środa, 3 października 2012

524 www.mapa-skarbow.blogspot.com

Oceniam: www.mapa-skarbow.blogspot.com

Wchodzę nie bez zainteresowania. W prawdzie „mapa skarbów” kojarzy mi się tylko i wyłącznie z Piotrusiem Panem i zgubionymi chłopcami, jakoś mi to nie przeszkadza. Może dlatego, że uwielbiałam wyżej wspomnianego i chciałam być zgubioną dziewczynką? W każdym razie uśmiecham się ciepło na widok Twojego adresu. Jeszcze milej mi się robi, kiedy widzę napis na belce. To po hiszpańsku, prawda? Mam poniekąd pewien sentyment do tego języka. Chwilowo nie wiem, co on dokładnie oznacza, bo moja znajomość hiszpańskiego plasuje się gdzieś pomiędzy poziomem zerowym a całkowitym jej brakiem. Mam jedynie nadzieję, że za niedługo dowiem się z zakładek. Póki co wiem tylko, że pierwsze słowo to „pamiętaj”.
Na blogu wita mnie białe tło. Dużo, dużo białego tła. Jest tak sterylnie i czysto. Uwielbiam takie klimaty! Dużo bardziej podobają mi się białe blogi niż czarne. Masz w nagłówku naprawdę przepiękny obrazek, który wprost zaczarował mnie swoją głębią. Chyba się cieszę, że nie ma na nim napisu… Popsułby efekt. W każdym razie wszystko razem, kiedy jest takie czyste, minimalistyczne i przecudne, od razu robi mi się milej na duszy. Oby tak dalej, proszę nie rozczaruj mnie na dalszych etapach!
Tutaj pozwolę sobie na płynne przejście do podstron. Posiadasz coś w rodzaju regulaminu. Po przeczytaniu go poniekąd rozumiem jego istnienie. Że nie popieram takich rzeczy to inna kwestia. Może to przez moje lewicowe przekonanie, że reguły i zasady są po to, żeby ograniczać wolność i równość w społeczeństwie. Na następnej podstronie znalazłam „zapowiedź”, która naprawdę bardzo mi się spodobała. Jest dokładnie taka, jaka powinna być. Nie zdradza zbyt wiele, ale jednocześnie zachęca do czytania. Taką funkcję powinny spełniać teksty na tyłach książek. Gdyby Twój znalazł się na książce, chciałabym ją przeczytać. Gratuluję! Podoba mi się też zakładka „prawa autorskie”. Pomijając fakt, że dowiedziałam się, co oznacza napis, za co dziękuję, bardzo popieram istnienie takiej zakładki. W tym momencie każdy, kto tam kliknie, wie, co na blogu jest czyje i w ten sposób jesteśmy wszyscy wobec siebie uczciwi. A przynajmniej mamy możliwość bycia uczciwymi, z której powinniśmy skorzystać. Bardzo mnie cieszy, że nie masz podstrony z bohaterami. Poniekąd sama wprost uwielbiam tworzyć tego typu podstrony, ale jakoś zawsze zachowuję ich treść dla siebie. To tekst opowiadania ma przedstawić bohaterów, a nie jakaś podstrona. Troszkę brakuje mi opisu autorki. Lubię wiedzieć, z kim mam do czynienia. Może za bardzo przyzwyczaiłam się do opisów autorek, ale zawsze jestem zawiedziona w razie braku takowej na blogu. Jeśli chodzi o linki i SPAM, wszystko jest w porządku.

W ten oto sposób możemy szybko i bezboleśnie przejść do oceny treści. Jazda!
Zacznę od tego, że opowiadanie bardzo dobrze się czyta. Niby nie jest jakimś literackim majstersztykiem, ale do czytania, szczególnie na nudne, deszczowe wieczory, nadaje się doskonale. Pozwolę sobie wspomnieć, że o ile mnie historia po prostu się podobała, tak moja siostra oszalała na jej punkcie i się przez Ciebie nie uczy, o!
A teraz trochę szczegółów. Po pierwsze, zaskoczyłaś mnie prologiem. Nie wiem, czy Twoja wersja to prawdziwa legenda czy też sama ją wymyśliłaś. Wiem tylko, że o Cortezie było za wiele legend, żeby wszystkie mogły dotyczyć tego samego człowieka. W każdym razie, prolog mnie zaciekawił. Dalszą częścią opowiadania ani trochę się nie rozczarowałam. Po prostu – historia jest ciekawa. Do szkoły na wyspie, na której Cortez ukrył skarb trafia nowa uczennica. Do szkoły z internatem wysłała ją macocha, która jej nienawidzi. Wszystko byłoby całkowicie normalne, gdyby nie to, że wymieniona wyżej Sati niechcący demoluje korytarz i znajduje niezwykły przedmiot. Znowu nie byłoby najmniejszego problemu, gdyby nie to, że znalezisko należy do pewnego niekoniecznie zrównoważonego psychicznie ducha. I tutaj zaczynają się schody, ponieważ właściciel-furiat okazuje się duchem Corteza. W ten oto sposób dochodzimy do faktu, że na terenie szkoły/wyspy… od paruset lat zalega sobie jakaś zaginiona góra złota z Nowego Świata. Pomijając zawiłości rynkowe i niezbity fakt, że za czasów Corteza złoto owo było warte przynajmniej cztery razy więcej niż obecnie – zaczyna się prawdziwa przygoda. Otóż znalezienie góry złota, której wielu szukało i nikt nie znalazł wydała się grupie szesnastolatków nader kuszącą propozycją. Zatem zaczęli zaginionego skarbu Corteza usilnie poszukiwać.
Bardzo podoba mi się sposób, w jaki połączyłaś delikatną fantastykę i klasyczną przygodówkę. Cieszę się, że w Twoim świecie duch Corteza naprawdę jest i naprawdę nawiedza Sati. Całkiem niewykluczone, że jestem walnięta, ale ja osobiście w duchy wierzę. Wywoływać nie próbowałam, bo się boję, ale nie mam najmniejszej wątpliwości, że istnieją. Tak, tak, wiem. Jestem walnięta. W każdym razie cieszę się, że zaiste sympatyczne duszydło nie jest tylko wytworem wyobraźni Sati.
Co do tego, co mi się nie podobało… Cóż, nie ma tego dużo, aczkolwiek wydaje mi się, że to dość istotne. Twoim bohaterom idzie zaskakująco dobrze. Z początku myślałam, że może to jakaś Twoja intryga, że znajdą łatwo i wszystko okaże się mistyfikacją (a znienawidziłabym Cię za to!), ale po dłuższym zastanowieniu uznałam, że chyba nie. Wydaje mi się, że to raczej kwestia błędu. Po prostu – źle skonstruowane przypadki. Moja droga, za często Twoim bohaterom udaje się wpaść na coś, na co praktycznie nie da się wpaść. Za rzadko (bo… nigdy?) znajdują wskazówki, które okazują się zwykłymi śmieciami. Zdecydowanie nadużyłaś ich możliwości. Moim zdaniem, opowiadanie powinno dłużej się ciągnąć. Bohaterowie powinni znajdować poszlaki, które po jakimś czasie okazałyby się nic niewarte. Powinni, jak dotychczas, przynajmniej dwa razy dać się wyprowadzić w pole i być zmuszonymi wrócić do punktu wyjścia. Zamierzasz szybko skończyć to opowiadanie. Znajdą skarb i finisz? O nie, nie podoba mi się to!
Absolutnie nie dziwię się mojej siostrze, która czyta Twoje opowiadanie z wypiekami na buzi. Jest cudnie napisane, świetnie się czyta, jest ciekawe i zaskakuje. Niemniej, zrobiłaś swojej fabule prawdziwą krzywdę, tak ją skracając. Kochana, świetny pomysł, tylko błagam, więcej pomyłek, więcej ślepych uliczek, więcej momentów bezsilności i zwątpienia! Po co tak się spieszysz? Nie wiem, czy za moją radę nie powinnam zarobić kopa w tyłek, bo wyobrażam sobie, ile to wszystko musiało kosztować pracy i czasu. Niemniej oceniająca odważną jest, więc to powiem. Popraw to opowiadanie. Nadaj mu więcej przygodowej barwy, wydłuż je trochę, rozwiń. W siódmym rozdziale napisałaś, że jeszcze dwa i epilog. Licząc z prologiem i epilogiem – jedenaście części. Dlaczego tak? Niech ma trzydzieści, nie musisz się streszczać!
A teraz czas na płynne przejście iście w stylu Alucardyny, z powrotem w stronę tego, co mnie zachwyciło. Czyli… bohaterów i relacji pomiędzy nimi! Moja droga, jak dla mnie ŚWIETNIE skroiłaś swoje postaci, chodzi mi oczywiście o pięciu głównych bohaterów.
Po pierwsze Sati – dziewczyna osierocona przez matkę, jedynaczka. Ojciec ożenił się ponownie niesamowicie szybko, czego ona nie umie znieść, co z resztą jest zrozumiałe, jak mało co. Przy okazji jej relacja z macochą od początku nie zapowiadała się zbyt szałowo. Nie mam pojęcia, dlaczego, ale ową macochę wyobrażam sobie jako o wiele młodszą od taty głównej bohaterki. Może dlatego, że do tej roli wybitnie pasuje kobieta bardziej zbliżona wiekiem do córki niż do ojca. W każdym razie nienawidzą się od pierwszego wejrzenia. W końcu Mandy (której imię zaskakuje niezwykłym podobieństwem do „mendy”) stawia na swoim i tatuś zgadza się oddać córusię do internatu. Dziewczyna jest w zrozumiały sposób wściekła na ojca, w szkole czuje się samotna i opuszczona, ale na szczęście szybko dochodzi do porozumienia z innymi uczniami. Głównie dzięki wkurzonemu umarlakowi, który pierwszej nocy nie dawał jej spać. Jeśli chodzi o nią samą – jest sympatycznie zwyczajna. Po prostu normalna dziewczyna, zupełnie niewyróżniająca się w tłumie. Niewątpliwie dość ładna, ale nie stanowi jakiegoś pozaziemskiego zjawiska. Bałam się, że zrobisz z niej jakąś obrzydliwą Mary Sue. Jej zwyczajność zaskoczyła mnie w najmilszy z możliwych sposobów.
Po drugie Jasmine – głupia współlokatorka, beznadziejnie i żałośnie zakochana w przystojniaku z klasy? Na początku tak myślałam, ale znowu zaskoczyłaś mnie w bardzo ciekawy sposób. Otóż, co by nie mówić o Jasemine, w pewnym momencie staje się postacią tak niesamowicie sympatyczną, że nie sposób jej nie pokochać. Jej roztrzepanie i wyjątkowo osobliwa… hmm… bystrość sprawiają, że robi się z niej ktoś na kształt kultowych postaci z komedii. Osioł ze Shreka, dosłownie. Wkurzające coś, co się przyczepiło i odczepić nie zamierza, ale w gruncie rzeczy przydatne, a bez tego fabuła byłaby niepełna.
Po trzecie Amy – czerwonowłosa dziwaczka, wierzy w wampiry, umie wywoływać duchy i robi się na gotkę. Jak dla mnie – przewidywalna. Może to dlatego, że osobiście znam przynajmniej kilkanaście takich osób, a każda z nich jest przekonana o swojej niezachwianej wyjątkowości. Nie lubię dziewczyn z syndromem jedynej w swoim rodzaju. Właśnie Amy najmniej lubię z całej trójki bohaterek. A jednak coś sprawia, że jest ona elementem w pewien sposób scalającym fabułę i potrzebnym. Jako jedyna zna się na duchach i ich wywoływaniu, również jako jedyna trzyma się twardo teorii, że tylko kontakt z duchem Ramira pomoże im znaleźć skarb. Jeśli chodzi o to, co mnie w Amy zaciekawiło, było to wspomnienie o jej bracie. Bardzo żałuję, że go nie rozwinęłaś, że Amy nie opowiedziała nic więcej. Chciałabym wiedzieć o nim wszystko.
Po czwarte Alex – z początku sympatyczny informatyk, wbrew własnej woli wciśnięty w rolę cienia klasowej gwiazdy. Właściwie owej gwiazdy najlepszy przyjaciel, jak się później okazuje. Początkowo to Alex pomaga Sati i Amy szukać skarbu. Jednak jako racjonalista nie wierzy w duchy, a pierwszy seans spirytystyczny przeraża go tak bardzo, że postanawia się wycofać. Dlaczego po zrezygnowaniu z udziału w grupie poszukiwawczej przestaje odzywać się do dziewczyn? Nie wiem, ale tym mnie rozczarował.
I po piąte James – wyżej wspomniany klasowy przystojniak, człowiek nieco wredny, zbyt pewny siebie i irytujący. Do grupy przyłącza się, ponieważ grupowy głupek, Jasmine, wygadał mu całą tajemnicę. Przy okazji podoba mu się główna bohaterka i bardzo się stara ją zdobyć, ale dość marnie mu to idzie. Głównie z tego względu, że jako przyjaciółka zakochanej w nim dziewczyny, czułaby się głupio. Natomiast James stara się bardzo, a widać, że zdecydowanie zna się na rzeczy. Nie raz miałam wrażenie, że Jim po prostu koloryzuje i rzuca głodnymi kawałkami, żeby Sati zwróciła na niego uwagę, pocałowała go jeszcze raz czy co tam jeszcze. I wiesz co? Bardzo mi się podoba sposób bycia tej postaci!
Podsumowując, bohaterowie są zróżnicowani, a przy tym bardzo naturalni i prawdziwi. Bardzo podoba mi się również określenie relacji pomiędzy nimi. Nic wielkiego, wszystko zwykłe i uczniowskie, jakby żywcem wyjęte z liceum. Bardzo fajnie to wyszło. Cieszę się, że relacje pomiędzy naszą główną piątką wyszły tak naturalne. Było to widać zarówno w opisach jak i dialogach. Bohaterowie po prostu są ludzcy, mogliby istnieć, mogliby chodzić ze mną do szkoły. W każdym z pięciu przypadków znam przynajmniej jedną osobę o takich cechach. Brawo!
Trochę boli mnie, że pozostali uczniowie szkoły nie istnieją. Nie, to nie tak, że są szarą masą, bez wyodrębnionych cech. O nie. Ich NIE MA. Tak samo jak grona pedagogicznego. Chwilami miałam wrażenie, że w całej szkole egzystuje tylko piątka głównych bohaterów. Reszta uczniów… ciężko nawet podnosić ich do rangi nieistotnych cieni, nie ma czego podnosić. Wiem, że każdy może się domyślić, że coś tam sobie żyje oprócz pięciu sprecyzowanych osób, ale moim zdaniem jakieś tło w postaci tłumu jest potrzebne. Na przykład bardzo mnie dziwi, że przed Sati, Jasemine nie miała żadnych przyjaciółek. Ona czasami plotkuje z jakimś nieistniejącym widmem, ale to za mało. Bardzo mnie dziwi, że Amy nie wchodzi w relację z NIKIM poza czwórką bohaterów, którzy nie są nawet jej przyjaciółmi, bo łączy ją z nimi tylko skarb. Nie, tak nie może być. Brakuje mi zwyklaków, brakuje mi tłumu, brakuje mi tła.

 A teraz część, która zajęła mi najwięcej czasu. Gdzieś napisałaś, że liczysz na wnikliwą analizę tekstu pod kątem poprawności i… oto jest. Mam nadzieję, że Cię nie rozczarowałam.
Błyskawica rozcięła czarne niebo, na krótką chwilę wydobywając z mroku statek, który pośród otaczających go wód oceanu, wyglądał niczym maleńka łupina orzecha zdana na łaskę morderczego żywiołu. – przecinek pomiędzy „oceanu” i „wyglądał” jest niepotrzebny, za to przydałby się pomiędzy „orzecha” i „zdana”. (prolog)
z zamyśleniem pogładził chłodną metalową odznakę – przecinek pomiędzy „chłodną” i „metalową”. (prolog)
Przysięgał Jej Królewskiej Mości, że zadba o bezpieczeństwo skarbu, dlatego teraz nie zamierza pozwolić (…) – napisałabym „nie zamierzał”. (prolog)
wysokie fale chłostające burty statku raz z jednej, raz z drugiej strony – przecinki po „fale” i przed pierwszym „raz”. (prolog)
Przemoczeni od stóp do głów pływali w tę i z powrotem na szalupach wypchanych po brzegi skrzyniami ze złotem – przecinki przed „pływali” i po „szalupach”. (prolog)
oboje – obaj, chodzi o dwóch panów. (prolog)
Światło z czterech lamp naftowych zawieszonych na ganku pobliskiego domu wystarczyło (…) – przecinki przed „zawieszonych” i po „domu”. (prolog)
Ofiara, którą być może i im przyjdzie wkrótce złożyć. – z racji, że to wtrącenie, przed zwrotem „być może” i po nim potrzebne są przecinki. (prolog)
Tylko jedno dzieliło go od całkowitego wypełnienia zadania powierzonego mu przez kapitana. – przecinek po „zadania”. (prolog)
…jak widzisz nasza szkoła ma naprawdę wiele do zaoferowania (…) – przecinek po „widzisz”. (roz. 1)
Ostatnim, czego chciała było ranienie tego biednego, zmęczonego życiem człowieka (…) – przecinek po „chciała”. (roz. 1)
Kiedy była już w połowie schodów dobiegł ją zza pleców głos: - przecinek przed „dobiegł”. (roz. 1)
W jadalni przy stole siedziało dwóch chłopaków: przystojny brunet przyglądający jej się z kpiącym uśmiechem i zmieszany blondyn obwarowany podręcznikami, który nie wiedział, gdzie ma podziać wzrok – przecinki przed i po „przy stole”, po „brunet”, po „blondyn” i kropka na końcu zdania. (roz. 1)
U stóp łóżka znajdowały się komoda, a nieco dalej jednodrzwiowa szafa na ubrania. – znajdowała się komoda. (roz. 1)
Zupełnie nieświadomi, że w ciągu kilku najbliższych lat wszystko posypie się w drobny pył – przecinek po „lat”. (roz. 1)
Wściekła, złapała za nadgarstek roześmianą Sati i pociągnęła ją za sobą korytarzem w kierunku schodów, a kiedy już z nich zbiegły, na lewo w kierunku innego przejścia, którego wejście było zasłonięte folią. Blondynka zaparła się nogami i powiedziała, powstrzymując śmiech: - Tutaj ogólnie coś jest mocno nie tak, więc może przytoczę, jak według mnie powinno to wyglądać: Wściekła, złapała za nadgarstek roześmianą Sati i pociągnęła ją za sobą korytarzem w kierunku schodów. Kiedy już z nich zbiegły, na lewo w kierunku innego przejścia, którego wejście było zasłonięte folią, blondynka zaparła się nogami i, powstrzymując śmiech, powiedziała: (roz. 1)
Nie wiem, jak jest tutaj, ale tam, skąd pochodzę to oznacza zakaz wstępu – przecinek przed „to”. (roz. 1)
Po prostu uważaj pod nogi. – może raczej „patrz pod nogi”? (roz. 1)
Nie sądzę, by Bonaparte żył w XX wieku, który (nawiasem mówiąc) właśnie omawiamy. – „nawiasem mówiąc” powinno być pomiędzy przecinkami, a nie w nawiasie. To takie samo wtrącenie jak np. „co prawda”. (roz. 1)
Chyba że jest wampirem – przecinek przed „że”. (roz. 1)
by – bo. (roz. 1)
ale zamiast słów wypłynęła z nich tylko woda – przecinek przed „wypłynęła”. (roz. 1)
którzy zwabieni głośnym krzykiem w środku nocy wpadli do pokoju numer siedem – przecinki po „którzy” i po „nocy”. (roz.2)
poinformował z uśmiechem Alex, jednocześnie siadając obok blondynki. – po co to „jednocześnie”?  Jest absolutnie niepotrzebne. (roz.2)
Po szybkim prysznicu (podczas którego temperaturę wody można było uznać za przesadnie orzeźwiającą) i wciągnięciu na siebie dżinsów oraz jasnej koszulki, stanęła przed umywalką i, wpatrując się w swoje podkrążone oczy, umyła zęby. – tekst w nawiasie proszę z nawiasu wyjąć i wsadzić pomiędzy przecinki. (roz. 2)
srebrny klucz z niebieskim szafirem – z szafirem. One zawsze są niebieskie, więc określenie koloru jest zbędne. (roz.2)
że kiedy go zobaczyłam już nie spałam – przecinek przed „już”. (roz. 2)
Wiele z nich nie dopłynęło na miejsce – wielu. (roz. 2)
W pomieszczeniu zapadła cisza, jaką przerywało natarczywe bzyczenie muchy, która właśnie wleciała do pokoju przez uchylone okno, najwyraźniej starając się schronić przed nadciągającą ulewą. – to zdanie jest za długie i nie brzmi zbyt dobrze. Napisałabym: W pomieszczeniu zapadła cisza, przerywana jedynie natarczywym bzyczeniem. Mucha, która właśnie wleciała do pokoju przez uchylone okno najwyraźniej starała się schronić przed nadciągającą ulewą. (roz. 3)
Ale wyobrażenie kopców usypanych ze złota w jakiejś nadmorskiej jaskini wcale nie chciało zniknąć sprzed jej oczu. – przecinek przed „usypanych” i przed „wcale”. (roz. 3)
pogrążyli się w ekscytującej rozmowie rozważającej prawdziwość znalezionego klucza i tajemniczej notatki. – nie rozważającej, bo rozmowa nie może niczego rozważać. Napisałabym tam „rozważając”. I koniecznie przecinek przed tym słowem. (roz. 3)
że poprze jednego z nich i rozsądzi cały spór – jedno z nich, chodzi o chłopaka i dziewczynę. (roz. 3)
a jego ciało unoszące się na wodzie następnego dnia znaleźli rybacy. - a jego unoszące się na wodzie ciało następnego dnia znaleźli rybacy? Moim zdaniem tak brzmi lepiej. (roz. 3)
Za życia pływał na statku el Salvador, czyli Zbawiciel, który został zatopiony kilka mil stąd po potyczce z piratami – przecinek przed „po”. (roz. 3)
powiedzenia –powiedzenie. (roz. 3)
Nie chciała kusić losu, więc złożony na powrót klucz razem z wciśniętą w niego wskazówką leżał teraz pod poduszką (…) – przecinek przed „leżał”. (roz. 3)
 Siedzieli w trójkę w biblioteczce – w bibliotece. Biblioteczka to półka na książki, a nie pomieszczenie. Podejrzewam, że w półce na książki nie siedzieli? (roz. 3)
Nieważne, gdzie stanę mam wrażenie, że się na mnie gapi. – przecinek przed „mam”. (roz. 3)
że – dla zachowania tajemnicy – zjawią się w biblioteczce pół godziny przed rozpoczęciem lekcji – myślniki są niepotrzebne, wystarczy przecinek po „tajemnicy”. (roz. 4)
małoważnego – mało ważnego (roz. 4)
Pomimo rozczarowania Amy postanowiła – przecinek przed „Amy”. (roz. 4)
coraz większą partię jego twarzy – Alex ma jakąś partię na twarzy? Może po prostu część? (roz. 4)
Alex spojrzał na Sati, i mylnie interpretując jej wyraz twarzy – przecinek po „i”, a nie przed nim. (roz. 4)
 Jeśli się nie uda już nigdy nie wspomnę o duchach – przecinek przed „już”. (roz. 4)
nie był wcale ostatnim, i nie zamierzała tego zmieniać – niepotrzebny przecinek. (roz. 4)
niezwłocznie – bezzwłocznie brzmi naturalniej. (roz. 5)
unikał ją i Amy. – unikał JEJ i Amy. (roz. 5)
psycholożką – psychologiem. Istnieje żeńska forma, ale brzmi okropnie. (roz. 5)
z 3D- z trzeciej de, nie z trójwymiaru. (roz. 6)
Całości dopełniało  - całość dopełniało (roz. 6)
Znalazła go tam z zaskakującą prędkością – napisałabym raczej „zaskakująco szybko” (roz. 7)
Wsunęła rękę w głąb podwyższenia i wyciągnęła ją równie szybko, piszcząc, odskakując i strzepując z siebie niewidzialne pająki. Jaz szybko do niej dołączyła. Sati zadeptała dwa z nich, próbujące uciekać z kawałka brudnego materiału, który Amy udało się wyciągnąć. – można zadawać głupie pytania? Te pająki to w końcu istniały czy nie, bo najpierw są niewidzialne (czyli coś jakby urojenie), a potem Sati je zdeptuje, więc można tu dostrzec delikatną niekonsekwencję… (roz. 7)
chce – chcę (roz. 7)
jakby żadna z informacji, którą jej udzielił – których jej udzielił (roz. 7)
 w pokoju numer 7 – liczby słownie, proszę… (roz. 7)
Graficzna interpretacja – interpretacja graficzna, odwrotnie nieładnie brzmi. (roz. 8)
To raczej tyle. Starałam się wychwycić jak najwięcej i naprawdę się do tego przyłożyłam. Mam nadzieję, że wypisanie błędów okaże się pomocne. Z rozdziału na rozdział jest z poprawnością coraz lepiej, z czego bardzo się cieszę. Jest tylko jedna nagląca sprawa – zdania wielokrotnie złożone. Długie i ciężkie do czytania. Niektóre dałoby się podzielić nawet na trzy części. Nie należy wpadać ze skrajności w skrajność i nagle zacząć pisać równoważnikami zdań, ale myślę, że powinnaś popracować nad optymalizacją długości zdań.

Podsumowując całą ocenę, uważam, że zasłużyłaś na Zadowalający z ogromnym plusem. Jak dla mnie za mało na Powyżej Oczekiwań, bo niedociągnięć było moim zdaniem sporo. Niemniej, ocenianie Cię było dla mnie prawdziwą przyjemnością i bardzo się cieszę, że mogłam przeczytać Twoje opowiadanie.
Z mojej strony to wszystko, życzę powodzenia i ogromnych sukcesów. Myślę, że przed Tobą świetlana literacka przyszłość!
Pozdrawiam!

PS dziewczyny, proszę, żebyście w październiku naprawdę spięły tyłki i oceniły po dwa blogi! Musimy się ogarnąć, to kwestia honoru, nie tylko mojego. Zróbmy to dla Ew i przywróćmy OL prawdziwą świetność!

4 komentarze:

  1. Ja na pewno wyrobię normę, w weekend siadam do następnego bloga z mojej kolejki. Znów mam cały weekend wolny wyjątkowo, to będzie dobrze.
    A co w końcu z Niekonkretną i emilyanne? Ocenią jeszcze to, co mają w kolejkach czy już definitywnie odchodzą i nie pojawi się od nich już ocena?
    Całuję!
    Leszczyna ;*
    PS zapomniałaś o odnośniku, kochana ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, poprawiłam już ^^
      emilyanne oceni, a Niekonkretna to nie wiem, szczerze mówiąc, nie napisała mi nic...

      Usuń
  2. No, wreszcie mam chwilę, żeby usiąść i napisać porządny komentarz.
    Jestem bardzo zdziwiona tak pozytywną oceną i tyloma miłymi słowami, naprawdę. Sądziłam, że bardziej mi się oberwie. ^^ Bardzo dziękuję :)
    Może od razu wyjaśnię, dlaczego opowiadanie od początku miało być takie krótkie. Powód jest bardzo prosty, a mianowicie: bardzo szybko się nudzę tym, co piszę. Jak tylko wszystko obmyślę, to w mojej głowie pojawia się pomysł na inną historię i to na niej się skupiam, a pisanie poprzedniej staje się dla mnie męczarnią. Poza tym, jak do tej pory nie udało mi się doprowadzić żadnego opowiadania do końca, więc bałam się, że porwę się z motyką na słońce, wymyślając zawiłą fabułę. :)
    W kwestii braku podstrony o autorce - nigdy nie wiem, co o sobie napisać, więc zawsze pomijam tą część.
    Cieszę się, że tak ci się spodobali moi bohaterowie, bo bałam się, że są trochę schematyczni. Poza tym mam skłonność do robienia z głównej bohaterki marysujki. Starałam się tego uniknąć przy kreowaniu Sati i myślałam, że popadłam ze skrajności w skrajność, robiąc z niej zupełnie nudną postać.
    Jestem świadoma tego, że za łatwo idą im te poszukiwania, ale wszystko sprowadza się do długości opowiadania. Gdybym chciała wprowadzić więcej wskazówek, dać im więcej czasu i opisać kilka pomysłów, które wyprowadziłyby ich w pole, to musiałabym napisać więcej rozdziałów, a jak już mówiłam - zanudziłabym się na śmierć i porzuciła bloga.
    Jeśli chodzi o 'zwyklaków', jak ich nazwałaś, to pojawiają się sporadycznie, ale każda scena z udziałem dodatkowych osób prowadziłaby do wydłużenia opowiadania, a jak już wiemy, takie wyjście jest dla mnie zdecydowanie fe xD
    Za dogłębną analizę tekstu bardzo, ale to bardzo Ci dziękuję. Interpunkcja to moja zmora, a pozostałe błędy staram się wyłapywać, ale szukanie we własnym tekście jest naprawdę trudne, bo chochliki są złośliwe i zastawiają skrzydełkami. ^^ Aż nie mogę uwierzyć, jak głupie są niektóre z błędów, które popełniłam i płonę przez to ze wstydu. Wszystkie poprawki, oczywiście naniosę.
    Pozdrów siostrę :)

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy