wtorek, 31 lipca 2012

502 www.zaparz-mi-herbate.blogspot.com


Zaparz mi herbatę? Jeśli można, ja proszę od razu dwie. Jedną zwykłą, czarną, koniecznie gorzką. Drugą miętową albo rumiankową – zależy, jakie masz. Ewentualnie nie pogardzę też jakąś waniliową, karmelową czy nawet owocową.
Ciepła herbatka się przyda. Nawet w lato.
Adres mi się podoba. Prosty, zwięzły, po polsku i nie zdradza żadnego elementu opowiadania. Nie mam pojęcia, czy zaraz wejdę na bloga z obyczajówką, romansem, fanfictionem czy nawet horrorem. To lubię.
Gorzej z cytatem na belce. Owszem, i on przypadł mi do gustu, aczkolwiek zadziwiona faktem, że nie został on wzięty w cudzysłów, postanowiłam sprawdzić na własną rękę czy belka to Twoje słowa, czy może kogoś innego. I okazało się, niestety, że jest to tytuł piosenki Pidżama Porno promujący jakąś płytę Bułgarskie Centrum. Mniejsza o szczegóły. W tym momencie najważniejsze jest, że belka powinna zostać zabrana w cudzysłów, a po cytacie należałoby dodać myślnik i autora słów (w tym wypadku nazwę zespołu, do którego wyżej wymieniony utwór należy).
Belka nakierowała mnie jednak na to, że mogę liczyć na romans. Cóż, jestem raczej otwarta na wszystkie gatunki literackie, jednak ostatnio przedstawianie tematu miłości na blogach czy niektórych książkach młodzieżowych przeraża mnie dostatecznie, aby po tę tematykę nie sięgać. Mam nadzieję, że u Ciebie znajdę coś interesującego i dobrze poprowadzonego.
O, masz nick nawiązujący do Twojego adresu. A przynajmniej tak mi się wydaje. Kiedyś coś mi znajomi mówili, że pili Yerba Mate. Podobno bardzo dobra.
Schody zaczynają się przy szablonie, który, mówmy sobie szczerze, ani trochę nie podbił mojego serducha. Wiem, że niektórzy uwielbiają proste szablony, jednak Twój nie jest prosty. Twój wygląda po prostu jak niedokończony. W nagłówku mogę zobaczyć zwykły szkic jakiegoś chłopaka. Nic więcej. W tle z początku rysuje się chyba jakaś ulica, jednak po chwili zostaje ona zastąpiona śnieżnobiałym puchem. Zwykła biel jest również kolorem tła wewnętrznego.
Czyli szału nie ma, staniki nie latają.
Szablon w tej postaci, jakiej jest, po prostu odpycha. Jedynie kolorystyka ratuje trochę sytuację, gdyż jest stonowana i raczej się nie gryzie. Biel w końcu pasuje do czerni i brązu (chyba że jestem daltonistką i to nie jest brązowy, a brudny czerwony. Jeżeli tak, to z góry przepraszam).
Jeśli chodzi o podstrony to… jest źle, tyle powiem. Po co Ci zakładka ta „Menu” skoro i tak całe menu masz porozbijane i pod nagłówkiem, i z boku notki. Panuje tu superbałagan. Podstrona „Menu” bez dyskusji idzie na skazanie na kasację, gdyż jest zupełnie zbędna. Jeśli chodzi o zdecydowanie się na menu – zrobisz jak uważasz, jednak ja sądzę, że najlepiej będzie, jeśli wrzucisz wszystkie podstrony pod nagłówek, rezygnując z połowy menu po boku. Takie odnośniki jak do „odpowie.pl” czy „kinomaniaka” możesz wrzucić spokojnie do zakładki o „Autorce”, którą również polecałabym stworzyć dla większego porządku, a ramkę „O mnie” zwyczajnie skasować ze strony głównej bloga. Zakładki „Muzyka” i „Dodatkowe informacje” (choć zmieniłabym ich nazwę na „O blogu”, bo na daną chwilę ciężko się domyśleć, co pod „Dodatkowymi informacjami” może się tak naprawdę kryć. Czy opisujesz bohaterów? Czy właśnie prezentujesz sylwetkę swojego bloga? A może piszesz tam o sobie, bo to w końcu też dodatkowa informacja?) są w porządku. Jeśli chodzi o Twoje one-shoty możesz po prostu stworzyć zakładkę „Moje” albo „Spod mojego pióra” (choć to trochę długa nazwa, więc bardziej przychylam się do mojego pierwszego pomysłu) i tam wrzucać do nich odnośniki.
„Linki” przywodzą mi na myśl… śmietnik. Panuje tu taki bałagan, że nic nie jestem w stanie zrozumieć. Mam najzwyklejszą ochotę jak najszybciej je zamknąć. Tak, linki zdecydowanie należy poddać remontowi.
Jak widzisz, z podstronami nie jest kolorowo.
Przechodzimy więc do najważniejszego punktu oceny – treści. Notek masz naprawdę baaaaaaardzo dużo, a kiedy przejrzałam je, aby je sobie wydrukować i czytać przed snem, jak to czasem robię z niektórymi dłuższymi opowiadaniami, żeby sobie nie psuć przed komputerem wzroku, stwierdziłam jednogłośnie, że jednak sobie te oczy będę psuła, bo długość notek jest przeogromna. Oczywiście, nie uważam tego za minus, a za duży plus – niektórzy autorzy opowiadań uważają, że jeśli rozdział ma całą stronę Worda, to mogą być już oni z siebie dumni, poważnie. Ja sama nie przepadam, gdy w książkach, które czytam, rozdziały są pożałowania krótkiej długości. Długie są zdecydowanie lepsze.
Już od samego początku Twoje opowiadanie bardzo mnie zainteresowało (czego się zdecydowanie nie spodziewałam!). Przyznam, że na samym początku byłam dość sceptycznie nastawiona do Twojego bloga. Nie przepadam za związkami męsko-męskimi, które są głównymi wątkami opowiadania. Czytam jednak od jakiegoś czasu femme slash, więc nie skreślałam Twojego pomysłu na samym początku. I bardzo się cieszę, że tego nie zrobiłam.
Twój styl jest bardzo lekki i zachęca do czytania. Nie jest nachalny, a przyjemny. Od początku zapowiadał, że opowiadania nie można zaliczyć do „tych gorszych”.
Niestety, sam pomysł przybycia Sebastiana do miasta być średnio oryginalny. Ile to opowiadań zaczyna się tym, jak jeden z głównych bohaterów przybywa do nowego miejsca i musi się tam zaaklimatyzować. Wtedy też poznaje jakiegoś kolegę/koleżankę, który/a mu w tym pomaga.
Hm, widziałaś kiedyś, aby w jakimś liceum wyłożono w salach lekcyjnych beżową wykładzinę? Już kij z kolorem, ja nawet wykładziny w podstawówce nie miałam!
Podoba mi się, że akcję swojego opowiadania umieściłaś w Polsce. Skorzystałaś z polskich imion i miast. W dzisiejszym świecie wszyscy wolą pisać o zagranicznych miejscach i nazywać bohaterów imionami, których sami nie potrafią nawet dobrze wymówić (ostatnio jedna z blogerek oznajmiła, że imię Matthew czyta się Matoł. Ową blogerkę, jeśli kiedykolwiek będzie miała okazję to przeczytać, zachęcamy wspólnymi siłami do zmiany imienia postaci na zwykłe, polskie, dobre Mateusz).
Pomysł korepetycji, niestety, również nie wypadł najlepiej. Jest on tak oklepany we wszelkich wątkach romansowych jak scena zatytułowana „Chyba wpadło mi coś do oka!”, która ma wbić nóż zazdrości w kogoś, kto będzie obserwował niby całującą się parę, która tak naprawdę próbuje rozwiązać problem nieistniejącego czegoś w oku.
Uważam, że powinnaś umieścić jakąś informację o większej ilości wulgaryzmów. Wiem, że nie dodajesz ich do każdego zdania, ale trochę ich w rozdziale jest, a niektórzy czytelnicy wolą być uprzedzeni o takich ewentualnościach niczym o scenach erotycznych, brutalnych czy o kontrowersyjnych wątkach (na przykład właśnie związku homoseksualistów, o czym lojalnie uprzedziłaś w ramce, więc się nie czepiam, a jedynie [czy też aż] pochwalam). Lepiej umieścić takie jedno małe info i nikt się przynajmniej z czytelników czepiać nie będzie, ani żaden nie poczuje się w żaden sposób urażony.
Konwersacja pomiędzy Sebastianem i Łukaszem przebiegała raczej naturalnie. Wpierw sceptyczne nastawienie Łukasza do całego tego pomysłu z korepetycjami, potem jednak zmiana decyzji po przedstawieniu argumentów z drugiej strony. Twoje dialogi są wartkie, przemyślane i niesztuczne. Czyli jednym słowem takie, jakie powinny być. Czasem pojawia się w nich komizm słowny, co jest świetnym urozmaiceniem rozmów, którym po pewnym czasie grozi zakwalifikowanie do sztywnych. Nie wkładasz słów do ust bohaterów – to oni sami decydują, co wypowiedzą w danej chwili, a to mi się podoba.
O, już w pierwszym rozdziale Sebastian zakochuje się w Łukaszu? Cóż, szybko mu idzie. Mam nadzieję, że nie pobiegniesz z fabułą na łeb na szyję, a dokładnie przemyślałaś każdy ruch, jaki zamierzasz w niej wykonać. Szkoda byłoby spierdzielić takie szanse na dobre opowiadanie.
Nawet czegoś się uczę z Twojego opowiadania. Moja wiedza wzbogaciła się o słówko gejdar.
Może najpierw odniosę się do Twojej informacji na górze – ja osobiście uważam, że jeśli publikujesz tak długie rozdziały to nie masz się co martwić, że pojawiają się one co półtora tygodnia. Powiedziałabym nawet, że gdyby były one gotowe do czytania co trzy tygodnie, tez by się nic nie stało, bo notki są treściwe, więc jest na co czekać. Nie masz się co przejmować. A co do tego, że piszesz każdego dnia, chyba że zupełnie nie masz możliwości – w sumie nie wyznaję zasady, żeby pisać codziennie, chociażby po akapit-dwa. Według mnie lepiej przysiąść wtedy, kiedy ma się czas i napisać od razu parę stron albo jedną stronę. A nie tak walnąć jednego dnia osiem zdań, kolejnego dziewięć. To, według mnie, mija się trochę z celem.
Sebastian przychodzi do domu nowego kolegi. Muszę przyznać, że opisy miejsc i pomieszczeń wypadają u Ciebie bardzo dobrze i nie mam, jak się do nich przyczepić.
Twoje opowiadanie nie jest pozbawione realizmu – logicznym zdaje się, że jeśli już się przerywa dłuższą naukę czegoś, czego się nienawidzi, i zaczyna się robić coś innego, to nie ma siły, nie da się nagle stwierdzić, że od razu się do tej nieszczęsnej nauki powróci. Niektórzy, w przeciwieństwie do Ciebie, zapewne napisaliby, że kiedy już Sebastian i Łukasz wyszli z domu, to, gdy w końcu wrócili, posłusznie i bez marudzenia powrócili do zadań z matematyki.
Pomysł na zawsze gotową do pomocy przyjaciółkę homoseksualną z Warszawy przypadł mi do gustu. Rozmowy przez skype pomiędzy Sebastianem a Kingą są utrzymane w świetnym klimacie, nie zabrakło też humoru. Oddałaś takie prawdziwe relacje pomiędzy przyjaciółką i przyjacielem, którzy nic do siebie nie czuli, nie czują i nie poczują prócz miłości platonicznej.
Z jednej strony podziwiam odwagę Sebastiana, którą bezsprzecznie wykazał przy zakładaniu tęczowej bransoletki, z drugiej… zaczynam zastanawiać się, czy rzeczywiście taki chłopak jak on, mógłby być do tego zdolny. Oczywiście, może mu nie zależeć na opinii innych, ale jednak mimo wszystko… takie coś wymaga tak cholernej odwagi, że aż trudno to sobie wyobrazić. W końcu przyznajesz się przed wszystkimi, że jesteś gejem, a nasze społeczeństwo… Zresztą, co ja będę mówić o społeczeństwie, które wszyscy doskonale znamy.
Nie rozumiem sytuacji w rozdziale trzecim – Łukasz się spóźnia na lekcję, wnioskuję że pierwszą, bo nie widział bransoletki Sebastiana, który założył ją przed lekcjami, a tą lekcją jest historia. Potem Łukasz siada od razu w ławce, dowiaduje się od Eugeniusza (swoją drogą, też mam w klasie taką sytuację, że mówimy na kolegę Grzegorz, choć tak naprawdę ma na imię Mateusz, i w sumie nikt nie wie, skąd się ten „Grzegorz” nagle wziął), że Sebastian jest gejem, a Sebastian w tym czasie cieszy się, że historia to już ostatnia lekcja, to będzie mógł pogadać z kolegą o swojej orientacji i sytuacji pomiędzy nimi. Albo się gdzieś pogubiłam, albo historia jakimś cudem była jednocześnie pierwszą i ostatnią lekcją.
Wynikła teraz dość nieprzyjemna sytuacja pomiędzy Sebastianem i Łukaszem, która, według mojej skromnej osoby, pojawiła się zbyt szybko. Okey, okey, ktoś może powiedzieć, że to aż trzeci rozdział, ale ja użyję sformułowania, że to dopiero trzeci rozdział, więc w sumie przeciągnęłabym trochę tę niewiedzę Łukasza.
Podobała mi się sytuacja ze szkicowaniem Agnieszki. Niby takie nic, ale jednak miły akcent. „Mogłabyś podejść bliżej, bo nie widzę dokładnie Twojego wisiora?” – bezcenne.
W sumie jednak nie podobało mi się, jak Agnieszka zaczęła wychwalać ten szkic ponad wszystko. W końcu w pomieszczeniu znajdowało się też wielu innych uczniów, którzy może i nie mieli wielkiego talentu, ale ona nie mogła o tym wiedzieć, bo nie widziała ich prac. Jeśli miała być nauczycielką, nie mogła sobie pozwolić na takie wychwalanie rysunku jedynego ucznia, którego zdolności mogła zobaczyć. A może w pomieszczeniu znalazłaby się przynajmniej piątka uczniów, która szkicowałaby lepiej?
Nie wiem, jaki tam oni mają poziom w tym liceum, ale jak mi walnęła ostatnio matematyczka sprawdzian całoroczny, to też się na cztery jedynie załapałam jak Łukasz. A ja matematykę naprawdę dobrze rozumiem (choć jak Łukasz szkicuje na lekcjach, to ja właśnie prawie na każdej piszę opowiadania, chyba że nie mam weny), więc nie wiem, jak po dwudniowej nauce Twój główny bohater napisał ten test na cztery. W końcu matematykę trzeba naprawdę zrozumieć, porobić przykłady i zadania. Najważniejsza jest w niej systematyczna praca.
Hah, powiem Ci szczerze, że już myślałam, że Łukasz dopisze jakąś ocenę Sebastianowi, żeby mu wynagrodzić ten czas spędzony na udanych korepetycjach. W sumie wydawało mi się, że to pociągnie tragiczne konsekwencje ze sobą i ta sprawa połączona z problemami zbliży Łukasza i Sebastiana do siebie. A tu chodziło o adres! Nigdy bym się nie domyśliła. Udało Ci się mnie zaskoczyć.
Och, w jednym rozdziale się pokłócili i jeszcze w tym samym pogodzili. I jak na razie nie zapowiada się na to, aby znów się o coś pożarli.
Na całe szczęście oglądałam Tajemnicę Brokeback Mountain, więc mogę spokojnie przejść do czytania rozdziału. Spoilery, przed którymi ostrzegłaś, mi nie straszne.
Rzeczywiście na początku rozdziału czwartego zbudowałaś taki klimat, że byłam wręcz pewna, iż Łukaszowi towarzyszy Sebastian i, niestety, jacyś znajomi ze szkoły postanowili dać chłopakom do zrozumienia, że dla gejów nie ma na tym świecie miejsca. Na szczęście okazało się to zwykła gra w podchody z kuzynami.
Zainteresowała mnie postać Oskara, który zmienia co jakiś czas swoje poglądy. W sumie tacy ludzie (czy raczej parapety) na pewno istnieją. Wcześniej homoseksualiści, potem homofoby. Teraz dresy, później metale.
W sumie wprowadzanie Łukasza do gejowskiego półświatka przychodzi Sebastianowi bardzo szybko. Zaczęli już nawet oglądać filmy, w których głównymi bohaterami są homoseksualiści. I o tyle co w Filadelphi nie ma w sumie żadnych szczególnych scen czy jednoznacznych przejawów miłości (chyba że słabo pamiętam ten film, oglądałam go dość dawno, ale bardzo mi się podobał. Kocham Hanksa), o tyle w Brokeback Mountain już one występują… Zastanawiam się, dlaczego Łukasz przystaje na propozycje oglądania takich filmów, skoro jeszcze słabo akceptuje gejowski półświatek.
Okey, ale z tą rozmową na skype to przesadziłaś. Do czego to miało niby prowadzić? Po co w tej rozmowie miął uczestniczyć Łukasz? I jakim cudem on się na nią zgodził?
Reddsy, a nie redsy. Nie mogłam się powstrzymać przed zwróceniem uwagi.
Relacje pomiędzy Łukaszem a Sebastianem rzeczywiście zmieniły się na takie prawdziwie przyjacielskie. Kłócą się na żarty, robią nocne seanse filmowe, gadają o wszystkim i o niczym, spędzają ze sobą praktycznie każdą wolną chwilę. Na razie wszystko powoli zaczyna się układać, bez pośpiechu.
Pomysł z konkursem uważam za trafiony. Dodatkowo od razu jestem pewna, że Łukasz trafi do tego finału i będzie musiał namalować akt. Nawet wiem, kogo namaluje. Modelką, czy raczej modelem, z całą pewnością będzie Sebastian. W końcu musiałaś z jakiegoś powodu zorganizować ten konkurs, prawda? Malowanie obrazu (szczególnie takiego obrazu!) na pewno zbliży do siebie tę dwójkę.
Myślę, że zdecydowanie bezpieczniej by było, gdyby Sebastian ukrył swoją bransoletkę pod rękawem kurtki, a nie nagle w ciemnych uliczkach przypomniało mu się, że chce ją nagle zdjąć. W końcu takie zdejmowanie tęczowej bransoletki mogło zwrócić czyjąś uwagę.
I znów mnie zaskoczyłaś. Kiedy przeczytałam o mrożonych piersiach drobiowych, byłam wprost pewna, że Sebastiana pobiły jakieś chłopaki z bloków przez orientację seksualną. A tu zwykła szkolna bójka, pomiędzy którą napatoczył się Sebastian ze swoimi dobrymi intencjami.
Jestem zauroczona wstawkami „Chcesz herbatę?”. Jakoś tak się zawsze głupio uśmiecham do monitora, kiedy się pojawiają. Cieszę się, że tytuł opowiadania nawiązuje do treści, a nie stoi sobie gdzieś obok i zupełnie nie wiadomo skąd i po co się wziął.
Z takich większych błędów zwrócę ci tylko uwagę, że piszemy „zresztą” a nie „z resztą”.
Historia Sebastiana jest ciekawa i bardzo dobrze, że, jak sama o tym wspomniałaś, nie skorzystałaś z motywu „zawsze wiedziałem, że jestem inny” albo „robiło mi się gorąco w męskiej szatni”. Choć w sumie… już w wieku dziesięciu lat wiedział, że jest gejem? To była… trzecia klasa. Ja wtedy chyba myślałam jeszcze, że chłopaki są narodem niższym i mają mniej intelektu od szczotki do szorowania kibla. Czyli jednym słowem nie interesowały mnie żadne randki i nie zastanawiałam się, czy któryś mnie się podoba czy nie. A na filmach, kiedy pary się całowały, odwracałam wzrok. Jednym słowem, uważam zwyczajnie, że dziesięć lat to zbyt szybko, aby stwierdzić „jestem gejem, dziewczyny mnie nie interesują”.
Co do Twojego pytania na początku rozdziału… (upewnia się) szóstego, ja osobiście sądzę, że z rozdziału na rozdział jest coraz lepiej. Oczywiście, najwięcej będę mogła powiedzieć na końcu oceny, gdy przeczytam te wszystkie dwadzieścia pięć rozdziałów, ale na razie uważam, że blog spełnia swoje zadanie i pozwala Ci się rozwijać.
Oj, widzę, że rodzice Łukasza nie są za dobrze nastawieni do homoseksualistów. Ale to i lepiej. Przynajmniej nie będzie zbyt wesoło, gdy Sebastian i Łukasz z przyjaźni wejdą na wyższy poziom. Bo to, że wejdą, to jestem pewna w stu procentach.
Sebastian znów robi krok do przodu, ale Łukasz skutecznie go stopuje. Gdyby tego nie robił, stwierdziłabym, że opowiadanie jest zbyt cukierkowate i przesłodzone.
Rozumiem rosnące zainteresowanie gejowskim półświatkiem ze strony Sebastiana, jednak z drugiej strony to takie trochę… niezręczne pytać nawet przyjaciela o to, jak funkcjonuje związek męsko-męski. Zresztą, zawsze wydawało mi się, że to zwyczajne. Jeśli mężczyźnie nie podobają się kobiety, to układa sobie życie z mężczyzną. Jaka tu filozofia? Po co te pytania Łukasza? Tak trudno się wszystkiego samemu domyślić?
Z seksem przesadziłaś. Przesadziłaś, przesadziłaś, przesadziłaś, i zdania nie zmienię! Po co Łukasz z własnej nie przymuszonej woli miałby zaczynać takie tematy? Nie wiem w ogóle do czego ta rozmowa ma prowadzić, bo Łukasz zaczął o wszystkim mówić z rumieńcem na twarzy, a Sebastian tylko mu przytakiwał. Nie doszukałam się sensu.
Hmm, w sumie słabo rozumiem sytuację z portretem. W sumie o takim przedmiocie jak „plastyka” mogę zapomnieć do końca swojego życia (i całe szczęście!), ale z tego, co pamiętam, to portret jest malunkiem twarzy i torsu. A nie wiem, czy dobrze zrozumiałam, ale nagle wyniknęła sytuacja, że Łukasz namalował całego śpiącego Sebastiana, mimo że potrzebny był tylko portret?
Coś łatwo i szybko idzie Łukaszowi w tym całym konkursie, ale się nie czepiam. Nigdy bym w sumie nie pomyślała, że chłopak poprosi Anetę o pozowanie do aktu. Przyznam szczerze, że kiedy nie brał po uwagę Sebastiana, to byłam gotowa przypuszczać, że Agnieszka zaoferuje się mu jako modelka. I… w sumie myślałam, że Agnieszka się w nim zauroczyła. Ale to tylko ja i moje głupie pomysły. W sumie dziwię się trochę, że Aneta się zgodziła. W sumie to tylko koleżanka z klasy, kto by się na jej miejscu zgodził? Ale okey, nie wtrącam się.
Łukasz powoli oswaja się z myślą, że może Sebastian jest czymś więcej. Myślę, że to już dobry moment. Upłynęło sporo czasu od ich spotkania i w ciągu niego chłopaki delikatnie się do siebie przybliżali.
No, nie rób teraz z Łukasza jakiegoś zacofanego człeka. Ma siedemnaście lat i nie wiedział, co to biseksualizm zanim nie poznał Sebastiana? W tych czasach to już dzieciaki w podstawówce mają o nim pojęcie. Zaraz się okaże, że Łukasz nie wie, co to papieros, co?
Hah, genialna sytuacja wyniknęła z Anetą i Robertem. Teraz chłopak będzie święcie przekonany, że Łukasz jest gejem, a że nikt nie wyprowadzi go z błędu, bo Aneta nie może potem powiedzieć prawdy, to… No cóż, może być ciekawie, tyle powiem.
Aaaa! Miałam jednak rację! Sebastian będzie modelem do aktu! Ładnie to zakombinowałaś – wpierw wprowadziłaś czytelników w błąd, że Łukasz wyśle pracę Anety, a teraz okazuje się jednak, że mimo wszystko pomoc Sebastiana jako modela będzie niezbędna.
Według Łukasza dwudziesta druga to już godzina, w której powinno się spać? Cóż, skoro tak kreujesz tego bohatera…
A teraz pozwolę sobie na przejaw prywaty: jeny, jak ja bym chciała iść na imprezę taką, jak miał Marcin! Domek dwupiętrowy, wielki ogród, wiele pokoi… Czemu wszyscy moi znajomi, którzy coś już postanowią zorganizować, mają mieszkania z ledwie dwiema-trzema sypialniami?
I w końcu doczekaliśmy się pocałunku. Fakt, że pocałunku po alkoholu, ale namiętny pocałunek jest. Opis całkiem dobry. W sumie najwyższy czas na jakiekolwiek zbliżenie Sebastiana i Łukasza.
A tu na zwykłym pocałunku się nie kończy. Pocałunków było od kija. Tak się nimi zmęczyli, że zasnęli na łóżku Sebastiana wtuleni w siebie. Cóż, może ja bym tego tak nie rozwiązywała, może przerwałabym po jednym, dwóch pocałunkach. Ale to Twoje opowiadanie, więc się nie czepiam.
Rozdział byłe pełen emocji i niebanalnych przemyśleń. Podobał mi, serio. Jeden z lepszych.
Więc nadchodzi ostatni rozdział całego tomu – dziesiąty. Zaczyna się dość przewidywalnie – lekkie wyrzuty sumienia Łukasza, ulga i radość Sebastiana. Czyli wszystko się między nimi ułożyło. Happy end. Ale wątpię, abym chciała i aby większość czytelników chciała, aby skończyło się źle.
Ej, ej, ej, ej! Co to jest za „tzw.” w połowie tej notki? Ze skrótów w opowiadaniach jednogłośnie rezygnujemy! Mówimy im zdecydowane nie!
Rozmowa Sebastiana i Łukasza był na swój sposób… słodka. Przepraszam z góry za określenia, ale ja właśnie za taką ją uważam. Bardzo przyjemnie się ją czytało.
Jestem pewna, że wkrótce któryś z rodziców przejrzy szkicownik-pamiętnik Łukasza i przekonają się, dlaczego ich syn spędza u Sebastiana aż tyle czasu.
Nowy tom rozpoczyna się na malowaniu aktu. Dobrze pokazałaś wstyd Sebastiana i skrępowanego Łukasza. W końcu ta sytuacja nie należała do komfortowych, trzeba było ją ładnie przedstawić.
Już myślałam, że po namalowaniu aktu, pomiędzy Sebastianem a Łukaszem dojdzie do czegoś więcej niż namiętny pocałunek. Nawet Sebastian sugerował takie rozwiązanie z początku. Ale nic się nie wydarzyło.
Czyli Agnieszka już wie, co jest pomiędzy Sebastianem a Łukaszem. W sumie musiałaby być bardzo głupia, aby się nie domyśleć.
A Łukasz zaczyna się bić z myślami, czy powiedzieć o swoim związku rodzicom, czy też nie. Moim zdaniem, dobrze, że już zaczyna o tym myśleć, byle by za szybko się nie zdecydować, aby przedstawić im Sebastiana jako swojego chłopaka. Takie zachowanie byłoby co najmniej nienaturalne. W końcu potrzeba dużo czasu, aby podjąć taki krok, a nie zapominaj, że Łukasz jest bardziej wstydliwy niż na przykład taki Sebastian.
Kiedy Łukasz zaczął mówić, że w Poznaniu jest jakaś galeria sztuki, której nazwy nie pamięta, byłam pewna, że po prostu Ty nie znasz żadnej galerii sztuki w Poznaniu (zresztą nie dziwię się, kto by znał, mieszkając w zupełnie innym mieście? Chyba tylko ten, kto się tym interesuje i para) i postanowiłaś jakoś z tego wybrnąć. I powiem Ci, że Twoje wybrnięcie bardzo mi się podobało, bo zostało tak zgrabnie wplecione i naturalne w ustach Łukasza, że nie mam żadnych zastrzeżeń.
Pomysł wyjazdu do Poznania od początku mi się podobał. W końcu będzie okazja do tego, aby Sebastian i Łukasz byli sam na sam i nikt nie będzie im w niczym przeszkadzał.
Bardzo zdziwiła mnie szczerość Doroty w rozmowie ze swoją internetową koleżanką. Kiedy temat tylko zahaczył o dzieci, bez problemu wyznała, że jej syn jest gejem i ma chłopaka. To takie trochę… Okey, może nie można i nie powinno się tego wstydzić, ale jednak nie jest to temat, który powinno się zaczynać samemu osobie, którą nie aż tak dobrze się zna. Jeśli jeszcze mówimy o Dorocie i jej internetowej znajomej – po raz kolejny podkreślasz, jaką Dorota jest otwartą, ciepłą i optymistyczną osobą. Bardzo polubiłam jej postać. Jest naprawdę wyluzowaną, młodą kobietą, co może potwierdzić na przykład fakt, że pozwala mówić sobie Łukaszowi po imieniu, bez problemu przyjęła do wiadomości orientację seksualną swojego syna czy zawiera wiele internetowych znajomości mimo swojego wieku.
Powiem Ci, że sytuacja, która miała miejsce w hotelowym pokoju (mówię, oczywiście, o Łukaszowo-Sebastianowych wyczynach łazienkowo-poddrzwiowych) zaskoczyła mnie, ale i również przypadła mi do gustu. Była oryginalna i dobrze opisana – bez przesady, z wyczuciem, delikatnie i subtelnie. I like it!
Co do Twojego pytania na początku następnego rozdziału (nie chce mi się liczyć, który to, bo mam wszystkie skopiowane na czas czytania do Worda i mi się tu numeracja notek nie pojawia, niestety) – ja osobiście zawsze czytam te krótkie liściki od autora do czytelników. Jest to swego rodzaju kontakt piszącego opowiadanie z tymi, którzy je czytają, a nie tylko sztywne wrzucanie samych rozdziałów w wyznaczone wcześniej dnie tygodnia.
Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że postanowiłaś wrzucić do toku wydarzeń Łucję! Bardzo brakowało mi osoby, która zniszczy choć trochę sielankę Sebastiana i Łukasza. W końcu w żadnym życiu nie może układać się zbyt dobrze, bo byłoby to niemożliwe. Bardzo dobrze, że chłopaki w końcu się pokłóciły, a Łukasz nawet zaserwował Sebastianowi prawego sierpowego. Nie podoba mi się za to, jak opisujesz poszczególne dni, czy raczej jak zaczynasz opisy poszczególnych dni. Co to za „Dzień pierwszy:”, „Dzień drugi:”, Dzień trzeci:” i „Dzień czwarty”. Piszesz coś na wzór sprawozdania z wyjazdu integracyjnego dla swojego szefa, czy co?
Co, co, co?! Tak szybko się godzą?! Parę linijek i już?! Jeny, żeby tak w moim życiu wyglądały kłótnie. Wiele bym za to oddała.
I brak mi słów. Kłopot rozwiązał się strasznie szybko i znów powracamy do sielanki. Po prostu Łucja pocałowała Łukasza, a ten wyznał jej, że jest w związku i ma chłopaka. To dobrze, że Łukasz powoli, powolutku zaczyna mówić o sobie i o Sebastianie, ale… no kurde, znów zaczyna się bezproblemowe życie?
Często w Twoim opowiadaniu pojawia się termin „akademia sztuk pięknych” pisany wielkimi literami. Jest to błąd, ponieważ mówisz po prostu o rodzaju uczelni, a nie o konkretnej akademii. Gdybyś mówiła o Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie, wtedy już należałoby napisać ją wielkimi literami. Analogicznie zapisujemy - uniwersytet medyczny czy szkołę wojskową oraz Uniwersytet Medyczny Collegium Medicum w Bydgoszczy czy Szkołę Wojskową w Łodzi.
Po wielu przemyśleniach (zarówno Sebastiana i Łukasza), planach, marzeniach, wyobrażeniach i przygotowaniach, nadszedł czas na dzień pierwszego razu, któremu poświęciłaś aż jeden calutki rozdział. Muszę przyznać, że zastanawiałam się, czy podołasz wyzwaniu i jak Ci ten opis stosunku wyjdzie. I nie wyobrażam sobie, aby Ciebie nie pochwalić za bardzo emocjonalny, subtelny i naturalny rozdział.
Troska Sebastiana wydawała mi się trochę… sztuczna. Jest zima, pada śnieg, panują ujemne temperatury, ludzie jedzą mniej witamin, więc i chorują. Łukasz właśnie dostał grypopodobne coś, a Sebastian zaczął się zachowywać, jakby jego chłopak umierał. Okey, może się nim zajmować i w ogóle, ale nich przy tym tak nie przesadza. To tylko gorączka.
O, jak miło, że zapowiada się spotkanie mamy Sebastiana z Łukaszem. Sprytnie wymyśliłaś sobie okoliczności, a szczególnie powody, dla których Dorota miałaby wpaść z odwiedzinami do domu Urszuli.
Tą „teściową” (oczywiście, w cudzysłowie, jak bym śmiała inaczej!) na końcu rozdziału mnie rozbawiłaś.
W sumie wreszcie nakierowałaś moje myślenie na to, że rzeczywiście po szkole muszą już chodzić plotki dotyczące związku Łukasza i Sebastiana. W końcu powszechnie znanym było, iż ten ostatni nosi na swoim nadgarstku tęczową bransoletkę, a przecież fakt, iż Łukasz spędzał z Sebastianem każdą swoją wolną chwilę, musiał dawać ludziom do myślenia. Aż dziwię się, czemu jeszcze nie postanowiłaś zorganizować wielkiej szkolnej afery pod tytułem „Mamy w budzie parę gejów!”.
I plany na Sylwestra, które Sebastian i Łukasz skrzętnie układali, poszły się je… No, wiemy, co poszły robić. One tak w zastępstwie Twoich głównych bohaterów. Ale może to i dobrze? Bo ja liczę na jakiś ciekawy wątek z kuzynami Łukasza. Może w końcu dowiedzą się o orientacji swojego bliskiego?
Kocham Cię za ten fragment: „Aneta czasami mówiła, że Robert jest człowiekiem bardzo prostym. Robertowi zaś zupełnie to nie przeszkadzało, ponieważ nigdy nie miał aspiracji do bycia kimś skomplikowanym”. Serio, naprawdę, naprawdę przypadł mi do gustu. Aż sobie zapiszę w kalendarzu, w którym notuję praktycznie wszystko, co uważam za stosowne (albo chociaż zabawne).
A między kuzynami wybuchła jedynie nic nie znacząca dla biegu opowiadania (a przynajmniej tak mi się na daną chwilę wydaje) kłótnia o dziewczyny. W sumie na razie nie wydaje się być ten wątek jakimś szczególnym czy dobrym. Ot, jest, stoi neutralny.
Przesadziłaś (już to kiedyś mówiłam, prawda?). Zdecydowanie przesadziłaś. Wpierw Łukasz załapywał się jedynie na marne dwa, potem nadrobił materiał, ale… TERAZ PIĘĆ NA KONIEC ROKU? Rozumiem, że to już druga klasa, a nie ciągle ta pierwsza, ale nie da się tak nagle poprawić bez wielkiego wkładu pracy. Miałam tak z fizyką. Zawsze ją olewałam, siadałam z tyłu, gadałam z kolegą i koleżanką głośniej od nauczycielki, pisałam sobie opowiadania, a potem…  no cóż, kiedy człowiek się obudzi, to nadrabianie jest ciężkie.
Nie wiem, czy sama o tym myślisz, że byłoby całkiem przyjemnie, gdyby Dorota i Urszula rzeczywiście się zaprzyjaźniły.
Hah, wątek z pozostawionym rysunkiem na biurku był, mimo że krótki, bardzo przyjemny. Bliska dekonspiracja kazała wręcz szybko czytać, by dowiedzieć się, czy rzeczywiście mama Łukasza odkryje portret.
Nie rozumiem zupełnie tekstu Doroty „Tylko uważaj, bo nie masz tam za dobrego oświetlenia. Nie wybieraj nic zbyt ciemnego, bo będzie ponuro”. Przecież skoro robi Łukaszowi gruntowny remont pokoju, to i pewnie oświetlenie zmieni, więc nie rozumiem w czym problem, że to aktualne nie jest zbyt dobre.
Biorąc pod uwagę surowość Urszuli i brak wyluzowania z jej strony, dziwię się, że pozwala ona na tak długi wyjazd swojego syna, który będzie w odległym mieście sam z przyjacielem. W końcu takim siedemnastolatkom różne rzeczy wpadają do łba w pustym mieszkaniu z dala od domu przez tak długi czas.
U, babcia Sebastiana ma ciekawy charakterek. No, ale w sumie najważniejsze, że mieszkanie zostawiła.
I psiak się zgubił. Miałam nadzieję, że się odnajdzie, bo trochę mi brakuje smutku w Twoim opowiadaniu, ale nie ma tak dobrze - Nicole znalazła drogę do domu.
Pewnie dziwisz się, czemu ostatnio tak mało komentuję, ale po prostu nie mam co pisać. Czytam, czytam i czytam, i nie ma ani się do czego przyczepić, ani za co pochwalić. Wybacz.
O, teraz mogę pochwalić za tę króciutką notkę z trzynastego maja, czyli dopisek do rozdziału dwunastego: prezent Łukasza dla Sebastiana – genialny! Bardzo mi się podobał pomysł.
Trochę zaskoczyła mnie ta Twoja informacja na początku rozdziału trzynastego. Jak to masz czas tylko na jedno – na szkołę albo na opowiadanie? I mówisz, że wybierasz opowiadanie? Bez przesady, przecież nie możesz podporządkowywać pisaniu całego swojego życia. Przecież mnóstwo osób z powodzeniem godzi i blogi (a nie tylko piszą na nich opowiadania i nie czytają cudzych historii, ale dodatkowo oceniają blogi na ocenialniach, wykonują szablony czy prowadzą blogowe pamiętniki), i szkołę, w której dobrze sobie radzi, i ewentualne zajęcia pozalekcyjne, i spotkania ze znajomymi i tym podobne. Jeśli Ty nie potrafisz tego pogodzić, to nie wiem, w czym tkwi problem.
Podobała mi się ta retrospekcja na początku trzynastego rozdziału. Miała swój klimat. Uważam jednak, że nie powinnaś pisać „Kilka lat wcześniej” i „Teraz”. Wystarczyłoby, gdybyś retrospekcję wstawiła napisaną kursywą, a normalny tekst zostawiła tak jak zawsze. Czytelnicy nie są głupi, wywnioskowaliby, że Oskar i Łukasz grający w chińczyka (swoją drogą – czemu ta gra tak się nazywa? Ktoś chce mi streścić historię?) musieli to robić parę lat temu.
O, czyżby Oskar znów się zmienił? Owszem, ale i tak ładuje się w kłopoty. Myślę jednak, że od incydentu z „ciężarną dziewczyną” trochę mu się w główce poukłada.
Zaskoczyłaś mnie tym, że Aneta i Robert ze sobą zerwali. Niby nie wszystko może trwać wiecznie, jeśli już nie mówić pesymistycznie, że nic nie trwa wiecznie, ale ta para była jakby… parą i nie wyobrażam ich sobie osobno. Mówisz, że pokłócili się na poważnie, ale ja myślę, że jeszcze do siebie wrócą.
Ja mimo wszystko uważam, że Łukasz zda idealnie tę historię sztuki na maturze i postawi się rodzicom, a następnie pójdzie na akademię sztuk pięknych na malarstwo. Może przed studiami Łukasz wyzna Urszuli i Bartoszowi swoją orientację i przedstawi Sebastiana jako swojego chłopaka, a ci obrażą się na niego na tyle, że będzie musiał radzić sobie w późniejszym życiu sam, więc i sam zdecyduje o kierunku swoich studiów. Ach, takie tam przemyślenia leszczynowe. Może się sprawdzą, kto wie? Na razie się nie dowiem, bo Twoje gotowe rozdziały już się skończyły, więc będę musiała śledzić dalszy bieg opowiadania. Już w tym momencie mogę Ci powiedzieć, że zyskałaś nową czytelniczkę w mojej osobie. Jestem bardzo ciekawa, jak zakończy się opowiadanie.

PODSUMOWANIE TREŚCI:
W sumie to ocena nieszablonowa, więc ostatnio zrozumiałam, że nie powinnam chyba wyodrębniać czegoś takiego jak „podsumowanie treści”, ale jednocześnie stwierdziłam też, że bez tego się nie obejdę. Bardzo, bardzo, bardzo lubię ten podpunkt i uważam, że jest ważny i potrzebny.
Styl masz bardzo przyjemny. Lekki, delikatny, widać, że lubisz pisać i robisz to z dużą przyjemnością. Twoje opisy są bogate w wyszukane słownictwo, rzadko robisz powtórzenia. Samych opisów można znaleźć wiele w Twoim opowiadaniu, choć, mówiąc szczerze, zabrakło mi trochę opisów miejsc. Nie wiem, tak jakoś bardzo mało ich było, moim zdaniem. Oczywiście, najbardziej rozbudowane masz opisy przeżyć, dzięki czemu najważniejsze wydarzeniu w życiu Twoich głównych bohaterów możemy przeżywać razem z postaciami. Nie zapominasz również o interesujących, niebanalnych i obowiązkowych przy podejmowaniu ważnych życiowych decyzji przemyśleniach. Wiesz, co to humor i potrafisz go dozować w odpowiednich dawkach. Od rozdziałów nie bije sztywnością, powagą i patosem. Potrafisz zapisać poprawnie dialogi, za co wychwalałam Cię już pod niebiosa, a oprócz tego odpowiednio dobrać słowa i zwroty, aby pasowały do bohaterów, którzy je wypowiadają, a nie wydawały się w ich ustach sztuczne niczym tworzywa, z których robi się materace i zabawkowe koła ratunkowe.
Swoje opowiadanie osadziłaś w Polsce, co Ci się chwali. Postawiłaś na polskie rodziny, polskich nastolatków, polską rzeczywistość i dobrze ją przedstawiłaś. Masz dwóch głównych bohaterów – Sebastiana i Łukasza. Mnie osobiście bardziej przypadła do gustu postać tego drugiego, nie wiem dlaczego. Wydawał się taki zagubiony w sobie, rzeczywiście z początku jakby aspołeczny, zamknięty w swoim świecie ze swoimi kredkami (czy raczej farbami i ołówkami). Nie mógł sobie znaleźć dziewczyny, nie miał najlepszego kumpla. I nagle pojawia się Sebastian, który podejmuje się pełnienia tych dwóch funkcji naraz. Jest wesoły, otwarty, odważny, uczynny, pomocny, nie boi się mówić o sobie, lubi towarzystwo. Z początku chłopaki byli takimi przeciwieństwami. Podobało mi się to, jak ich wykreowałaś. W sumie mówię tylko o charakterze, bo z wyglądu zapamiętałam jedynie to, że oby dwaj byli brunetami, ale Łukasz miał krótkie włosy, a Sebastian długie. Przepraszam, nic więcej nie zapadło mi w pamięć.
Również Dorota i Urszula (tak, przyszłe teściowe) wydają się zupełnymi przeciwieństwami, a jednak potrafią się zrozumieć. Bardzo polubiłam Dorotę – wydawała się bardzo naturalna we wszystkim, co robi. Była młoda, dobrze zarabiała, świetnie dogadywała się z nastolatkami, a dla syna stawała się dobrą przyjaciółką, z którą mógł o wszystkim pogadać. Rodzice Łukasza już tacy nie byli. Wydawali się typową parą wychowującą swoje dziecko – dbali o jego dobro za wszelką cenę, czasem przesadzając w surowości, ale bardzo go kochali.
Każdy kuzyn Łukasza miał zupełnie inny charakter i różnił się zdecydowanie od pozostałych. Obrał jakąś drogę w życiu, którą konsekwentnie podążał. A ty nie pozwoliłaś mu zboczyć. Aneta i Agnieszka również posiadały swoje cechy, które pozwoliły mi na wyobrażenie ich sobie jako kobiety z krwi i kości. Tak samo w przypadku Roberta – typowego nastolatka płci brzydkiej. Jednym słowem – każdy Twój bohater był inny i konsekwentnie kreowany. Nie mam nic do uczepienia się.
Historia nie była może szczególnie oryginalna. Jeden z głównych bohaterów przeprowadza się do nowego miejsca, następnie daje korepetycje innej ważnej postaci, zakochuje się. Trwa proces odkochiwania, ale nagle zastępuje go przyjaźń z chłopakiem, którego kocha. W końcu dochodzi do pocałunku przy alkoholu. I dalej toczy się miła i lekka obyczajówka, którą czytałam z przyjemnością. Mimo że opowiadanie nie jest zbyt odkrywcze, to i tak uważam je za genialne. Czytałem je z wielką przyjemnością.
Jeśli chodzi o błędy – nie ma ich wiele. Po pierwsze i najważniejsze: zauważyłam, że nie stawiasz przecinków, kiedy chodzi o zdania z imiesłowami przysłówkowymi. Chodzi mi o zdania typu:
* Zrobiła przysiad, męcząc się przy tym znacznie.
* Kupiła obiad w najdroższej restauracji, wiedząc, że nie stać ją na to.
* Odrobiła zadanie domowe, oglądając telewizję i rozmawiając z chłopakiem.
* Gotowała obiad w kuchni, nie mając pojęcia o tym, że w salonie jej dzieci okładają się pięściami.
* Szukając komórki, znalazła stare MP4.
Zdania wymyśliłam sama, nie pochodzą z Twojego opowiadania, są jedynie przykładami. Chciałam Ci jedynie pokazać, gdzie powinnaś stawiać przecinki, rozdzielając tym samym dwa zdania składowe. Mam nadzieję, że zrozumiałaś tę zasadę, opierając się na podanych przykładach. Jeśli nie, to krzycz w komentarzu!
Oprócz tego większych błędów interpunkcyjnych z Twojej strony nie znalazłam, to samo tyczy się ortografów (gdzieś tam po drodze było „z resztą”, prawda? Ale już Ci zwróciłam na nie uwagę. Rzadko mogłam podziwiać powtórzenia, znasz się na składni. Oczywiście, od czasu do czasu zdarza się trochę literówek. W sumie nie pamiętam rozdziału, w którym nie byłaby jedna. Ale tak to jest bardzo dobrze, bo Twoje błędy nie przeszkadzają w czytaniu.
Było dobrze.

Nie żałuję żadnej minuty spędzonej nad Twoim blogiem. Starałam się skomentować wszystko, co zauważyłam i dokonać wnikliwej oceny treści. Życzę powodzenia w szukaniu bety, bo choć nie jest ona naprawdę konieczna, dobrą betę miło mieć. Polecam zmianę szablonu i, tak jak już wspominałam wyżej, gruntowną zmianę podstron. Warto byłoby przenieść „Autorkę” do oddzielnej zakładki. Ach, no i dodać na belkę cudzysłów i autora!
Na razie moją oceną jest Powyżej Oczekiwań z minusem (jeny, mam tendencję do tych plusów i minusów, ale pomińmy ten temat. Po prostu sam Powyżej Oczekiwań mi nie pasuje). Życzę powodzenia w dalszym pisaniu bloga i rozwijaniu się!

~ * ~


Jestem na siebie tak niesamowicie wściekła, że rzucam w Waszą stronę propozycję nie do odrzucenia – wrzućcie mnie do basenu z rekinami, aby te mnie pożarły. Znów nawaliłam.
Ale przynajmniej blogspot przyjmuje post w całości. Na Onecie znów bym musiała rozbijać. Tu jest zdecydowanie wygodniej.

10 komentarzy:

  1. Przyznam szczerze, że tuż po rozpoczęciu czytania oceny trochę mnie trafiło. Miałam ochotę napisać ci w komentarzu coś bardzo niemiłego, bo co to - jakaś kobita zaczyna objeżdżać mój szablon i moje linki, kiedy sama się za ocenę wzięła tak późno, że ja już w ogóle zdążyłam zapomnieć, że się gdziekolwiek zgłaszałam.
    Ale mi przeszło, kiedy doszłam do oceny treści. Bo bądźmy szczerzy - mnie szablon za bardzo nie interesuje. Uważam, że ma być po prostu przyzwoity i nie przeszkadzać w czytaniu. Nigdy nie zamierzałam się bawić w grafika, a też nikt się za bardzo nie rwał, by mi pomóc w kreowaniu wyglądu bloga, więc jest jak jest. Niemniej jednak jeszcze raz przeczytam sobie twoje rady odnośnie zakładek i może nawet z nich skorzystam - od tego są przecież ocenialnie, prawda?
    Wracając do oceny treści: dziękuję. Podobał mi się sposób, w jaki mnie oceniłaś. Trochę głaskania po główce, trochę wyrzucania moich błędów. Cieszę się tylko, że część z nich wyrzucili mi już inni (przynajmniej ten z przecinkami - wydaje mi się, że już go nie popełniam). Twoja ocena pomogła mi spojrzeć na moje opowiadanie z nieco innej strony i za to ci dziękuję - inne spojrzenia są bardzo przydatne ;-)
    Zyskałam czytelniczkę? Bardzo mi miło! Zwłaszcza, że masz w sobie coś takiego, co motywuje mnie do pracy nad sobą i swoim blogiem, toteż mam szczerą nadzieję, że będziesz zostawiać komentarze pod nowymi rozdziałami. Ostatnio bowiem właśnie tej motywacji bardzo mi brakuje.
    Aż mam ochotę pozmieniać parę rzeczy w wyglądzie swojego bloga. Widziałam w twoim profilu link do bloga z instrukcjami jak blogspot można ulepszyć - a nuż zachce mi się z tych rad skorzystać? :-)
    Zastanawiam się jak ładnie zorganizować podstronę z linkami, zwłaszcza, że ostatnio wciąż coś do niej dodaję i dodawać będę - fanfiki czytam całymi garściami i muszę mieć gdzieś prywatny składzik z tymi wybranymi ^^
    W każdym razie jeszcze raz dziękuję za ocenę. Gdybyś miała jeszcze jakieś rady (na co szczerze liczę) to wiesz, gdzie mnie znaleźć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze mówiąc - nie przeczę, że moja kolejka jest długa. Mnie by ona zniechęciła, ale wciąż blogerzy się do mnie zgłaszają, co tak naprawdę mi nie przeszkadza, a trochę cieszy. W końcu to oni doskonale wiedzą, ile są w stanie czekać na ocenę. Jeśli im się śpieszy, inne oceniające mają mniejsze kolejki, jeśli nie, cieszę się, że są gotowi czekać, abym to ja ich oceniła. Bo w końcu nie jestem robotem, który został zaprogramowany do pisania ocen. Chodzę do szkoły (teraz mam akurat oczywiście przerwę, ale mówię ogólnikowo), mam pozalekcyjne zajęcia, uczę się dodatkowo języków i prowadzę też prywatnego bloga z opowiadaniem, o który również trzeba zadbać. Dlatego też nie lubię, gdy ktoś mi zarzuca, że długo piszę ocenę. Myślę, że napisanie prawie dziesięć stron w Wordzie o SAMEJ treści wymaga trochę czasu. Są ocenialnie, na których ocenę otrzymasz w tydzień. Ale o treści przeczytasz sobie w paru zdaniach. A tu chyba chodzi o to, żeby poznać moją całkowitą opinię - co myślę, gdy coś czytam, jakie mam spostrzeżenia, refleksje i zastrzeżenia. Trzeba było mówić, że ci się śpieszy, to bym nie czytała wszystkich notek, a zrobiła tak, jak na niektórzych ocenialniach - przeczytała jeden rozdział z poczatku, jeden ze środka i jeden z końca. Wtedy ocenę mogłabyś przeczytać miesiąc temu.
      Dobra, koniec mojego wywodu. Po prostu nie lubię, jak mnie ktoś pogania. I wtedy staję się na moment trochę zła.
      Cieszę się, że zmotywowałam Cię do pracy nad blogiem. Może rzeczywiście nie jestem taką "kobitą objeżdżającą szablon i linki", a rzeczywiście staram się pomóc? ;D
      W końcu podstrona z linkami nie musi być jakaś wymyślna. Po prostu dobrze by było, gdyby dało się coś z niej odczytać. Mogą być zwykłe tytuły opowiadań, przy których w napiasie jest nazwa autora), wypośrodkowane i podzielone na grupy, takie jakie teraz masz: FF Potterowskie, yaoi/slash i tak dalej.
      Pozdrawiam,
      Leszczyna

      Usuń
  2. Rekiny są chyba zbyt drastycznym środkiem zapobiegawczym, kochana.
    Każdemu się zdarza niemoc ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja teraz piszę kolejną ocenę i modlę się w duchu, aby ją skończyć do północy. Nie chcę niczego robić na odwal, więc zobaczę jak mi wyjdzie z czasem. Mam nadzieję, że się uda.
      A Ty, czytałam, też chcesz skończyć ocenę jeszcze dziś? To trzymam kciuki, będziemy wspierać się telepatycznie ;* ;D

      Usuń
    2. Staram się staram, jak na razie kończę dwunasty rozdział na dwadzieścia i jestem całkiem z tego zadowolona, jako że zaczęłam wczoraj koło południa, a blog w treść dość obfity :)

      Będziemy :**

      Usuń
  3. Po pierwsze - na belce cudzysłów i autor cytatu? NIE! Już prędzej byłabym za tym, żeby gdzieś na blogu umieścić informację, że "cytat pochodzi z...".
    Jeśli nick "Ci się wydaje", to sprawdź chociażby w google. To nie gryzie. Z boku notki jest chyba tylko spis treści, nie menu? Chyba, że autorka to zmieniła po Twojej ocenie i wcześniej było tam coś jeszcze, czego nie pamiętam. Pamiętam natomiast, że w "menu" były strony, których na pewno z boku notki nie było. Po co zmieniać nazwę "one shotów"?
    Nie rozumiem też krytyki sposobu pisania autorki - to, czy pisze codziennie czy raz na jakiś czas, to wyłącznie jej sprawa, ważne, że efekt jest. Natomiast to, że pilnuje regularności to wielki plus. I podejrzewam, że motywacja dla piszącej.
    Co do wielkiej odwagi Sebastiana? Bez przesady. W większych miastach gejowskie pary wychodzą razem, więc czemu nie bransoletka?
    Czemu piszesz o tym, jaką masz sytuację w klasie?
    Pisze się "z resztą" i "zresztą", ale to zależy od kontekstu wypowiedzi.
    Portret nie dotyczy samej głowy i torsu - SPRAWDZAJ TAKIE RZECZY W GOOGLE jeśli nie masz pewności. To o czym myślałaś to popiersie. Portret może przedstawiać całą postać i w sztuce jest takich pełno.
    Tyle na razie ode mnie, wiecznie czepliwej czytelniczki "zaparz..." :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. PS "nie pamiętam rozdziału, w którym nie byłoby (kogo? czego?) jednej (literówki)". Musiałam (:

      Usuń
    2. Gdyby gdzieś z boku albo na jakiejś podstronie była informacja o autorze słów z belki - z pewnością bym się nie czepiała. Ale nie było, a to nie są słowa Yerba Mate, więc chyba mogę się czepiać, prawda?
      A więc źle pamiętasz, bo menu było tez z boku, autorka zmieniła. Nie każę zmieniać nazwy one-shotów. Dałam jedną propozycję zrobienia nowego menu. Na daną chwilę w zakładce "Menu" były podane podstrony a pod nimi napisane po prostu "One shoty:" i wymieniony jeden. Zaproponowałam usunięcie zakładki "Menu" i przeniesienie wszystkich podstron pod nagłówek, aby były widoczne od razu na stronie głównej. Z tego też powodu zaproponowałam, aby stworzyć oddzielną zakładkę do one-shotów, którą MOŻNA zatytułować "Moje".
      Nie odebrałabym tego, że nie jestem przekonana do pisania codziennie po parę akapitów, jako coś złego. Po prostu wyraziłam swoje zdanie, które do całości oceny nie miało żadnego znaczenia.
      Mówisz o odwadze w sprawie założenia branzoletki do szkoły? Wyobrażasz sobie sytuację, kiedy Twój kolega przychodzi do szkoły w tęczowej branzoletce? Wyobrażasz sobie, co powiedzieliby mu Twoi inni koledzy? Chyba że masz bardzo tolerancyjną klasę.
      Moja sytuacja w klasie zajęła bodajże trzy linijki tekstu. Taki mam styl oceniania, że w prawie każdej ocenie można znaleźć cztery-pięć linijek o mnie. Nie pozbędę się tego, bo tak już mam - każdy oceniający ocenia inaczej. Zachęcam do omijania takich fragmentów, jeśli wypalają Ci oczy.
      Oczywiście, że zależy od kontekstu wypowiedzi. Ale skoro poprawiłam Autorkę, najprawdopodobniej uznałam, że w danym kontekście poprawne jest "zresztą".
      Do portretu się przyznaję - mój błąd. Żyłam w świętym przekonaniu, że portret to popiersie, nigdy nie było mi to do egzystencji potrzebne. Człowiek cały czas się uczy, równiez oceniająca.
      Błędów jest zapewne więcej w drugiej części oceny, gdyż nie była ona jeszcze gruntowniej sprawdzana. Zostanie jutro, gdyż aktualnie piszę kolejną, którą wypadałoby skończyć przed upływem dzisiejszego dnia. Myślę jednak, że błędy, które są w ocenie i które popełniłam z rozpędu, nie przeszkadzają w czytaniu i zrozumieniu mojego zdania.
      Enjoy!
      Leszczyna

      Usuń
    3. Pisze się "bransoletka" :). Nie piszę o tym, jak to by było przyjęte - ale ludzie są różni, i taka odwaga, jaką ma Sebastian jest możliwa.
      Tak założyłam, że słusznie poprawiłaś tę "resztę", ale czułam się w obowiązku dopowiedzieć, że możliwe są obie formy - Twoja wypowiedz sugerowała, że nie.
      Jeśli chodzi o menu - w takim razie okej, zwracam honor (:
      Co do czepiania się tej belki - masz prawo. Ale gdyby cytat byłby na belce, to byłoby... brr, złe. Choć informacja z boku - masz rację, powinna się pojawić.

      Usuń
    4. To za chwilkę też poprawię, że w tym konkretnym rozdziale Autorka powinna poprawić "z resztą" na "zresztą", żeby już było w ocenie jasno i przejrzyście ;)
      A co "branzoletki" to również przepraszam. Moja cholerna duma nie pozwala mi przerzucić się na przeglądarkę sprawdzającą błędy. A moim komentarzom bardzo by się taka przeglądarka czasem przydała, tym bardziej, że nie czytam ich przed dodaniem.
      Pozdrawiam,
      Leszczyna

      Usuń

Obserwatorzy