Blog z Onetu? Dawno już
takich nie oceniałam, ale mam nadzieję, że nie zapomniałam przez ten czas jak
się posługiwać tym serwisem. No to lećmy.
Hmm… Tytuł jest po
polsku, co mnie bardzo cieszy, natomiast sam jego wydźwięk mi się nie podoba.
Patrzę i patrzę, krzywię się lekko… Harry Potter i Zatajone Dziedzictwo,
ładnie. Tylko po co to „yaoi” na końcu? Podejrzewam, że to pierwsze ostrzeżenie
dla ewentualnych hejterów, żeby nie wchodzili, jak nie lubią. No okey,
rozumiem. Ale, choć przykro mi to stwierdzić, brzmi to jakby to „zatajone
dziedzictwo” i „yaoi” było razem. Zatajone dziedzictwo yaoi. Czyli, że yaoi
jest dziedzictwem? Parskam cichym śmiechem. Brzmi to strasznie głupio,
naprawdę.
Odwracam wzrok od tego
brzydkiego adresu i patrzę na napis na nagłówku. O, z dopisanym autorem! I
całkiem ładny cytat. Tylko, że jest w nim paskudny błąd. Droga autorko NIE MA
takiego słowa jak „zwyciężcą”. Zwycięzcą, uwierz mi. Radzę to natychmiast
poprawić, bo jest okropne i kłuje w oczy.
Poza tym błędem, nagłówek
prezentuje się całkiem fajnie. To znaczy prezentowałby się, gdyby nie to, że
kompletnie nie pasuje do Harry’ego Pottera. Raczej przywodzi na myśl Bleacha.
Właściwie z początku byłam pewna, że gość na pierwszym planie to Byakuya…
Obrazki prezentujące głównych bohaterów też mi nie pasują. Szczególnie ten
rzekomo przedstawiające Harry’ego. Dziewczyno, on nie był taki wykokszony!
Wręcz przeciwnie! Tutaj wygląda jak jakiś potężny czarodziej, wojownik, ktoś
wielki… a przecież Potter był wystraszonym kurduplem, któremu wydawało się, że
coś znaczy, a tak naprawdę co chwila dziadek ratował mu skórę. Co do drugiego
bohatera to nie mam pojęcia, jak bardzo obrazek jest do niego adekwatny. Bądź
co bądź, to Twoja własna postać, której nie znam.
Jeśli chodzi o sam
wygląd bloga to cóż… Nie podoba mi się ta zgniła zieleń, ale tak poza tym to
nie jest najgorzej. Zmieniłabym czcionki. Po pierwsze ujednolicić, a po drugie
ta w menu jest brzydka, po trzecie ciemna zieleń na czarnym tle jest dla mnie
całkowicie niewidzialna. Muszę zaznaczyć opis postaci, żeby go odczytać. To
chyba tyle do zmiany. Oprócz tego, że osobiście zdecydowanie wolę jaśniejszą
kolorystykę, naprawdę nie jest źle.
Z opisu Harry’ego nie
wiem prawie nic. Coś zburzyło jego światopogląd i nie wiadomo, czy będzie dalej
ufał dziadkowi dobrej radzie, Dumbledore’owi. Wzruszam ramionami. Jak ktoś jest
tak obrzydliwie dobry jak Dumbek, to musi być coś z nim nie tak i nie trzeba
być wybrańcem, żeby na to wpaść. Ale poniekąd podoba mi się ta nutka
tajemniczości tutaj. Zdecydowanie gorszy jest opis drugiego bohatera. Oprócz
jego imienia, nie podoba mi się nic. Po pierwsze, rzuciło mi się w oczy
sformułowanie „szesnastoletni, młody wampir”. Błagam, nie rób ze mnie debila.
Jak ktoś ma szesnaście lat, to do jasnej Anielki, wiem, że jest młody! Nie
należy pisać tak oczywistych rzeczy, potem to wygląda, jakbyś to napisała tylko
po to, żeby opis zajął więcej miejsca. Po drugie tutaj już tej tajemniczości
nie ma. Czy pod wpływem znajomości z Potterem podejmie decyzję o zmianie
szkoły? No czy podejmie?! Muszę to wiedzieć! Podobnie jak to, czy pani Hela z
parteru kupiła dziś ziemniaki.
Dobra, dajmy spokój
młodemu szesnastolatkowi i ziemniakom pani Heli, zajmijmy się podstronami. Na
podstronie o Autorce nie znalazłam nic przydatnego, za to masę błędów. Cóż, o
błędach rozwinę się w odpowiednim czasie, a co do opisu, uważam, że jest za
skromny. Nie ma tam nic odkrywczego, wiem tylko, ile masz lat. Akurat mi jest
idealnie wszystko jedno, czy masz ich osiemnaście czy trzynaście, bez różnicy.
Przechodzę do kolejnej
podstrony. Zastanawiam się chwilę, co się z nią stało, że wygląda, jakby tekst
był wklejonym tam obrazkiem… Dochodzę do wniosku, że raczej sama nie zgadnę, o
co z tym chodzi, w każdym razie średnio zachęcająco to wygląda. A jeśli chodzi
o treść podstrony, to… Wiesz, czego nie znoszę na blogach o tematyce yaoi?
Nazywania każdego, kto nie uwielbia gejów homofobem. Zapamiętaj sobie, że
homofob to określenie pejoratywne i obraźliwe. Ja osobiście nie mam nic do
ludzi o takiej orientacji seksualnej, wręcz przeciwnie, biorąc pod uwagę, że
mój najlepszy przyjaciel jest gejem. A jednak zapewne zaliczam się do zbioru
homofobów, skoro nie lubię czytania o tyłkach i penisach, tak?
Podstrona o bohaterach
mnie załamała. Mamy tam tytuł „drużyna zielonych”, ale to jeszcze nic. Poniżej
znajdują się zdjęcia postaci, ich nazwiska oraz określenia, czym są. Mamy tam
wampira… hmm, powiedzmy, że jeszcze ujdzie w tłoku, chociaż nie znoszę
wampirów. Później dhampira, cokolwiek to jest. Tym czymś jest Dean Thomas… (?!)
Kolejny jest gość z połową ręki – elf, oraz kobietka ze skrzydłami – mroczny
elf. Już czuję, że to będzie jedna wielka masakra. Chciałabym wiedzieć co te
wszystkie pozaludzkie śmieci tam robią? O ile się nie mylę to fanfiction na
podstawie Harry’ego Pottera, nie Władcy Pierścieni… W kanonie nie było żadnych
elfów ani innego dziadostwa, z tego, co wiem. Wampiry by się znalazły ze dwa, jak mi właśnie przypomniał głos ludu w komentarzach. Niemniej niepokoi mnie wroga obecność tego czegoś na tym blogu. Znacznie gorsza
jest „drużyna czarnych”, która to nawet nie jest podpisana po nazwiskach i
nazwie gatunku. Same zdjęcia samych średnio męskich facetów… Źle się czuję…
Drużyna czerwonych jest podpisana. Draco Malfoy jest elfem… NIEEE! Bogowie, za
co?! Mamy jeszcze drużynę brązowych, podpisaną. Nie wiem, co w tym opowiadaniu
robią wampiry, dhampiry, elfy, mroczne elfy, magowie żywiołów, nekromanci i
czarnomagowie, ale… przeraża mnie to!
Szczerze wątpię, że
uratujesz się treścią. Ale spróbujmy.
Hmmm… No to, żeby tak
zacząć od początku i omówić wszystko, zacznę od tego, że jeszcze nigdy nie
widziałam takiej interpretacji Harry’ego Pottera. To wszystko powala na
łopatki, naprawdę. Oj powala, niestety nie zawsze pozytywnie.
Niestety obok
niewątpliwej oryginalności całej fabuły, opowiadanie zaskakuje kompletnym brakiem
jakiegokolwiek sensu, ładu, składu i tak dalej. Powiem to szczerze, że chociaż
czytanie czegoś takiego wciąga, zaskakuje i wywołuje raczej zdecydowanie
pozytywne emocje… niestety czegoś tak niekompatybilnego z czymkolwiek jeszcze
nie widziałam. O ile różne były już wersje losów Harry’ego po śmierci Syriusza,
czy też po piątym roku, tak wszystkie, które czytałam chociaż mniej więcej
wiązały się z kanonem. U Ciebie nie ma mowy o czymś takim.
Początek pierwszego
rozdziału wydaje się jeszcze całkiem niewinny. Harry u Dursleyów. No,
dramatyzuje jak zawsze. Przyjaciele do niego nie piszą. No smutne, smutne.
Pewnie zabronił im zły Dumbledore, któremu to Potti już nie ufa. No standard.
Ale niestety zaraz pojawia się jakiś trzepnięty przez lewą półkulę mózgu
zmutowany komar i zaczyna gadać takie dziwne rzeczy, że można ślinotoku od tego
dostać. Całe zło skupiło się rzecz jasna na dyrektorze, który to okazał się
podłym, wrednym komuchem, przez którego rodzina królewska straciła potomka,
którym jest Harry. I tysiąc innych zawiłości, ale nie mam siły ich przytaczać.
Wiemy zatem, że Lily i James żyją gdzieś tam i są królem i królową śmietnika, a
Harry też będzie za chwilę zmutowanym komarem, tak jak oni. Że o tym nie
wiedział to wina walniętego lewicowca, Dumbiego. Okazuje się bowiem, że to on
uknuł całą intrygę, porozdzielał rodzinki i wepchnął parę osób do śmietnika.
Całość może odkręcić tylko książę zmutowanych komarów, powracając do śmietnika.
Zdaniem towarzysza dyrektora, do owego powrotu miało nigdy nie dojść, ale
komary są sprytniejsze i dały radę jednak zabrać księcia. Inna sprawa, że
komuch nawet niespecjalnie im przeszkadzał w tym przedsięwzięciu. Pewnie nawet
nie zauważył, że coś knują, bo był zajęty kontemplowaniem portretu Stalina. W
każdym razie Harruś wraca do swojego uroczego domku i ogólnie jest uroczo.
Szczęśliwa rodzinka komarów w komplecie sprowadza do swojego śmietnika masę
różnych śmieci takich jak inne komary, półkomary (trzeba by chyba określić je
jako dhomary), elfy, mroczne elfy i inne dziadostwo stworzone nie z tego Boga.
Śmieci odzyskują wspomnienia odebrane im szturmem przez starego bolszewika i
orientują się, jakimi są śmieciami. Oczywiście są tym zachwycone i jest jeszcze
bardziej uroczo. Następnie komar naczelny, czyli James zarządza akcję ratujemy
Syriusza półmrocznego elfa (przez długi czas usiłowałam wyobrazić sobie tego
półmrocznego, ale to nie na mój mały móżdżek). Pan półmroczny zostaje uratowany
i wraca do świata żywych, ponieważ młody komar Harry rozwiązał zadanie z
rachunku prawdopodobieństwa w labiryncie. Fajne zadanie, swoją drogą,
rozwiązałam, a dopiero później czytałam dalej… nie wyszło mi… no dobra,
mniejsza o to. W każdym razie, żeby nie zmieniać koncepcji – jest uroczo. W
mojej głowie zapisał się śliczny obrazek połączonych, szczęśliwych rodzinek,
które nie znają już teraz żadnych trosk i na wszystko mają rozwiązanie. Wiem,
że jestem nieczułym, zepsutym lewicowcem, co to myśli tylko o emancypacji
kobiet, ale moim zdaniem autorka przedawkowała Disneya. Mocno przedawkowała!
Dalej mamy przydział śmieciątek do odpowiednich grup szkoleniowych. Zupełnie
nie zdziwiło mnie, że Harry trafił do tej najbardziej wykokszonej… nie, to nie
było do przewidzenia, po prostu jestem tak niebywale przenikliwa! Cicho, nie
gasić mnie, pozwólcie mi w to wierzyć! W każdym razie zaczynają się treningi,
które mają trwać cztery lata. No i oczywiście nasz książę komarów we wszystkim
okazuje się najlepszy. I nikt mu nie dokucza, dziwne. A tak, zapomniałam, że ma
być uroczo. Treningi się kończą, śmieciątka wracają do śmietnika by stać się
śmieciami. Harry i jego siostra (tak, ma siostrę, Anię, też komara) zostają
ukoronowani na przyszłych władców śmietnika. Zaraz potem Harry wchodzi w
związek z innym komarem, którego od dawna kochał, a ten komar jego. I jak jest?
Uroczo, rzecz jasna. A następnie mamy Hogwart, do którego nagle powpadało
wszystko, co tylko mogło tam się nazlatywać. Amen.
Teraz co nieco o stylu.
Podobają mi się Twoje dialogi. Używasz potocznego słownictwa, wypowiedzi
bohaterów są zróżnicowane i naturalne. Z tym jest bardzo dobrze. Jeśli zaś
chodzi o opisy, to jest to po prostu tragedia. Po pierwsze robisz to, czego
nienawidzę na blogach, mianowicie opisujesz dokładnie, co bohater zdjął, jak
wszedł do łazienki, jaką temperaturę wody ustawił, jak mocny strumień puścił,
czym się namydlił, czym się wytarł, w jakiej kreacji udrapowanej z ręcznika
wyszedł z łazienki, w co się potem ubrał i ile mu to wszystko zajęło. Kiedyś
uważałam takie opisy za „bogate”, a to głównie dlatego, że były długie i nic
nie wnosiły. Kiedy miałam czternaście lat, wydawało mi się to dobrym opisem. A
potem się dowiedziałam, że takie kwiatki określa się mianem grafomanii. Jeśli
zaś chodzi o potrzebne opisy (patrz uczucia, miejsca) to egzystują w
szczątkowych ilościach i lewie się trzymają życia. Twoi bohaterowie żyją w
próżni, gdzie od czasu do czasu zawieszona jest kartka z napisem „sala
treningowa”. Oprócz nich w próżni egzystują tylko łazienki i prysznice, których
jest na pęczki i ciut ciut. Poza tym każdy Twój bohater wychodzi spod prysznica
z ręcznikiem owiniętym wokół bioder. Każdy, zawsze. Tak samo jak wszyscy
wszystko wykonują błyskawicznie. Takiej ilości czynności wykonanych
błyskawicznie w jednym miejscu jeszcze nie widziałam.
Teraz pozwolisz, że
zajmę się scenami łóżkowymi. Po pierwszych dwóch starałam się nie zwracać uwagi
na sterczące członki, tarcia, erekcje i różne takie, czego było za dużo. Ale co
do samych scen łóżkowych, przede wszystkim mocno z nimi przesadzasz. Nie wiem,
jak jest z Twoim doświadczeniem i średnio mnie to interesuje, ale zdecydowanie
zbyt Cię ponosi przy opisach seksu. Szczególnie pierwszy raz Harry’ego. Nie mam
pojęcia, skąd tyś wzięła te jęki z powodu dotknięcia sutka, ale to naprawdę nie
wywołuje takiej ekstazy. A może to ze mną jest coś nie tak? Pomijam już fakt,
że zabawy Harry’ego z opiekunem grupy tak średnio mi się podobają. A i jeszcze
coś. Dostaję cholery, kiedy czytam o „wejściu” Harry’ego, bo za nic nie mogę
przestać sobie wyobrażać drzwi od stodoły. Odbyt, nie wejście, moja droga.
Średnio to romantyczne, ale ta część ciała nazywa się odbytem. Tak samo nie
mogę, kiedy widzę w tekście „czerwoną główkę penisa”. No aż mnie telepie. To
nie jest żadna czerwona główka tylko napletek, a pod spodem jest żołądź.
Dziękuję za uwagę.
Ubolewam nad Twoim
światem przedstawionym. Nie wiem, po co osadziłaś to opowiadanie na podstawach
Harry’ego Pottera, skoro się to jedno z drugim kupy nie trzyma. Mam nieodparte
wrażenie, że to tylko dlatego, że zwyczajnie nie chciało Ci się wymyślać
całości od podstaw, więc postanowiłaś część pożyczyć. Po czym mając już magię,
terminologię i szczątki specyfiki świata Rowling, zrobiłaś z większości
istniejących postaci mdłe, rozgotowane kalafiory, a z Dumbledore’a komunistę.
Twoje własne postaci są o wiele lepsze i naprawdę dziwię się, że zrobiłaś z
tego fanfiction.
Co ja to jeszcze
chciałam… A tak. Droga autorko, liczby w tekście ciągłym piszemy słownie.
Godziny też. A poza tym, nie mam pojęcia, po co piszesz dokładnie godziny z
minutami około pięćdziesięciu razy na rozdział. Miałam miejscami wrażenie, że
nadrabiasz w ten sposób ubogie słownictwo. Można i tak, jest mi niezmiernie
przykro.
Jeśli chodzi o
poprawność językową, tragedii nie ma. Zauważyłam tylko, że Ci się spacja zacina
i piszesz „po za” zamiast „poza”. I znalazłam jeden rażący błąd ortograficzny,
w słowie ohyda. Napisałaś to przez „ch”, mam nadzieję, że to literówka?
Podsumowując, masz
pozytywne strony, ale pisać to Ty nie umiesz. Pomysły masz dość ciekawe,
formułujesz fajne dialogi, ale na tym koniec. Po pierwsze nie potrafisz odpowiednio
manipulować emocjami, przez co tekst jest dość nudny. U Ciebie większość czasu
cukierkowy przy okazji. Po drugie kompletnie nie radzisz sobie ze szlachetnym
zagadnieniem, jakim jest opis. Twoje opisy to grafomańska zapchaj-dziura i nic
poza tym. Po trzecie, mimo wciągającej fabuły, Twoja pisanina jest dla mnie
równie niestrawna jak szpinak, którego nienawidzę całym układem pokarmowym.
Ode mnie dostajesz
Okropnego. Cóż, mogę Ci życzyć powodzenia i żywić nadzieję, że za powyższy
tekst się nie obrazisz, tylko wyciągniesz wnioski. A ile w tym celowości, to
już od Ciebie zależy.
Pozdrawiam!
Pozwolę sobie poprawić Cię nieco, Alu. :)
OdpowiedzUsuńWe wstępie: "żeby się nie wchodzili" - nie jestem pewna, co chciałaś napisać, ale zapomniałaś wymazać "się" po zmianie zdania.
Odnośnie bohaterów - popełniłaś błąd, pisząc, że w kanonie HP nie było mowy o wampirach. To, że nie były głównymi bohaterami, nie oznacza, że w tamtym świecie nie istniały. Co prawda nie sądzę, by znalazło się we wszystkich 7 tomach więcej, niż dwie wzmianki o nich, z czego pewna jestem tylko jednej, aaale... Przegapiłaś ten elemencik, kochanie. xD Wzmianka, którą bardzo dobrze pamiętam, dotyczy podróży Hagrida (więc to był prawdopodobnie 5 tom). Opowiadał on Harry'emu, że podczas powrotu do Hogwartu spotkał wampira na granicy polskiej. ^^ Na tym jednak kończy się moja wiedza o wampirach występujących w HP. xD
Streszczenie historii komarów wyszło Ci niezmiernie uroczo. ^^ I nie bij mnie po główce za ten komentarz, bo przestanie być tak słodko. ;p
Pozdrawiam~
Nie wiem, gdzie zrobiłam to felerne zdanie, zaraz go poszukam i poprawię, dzięki ^^
UsuńNo tak, było coś takiego, ale chodziło mi bardziej o całą tę resztę, najbardziej elfy i mroczne elfy. Elfy w HP występowały jako małe, skrzydlate, śmieszne stworzonka jak wróżka Dzwoneczek.
Pozdrawiam!
Był też wampir Sanguini (mam nadzieję, że nie walnęłam literówki w jego imieniu) na przyjęciu u Slughorna w 6 tomie. :D
UsuńDroga Alucardyno, jeżeli to jest pierwszy blog o tematyce potterowej, w którym występuje taka paleta postaci, to ty jeszcze mało czytałaś. Jakoś 5-6 lat temu był prawdziwy boom, jeśli chodzi o te sprawy. Raz natrafiłam nawet na Harry'ego, który był pół-wampirem, pół-wilkołakiem, jego babcia była willą (nie wilą, willą!), a do tego wszystkiego po osiedlu pomykał z pistoletami, bo należał do mafii, której bossem był Voldemort. A, i jeszcze urodził Voldziowi dziecko. Jak Merlina kocham, nie zmyślam. A co najważniejsze - to nie była parodia, tylko podobno poważny fick xD
A ocena świetna, dawno się tak nie uśmiałam ^^
Dzięki, miło mi ^^
UsuńWampirki się przewijały w tle, wiem Xd Tylko ta reszta mnie najbardziej kłuła w płat czołowy... Muszę zobaczyć, co tam napisałam, najwyżej zmienię, jeśli sugeruje, że w książce nie ma wampirów.
Hmm... chyba faktycznie mało czytałam, ale jeszcze wszystko przede mną XD
Pozdrawiam!
No rozumiem, rozumiem. Też nie przepadam za podobnymi innowacjami, szczególnie, że Rowling i tak dała nam sporo ciekawych możliwości, np. animagowie i metamorfomagowie. Nie wiem, po co mieszać do tego elfy i tak dalej. To chyba ta potrzeba oryginalności, która się ostatnio rozwinęła na blogach xD
UsuńHipsterstwo i na blogi dotarło, taka prawda XD
UsuńTo ja już się troszkę boję oceny mojego bloga, który jest drugi w kolejce xD.
UsuńAle prawda jest taka, że to właśnie ocena Alucardyny dotycząca mojego wcześniejszego bloga (laurie-riley) natknęła mnie do jego stworzenia, i dlatego jestem bardzo ciekawa jej opinii ;)).
Przeczytałam tę analizę "od deski do deski" i co chwila parskałam śmiechem. Po przeczytaniu stwierdzam, że uwielbiam styl analizowania Alucardyny, ale czy dałabym jej do oceny coś swojego, to już nie jestem taka pewna XD Robisz normalnie rzeź :D Autorowi pewnie nie do śmiechu, ale ja ubawiłam się przednio.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Phoe
Co Ty, ja taka groźna nie jestem, na jaką wyglądam XD Tylko jak się wnerwię :P
UsuńCieszę się, że Ci się podoba ^^
Pozdrawiam!
Nie no, jak Boga kocham, jeśli zamkniecie OL i odbierzecie mi możliwość czytania ocen Alucardyny, to pamiętajcie, że będziecie mieć grzech! Humor mi się poprawił od zaraz, naprawdę :D
OdpowiedzUsuńNie usuniemy, spokojna głowa. Kryzys i zagrożenie minęły bezpowrotnie ^^
UsuńWitamy. Prosimy o zmianę adresu ocenialni z Olimpianis na Shiibuya.blogspot.com. Dziękujemy z góry i pozdrawiamy.
OdpowiedzUsuńJa chciałam tylko powiedzieć Niekonkretnej, że wstawiłam sobie nowy szablon. Jeżeli już zaczęłaś coś pisać i to problem, to przepraszam i nie zmieniaj nic. Tak tylko chciałam uprzedzić, bo jestem, bodajże, druga w kolejce. Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuń