed „już”. (roz. 2)
Wiele z nich nie dopłynęło na
miejsce – wielu.
(roz. 2)
W pomieszczeniu zapadła cisza,
jaką przerywało natarczywe bzyczenie muchy, która właśnie wleciała do pokoju
przez uchylone okno, najwyraźniej starając się schronić przed nadciągającą
ulewą. – to
zdanie jest za długie i nie brzmi zbyt dobrze. Napisałabym: W pomieszczeniu
zapadła cisza, przerywana jedynie natarczywym bzyczeniem. Mucha, która właśnie
wleciała do pokoju przez uchylone okno najwyraźniej starała się schronić przed
nadciągającą ulewą. (roz. 3)
Ale wyobrażenie kopców usypanych
ze złota w jakiejś nadmorskiej jaskini wcale nie chciało zniknąć sprzed jej
oczu. –
przecinek przed „usypanych” i przed „wcale”. (roz. 3)
pogrążyli się w ekscytującej
rozmowie rozważającej prawdziwość znalezionego klucza i tajemniczej notatki. – nie rozważającej, bo rozmowa
nie może niczego rozważać. Napisałabym tam „rozważając”. I koniecznie przecinek
przed tym słowem. (roz. 3)
że poprze jednego z nich i
rozsądzi cały spór
– jedno z nich, chodzi o chłopaka i dziewczynę. (roz. 3)
a jego ciało unoszące się na
wodzie następnego dnia znaleźli rybacy.
- a jego unoszące się na wodzie ciało następnego dnia znaleźli rybacy? Moim
zdaniem tak brzmi lepiej. (roz. 3)
Za życia pływał na statku el
Salvador, czyli Zbawiciel, który został zatopiony kilka mil stąd po potyczce z
piratami –
przecinek przed „po”. (roz. 3)
powiedzenia –powiedzenie. (roz. 3)
Nie chciała kusić losu, więc
złożony na powrót klucz razem z wciśniętą w niego wskazówką leżał teraz pod
poduszką (…) –
przecinek przed „leżał”. (roz. 3)
Siedzieli w trójkę w biblioteczce – w
bibliotece. Biblioteczka to półka na książki, a nie pomieszczenie. Podejrzewam,
że w półce na książki nie siedzieli? (roz. 3)
Nieważne, gdzie stanę mam
wrażenie, że się na mnie gapi.
– przecinek przed „mam”. (roz. 3)
że – dla zachowania tajemnicy –
zjawią się w biblioteczce pół godziny przed rozpoczęciem lekcji – myślniki są niepotrzebne,
wystarczy przecinek po „tajemnicy”. (roz. 4)
małoważnego – mało ważnego (roz. 4)
Pomimo rozczarowania Amy
postanowiła –
przecinek przed „Amy”. (roz. 4)
coraz większą partię jego twarzy – Alex ma jakąś partię na
twarzy? Może po prostu część? (roz. 4)
Alex spojrzał na Sati, i
mylnie interpretując jej wyraz twarzy
– przecinek po „i”, a nie przed nim. (roz. 4)
Jeśli się nie uda już nigdy
nie wspomnę o duchach
– przecinek przed „już”. (roz. 4)
nie był wcale ostatnim, i nie
zamierzała tego zmieniać
– niepotrzebny przecinek. (roz. 4)
niezwłocznie – bezzwłocznie brzmi
naturalniej. (roz. 5)
unikał ją i Amy. – unikał JEJ i Amy. (roz. 5)
psycholożką – psychologiem. Istnieje żeńska
forma, ale brzmi okropnie. (roz. 5)
z 3D- z trzeciej de, nie z
trójwymiaru. (roz. 6)
Całości dopełniało - całość dopełniało (roz.
6)
Znalazła go tam z zaskakującą
prędkością –
napisałabym raczej „zaskakująco szybko” (roz. 7)
Wsunęła rękę w głąb podwyższenia
i wyciągnęła ją równie szybko, piszcząc, odskakując i strzepując z siebie
niewidzialne pająki. Jaz szybko do niej dołączyła. Sati zadeptała dwa z nich,
próbujące uciekać z kawałka brudnego materiału, który Amy udało się wyciągnąć. – można zadawać głupie pytania?
Te pająki to w końcu istniały czy nie, bo najpierw są niewidzialne (czyli coś
jakby urojenie), a potem Sati je zdeptuje, więc można tu dostrzec delikatną
niekonsekwencję… (roz. 7)
chce – chcę (roz. 7)
jakby żadna z informacji, którą
jej udzielił –
których jej udzielił (roz. 7)
w pokoju numer 7 – liczby słownie, proszę… (roz.
7)
Graficzna
interpretacja –
interpretacja graficzna, odwrotnie nieładnie brzmi. (roz. 8)
To
raczej tyle. Starałam się wychwycić jak najwięcej i naprawdę się do tego
przyłożyłam. Mam nadzieję, że wypisanie błędów okaże się pomocne. Z rozdziału
na rozdział jest z poprawnością coraz lepiej, z czego bardzo się cieszę. Jest
tylko jedna nagląca sprawa – zdania wielokrotnie złożone. Długie i ciężkie do
czytania. Niektóre dałoby się podzielić nawet na trzy części. Nie należy wpadać
ze skrajności w skrajność i nagle zacząć pisać równoważnikami zdań, ale myślę,
że powinnaś popracować nad optymalizacją długości zdań.
Podsumowując
całą ocenę, uważam, że zasłużyłaś na Zadowalający z ogromnym plusem. Jak dla
mnie za mało na Powyżej Oczekiwań, bo niedociągnięć było moim zdaniem sporo.
Niemniej, ocenianie Cię było dla mnie prawdziwą przyjemnością i bardzo się
cieszę, że mogłam przeczytać Twoje opowiadanie.
Z
mojej strony to wszystko, życzę powodzenia i ogromnych sukcesów. Myślę, że
przed Tobą świetlana literacka przyszłość!
Pozdrawiam!
PS
dziewczyny, proszę, żebyście w październiku naprawdę spięły tyłki i oceniły po
dwa blogi! Musimy się ogarnąć, to kwestia honoru, nie tylko mojego. Zróbmy to
dla Ew i przywróćmy OL prawdziwą świetność!
Ja na pewno wyrobię normę, w weekend siadam do następnego bloga z mojej kolejki. Znów mam cały weekend wolny wyjątkowo, to będzie dobrze.
OdpowiedzUsuńA co w końcu z Niekonkretną i emilyanne? Ocenią jeszcze to, co mają w kolejkach czy już definitywnie odchodzą i nie pojawi się od nich już ocena?
Całuję!
Leszczyna ;*
PS zapomniałaś o odnośniku, kochana ;)
Dzięki, poprawiłam już ^^
Usuńemilyanne oceni, a Niekonkretna to nie wiem, szczerze mówiąc, nie napisała mi nic...
Ocenię :)
UsuńNo, wreszcie mam chwilę, żeby usiąść i napisać porządny komentarz.
OdpowiedzUsuńJestem bardzo zdziwiona tak pozytywną oceną i tyloma miłymi słowami, naprawdę. Sądziłam, że bardziej mi się oberwie. ^^ Bardzo dziękuję :)
Może od razu wyjaśnię, dlaczego opowiadanie od początku miało być takie krótkie. Powód jest bardzo prosty, a mianowicie: bardzo szybko się nudzę tym, co piszę. Jak tylko wszystko obmyślę, to w mojej głowie pojawia się pomysł na inną historię i to na niej się skupiam, a pisanie poprzedniej staje się dla mnie męczarnią. Poza tym, jak do tej pory nie udało mi się doprowadzić żadnego opowiadania do końca, więc bałam się, że porwę się z motyką na słońce, wymyślając zawiłą fabułę. :)
W kwestii braku podstrony o autorce - nigdy nie wiem, co o sobie napisać, więc zawsze pomijam tą część.
Cieszę się, że tak ci się spodobali moi bohaterowie, bo bałam się, że są trochę schematyczni. Poza tym mam skłonność do robienia z głównej bohaterki marysujki. Starałam się tego uniknąć przy kreowaniu Sati i myślałam, że popadłam ze skrajności w skrajność, robiąc z niej zupełnie nudną postać.
Jestem świadoma tego, że za łatwo idą im te poszukiwania, ale wszystko sprowadza się do długości opowiadania. Gdybym chciała wprowadzić więcej wskazówek, dać im więcej czasu i opisać kilka pomysłów, które wyprowadziłyby ich w pole, to musiałabym napisać więcej rozdziałów, a jak już mówiłam - zanudziłabym się na śmierć i porzuciła bloga.
Jeśli chodzi o 'zwyklaków', jak ich nazwałaś, to pojawiają się sporadycznie, ale każda scena z udziałem dodatkowych osób prowadziłaby do wydłużenia opowiadania, a jak już wiemy, takie wyjście jest dla mnie zdecydowanie fe xD
Za dogłębną analizę tekstu bardzo, ale to bardzo Ci dziękuję. Interpunkcja to moja zmora, a pozostałe błędy staram się wyłapywać, ale szukanie we własnym tekście jest naprawdę trudne, bo chochliki są złośliwe i zastawiają skrzydełkami. ^^ Aż nie mogę uwierzyć, jak głupie są niektóre z błędów, które popełniłam i płonę przez to ze wstydu. Wszystkie poprawki, oczywiście naniosę.
Pozdrów siostrę :)