Cześć wszystkim!
Na
początku serdecznie pragnę przeprosić autorkę za zwłokę, ale miałam zupełnie
niespodziewany wyjazd na wakacje – w środę wieczorem dowiedziałam się o nim, w
piątek byłam już w autobusie.
Oceniam: www.dzieci-boga-granic.mylog.pl
Portal
jest mi znany – swego czasu przez kilka miesięcy prowadziłam tam ze znajomą, na
jej prośbę, ocenialnię. Niestety nie są mi bliżej znane tajniki posługiwania
się tym serwisem w zakresie tworzenia szablonów, dlatego z góry przepraszam –
moim zadaniem będzie głównie skupić się na treści, ale chyba na tym zależy
autorce przede wszystkim, ponieważ opowiadanie jest zakończone. W związku z
powyższym pragnę także nadmienić, że nie poświęcę szczególnej uwagi błędom
rzeczowym, interpunkcyjnym, czy stylistycznym; oczywiście, jeżeli coś będzie
wymagać poprawy nie omieszkam tego nadmienić.
Adres
na początku nieszczególnie do mnie przemawiał, ale im dłużej na niego
spoglądam, tym bardziej mi się podoba. Co dla mnie istotne – jest po polsku, trójczłonowy, a więc łatwy do zapamiętania, intrygujący i tajemniczy. Nie wiem,
czego się spodziewać i bardzo to sobie chwalę.
Na
belce i nagłówku napis wprost powtarzający adres, ale jak już wspominałam w tej
materii nie jestem w stanie się wypowiedzieć. Słowo „boga” pisane właśnie w ten
sposób sugeruje, że na pewno nie powinnam doszukiwać się tutaj wątków
chrześcijańskich – czyżby wobec tego fantastyka? Mam ogromną nadzieję!
Kolorystyka
niezmiernie przypadła mi do gustu – lubię beże i brązy, a głównie na nich
opiera się twój pomysł na wystrój bloga. Mężczyzna przypominają mi odrobinę
Tatarów z filmów ekranizujących powieści Sienkiewicza. Nauczona doświadczeniem
zjeżdżam na dół strony. Nie znam tego obrazu, ale cieszę się, że prawa
autorskie mają u ciebie, jak u Pana Boga za piecem – przy okazji zauważyłam
długość rozdziału i powiem szczerze, że wręcz drżę. Z niecierpliwości, rzecz
jasna. Czcionka jak na mój gust odrobinę za mała – się jest tym krótkowidzem –
ale od czegóż mamy niezawodny duet Ctrl i „+”?
Pozwolę
sobie poszperać po podstronach – są całe trzy. „O autorce” jest dowcipne a
jednocześnie poważne. Znalazłam tutaj chyba wszystko, co mogłoby mnie interesować.
Ostatnio mam dziwny magnes do odwiedzania blogów ludzi z mojego rodzinnego
miasta i tak jest również w tym wypadku. Jedyną uwagą jest to, że słowo
„włóczyć” piszemy używając „ó”. Pozwoliłam sobie zajrzeć na Twój livejournal
gdzie moją uwagę przyciągnął szczególnie post tytułem „Książki w roku 2012” –
szukałam tam znanych mi tytułów i muszę przyznać, że to imponująca lista, a
jedyne, co znajome w niej dla mnie, to „Ruchomy zamek Hauru” i trylogia S.
Collins. Z
premedytacją zerkam najpierw na linki, potem zaś przechodzę to podstrony „O
opowiadaniu”. Mam ochotę pędzić wprost w objęcia pierwszych części tekstu, ale
postanawiam przesłuchać oba utwory, które tutaj zawarłaś i bynajmniej się nie
rozczarowuję – są po prostu świetne.
Zabieram
się za treść. Rozdziałów jest dwadzieścia i szczerze mówiąc, to bardzo
chciałabym przeczytać wszystkie i postaram się to zrobić, chociaż nie wiem, czy
podołam. Jabłuszko, kompocik i jedziemy.
Zauważyłam
kilka literówek i jedno czy dwa powtórzenia, ale pod tym względem tekst jest
dobry. Zdania są często wielokrotnie złożone i czasami mam problem, żeby się
zorientować, która część czego dotyczy – tak nie powinno być. Historia sama w
sobie intrygująca, choć zdziwił mnie szczerze brak reakcji na podstęp z pyłem,
który zastosował Kekhart – może dlatego, że nie wspomniałaś w ogóle o regułach
takiej walki – wydaje mi się, że mimo młodego wieku powinien on je znać, a przede wszystkim powinnaś je przedstawić czytelnikom.
Vardena co prawda nie znam jeszcze na tyle, by się o nim wypowiadać, ale jest
kandydatem do kategorii obiecujący bohater. Zdecydowanie natomiast nie
przepadam za tą, której przyszło razem z nimi przechodzić rytuał dojrzałości.
Takhir od razu stał się moim ulubieńcem i szczerze mówiąc nie trudno jest się
zorientować, że to Kekhartowi postanowiłaś w tym opowiadaniu powierzyć główną
rolę. Podoba mi się sposób w jaki przemycasz do fabuły kulturę orków, zwyczaje,
tradycje i spojrzenie młodej osoby vel. młodego orka na to wszystko. Czytając o rytuałach
zastanawiałam się, czy czytałaś może cykl Terry’ego Goodkinda, ale podobieństwa
są nikłe. Och. Ork homoseksualista. Muszę przyznać, że podbiłaś tym moje serce,
jakkolwiek by to nie brzmiało. Zresztą sama ta rozmowa była dla mnie nadzwyczaj
zabawna. Nie, żebym wcześniej nie podejrzewała, że coś takiego wyjdzie – Takhir
jest wprost idealnym kandydatem na „chłopaka” w tym wypadku. O! Patrzcie –
działa! Na szczęście Vardan zachował się jak na człowieka przystało.
Wróć! Jak
na orka przystało.
Podobała mi się dynamiczna scena w namiocie i to, że chłopak
właśnie tam się udał po upokorzeniu. Dalej widuję literówki i powtórzenia,
chociaż nieliczne. Mam jednak wrażenie, że młody ork jest osobą zbyt...
społeczną by przystać na życie z szamanem, ale o tym każą mi się przekonać
kolejne rozdziały. Przez to jak obecnie prezentuje się Takhir mam dla niego
coraz mniej serca, a jednocześnie doskonale zdaję sobie sprawę, że był takim od
samego początku – zawiłości psychiki. W tym wypadku raczej mojej niż jego; lubię widzieć postacie takimi, jakimi sama chciałabym je stworzyć. W jego miejsce natomiast automatycznie
wskoczyła Larha; silna, odważna, z przeszłością i pełna dumy mimo utraty
honoru. Podziwiam ją i momentalnie lubię. Akcja rozwija się piorunująco szybko –
przestałam się dziwić ilości rozdziałów jak na opowiadanie sygnowane jako
zakończone.
Pojawił się Arthan, w międzyczasie przeskoczyliśmy naprzód jakieś
trzy – cztery lata. Ciekawe, co się przez ten czas działo z Takhirem; nie,
jeszcze go nie zapomniałam. Mieszaniec powiadasz? No dobrze, przełknęłam go i
mam wrażenie, że to on będzie owym poszukiwanym bohaterem vel. Wielkim Złym.
Ale stawiam na pierwsze.
Mam przedziwne wrażenie, że jestem jasnowidzem. Ledwo wspomniałam o Czarnym
Szamanie, a on już pojawia się w życiu orka ponownie. Swoją drogą w karczmie
Kekhart był odrobinę nadpobudliwy jak na mój gust. Czerwonooki jeździec
niezwykle mnie zaintrygował, wygląda na to, że pojawiła się nam kolejna postać będąca puzzlem twojej układanki.
Na szczęście zaczęłam rozumieć adres – jakoś dopiero
teraz przyszło mi do głowy, żeby o tym napisać. Podoba mi się – niesamowicie mi
się podoba, ale pozwolę sobie zostawić moje obecne przemyślenia na ten temat na
koniec, do podsumowania.
W jakiś sposób dobrze jest wiedzieć, że nastawienie
plemion względem Kekharta nie uległo zmianie ani o jotę. Scena z chaty szamana
była bardzo chaotyczna i chyba głównie w tym był jej urok – nie mogę się
doczekać rozwinięcia tematów wizji zakreślonych w widzeniu młodego orka - to wyraźnie (przynajmniej dla mnie) znamionuje, że okutany jeździec będzie Władcą.
Wspominałam już może, że przemawia do mnie pomysł budowania plemienia złożonego
z wygnańców? Pojawił się kolejny bohater i mam nadzieję, że to będzie w tej
grupie ostatni. Sześć to dobra liczba – zaliczam tu także Takhira. Piękna
opowieść chłopaka z Krukorłów i cieszy mnie niespodziewany – także dla mnie –
powrót szamana. Początek właściwej akcji, jak mam wrażenie. Cieszę się z
powrotu Hurik, szczerze powiedziawszy miałam na to nadzieję, bo ona jedyna
wydawała mi się na tyle zaprzyjaźniona z Kekhartem, by mimo wszystko go nie
odrzucić i tak właśnie się stało. Pojawił się Rijesh, mój czerwonooki
ulubieniec – w dodatku w roli wybitnie mnie satysfakcjonującej, bo obiecującej
nowe perspektywy dla naszych bohaterów. Nie wiedzieć czemu od początku
myślałam, że Hurik będzie chciała się związać z Vardenem; to wydawało mi się
absolutnie właściwe, ale nie znam jeszcze jego reakcji, więc z tym poczekajmy.
Z drugiej strony nie potrafię sobie wyobrazić, że odmawia! Tak też się dzieje.
Wynik potyczki między smokami jest od początku mi znany – trudno go nie
przewidzieć.
O ile lubiłam Takhira na początku, to im dalej brnę w tekst tym
bardziej jego postać mnie irytuje. Taki rodzaj zapychacza. Wszyscy siedzą i nic
nie robią, dopóki nie zjawi się Czarny Szaman i nie wskaże co powinni
robić/zaciągnie ich za sobą na wyprawę. Kekhart jest tak absolutnie
przeźroczysty, że aż mnie to przeraża. Jedyną rzeczą, która go wyróżnia jest
powód wykluczenia z plemienia – pozostali jego towarzysze mają w sobie
tajemnicę, niewyjaśnione porachunki z przeszłości, czy chociażby nieustępliwy
charakter czy humor. Org jest po prostu przeźroczysty. Chłonie to, co wokół
niego i dostosowuje się do realiów – nagina się do świata, buja niczym trzcina
na wietrze miast stać twardo jak drzewo. Zdumiewa mnie to; rozumiem, że nie
jest typowym przedstawicielem swojej rasy, ale tak na prawdę tylko powód jego
wykluczenia był tym, co stawiało granicę – nic poza tym, a przynajmniej nic, co
zdołałam dostrzec. Rijeshowi wszystko przychodzi zbyt łatwo, tak naprawdę
miernym kosztem – cóż to za tyran bez krzty tyranii? Nie wszystkie plemiona
złożyły mu hołd – ciekawa jestem, czy jakkolwiek wpłynie to na ich stosunki z
koganem. Wreszcie : to, że oni przynależą. Chyba największe rozczarowanie,
jakie mnie spotkało. Przynajmniej sprawy pomiędzy głównymi bohaterami wyjaśniły
się mniej lub bardziej – to akurat mnie cieszy. Zdobywanie Dalli było całkiem
znośnie – chociaż zbyt mało szczegółów. Pieśń na końcu rozdziału do zniesienia,
ale jeśli chodzi o rytmikę, to kuleje i to znacznie. Przykro mi z powodu Larhy –
jest chyba jedyną z Twoich postaci, do której utrzymuje się we mnie stała sympatia.
Zastanawia mnie głęboko ostrzeżenie na końcu, ale jestem oceniającą i taki mój
żywot – zresztą do końca jeszcze tylko kilka rozdziałów i żal byłoby w tym
momencie przerwać. Dla mnie osobiście pierwszy z tej dwójki wcale nie był
szokujący. Może zbyt wiele rzeczy czytałam, by się tym na tyle przejąć. Owszem,
Kekhart popełnił błąd, ale nie był on niczym innym niż błędy jego kompanów, czy
jego wcześniejsze przewinienia. Niczym względem zabójstwa. Ponownie żal nad
Larhą, tym większy, że życie jej nie oszczędza – dużo cierpienia jak na jedną
osobę. Zbyt asekuracyjnie podchodzisz do orka. Owszem, on przeżywa głęboko to,
co robi, ale czy spotkało go w życiu coś naprawdę strasznego? Dawnej
egzystencji nie chciałby przecież prowadzić – już by nie umiał – sam to
stwierdził. Otrzymał biczowanie, ale jak stwierdził sam Takhir – było ono
lekkie jak na panujące zwyczaje. Upokorzył Murada, zgadzam się, ale jedynym, co
będzie go dręczyć są wyrzuty sumienia; znając życie jego szaman i tak mu
wybaczy. Taryfa ulgowa wobec orka wcale mi się nie podoba, ale taki jest chyba
los głównych bohaterów, chociaż trzeba przyznać, że nie wszystkich. Wydaje mi
się, czy wcześniej wspominałam coś o możliwości buntu niezaprzysiężonych
plemion? No i mamy. Szczerze mówiąc coraz bardziej się boję o akcję, bo
pozostały mi tylko dwa rozdziały.
Nie, nie nie. Nie podoba mi się to, jak
przychylni w stosunku do Kekharta byli jego dawni współplemieńcy. Ja rozumiem
niewolę i wszystko inne, ale jednak miałam nadzieję, że będziesz podtrzymywała
motyw wygnaństwa absolutnego – ponownie się rozczarowałam w tym względzie.
Niestety nie podoba mi się też sielanka, która nastąpiła w relacjach orka z
jego szamanem. Przełknę, ale za dużo tu na mój gust słodyczy.
Czeka na mnie
ostatni rozdział – zobaczymy w jaki sposób udało Ci się zakończyć tę historię.
Jedna ważna uwaga : „morale” to
rzeczownik w liczbie mnogiej! Nie pojedynczej. Kilkakrotnie popełniałaś ten
błąd. Czekałam na śmierć Larhy i się jej niestety doczekałam. Tak jak
podejrzewałam z Varienem poszło Arthenowi zaskakująco łatwo – wręcz zbyt łatwo.
Swoją drogą, jak na tak odmienne kultury dziwne jest podobieństwo imion byłego
męża chana Przyciętych Uszu i elfickiego księcia. Nie pasowało mi imię Vardena
od samego początku. Bohater, nieprawdaż?
Powiem
Ci, że za zakończenie jestem gotowa wybaczyć Ci część wcześniejszych
niedociągnięć. Schematyczne, bo ginie główny bohater, ale jednak ładne.
Naprawdę ładne. Pozostawia w niepewności. Za mało w nim było dla mnie opisów
uczuć, ale do tego w twoim wypadku zdążyłam się już przyzwyczaić. Sądzę, że
czas podsumować.
Tym,
co mnie boli w Twoim opowiadaniu jest przewidywalność. Przykro mi, ale przez
całe dwadzieścia rozdziałów zaskoczona byłam tylko raz, może dwa. Po dłuższym
zastanowieniu skłaniam się jednak ku ostatniej opcji. Drugim minusem jest
prędkość posuwania się naprzód akcji – wiele wątków wydaje mi się potraktowanych
równie przedmiotowo, jak to czynili z ludźmi członkowie gangu z Urhan, do
którego przystali Kekhart i Larha. Są niedopracowane, ledwie zarysowane,
muśnięte i pozostawiają duży niedosyt. Brakuje mi opisów – niby rozdziały są
obszerne i nie brakuje w nich wielowątkowości, ale właśnie ta cecha jest ich
główną. Nie czułam, żebym na tyle poznała któregoś z bohaterów, żeby przejmować
się dogłębnie jego losem. Tak, jak oglądanie przez szybę, przewijanie filmu
oglądając jedynie urywkowe kadry. Mało jest przeżyć wewnętrznych bohaterów –
szkoda, bo według mnie to jedna z ważniejszych części pisarskiego kunsztu.
Wszystko to wydaje się być wyrzucone z siebie i zapisane tak po prostu, a
następnie pozostawione, by żyło własnym życiem. Mnie to nie satysfakcjonuje.
Owszem, sama historia jest dość ciekawa, ale jak już wspominałam bohaterowie
postępują na tyle schematycznie, że trudno dać się porwać akcji. Niektóre
zdania są niedokończone, urwane w połowie.
Opowieść
sama w sobie ma potencjał, chociaż nie zaliczyłabym jej do najlepszych jakie
czytałam. Oryginalność mieści się głównie w tym, że rasą przewodnią są tutaj
orkowie. Nie do końca podobało mi się skakanie z pierwszoosobowej do
trzecioosobowej narracji, ale nie było aż tak rażące, żeby mi przeszkadzać.
Czasem miałam problem z przełknięciem szyku przestawnego i konstrukcji zdań w
dialogach, a już zdecydowanie nie podobało mi się używanie współczesnych
wulgaryzmów – po prostu psuły mi cały efekt. Nie brak Ci pomysłu i
umiejętności, chociaż – ponownie – radziłabym sprawdzić tekst pod kątem
powtórzeń, literówek i przecinków, co prawda tych ostatnich błędów jest mniej,
ale są. Żadnych nie ma na tyle, żeby je wymieniać.
Otrzymujesz
ocenę Powyżej Oczekiwań. Jak dla mnie z małym minusem, bo było zbyt
przewidywalnie, niemniej jednak przyjemnie się czytało. Dziękuję Ci za tę
lekturę i życzę powodzenia w dalszej pisarskiej karierze, bo z tego co
przeczytałam masz takie plany.
Udało Ci się! ;D Gratuluję <3
OdpowiedzUsuńJa na daną chwilę jestem na rozdziale 27 z 45, ale mimo wszystko trzymam za siebie kciuki ^ ^
Też trzymam! Ambitnie moja droga, ambitnie!
Usuń