sobota, 6 kwietnia 2013

562 www.wrong-path.blogspot.com

Hej! Jestem Neko, na OL pojawiam się tylko jako wolny strzelec.
Dziś oceniam http://www.wrong-path.blogspot.com/ autorstwa Moore.

Jakie wrażenie wywołuje blog, gdy zajrzy się tam po raz pierwszy? Muszę przyznać, że budzi zainteresowanie. Obecny szablon jest lepszy od poprzedniego, tamten był nieco pompatyczny. Kolory, zamek, jakieś dziecię przeznaczenia w tle – to wszystko wprowadza nas w odpowiedni nastrój, wiemy, jakiego typu opowiadania możemy się spodziewać. Angielski adres… Nie budzi on we mnie jakiś szczególnych emocji. Proste słowa, brzmią nieco sztampowo. Nie będę się czepiać, że nie jest po polsku… Słowa „błędna ścieżka” (czy jakkolwiek inaczej by tego nie przetłumaczyć) wyglądałyby bowiem okropnie bez polskich znaków, których niestety w adresie nie użyjemy. Cytat na belce – szału nie wzbudza, bo na razie nic szczególnego dla mnie nie oznacza. Zobaczymy, jak się on ma do całości bloga. Póki co to po prostu poprawnie zacytowane słowa Urszuli K. Le Guin, autorki „Ziemiomorza”. Układ bloga wcześniej bardziej mi się podobał, gdy menu w całości znajdowało się po lewej stronie. Na chwilę obecną tło sprawia, iż napisy, szczególnie informacje, są nieczytelne. Owszem, można przewinąć bloga tak, by tekst znalazł się na tle żółtego nieba, dlaczego jednak czytelnik musi się o to martwić? Co mi się jeszcze w ustawieniach szablonu nie podoba, to tło pod odpowiedziami na komentarze. Ta szarość nie pasuje do brązu, w ogóle powinno jej nie być. Dobrze, że na dole znaleźli się obserwatorzy, szeroka lista (funkcjonująca jako spis treści) i banner toplisty. W tamtym miejscu nie rzucają się w oczy, dzięki czemu nie psują wyglądu bloga. Spis treści jak najbardziej się sprawdza, po przeczytaniu rozdziału można szybko przejść do innej notki, nie szukając linku po całym blogu. W tle widzę kolejne hasło: „destiny awaits” – w sumie lepiej, gdyby go nie było, bo co za dużo, to niezdrowo. Nie widzę powiązania tych słów ze słowami na belce. Jeśli koniecznie chciałaś, by na szablonie był napis, trzeba było poprosić szabloniarkę, aby użyła słów z twojego adresu – nie miałabym teraz odczucia nieładu, oglądając to wszystko razem.

Za dwukrotne zmienienie układu odnośników w menu w trakcie oceny możesz sobie sama wyznaczyć karnego klapsa. Tekstu poniżej już zmieniać nie będę, zorientujesz się, co czego dotyczy. Zresztą akurat treści w tych podstronach raczej się nie zmieniły.

Mapa. Podstrona intrygująca, choć na pierwszy rzut oka niedopracowana. Już na początku, w tytule: ,,Historia Eyi od zarania dziejów" pojawia się drobny błąd, a mianowicie zbędna spacja po cudzysłowie. Mapa na pierwszy rzut oka wzbudza ciekawość, po dokładniejszych oględzinach odpycha jednak kiepskim wykończeniem. Tak, widzę informację, że tworzy się nowa… Ale nie rozumiem, po co Ci niezbędny jest Gimp. Narysuj to jeszcze raz na kartce, tylko czystej, nie w kratkę i nie wpisuj tam nic, jeśli nie umiesz kaligrafować. Wrzuć tradycyjnie wykonany obrazek do komputera i w jakimkolwiek programie, choćby Paincie, dorób napisy. Będą wtedy wyglądały schludnie, jak na prawdziwej mapie, a nie takiej rysowanej przez dziecko. Kolejne niedociągnięcie: przed opisami poszczególnych państw są wcięcia, przed opisem Sauru go nie ma. Ups. Wróćmy jeszcze na chwilę do rysunków. Widzę, że masz pewne umiejętności, pewnie wrodzony talent, szczególnie podoba mi się smok… Ale źle się do tego zabrałaś. Pomijając kiepską jakość zdjęć… Dlaczego znowu kartka w kratkę? Przykro mi, ale schludność wykonania to jedna z pierwszych rzeczy, jaką ocenia się, widząc przed sobą pracę graficzną. Poza tym to są HERBY, tak? Powinny być wykonane porządnie. I obawiam się, że w przypadku herbów mamy do czynienia zazwyczaj z rysunkiem technicznym, nie artystycznym. Nie ma więc mowy o nierównych krawędziach! Trzeba było wziąć linijkę, odmierzyć i równo narysować jeden wzór herbu, potem go odrysowywać… Młotek wygląda wręcz śmiesznie, jakby ktoś wziął pierwszy lepszy kamulec z pola. Pomijając już to, że taki cienki patyczek nie utrzymałby takiej szarej bryłki. Kolejna sprawa – kolory. Wiem, ciężko jest, gdy się nie ma porządnego skanera, ale i tak można było zadbać o lepsze barwy, używając po prostu lepszych kredek. Widać, że te ołówkowe są z niższej półki. Jeśli nie masz dobrych ołówkowych, kup pastelowe, albo maluj farbą, tylko uważaj wtedy na krawędzie. Te rysunki są dobre orientacyjne, ale przy tej grafice w tle wyglądają śmiesznie. Jasne, że nie ma co porównywać grafiki komputerowej z tradycyjnym rysunkiem, ale schludne wykonanie tych herbów naprawdę bardzo polepszyłoby je wizualnie. Kolejna sprawa odnośnie znaków interpunkcyjnych i spacji: w opisie Ziem Zachodnich powstawiałaś spacje wewnątrz nawiasów: ( Queya ), ( dawniej Fausta ) – błędnie i niepotrzebnie. Ogólnie zakładka ta nie robi złego wrażenia, ale… Po pewnym momencie przestaje być zajmująca. Początkowemu czytelnikowi nic nie mówią obce nazwy i imiona, tym bardziej, że wszystko, choć napisane raczej poprawnie, zawiera tylko suche fakty. A suche fakty nie potrafią nikogo zainteresować samym swoim istnieniem, trzeba je najpierw apetycznie przyrządzić. Nie mam nic przeciwko tej zakładce, jeśli istnieje po to, by w trakcie lektury czytelnik mógł tam sobie zaglądać, by zorientować się, o którym miejscu jest mowa w tekście. Najgorzej jest na sam koniec, gdy bez żadnego nagłówka przechodzisz do kalendarium. Na pierwszy rzut oka – nuda. Może ten spis dat przyda się jakoś potem... Ale jeszcze jedno pytanie. Dlaczego wszędzie po dacie i po myślniku tekst jest pisany z małej litery, a w dwóch miejscach nie? Nie każda nazwa bitwy czy upadku jest nazwą własną, a w naszym języku nazwy wydarzeń historycznych pisze się z małej litery. Jeśli już chcesz z nazwy wydarzenia robić nazwę własną, nie możesz napisać tylko pierwszego słowa z dużej litery. „Bitwa Graniczna”, a nie „Bitwa graniczna”.

O, bogowie! Czyżby wreszcie ciekawa zakładka? Hm, co ja tu widzę? Nowy sposób wyróżniania akapitów… Opis każdego bóstwa wyróżniasz, pogrubiając i powiększając pierwszą literę. No okej, nie wygląda to źle, z tym, że to ewidentna niekonsekwentność. Tutaj pogrubiasz, tam dajesz wcięcie… Wypadałoby się zdecydować na jeden sposób wyróżniania nowego akapitu. Poza tym ten wstęp… Jest wyśrodkowany, tak? Wyjustuj, jak całą resztę, bo wygląda to, jakby pijany goblin to nabazgrał.
„Zanim pojawiła się wiara w Jedynego[,] istniało wielu bogów” – w zaznaczonym miejscu powinnaś przecinkiem oddzielić dwa zdania składowe.
„Stąd też bogini Fira, uosabiana z ogniem[,] była patronką ogniska domowego, boginią płodności i urodzaju” – w zaznaczonym miejscu zgubiłaś przecinek, pamiętaj, że wtrącenia trzeba z obu stron oddzielać znakami interpunkcyjnymi. W kolejnym zaś zdaniu w tym opisie przecinka w ogóle być nie powinno.
„Często modlono się do niego o szczęśliwą podróż, lub miłość” – bez przecinka! Po „lub” nie ma przecież żadnego zdania, tylko jeden rzeczownik.
No i dobre miałam przeczucie, to jak do tej pory najciekawsza zakładka. Choć może dlatego, że po prostu lubię czytać o różnych bóstwach i stworzeniach. Co prawda nie zapamiętałam wiele… Ale najważniejsze rzeczy utkwiły mi w pamięci.

Słownik. Myślę, że bardziej przydatny i w tym wypadku osobom, które są w trakcie opowieści, no ale zobaczmy. Może będzie to dobry przewodnik po wykreowanym przez ciebie świecie.
„Znajdziecie tutaj wszelkie słowa występujące w opowieści o Nimnar. Poprzez przedmioty, rasy[,] aż po bogów” - przed „aż” stawiamy przecinek, nawet gdy nie łączymy zdań współrzędnie. I lepiej wyglądałoby, gdybyś po słowie „Nimnar” dała dwukropek i wtedy wymieniała. Co więcej… Pierwsze zdanie brzmi tak, jakbyś chciała wpisywać do słownika absolutnie KAŻDE słowo, a przecież tak nie jest. Znajdują się tam tylko nowe, wymyślone przez ciebie nazwy, co warto zaznaczyć.
„Rozciąga się od starożytnego Cesarstwa Emmural[,] aż po odkryte w połowie VIII wieku ziemie zachodnie”.
„Wiele jest map Eyi, lecz za najdokładniejszą uważa się tą, wykonaną przez Olmara Leworękiego” - ta mapa. Tę mapę. I bez przecinka w zaznaczonym miejscu. Chyba, że napisałabyś „(…) tę, którą wykonał (…)”.
„Podczas przyjmowania wiary w Jedynego, uważana za żywiołaka”. W pierwszej części nie ma czasownika „przyjmować”, tylko rzeczownik „przyjmowanie”, dlatego nie wiem, po co wstawiłaś tam przecinek.
„Oddawano jej hołd poprzez palenie wysuszonych ziół, albo traw”. Dlaczego przecinek? Spójnik „albo” występuje pojedynczo, a słowo „traw” nie jest żadnym zdaniem…
”Niegdyś, dla bezpieczeństwa[,] zmieniano Oko w człowieka”. Jeśli chciałaś użyć tu wtrącenia, powinnaś dopisać drugi przecinek, jeśli zaś nie chciałaś, to w ogóle nie powinno być przecinków w tym zdaniu.
„Mało kto jednak znał tę sztukę i często ponoszono ofiary[,] dlatego zaniechano dalszych prób” - nie oddzieliłaś od siebie dwóch orzeczeń w zdaniu złożonym. Czasownik w formie nieosobowej też może być orzeczeniem! A przecież masz tam podręcznikowy spójnik „dlatego”, od razu widać, że zdanie złożone.
„Skrzaty - jedna z raz zamieszkujących Eyę” – „ras”, czyż nie?
„Wraz z pojawieniem się wiary w Jedynego i jego wyznawców, ukryły się w swoich pieczarach” - w pierwszej części nie ma czasownika, więc nie ma sensu oddzielać reszty przecinkiem. (Co to? Pojawienie się. Rzeczownik.)
Pogadam sobie chwilę, by odpocząć od babrania się w przecinkach. Tak jak obiecałaś we wstępie, w tej podstronie znajduje się wiele opisów. Powtarzasz jednak informacje o Firze, bo w końcu jej charakterystykę można poznać także we wcześniejszej podstronie. Czy to naprawdę konieczne? To trochę bez sensu. Nie lepiej zostawić bóstwom oddzielną podstroję, a tu co najwyżej zostawić same imiona i zrobić odnośniki „patrz w podstronie (…)”? Poza tym, bardzo fajnie przedstawiasz różne rasy, tekst jest dla mnie ciekawy, choć wiem, że i tak nie zapamiętam szczegółów, które podajesz. Mam jednak nadzieję, że także w opowiadaniu poświęcasz chwilę na zaprezentowanie kilku informacji o rasie, która pojawia się po raz pierwszy. W końcu to tworzona przez ciebie historia ma nas wprowadzać w ten nowy świat, nie słowniki i podręczniki.
„Wiwerny - dalecy kuzyni smoków. Są od nich słabsze (…)” Na samym początku zmieniasz podmiot. Te wiwerny, ale ci kuzyni. Według mnie powinnaś dalej pisać stosując formę  męską.
„Przestawiane są zwykle jako kilkumetrowej długości gady, z jedną parą nóg uzbrojonych w szpony, parą błoniastych skrzydeł, długą szyją i ogonem, często zakończonym harpunim, jadowitym grotem” - pierwszy przecinek zbędny, dopiero potem zaczynasz wymieniać. „Harpuni” brzmi nie najgorzej, ale takie słowo chyba nie istnieje… Nie w naszym języku.
„Niekiedy z podobnym grotem na końcu przedstawiane są języki wiwernów”. Te wiwerny, języki (kogo?) wiwern. Chyba, że nie możesz się zdecydować, czy przyjąć dla tych stworzeń formę męskoosobową czy niemęskoosobową.
„Są duże, mają pięć centymetrów średnicy i przedstawiają postać władcy, jako reszki oraz herb danego państwa jako orła”. W jednym miejscu dajesz przecinek przed „jako”, kilka słów potem już nie… O czym myślisz, gdy stawiasz przecinki? Ich naprawdę nie stawia się na zasadzie chybił-trafił. Zwracaj na nie więcej uwagi. A to zdanie i tak powinnaś napisać od początku, bo dość nierozsądnie dobrałaś słownictwo. Zamiast pojęć „orzeł” i „reszka”, użyj słów „awers” i „rewers”, będzie ci wtedy także łatwiej ułożyć wypowiedź poprawną stylistycznie. („Na awersie monety jest to, a rewersie to”.) Uważam, że odnoszenie się w tym wypadku do nazewnictwa dwóch stron monet polskiego złotego nie jest najlepszym rozwiązaniem.
„Stąd też podział na monety cesarskie, alarijskie oraz tilumarskie (_w Saurze używa się każdego rodzaju tych monet)” - kreseczką zaznaczyłam spację, której NIE POWINNO TAM BYĆ. Poprawianie takich drobnych błędów naprawdę jest denerwujące. Mogłabyś najpierw sama przejrzeć wszystkie teksty, eliminując takie usterki, potem zgłaszać się do oceny.
Opisy monet? To już nie ma nic ciekawszego do opisywania? Przecież i tak nikt nie będzie wyliczał, czy jakiś tam bohater dostał odpowiednio dużo reszty, więc po co mi wiedzieć, ile miedziaków wart jest jeden złocieniec? Co mnie obchodzi średnica srebrzyków?
„Mają jasną, bądź zielonkawą cerę i mądre oczy” - przecinek. I serio wszystkie elfy mają takie same tęczówki? Głupio tak trochę.
„Elfy rasą mądrą i nieco zbyt przesądną. Słyną jako wybitni bardowie i często autorami przepowiedni. Elfy żyjące z dala od ludzi nieco dzikie i robią wszystko, by chronić swoją rasę przed niszczącym wpływem ludzi. Nie zbyt ufne”. Czepiam się? Nie, wcale nie. Powtórzenie może się zdarzyć, ale bez przesady, by używać tego samego czasownika w czterech zdaniach pod rząd.
„Rakmezowie - tak naprawdę, nikt nie wie, skąd się wzięli” - przecinek. A w ogóle to rasa czy nazwa jakiegoś ludu? Obstawiam, że to drugie, skoro dalej zapisujesz tę nazwę z wielkiej litery.

Nie gadaj! – czyli w dużej mierze kolejny słownik, tym razem jednak nie z definicjami nazw własnych, a dotyczący mowy elfów i orków. Mam nadzieję jednak, że wcale nie będzie trzeba z niego na bieżąco korzystać. W końcu ta swoista niepewność, co ktoś powiedział, pasuje do małego człowieczka, jakim jestem… I nie po to czytam polskie opowiadanie, by zaglądać co chwilę do listy słówek. Żywię nadzieję, iż wystarczy mi to, co zrozumiem z kontekstu. Legenda o Mert i Mort jest ciekawa, choć brakuje mi na początku tytułu, choćby najprostszego. Nawet anonimowe opowieści ludowe powinny mieć jakąś umowną nazwę. I nie rozumiem też, dlaczego pod koniec wstawiłaś gwiazdkę i wyjaśnienie na dole. Nie mogłaś tych zdań, przypominających morał, wkleić do tekstu głównego? Przecież to ludowa opowieść, nie musi składać się z suchych faktów, tego typu wyjaśnienie pasowałoby nawet stylistycznie do całości tekstu.

Sojusznicy, czyli linki. Ładnie podzielone tematycznie i wyśrodkowane, co się chwali.

Informator, zakładka dla ludzi łaknących powiadomień o nowych notkach. Miło. I schludnie. Podstrona na pewno przydatna jest także dla samej autorki.

SPAMownik – wiadomo, do czego służy. Czy to dobrze, że tam jest? Cóż, taka moda. Ani mnie to chłodzi, ani grzeje. Skoro autorce tak wygodniej, to w porządku.

A teraz chcę przejść do strony głównej. I co? Nagłówek nieaktywny, w menu odnośnika nie ma. No tak, na blogspocie odnośniki do strony głównej są na samym dole. Z tym, że jestem przyzwyczajona do czegoś innego i zawsze już chyba będę szukała furtki na stronę główną u góry strony. Sugerowałabym jednak dodanie odnośnika „strona główna” w menu. Podstrona „Mapa” i tak wyjeżdża ci za krawędzie tekstu głównego, więc co ci szkodzi?

Prolog. Krótki, ale klimatyczny. Nie zniechęca do dalszego czytania, co bardzo mnie cieszy. Nie jest też przesadzony –dobry początek historii, choć nie doskonały. Dlaczego? Według mnie nie zapada zbyt mocno w pamięć. Jest ciekawy, bo tajemniczy, to jednak nie zawsze działa na plus. Nie poznając imienia głównej bohaterki, nie wiemy, komu mamy potem kibicować, nie możemy w pełni z nią współodczuwać. Prolog wzbudza pewne zaciekawienie, ale nic więcej, jesteśmy bardzo delikatnie wprowadzeni do historii, przed naszymi oczami zaledwie na chwilę pojawia się wciąż nieznana nam postać kobieca, jak i cała planeta.

Ucieczka. Rozdział pierwszy rozpoczyna się cytatem z piosenki Evanescence. Czy pasuje on do treści? Jakby się uprzeć… Może być, choć według mnie jest zbędny. Zgrywa się z rozdziałem tylko częściowo. Mam wrażenie, że po prostu lubisz ten zespół i nie mogłaś się powstrzymać, by nie umieścić linku do piosenki w notce. Ma to też swoje dobre strony, starasz się jakoś urozmaicać.
W rozdziale pierwszym wreszcie poznajemy imię głównej bohaterki, choć nieco zastanawia mnie jedna rzecz. Kandydatki powinny przy ołtarzu wyszeptać imię, które miały przybrać po zostaniu Kapłankami Białej Świątyni. Spodziewałam się, że nasza bohaterka wypowie jakieś inne imię, bowiem mianem Nimnar była określana już wcześniej, przed przysięgą, zarówno w narracji, jak i przez Elilenę. O co chodzi? Czyżby to był wyraz buntu, podała swoje prawdziwe imię, a nie to, które powinna od tego moment przyjąć?
Inna kwestia: czasami piszesz „Świątynia”, czasami „świątynia”. Owszem, to słowo jako nazwa budynku może być pisane z małej litery, ale jeśli mówimy cały czas o tej samej budowli, która ma nazwę własną… Nie rozumiem po prostu, czym się kierujesz, decydując, czy piszesz to słowo z dużej czy z małej litery.
Już na początku w akcji dostrzegam sprzeczności: „obserwowała przerażony tłum, przeciskający się w stronę prezbiterium”, a jednocześnie „ludzie tkwili w ławach, nie ośmielając się nawet drgnąć”. To nie był długi akapit, dlaczego tak się pogubiłaś? Tłum to też bohater, bohater zbiorowy. Trzeba rozsądnie nim kierować, nie zapominać o nim. Zdecyduj się na jedną z wersji. Sugeruję tę pierwszą, druga byłaby nieco bezsensowna. Gdy ktoś taranuje drzwi i ludzie przeczuwają niebezpieczeństwo, to bardzo szybko zaczyna się panika, krzyki, bieganie, zadeptywanie innych. To nic, iż takie działanie nie ma sensu, że i tak nie mieli szans. Ludzie w stresujących sytuacjach gdzieś mają rozsądek, szczególnie w grupie - panika szybko się rozprzestrzenia i tłum staje się rozhisteryzowaną hołotą. U ciebie ten chwilowy szok ludzi był zbyt długi – dziewczyna przebiegła między nimi, a oni nawet nie drgnęli?
No i zagadka. Po co w ogóle Nimnar biegła do drzwi? Dla sportu? Nie napisałaś, co jej to dało, poza zgubieniem kilku kwiatków.
Decyzja Elileny jest całkowicie niezrozumiała. Dlaczego kapłanka skazuje ludzi na śmierć, zamiast ich ratować? Jest chora psychicznie, a wszyscy zebrani w świątyni (poza Nimnar) to bezmózgie zombie, całkowicie podległe jej decyzjom? Innego wytłumaczenia nie widzę. No, mogę jeszcze przemyśleć teorię z desperatami – wszyscy przyszli do świątyni, bo od dawna skrycie marzą o śmierci.
I kolejna ciekawostka. Nimnar biegnie do ołtarza, przesuwa marmurową płytę – nikt nie reaguje. Nimnar znika w tunelu – nikt nie reaguje. Utwierdza mnie to tylko w przekonaniu, że wszyscy tam naprawdę baaardzo chcieli umrzeć. No w ogóle się nie bali i czekali z utęsknieniem na śmierć!
Nimnar uważa, że jest bojaźliwa. Może i jest w tym prawda, nie wiem, bo nie znam jej jeszcze. Okazała się wszakże najmądrzejsza z całego motłochu, uratowała się. Można jednak uznać, że zachowała się niemniej bezdusznie od Elileny. Wydawało mi się, że było jej żal ludzi, którzy czekają na śmierć. Dlaczego więc nikogo nie pociągnęła za sobą? Ktoś pokroju Elileny by odmówił, ale co z resztą? Skoro były tam dzieci, Nimnar mogła jakieś pociągnąć za sobą. Mogła przemówić do rozumu koleżance, w końcu spędziły razem trzy lata, chyba się znały dość dobrze. Mogła przynajmniej spróbować. Cóż, może jednak jest mniej empatyczna, niż mi się wydawało.
Dziwi mnie także, że Nimnar wyjęła z glinianej niszy suchary. Skoro leżały tam kilka miesięcy i dziewczyna czuła, że są wilgotne, to jaki sens jest je zabierać ze sobą? Na pewno już dawno zaczęły żyć własnym życiem. No chyba, że nasza bohaterka jest koneserką zgnilizny i grzyba.
Gdy Nimnar narzekała na złe geny od matki, przypomniało mi się, co mówił ostatnio mój znajomy: że w obecnych czasach jest moda na obwinianie o wszystko genów. Jestem gruba – to geny! Mam pryszcze – to geny! Nie umiem ładnie śpiewać – to geny! Zostawiłam wszystkich na pewną śmierć – to geny! Boję się – to geny! Nie ma to jak obwiniać o wszystko mamusię elfkę.
Poznajemy główną bohaterkę od coraz gorszej strony. Takie było zamierzenie? Nimnar mówi Elilenie: „Jestem kapłanką, nie wojowniczką. Nie param się walką” – brzmiało przekonująco. Ale w tym samym rozdziale dowiadujemy się, że wuj uczył ją walki. No proszę, kłamała w żywe oczy.
Jak podsumować ten rozdział? Hm… Przedstawienie głównej postaci – jest. Prowadzenie innych postaci – klapa. Elilena przez chwilę zachowywała się, jakby miała coś w głowie, ale to było błędne wrażenie. Nimnar zgrabnie opisała Karmazynowych Rycerzy, ale z samego rozdziału niewiele o nich wiemy. Obawiam się jednak, że wymagasz od swoich czytelników zaglądania do słownika… Akcja – jest. Tutaj nie ma co narzekać, fabuła zapowiada się nawet, nawet. Może być ciekawie. Szkoda tylko, że sporo rzeczy nie trzyma się kupy.
A teraz błędy:
„Bogato żłobione trzony kolumn były spowite ciepłym płaszczem mroku, a każdy kapitel w kształcie kwiatowego kielicha otoczonego liśćmi akantu, zachwycał swoimi orientalnymi wzorami”. Ciepły mrok? To brzmi jak oksymoron. Jeśli chciałaś poetycko ująć to, że mrok był nieprzenikniony, lepiej było napisać „grubym płaszczem mroku”, czy coś. Nie wiem, ale brzmi to dziwnie. I bez drugiego przecinka, bo po co, gdzie tam wcześniej masz czasownik? Nawet, jeśli „otoczonego liśćmi akantu” miało być wtrąceniem, to przecinek stawia się nie tylko po nim, ale też i przed nim.
„Przyczółek był skromny, a w samym centrum wyrzeźbiono gryfa niemal wychodzącego z kamiennej powierzchni, jakby odpychał się od niej łapami[,] by skoczyć przed siebie” - brakuje przecinka. Orzeczenie może być wyrażone także bezokolicznikiem. Licz czasowniki, jeśli nie radzisz sobie z interpunkcją w zdaniach złożonych.
 „Ponad belkowaniem zwisały wonne kwiaty, wznoszące płatki do góry, w oczekiwaniu na blask słońca” - drugi przecinek zbędny. („W oczekiwaniu” to zwykłe wyrażenie przyimkowe.)
„Dalej, przylegając do linii drzew[,] wznosiły się kremowe mury świątyni”.
„Ktokolwiek ją ujrzał[,] nie mógł się nadziwić[,] skąd tak wspaniała budowla wzięła się w niewielkim miasteczku”.
„Młode dziewczęta, pochodzące z okolicznych wsi[,] odbywały tam nauki, by przygotować się do zostania kapłankami”.
„Gładka, marmurowa posadzka zionęła chłodem nocy, ale ludziom, zebranym w komnacie zdawało się to nie przeszkadzać”. Ostatni przecinek niepotrzebny, lub, jeśli chcesz, by „zebranym w komnacie” było wtrąceniem, bo słowie „komnacie” musisz dostawić drugi przecinek.
„Niekiedy ktoś kaszlnął, albo kichnął, przerywając wszechobecną ciszę”. Już to pisałam, przed „albo” nie stawiamy przecinka (chyba, że byłoby podwójne: „albo kaszlnął, albo kichnął”).
„Za jej murami słońce już całkowicie wynurzyło się zza horyzontu[,] nadając niebu złocistą barwę”. Pisałam ci już, że imiesłowy przysłówkowe ZAWSZE oddzielamy przecinkiem od reszty zdania? (To te zakończone na –ąc, -łszy, -wszy, nie pomyl z imiesłowami przymiotnikowymi.)
„Nimnar klęczała[,] ściskając w spoconych dłoniach mirtl, który zdążył już nieco oklapnąć”.
„A teraz miała poświęcić swoje wyprawy na codzienne modły i uzdrawianie ludzi”. Poświęcić czas na coś, ale poświęcić coś dla czegoś. Chyba, że chciałaś napisać, iż Nimnar dalej będzie się wymykać, tylko tym razem nie będzie się szwendać, a na swych wyprawach będzie się modlić i uzdrawiać ludzi, ale to trochę bez sensu.
„Owszem, była wdzięczna za opiekę, ale nie chciała żyć tak[,] jak Elilena” - w porównaniach paralelnych stawiamy przecinek, nawet w zdaniach pojedynczych.
„Złotowłosa kobieta stanęła nieco z boku, by kandydatki mogły swobodnie przejść na podwyższenie i[,] pochylając się nisko[,] złożyć mirtle na kamiennym ołtarzu”
„Dziewczęta po kolei wstawały i z należytą im gracją składały kwiaty[,] wyszeptując imiona, jakie miały przybrać po zostaniu Kapłankami Białej Świątyni”.
„Niemal czuła[,] jak wkracza w otaczającą go aurę majestatu i świętości”.
„Elilena kątem oka zauważyła spowitą w biel postać, odłączającą się od pozostałych kapłanek i biegnącą w stronę drzwi” – spowitą w bieli.
„Dostała się tam szybko, gdyż ludzie tkwili w ławach, nie śmieląc nawet drgnąć”. Ale że co? Chyba raczej „nie ośmielając się”.
A kiedy czas nadejdzie[,] wybierzesz mądrze”. Czegoś, co przypomina wiersz, zazwyczaj nie poprawia się pod względem interpunkcyjnym, ale skoro w kolejnych wersach przecinki były na swoich miejscach, to i tu powinny.
„Nimnar[,] widząc to[,] tylko przyspieszyła”.
„Kiedy przepchała się przez przerażony tłum do ołtarza[,] zaniemówiła”.
„Jej siostry rozdawały ludziom broń, a oni[,] zamiast uciekać[,] odwracali się w stronę drzwi” - pierwszy zaznaczony przeze mnie przecinek nie jest niezbędny, ale drugi tak. Pierwszy zaznaczyłam przy okazji, bo wydaje mi się, że tak lepiej brzmiałoby to zdanie, gdyby stworzyć tam wtrącenie.
„Nimnar stała w bezruchu, patrząc[,] jak ludzie ustawiają się w szeregi”.
„Nie namyślając się wiele[,] odsunęła kamienną płytę i[,] rzucając ostatnie spojrzenie na _____Elilenę[,] wskoczyła do dziury” - zaznaczyłam brakujące przecinki, a w miejscu oznaczonym czerwoną kreską było PIĘĆ dodatkowych, ZBĘDNYCH spacji (to na pewno nie wina justowania).
„Jej dłoń przesuwała się po zbitej ziemi, jakby dziewczyna chciała się upewnić, że wszystko jest takie, jakim zostawiła je kilka miesięcy temu” - skała może być zbita, o ziemi lepiej mówić, że jest ubita.
„Słońce stało już dosyć wysoko, więc dziewczyna, nie chcąc ryzykować złapania[,] ruszyła w głąb lasu”.
„Ciężko było posuwać się naprzód, pomiędzy grubymi pniami liściastych drzew, czując ostre gałązki krzewów na nogach”.
„Ale wszyscy wiedzieli, że jedyne, czego Karmazynowi Rycerze pragną[,] to władza”.
„Że też akurat musiała odziedziczyć po matce wszystkie najgorsze cechy elfów!” Według mnie to słowo zaburza rytm zdania, pozbyłabym się go na twoim miejscu.
„Odgoniła od siebie resztki przemyśleń i rozejrzała [się] znów wokół siebie”.
„Oddychała ciężko, tracąc resztki swojej kondycji, jaką zdobyła, biegając po lesie za sarnami”. Eee… Idąc przez las można stracić siły, ale kondycję? Kondycja to stan, inaczej sprawność fizyczna. Można wyrobić sobie sprawność, a mimo to w końcu się zmęczyć. Stracić kondycję można, gdy przez rok się nie ćwiczyło, to określenie w tym zdaniu nie pasuje, bo brzmi tak, jakby Nimnar utraciła kondycję w przeciągu godziny.
„Półelfka obróciła się dookoła, zastanawiając się[,] dokąd pójść”.
„Z takim planem, ruszyła przed siebie, nie tracąc ani chwili”.
No dobrze, tak się nie będziemy bawić. Poprawię ci interpunkcję jeszcze w ostatnim sprawdzanym przeze mnie rozdziale, a z tych środkowych wypisywać będę tylko innego typu błędy. Jeśli miałabym cały czas zaznaczać te przecinki, szlak by mnie trafił przy trzecim rozdziale. Musisz sobie po prostu poczytać o poprawnej interpunkcji. Jeśli nie pamiętasz wiadomości z lekcji z podstawówki i gimnazjum, poszukaj w Internecie, jest pełno artykułów z zasadami pisowni.

Thoron i Greta. Ha, imiona w tytule! Więc rozszerzy się grono bohaterów. Może też będę mogła już określić, jaką osobą jest Nimnar. Przechodzimy do treści!
Nie będę się już rozpisywać odnoście cytatu, poruszę tę kwestię w podsumowaniu.
„Dziewczyna przysiadła na ziemi i wyciągnęła z torby dwa suchary, które z trudem przełknęła”. Łee, fuj, nie, jak ona mogła! Przecież to te wilgotne suchary, które wyjęła z glinianej niszy… Te, które leżały tam kilka miesięcy… Te, które na pewno od dawna były zgnite i obrośnięte grzybem… Nic dziwnego, że z trudem je przełknęła! Masochistka czy co? Nie mogła sobie nazbierać owoców leśnych, albo żuć korzonków? Chyba że półelfy bardzo lubię zgniliznę i ona im nie szkodzi, kto wie…
Naprawdę nie ma sensu pisać, ile lat miał dąb, o który oparła się bohaterka. To i tak nie daje wyobrażenia o wyglądzie tego drzewa. Mogłaś użyć wyrażenia gruby, chudy, sękaty, cokolwiek innego… Jaki obraz chciałaś wywołać w umyśle czytelnika, pisząc „pięćdziesięcioletni dąb”? Ja sobie wyobraziłam skromne, szczupłe drzewko, niewarte większej uwagi (nie mogło to być szczególnie potężne drzewo, skoro dęby bezszypułkowe dożywają siedmiuset lat, a dęby szypułkowe tysiąca trzystu lat). Skupiaj się raczej na określaniu kształtów i kolorów, nie zanudzając czytelnika zbędnymi liczbami.
O, Greta też ma zielone oczy. Ciekawe, czy jest spokrewniona z elfami, czy po prostu lubisz ten kolor tęczówek. Mam nadzieję, że poza tym szczegółem twoi bohaterowie będą różnorodni.
„Swoją prawą rękę oparł o niewielki stolik, na którym stał kufel wypełniony burym płynem, tudzież piwem” - przecinek tak przy okazji zaznaczyłam, a o sam spójnik mi chodzi, bo mam wrażenie, że go nie rozumiesz. Chciałaś napisać, że kufel był wypełniony na raz dwoma osobnymi cieczami: burym płynem i piwem, czy że był wypełniony albo tym, albo tamtym? Jeśli to drugie, to musisz zmienić spójnik. „Tudzież” jest synonimem słów: a także, i, oraz.
„Zamyślony myśliwy siedział sam, popijając brudne pomyje, co jakiś czas odzywając się do siebie” - raczej „mówiąc sam do siebie” - to taki utarty zwrot.
To dziwne, że Greta pracuje jako barmanka. Jeśli jest stale w drodze, to powinna podejmować się bardziej tymczasowych zajęć. Chodzi mi o to, że zazwyczaj karczmy to interes rodzinny. Barmanką powinna być żona czy córka właściciela, ewentualnie on sam. No chyba, że ktoś akurat się rozchorował i potrzebowali zastępstwa. W takim wypadku czuję niedosyt informacji. Lubię, gdy podane są przyczyny tego typu rzeczy, a nie „tak jest, bo tak”.
Nimnar jest jednak tchórzliwa niczym tchórzofretka. I niezbyt mądra. Jeśli nosi noc cennego, to powinna to ukrywać. Noszenie cennych rzeczy zawszonych na szyi nawet w naszym świecie często kończy się poderżnięciem gardła. A jeśli już nasza półelfka nie miała wewnętrznej kieszeni czy bielizny, by ukryć swój skarb, to mogła chociaż nosić woreczek POD suknią, nie na. Szczególnie, gdy wie, że miejsce, do którego się udała, jest mocno podejrzane. No i jaka tam z niej „kobieta”? Zwykła, bezmyślna dziewucha, jak na razie…
Poczułam nić sympatii do Grety. Dlaczego? Ma ona już coś na kształt charakteru. Nie znam jej jeszcze dobrze, ale wydaje mi się wyrazistą postacią. Nieco głupiutka, a jednak dość cwana, ryzykantka, uparta i zawsze stawiająca na swoim. Może ożywić to opowiadanie. Thoron niestety jest jak dotąd tylko tłem dla siostry.
Karmazynowi Rycerze wydali mi się teraz kolejną bandą bezmózgów, nic na to nie poradzę. Rozumiem, że można najechać na wioskę, palić, rabować i gwałcić – jak to „rycerstwo” stające w obronie „wyższych racji”. A tu proszę – gaszą pożar! Opamiętali się nagle! Ale dlaczego? DLACZEGO? To przecież nielogiczne. Albo jesteśmy sku*wielami bez serc i napadamy na wszystkie wioski, gdzie są elfy czy półelfy, albo nie jesteśmy. Podłożyli ogień po to, by go ugasić? Nudzi im się? Nie mają ciekawszych zajęć, że je sobie dokładają? Owszem, nie wszystko jest czarne czy białe, można się zawahać czy mieć wyrzuty sumienia, ale żeby ot tak: najechaliśmy i zaatakowaliśmy, ale nagle nam się odwidziało…? Ten cały Damir jest dziwny. Morderca o łagodnej duszy? To brzmi jak kolejny oksymoron.
Elyant na początku mi się spodobała. Płomienna jak jej włosy. Szybko jednak się okazało, że jest równie tchórzliwa, co Nimnar, choć nie ma matki elfki. Najpierw mówi, że jest gotowa zginąć, a potem… Wystarczyło spojrzenie na rycerzy i zaczęła sypać jakby ją nafaszerowali narkotykami. Pomogła swemu oprawcy, choć zamierzała się na nim mścić. Wydała na śmierć koleżankę, choć pewnie nie mogła jej zarzucić nic poza tchórzostwem. Dała się kupić. Pokłoniła się przed tym, którzy zbezcześcił miejsce jej kultu. Jak na mój gust okazała się gorsza i od Nimnar, i od Damira. Elyant za szybko ewoluowała, za szybko dała się złamać. Po co był jej ten wybuch na początku? Brawurowe zachowanie, plucie rycerzowi pod nogi? Albo ta dziewczyna ma coś z głową, albo to po prostu postać stworzona bez żadnego namysłu. Bohaterowie powinni zachowywać się przynajmniej odrobinę logicznie, tak, żeby czytelnik nie czuł się, jakby właśnie trafił do domu wariatów. Zepsułaś Elyant na starcie, a ta postać mogła mieć niezły potencjał. Sytuację z Damirem mogłaś rozwiązać inaczej, np. stworzyć dwie dziewczyny – jedną odważną, mściwą i drugą potulną, tchórzliwą, która wszystko by wygadała.

Egorath. Tym razem to słowo nic mi nie mówi. Imię? Nazwa krainy? Nie mam też ochoty błądzić po podstronach, rozdział powinien udzielić mi wystarczającej odpowiedzi.
„(…)jakby pilnując jedynej drogi ucieczki z pokoju, by powstrzymać półelfkę, gdyby ta próbowała uciec”. Przeczytaj sobie tę część zdania. Na pewno wszystko ci tu pasuje? Bo dla mnie brzmi to co najmniej dziwnie. Popraw przynajmniej powtórzenie „ucieczki – uciec”.
„(…) zamierzała obserwować dwójkę”. To aż boli w oczy. TĘ dwójkę.
„Po (…) przeglądnięciu niezliczonej ilości rozgałęzień (…)” Już nawet nie będę mówić, jak to brzmi. Przeglądać to można czasopismo… Radzę zmienić na „zbadaniu”, „zajrzeniu do”. Czasownik „przeglądnąć” jest skrajnie potoczny, nie powinien być używany w tekście literackim (chyba, że w opowiadaniu cytuje się rozmowę współczesnych dzieciaków…).
No proszę, Damir to taki wielki rycerz, ze wspaniałymi znajomościami i pewnie z niemałym przeszkoleniem, a zachowuje się jak nowicjusz. To przecież jasne, że badanie w pojedynkę plątaniny tuneli nie ma sensu. Od czarnej roboty ma się ludzi. Wpuszcza się ich tam z lampami i papierem, żeby zbadali i od razu narysowali mapę, Damir zaś… Stracił niepotrzebnie czas na zabawę w małego odkrywcę. Stęsknił się za babraniem się w ziemi?
Nie dziwię się natomiast, że Elilena wydała się Karmazynowym Rycerzom wariatką. Porozdawała ludziom broń, nie chciała uciekać, a potem „o! jacy straszni rycerze!” i rzuciła ostrze? Także i w tym wypadku nie wiem, jak można by wytłumaczyć jej pozbawione sensu zachowanie. Hm… A jakby tak… Wiem! W tej krainie był wybuch w jakiejś pracowni alchemicznej i magiczne/narkotyczne/chemiczne substancje dostały się do powietrza, a wraz z nim do wszystkich mieszkańców, zarażając ich czymś, co zabija szare komórki! Albo mają tam plagę żuczków-mózgojadków. Poza tym Elilena wchodzi w tym rozdziale do świątyni wystraszona, a potem zachowuje się buńczucznie, nie boi się Damira… Kolejna nagła zmiana w zachowaniu.
_________Następnie wepchnął kapłankę do tuneli (…)” Dziewięć niepotrzebnych spacji, nie rozciągniętych przez justowanie, a ZUPEŁNIE ZBĘDNYCH. Co ty masz z tymi spacjami?
W przepowiedni brakuje ci czasem polskich znaków. Sam tekst jednak wyszedł ciekawy i z sensem, co nie wszystkim się udaje, gdy tworząc coś na wzór poezji. Mogę powiedzieć, że w tym momencie jestem z ciebie dumna. A może ty mijasz się z powołaniem? Zastanów się, czy nie wolisz pisać wierszy od prozy…
Wysnuwam też domysł, iż Nimnar jest córką Damira. Może wkrótce się przekonam, czy trafiłam.
„(…) spodnie, które trzeba było włożyć za wysokie buty (…)” Spodnie wkłada się do butów.
Ależ rozkapryszona księżniczka z tej Nimnar! Sukienka – źle. Spodnie – niby lepiej, ale… Nie, jednak też źle! Bo po kimś, więc trzeba pokręcić nosem.
„Jestem Karmazynowym rycerzem na służbie Jego Cesarskiej Mości” - zgubiłaś coś w nazwie własnej.
„Nimanr jednak jej nie słuchała (…)” Przestawiłaś literki w imieniu. Zdarza się, ale mogłabyś sama to poprawić, gdybyś uważnie przeczytała tekst przed publikacją.
Co mieliśmy w tym rozdziale? Ładnie ubraną w słowa przepowiednię, wiele bezsensownych zachowań i odrobinę dynamizmu na koniec (jazda konna). Za ten dynamizm niestety też musisz nieco zapłacić – kolejną moją uwagą. Może i tak robi się w hollywoodzkich filmach, że „hop na konia i wio”, ale kto miał do czynienia z tymi pięknymi zwierzętami, wie, że jest to zachowanie karygodne. Można w ten sposób zakatować rumaki. Konie powinny ruszać pomału, żeby móc się rozgrzać do biegu, inaczej naprawdę można zrobić im krzywdę. Jasne, w rozdziale przedstawiono wyjątkową sytuację – musieli uciekać. Zastanawiam się jednak, czy planowali ten szaleńczy bieg od początku i dlatego Thoron nie przejmował się tym, co powiedział… Jeśli planowali takie tempo od początku, to śmiało można im zarzucić znęcanie się nad zwierzętami. W końcu gdyby Thoron nie ściągnął im na karku Karmazynowych Rycerzy, mogliby poświęcić te pięć minut stępa, by konie się rozchodziły. Dopiero w ostatnim zdaniu dowiedziałam się, czym może być słowo zawarte w tytule. To zabieg celowy, czy po prostu nie miałaś pomysłu na bardziej zgrany z tekstem tytuł?

Riva. W tym rozdziale przynajmniej od razu poznajemy znaczenie tytułu. Według mnie lepiej by było, gdybyś zapisała pieść dziewczyny kursywą, nawet, jeśli jest to po myślniku. W tym miejscu, jeszcze przy początku rozdziału, muszę cię pochwalić za sposób wprowadzania bohaterów. Może nie za dobrze nimi potem kierujesz, ale wiesz, jak ich dodawać do opowiadania. Przedstawiasz ich stopniowo, dość dokładnie, nieśpiesznie i nie po pięciu na raz, dzięki czemu każdego można zapamiętać. Wiadomo, że czytelnik ich nie pomyli.
Ale Riva, to jest spokrewniona z Supermanem albo przynajmniej z drapieżnymi ptakami, no nie? W przeciwnym razie nie wiem, jak mogła dostrzec kolor oczy dziewczyny znajdującej się w ruchu w pewnej odległości od niej. Musiała mieć nadzwyczaj dobry wzrok i gapić się bezczelnie na jeźdźców… Tylko jak? Spod kaptura? No i musiała oglądać się wyraźnie do tyłu, skoro wszyscy bohaterowie podróżowali w tę samą stronę.
Piszesz „usłyszała tętent końskich kopyt”, a potem „przejechali obok Rivy niespiesznie” i to według mnie są sprzeczności. Tętent to odgłos biegu konia. Niespieszny bieg? No może… Wiarygodniej by to wyglądało, gdybyś zadała sobie trud nazywania poszczególnych chodów końskich.
_____Poderwała głowę do góry (…)” Tia… Teraz naliczyłam ich o pięć za dużo.
„Greta, Thoron, chodźcie”. Może i teraz się czepiam, ale nie wyobrażam sobie siebie podczas przejażdżki konnej mówiącej do towarzyszy „chodźcie”. W takich sytuacjach automatycznie mówi się raczej „jedźmy”, „jedźcie”. Użyte przez ciebie sformułowanie wydaje mi się po prostu nienaturalne.
Ech, a Nimnar wciąż nosi woreczek na wierzchu. Dziewczyna powinna kupić sobie olej i wlać go sobie do głowy przez uszy.
„Wy też jedziecie do Egorath?” O, a teraz to już w żadnym wypadku „czepianie się”. Riva nie mogła zadać takiego pytania w tej sytuacji! Sformułowanie „też jedziecie” oznaczałoby, że Riva także jest konno, a przecież była pieszo! Rozsądniej byłoby napisać „Czy wy też zdążacie do…/ podróżujecie w kierunku…”.
„Zielone oczy Rivy (…)” Nie, nie ma błędu, tak sobie wypisałam, jako podstawę do dalszych narzekań. ZIELONE. Kolejna kobietka z zielonymi patrzałkami. I tak się zastanawiam… O co chodzi z tym kolorem? Może masz fetysz zielonych oczu u kobiet. Tak czy inaczej, różnorodność bohaterów nieco przez to cierpi.
„Oddał go im, kiedy był jeszcze berbeciem”. W tym zdaniu masz podmiot domyślny „on” (mężczyzna, nie dziecko). Z tego zdania wynikałoby, że opisywany mężczyzna oddał syna, gdy on sam był jeszcze berbeciem, a nie gdy dziecko było berbeciem. W drugim zdaniu składowym musisz dodać podmiot, np. „chłopiec”, „jego syn”, by było wiadomo, o kogo chodzi.
„Kamienne mury połyskiwały w świetle księżyca, urzekając swoim widokiem” - budowla nie może urzekać widokiem. Zmień na „wyglądem”.
W zamku magów pojawiła się już trzecia rudowłosa dziewczyna w tym opowiadaniu. Kolejny „fetysz”?
„(…) pośrodku kwadratowego dziedzińca stała piękna fontanna, w centrum której stała wygięta w tanecznej pozie kobieta” - tak widoczne powtórzenie z całą pewnością jest błędem.
Sassan też ma zielone oczy…
Swoją drogą dlaczego wciąż piszesz o Nimnar „kapłanka”? Jak powiedziała Elilena, kapłanek już nie ma. Nimnar zaś jest po prostu zbiegiem. Powinnaś znaleźć dla niej jakiś lepszy synonim. Albo przynajmniej pisać „dawna kapłanka”.
Naprawdę broń jest tak tania, że nie tylko starczy im na nią pieniędzy, ale jeszcze im nieco zostanie? Miecze powinny być dość drogie, droższe od niebojowych koni. Choć kto wie, jakie ci ludzie mają ceny… Dla mnie to jednak nieco nieprawdopodobne.
Cóż, pomimo takiego tytułu, jaki mamy, dla mnie w tym rozdziale ważniejszy był pan elf, niż Riva. A na pewno był on ciekawszy! Jego intryga może dodać charakteru tej historii i wzbogacić akcję. To dobrze rokuje na przyszłość.

Królowa i śmierć. Na samym początku dowiadujemy się co nieco o rodzinie Nimnar. Zagadka, czego chce od niej Lurtagh, zostaje szybko rozwikłana. Swoją drogą trudno mi będzie zapamiętać imię tego mężczyzny, nawet, jeśli pamiętam już dobrze jego postać.
„Thoron i Greta dawno wstali i rozdzielili bagaże, a teraz stali na zewnątrz naradzając się, gdzie sprzedać konie” - chyba lubisz powtarzać ten czasownik. Trochę za bardzo lubisz.
Thoron chciał, by półelfka spokorniała, ale brzmi to dziwnie zważywszy na to, jak zachowywała się Nimnar – raczej potulnie, zazwyczaj milknąc po uwagach z jego strony. Jeśli Thoron chciał, by Nimnar przestała być taka bojaźliwa, to słowo „spokorniała” nie pasuje.
„Piękna, tajemnicza, paskudna i przerażająca”. Czasami można zestawiać przeciwstawne wartości przy opisywaniu jednego zjawiska, ale wtedy wypada zaznaczyć, iż wie się, że są przeciwstawne. Np. „ciemność była zarówno piękna, jak i paskudna” czy też „ciemność była paskudna, ale w pewnym sensie także piękna”. Wypisywanie przeciwstawnych pojęć tak po prostu, po przecinku, nie wygląda dobrze.
W tym rozdziale wreszcie naprawdę czuć, że piszesz opowiadanie fantastyczne. Poza obcymi rasami, pojawiła się magia za pośrednictwem bardzo klimatycznie opisanego rytuału. Owszem, wcześniej już się przemykała przez tekst, ale nie można było jej tak wyraźnie odczuć.
„(…) wciągnęła wielki haust powietrza” - masz tu pleonazm. Haust to z definicji „duży łyk powietrza lub cieczy”.
Damir naprawdę nie jest najrozsądniejszy, szwendając się samemu po lesie. Siła nie ma znaczenia. Nie jest kotem, żeby widzieć w nocy, miał znikome szanse na znalezienie kogokolwiek, jak i na zauważenie niebezpieczeństwa. Można jednak uznać, że to przez jego pychę – przecenił swoje możliwości.
„(…) jej myśli gnały naprzód tworząc rozmaite scenariusze, ale wszystkie niemal tak samo przerażające”. Radziłabym usunąć „ale” lub też dopisać czasownik: „ale wszystkie były”.
„Nie wiem, kto to, a nawet gdybym wiedziała, nie pisnęłabym słowa”. Kolejny przykład nierozsądnego i w pewnym stopniu nielogicznego zachowania. Riva strasznie się boi, ma do tego powód, niemal błaga, by ją oszczędzili, a potem wygłasza takie buńczuczne kwestie… Jasne, to bardzo szlachetnie, ale w ten sposób raczej nikogo nie nabierze, że nic nie wie.
„Były to bajki dla dzieci, chociaż elfy traktowały tą książkę (…)” Tę książkę.
Tekst z delfickiej książki wyszedł ci już gorzej, niż przepowiednia, ale to nie znaczy, że źle. Tylko nie wiem, po co Sassan czytał to na głos. Choć… Wielu wariatów gada do siebie, nie?
„Riva nie czuła swoich pleców niemal w ogóle”. Nie powinnaś pisać tego zdania, bo wyszła ci kolejna sprzeczność. Zaraz potem opisujesz dość szczegółowo ból Rivy… I słusznie, bo po batach powinna właśnie BARDZO czuć te plecy. To nie ten typ bólu, że aż się przestaje go czuć. Bardziej prawdopodobne by było, gdyby zemdlała z bólu.
„Dziewczyna i tak nie spała, ale z trudem podniosła się na nogi, przytrzymując ściany”. Według mnie w ogóle nie powinna być w stanie wstać o własnych siłach…
„ Riva leżała na drewnianej desce nie śmiejąc się ruszyć”. Jest czasownik „śmieć coś zrobić”, ale źle utworzyłaś od niego imiesłów. Nie ośmielając się.
Postanowiłaś zamieścić w tym rozdziale link do podkładu do samej końcówki… Cóż, muszę przyznać, że był to jak dotąd najbardziej pasujący klimatem utwór, jaki zaproponowałaś na blogu. Co prawda spodziewałam się czegoś bardziej złowrogiego, kojarzącego się z rychłą śmiercią i przemocą, aczkolwiek ten smutny kawałek nie był zły. Przynajmniej nie gryzł się z opowiadaniem.
„Tłum zaczął wiwatować na jej widok, jakby wyczuwając w ciele skazanej krążącą szybciej krew” - coś tu zgrzyta. Rozumiem, że ludzie mogliby wiwatować na widok króla, czy kata, ale na widok ofiary kata? Wiwaty kojarzą mi się z czymś radosnym, zaś w tym wypadku… Ludzie mogą się cieszyć, że będą mieli widowisko, ale raczej nie na widok „czarownicy”. Bardziej by mi tu pasował opis, że została powitana gwizdami, złorzeczeniami, wrzaskami, ale niekoniecznie akurat wiwatami.
To był jak dotychczas stanowczo najbardziej brutalny rozdział. Nie wiem, czy to dobrze. Znalazłam tu wiele dobrych fragmentów, ale zastanawiam się, czy takie nagromadzenie okrucieństwa w jednym rozdziale to dobre rozwiązanie.
Zastanawiająca jest też postać Rivy. Rozumiem, że musiałaś ją zabić, bo wymusiła to na tobie komentująca, od której nicku wzięłaś pomysł na imię bohaterki… Według mnie jednak zmarnowałaś w ten sposób jedną z postaci. Okrucieństwo Karmazynowych Rycerzy można było pokazać bez Rivy. Wprowadziłaś ją, pisałaś o niej w takiej ilości, jakby miała się stać postacią co najmniej drugoplanową i pojawiać się przez całe opowiadanie, a potem… Cóż, autorzy zazwyczaj zabijają bohaterów, gdy nie mają pomysłów, co z nimi zrobić i to oczywiście nie najlepiej o nich świadczy. Masz nauczkę, żeby nie utożsamiać swoich postaci z czytelnikami twojego opowiadania. Riva mogła przecież przeżyć, a jej przyszły romans z Thoronem mógł ocieplić klimat opowiadania. Teraz jednak, zamiast rozwijających się uczuć, mamy jedną dość smętną dziewczynę o dość żałosnym losie. Bo jak inaczej nazwać jej los? Strasznie nieśmiała, zakochała się od pierwszego wejrzenia, nie odważyła się na wyznanie uczuć, umarła młodo w męczarniach… Nie miała zbyt ciekawej osobowości, była po prostu dobra, szlachetna, chciała pomagać, nie wydała nowopoznanych… Chwali się takie cechy, ale nie są one szczególnie ciekawe u bohaterów literackich. Śmierć Rivy odebrała ci możliwość zagłębiania się w psychikę tej dziewczyny i odkrywania zarówno jej wad, jak i zalet.

Pieśń o Królowej. Zastanawiający tytuł, skoro „Pieśń o Królowej” poznaliśmy już rozdział temu. W ogóle, to… W poprzednim rozdziale zapisałaś królową z małej litery, a tu, w tytule, inaczej. Może chodzi o inną pieśń? Raczej cię o to nie podejrzewam… Kim więc jest ta Królowa i dlaczego słowo to zapisane jest z dużej litery? Czyżby to nie był tytuł, a coś jak imię, jakiś przydomek? Kim jest owa persona?...
„Zaklął pod nosem, stukając ostrogami o kamienny bruk (…)” Pomijając już to, że twoje opowiadanie skojarzyło mi się nagle z westernem… Te ostrogi mu się przekrzywiły, czy co, że nimi o bruk stuka? Przecież to nie obcasy. Idąc, to on może sobie… Hm… Podzwaniać nimi, jeśli mu się przesuwają na butach, ale przecież ostrogi są w takim miejscu, że powinny być nad ziemią, więc jak on nimi o bruk stukał, no jak? Nie jestem w stanie tego pojąć, ani nawet sobie tego wyobrazić i mam wrażenie, że piszesz o elemencie, którego tak naprawdę nigdy nie widziałaś. (Nie trzeba oczywiście wszystkiego na własne oczy oglądać, ale po to mamy biblioteki z licznymi albumami, słownikami… Internet z wujkiem Google i ciocią Wikipedią, by sobie móc sprawdzić to i owo.) Przecież gdyby ktoś miał zaostrzane ostrogi i przy chodzeniu stukałby nimi o bruk, to zaraz by mu się stępiły i starły.
„Rycerza ogarnęło poczucie bezsilności i po trosze żalu (…)” Tu nie ma błędu. Chciałam cię pochwalić za wybranie w tym miejscu właściwej formy: „po trosze”. Niby to nic szczególnego, potrafić poprawnie używać języka ojczystego, ale wiele osób ma problem z tym sformułowaniem, dlatego też głaszczę cię teraz po głowie. Inna sprawa, że połykasz tony przecinków…
„Oczy miała brązowe, niemal czarne, co niesamowicie kontrastowało z jej jasną czupryną”. A teraz wykonuję taniec radości: nowa bohaterka nie ma zielonych oczu! A już traciłam nadzieję... „Ciemne brwi były cienkie i regularne (…)” Tylko dlaczego ma ciemne brwi? Przecież brwi powinny być w tym samym kolorze, co włosy, czyli w tym wypadku: bardzo jasne. No chyba, że farbuje… Błotem? Węglem? Chyba, że jej zbójecka banda okrada jakieś wytworne damy.
„Jej oczy były małe, zielone (…)” Ech… Smuteczek!
„- Arielu, przemów jej do rozsądku!” W pierwszej chwili myślałam, że Est zwraca się nie do kolegi, a do jakiegoś bóstwa i zaczęłam się nawet zastanawiać, czy czytałam jego opis (no wiesz, imię anielskie, to kojarzy się z istotami niebiańskimi). A później przypomniała mi się „Mała Syrenka”.
A Damirowi po całej tej sytuacji w lesie oczywiście najbardziej ulżyło dlatego, że nie zabiła go kobieta. No bo jak to, umierać z ręki kobiety?! Durne męskie ego, durna rycerska duma, durni faceci… Nie lubię Damira. Śmierdzi średniowieczem! Ech, Damir… Wpadł w ręce bandy złodziei i się jeszcze cieszy! No ale włóczył się sam po lesie, pyszałek jeden, to ma, na co zasłużył, niech się tam nim Eyla zajmie…
„Nikt już nawet nie narzekał na suche pieczywo i gumowe pasy mięsa (…)” Pff… Hahaha! No Nimnar na pewno na takie jadło nie narzekała… Skoro była gotowa zjeść przegniłe suchary, to pewnie pieczywo i mięso, nawet stare i słabej jakości, musiało być dla niej jak niebo w gębie!
Ooo, z głową Nimnar coś się dzieje. Słyszy głosy… Ale to chyba nie przez zielone, ruszające się suchary, bo je jadła już dość dawno. A tak na poważnie, ta przepowiednia czy przeczucie to był intrygujący element.
Wybrałaś dobry sposób na przekazanie naszej trójcy wieści o śmierci Rivy. Sposób nieskomplikowany, niemal banalny, ale trafiony i nieprzekombinowany.
„Nienawidził ludzi, którzy nie rozumieli jego potęgi i doszukiwali się w rządach nepotyzmu. Ale co miał zrobić on, który stracił syna i jedyne, co mu pozostało to władza?” Nie wytłumaczyłaś zupełnie, dlaczego ktoś doszukuje się w rządach Ossana nepotyzmu. Ma on w ogóle jakąś rodzinę? Jego żona nie sprawia wrażenie wpływowej damy. Syna stracił. Ani słowa o bratach czy wujkach, którymi można by poobsadzać wysokie stanowiska. Jesteś pewna, że wiesz, co to jest nepotyzm? Bo wyskoczyłaś z tym określeniem we fragmencie, do którego w ogóle ono nie nawiązuje.
Elleona jest taka naiwna. Przecież nie bierze się ślubu z cesarzem dla miłości, tylko dla wpływów. Wśród wysokich rodów rzadko kiedy można pozwolić sobie na kierowanie się uczuciami, polityka często jest najważniejsza. Baba powinna się cieszyć z tego, co ma. I może lepiej dla niej, że mąż ją unika. Nie zna go, czy co? Widać przecież, że to nieprzyjemny i niebezpieczny człowiek. No dobra, dobra, on jej potrzebuje, ale zła magia nie pozwala mu przy niej być… Jakież to tragiczne! Elleona i tak mogła gorzej trafić, niech się cieszy, że żyje… Takie baby-mazgaje są zazwyczaj irytujące.
No proszę, tym razem zapisując tytuł „Pieśni”, ostatnie słowo zapisałaś z małej. Uważam więc, że także w tytule rozdziału „królowa” powinna być zapisana z małej litery. Poza tym, zrobiłaś tu jeszcze jedną rzecz. Wyróżniłaś tytuł kursywą. Bardzo dobrze, sugeruję, byś zrobiła to samo z tym tytułem w poprzednim rozdziale. No bo rozumiesz, trzeba być konsekwentnym i najlepiej konsekwentnie wybierać tę poprawną wersję.
„Teraz czas na Twojego syna i potomka orków”. Och, proszę. To nie list, żeby „twojego” pisać z dużej litery. Zdarza się czasem, że w rozmowach zwrot do władcy zapisuje się dużą literą, ale zawsze łączy się to z tytułem, np. „Teraz czas na syna Waszej Wysokości”. W zapisanym przez ciebie zdaniu Dorian zwraca się do Ossana po prostu na „ty”.
„- Mag, królewskie dziecko i elf – odparł mag”. Nie ma tu błędu, ale głupio to brzmi, gdy zdanie rozpoczynasz i kończysz tym samym słowem. Na twoim miejscu napisałabym „…odparł Dorian” by uniknąć powtórzenia.
Załamujesz mnie. Pod sam koniec rozdziału znów zapisujesz tytuł „Pieśni” i tym razem „Królowa” jest z dużej litery. Czy ty wiesz, co to znaczy KONSEKWENCJA? Raz tak, a raz tak… Trzeba wybrać jeden wariant!
„Przyszłość cesarstwa zależała teraz od tej szóstki ludzi”. Yyy… Jak to było? Potomek orka, potomek elfa… To chyba nie do końca ludzie, nie?
Błędów nie sprawdza się tylko pobieżnie, bo okazuje się w ten sposób brak szacunku do czytelnika, który potem te błędy musi oglądać. Ja stosuję zasadę, że choćbym miała dodać notkę dwa tygodnie później – sprawdzę błędy po trzy razy. Bo to, co publikujemy, świadczy przecież o nas! Jasne, zawsze można coś przeoczyć, ale „nie miałam siły”, „nie chciało mi się” to żadne wytłumaczenia złej jakości tekstu.

Czas żywiołów. Zaczyna się dość melodramatycznie. Opis jest ładny, ale zaczynam mieć dość tych fragmentów, gdzie „och, życie jest takie okrutne, ja jestem straszny(a), smućmy się”.
„Ona... jak nikt inny, zasłużyła na to”. A skąd taki wniosek? No dobrze, Riva udzieliła schronie nieznajomym, ale to nie czyni z niej jakiejś wielkiej bohaterki. Dlaczego „jak nikt inny”? Nie ma w Eyi większych filantropów? Ona jest ze wszelkich ludów najlepsza, najbardziej krystaliczna? Nimnar według mnie przesadza, uwydatniając tylko melodramatyczność sceny. Na pewno znalazłyby się osoby bardziej warte ucztowania z tamtejszymi bóstwami.
Nimnar działa jak zawsze bez większej logiki. Skoro była CAŁKOWICIE przemoczona, to jaki sens ma chowanie się pod dachem? Kiedy jest się kompletnie mokrym, dodatkowa woda już nic nie zmienia. Dziewczyna mogła dojść spokojnie do karczmy czy gdziekolwiek indziej, gdzie miałaby możliwość wysuszyć się, ogrzać, przebrać. Sterczenie pod zadaszeniem w takiej sytuacji jest idiotyczne i bezcelowe. „Kobieta ciągle stała pod okapem, chociaż i tak już była cała mokra”. No właśnie. Idiotka i tyle. I jeszcze marudzi, że nie ma kogo spytać o drogę. Trzeba było ruszyć mokry tyłek i zapukać do jakiegoś zakładu! Miejscowy kowal czy ktokolwiek inny wiedziałby, gdzie jest karczma. „(…) i dopiero swąd spalenizny wciskający się do nozdrzy półelfki otrzeźwił ją na tyle, by zabrała nogi za pas” – idiotka.
Sytuacja z tym pożarem pewnie miała być przerażająca. Ale przez zachowanie Nimnar… Zresztą nie tylko jej, ale także tych ogłupiałych wieśniaków, sytuacja ta była groteskowa i w sumie mogła wywołać tylko śmiech, na pewno nie strach, gdy mowa o odczuciach czytelnika.
„Półelfkę  zakuło coś w sercu na ten widok. Ludzie nie dbali o innych, zawsze troszczyli się tylko o siebie i właśnie w takich chwilach, jak ta pokazywali swoje prawdziwe oblicza”. Ta, i o kim tu mowa… O Nimnar, o tej, która uciekła ze świątyni, nie zabierając ze sobą ani jednego dziecka. Bo kilka kapłanek nie posłuchało, to co się miała dalej starać? Ale! To nie jej wina, tylko GENÓW! Tak, to wszystko wina genów! Uciekła, bo się tak strasznie bała. Co z tego, że ci ludzie też się bali, oni nie mają strachu w genach, więc powinni pomagać innym, a nie troszczyć się tylko o własnych bliskich! Co z tego, że półelfka też nikomu nie pomogła, bo nie było jak pomagać, to ludziom trzeba to wypomnieć!
„Wyglądał tak, jakby przepełniało [go] poczucie winy”. Kogo przepełniało poczucie winy? Gdybyś sama wcześniej przeczytała to zdanie, na pewno byłabyś w stanie zauważyć i usunąć ową usterkę.
Thoron nieco zyskał w moich oczach, choć nie jest on zbyt ciekawą postacią. Ale przynajmniej nie jest wkurzający. Jeden, który zachował opanowanie…
„- Wiwerny! Szatańskie pomioty!” No i mamy rozwiązanie zagadki, skąd w taką pogodę wziął się pożar. Nie podoba mi się jednak sformułowanie, którego użyłaś. Tworzysz tam WŁASNY kanon bóstw i demonów, skąd więc „szatańskie”? Przecież tamci ludzie NIE ZNAJĄ Szatana, toteż i ten przymiotnik nie powinien znaleźć się w ich ustach. Wczuwaj się w postacie, o których piszesz!
Ponownie: jak to możliwe, że tylko Nimnar wpadła na pomysł, by uciec? Jasne, wiele osób chciało ratować rodziny, ale ktoś tam jednak chyba wziął nogi za pas. A tu łąki, las i półelfka. Jedna jedyna na cały teren.
„(…) zasnęła snem niespokojnym” - powinnaś napisać „niespokojnym snem”. Szyk zdania to w wierszach możesz zmieniać, nie w prozie w zwykłej narracji.
„(…) nabawiłaś się czegoś w Brunshil...” ZERO KONSEKWENCJI. Dlaczego? Jeszcze rozdział temu osada nazywała się Brüshnill.
Ach, Greta znów wprowadza nieco życia do tego opowiadania!
„- Więc... rzekłaś, że to chata Pustelnika. (…) Kim on jest?” Rozumiem, że w tym przypadku nazwa, hm, pozycji społecznej może pełnić taką funkcję, jak imię i stąd ta duża litera… Niemniej, Nimnar to idiotka. Pisałam to już? Och jej, powtarzam się. Ale na poważnie, kim może być Pustelnik? Pustelnikiem. Zagadka rozwiązana! No chyba, że nasza półelfka o pustelnikach w życiu nie słyszała, wtedy jest tylko zwyczajnie niedouczona.
„(…) a w jego zielonych oczach widać było (…)” Uśmiecham się tylko.
„Greto, kozy nie_wydojone (…)” Partykułę „nie” z przymiotnikami w stopniu równym piszemy łącznie.
„Rodzeństwo natychmiast zrozumiało, że ma opuścić chatę, więc czym prędzej wyszli za drzwi i zabrali się do pracy”. Rodzeństwo zrozumiało. Rodzeństwo wyszło. Czemu nagle zmieniasz osobę? To wciąż to samo zdanie, masz podmiot „rodzeństwo”, a nie „oni”.
Pisałam ci już, że nazywanie Nimnar kapłanką w tym miejscu opowieści jest dość niefortunne i bezpodstawne.
„- Mówisz pan tak, jakbyś ty mnie znał lepiej (…)” Pustelnik miał wzbudzać szacunek? Bo to zdanie Nimnar jest dość niegrzeczne, wiesz? Szczególnie to zaakcentowanie podmiotu „ty”, zupełnie zbędne i nieuprzejme.
„A w miłość nie wierzę, chyba, że boską” - tę miłość.
„- Bajki gadasz, chociaż mądre – stwierdziła kobieta”. Nimnar zaprzecza sama sobie. Nie dlatego, że bajki nie mogą być mądre, a dlatego, że to słowo użyte w tym kontekście jest synonimem do słowa „banialuki”. A banialuki nie mogą już być mądre.
„Tez mnie to dziwi...” - nie wcisnęłaś klawisza alt.
W rozmowie Pustelnika i Nimnar nagle zmieniasz styl dialogów. Wcześniej wypowiedzi archaizowane trafiały się sporadycznie, współgrały z resztą, bo nie przeważały. Gdy jednak cały czas piszesz raczej współczesnym, codziennym językiem, taki nagle stylizowany dialog brzmi trochę śmiesznie. Jeszcze gdyby to Pustelnik tylko mówił w ten sposób – okej, nowa postać, ma prawo mieć własny styl mówienia. Ale Nimnar mówi tak samo, jak ten facet. Zastanawiam się, czy to twój nagły „przypływ weny” i za chwilę wróci wszystko do normy, czy nagle wpadłaś na pomysł archaizowania i zdecydowałaś się na to raczej niezbyt łagodne przejście między stylami…
„Tupot stóp odzianych w buty z żabkami (…)” Zaczynam mieć wrażenie, że co drugi szlachetnie urodzony człowiek w tamtych stronach ma „buty z żabkami”.
„- Nie wiem, jakim cudem zdobyłaś broń – powiedział ze złością.
 - Dla mnie nie ma rzeczy niemożliwych – syknął niedoszły zabójca” - albo „zdobyłeś”, albo „syknęła niedoszła zabójczyni”. Czasem odnoszę wrażenie, że w Eyi obojnactwo jest dość popularną przypadłością… I potem przez cały akapit piszesz w taki sposób, jakby to była wielka tajemnica, że więźniem jest kobieta! Wierz mi, każdy nieskretyniały czytelnik po żeńskiej formie czasownika „zdobyłaś” na początku sam jest w stanie zorientować się, że w celi siedzi jakaś babka.
„(…) zatrzymał się tuz za granicą (…)” Alt w tym rozdziale nie był dla ciebie łaskawy. Albo ty dla niego.
___Następnie podeszła do jednej (…)” Za to dla spacji jesteś aż nadmiernie łaskawa. Masz ciężkie palce, czy co? Fragmentów, gdzie masz tylko jedną czy dwie dodatkowe spacje, już nawet ci nie zaznaczam.
Sofia to imię okrutnie niepasujące do potomkini orka. Aczkolwiek polubiłam tę dziewczynę, ma wyraźny charakter i szanse na zostanie naprawdę ciekawą postacią.
„Ściągnęła wodze i okręciła się ze zwierzęciem wokół własnej osi”. Na litość boską! Ta cała Sofia nie ma bladego pojęcia o jeździe konnej! Nie wolno tak ostro skręcać koniem! On sam może to robić, ale nie gdy jest w siodle i z jeźdźcem na sobie, bo może się zapoprężyć! No i standardowo ruszyli galopem. Może to i najbardziej widowiskowy chód, ale odnoszę wrażenie, że innych po prostu nie znasz.

Poznaj swoje przeznaczenie. Odnoszę wrażenie, że wszyscy tam w tym twoim opowiadaniu i tak już wiedzą, jakie ich przeznaczenie, a przynajmniej myślą, że to wiedzą, no ale co tam. Czytamy.
Zastanawiam się, czy to dobrze, że używasz słowa „słońce”. W końcu wymyśliłaś własną planetę, toteż mogłaby ona krążyć wokół jakiejś innej gwiazdy, Słońce jest bowiem tylko jedne.
Rozważam też, czy dobrze robisz, decydując się na wyróżnianie niektórych słów wielką literą. W ten sposób nadajesz im cechy żywych istot, tworzysz bohaterów o imieninach takich jak Chaos, Nicość… To dobre rozwiązanie, jeśli te zjawiska rzeczywiście odegrają istotną rolę w opowiadaniu, będą tymi bohaterami. Jeśli jednak ma to na celu jedynie zaznaczenie, co jest ważne, coś w stylu „patrzcie! Dobro i Zło to mądre i istotne pojęcia!” to lepiej przestań, bo w takim wypadku robisz z czytelników głupców, którzy sami nie potrafią ocenić, co jest ważne na tym świecie.
„Nie ma bowiem Jedynego bez Cieni (…)” A teraz o co może mi chodzi? A o to, że ten cytat pochodzi z rzekomego fragmentu „jednej z tajemnych ksiąg elfickich, (…) przełożonej z pradawnej mowy pierwszych elfów”. Skoro ta księga jest taka stara, to dlaczego mówi o Jedynym? Jak to wynika z jednej z twoich podstron, konkretniej tej o bogach, „zanim pojawiła się wiara w Jedynego[,] istniało wielu bogów”. Dlaczego tak stara księga traktuje o bóstwie, które jest stosunkowo młode w porównaniu do wielu innych bogów? Albo ta „prastarość” księgi jest mocno przesadzona, albo sama nie wiem… Poza tym tekst tej księgi jest dość banalny, jeśli miał wyglądać na poważny wywód „o Dobru i Złu”, to trochę to nie wyszło. Nadaje się za to na czytankę dla dzieci. Używane konstrukcje są zbyt proste.
„- Chcesz pani zatem powiedzieć, – odezwał się w końcu Ossan (…)” Miałam na razie interpunkcję w spokoju zostawić, ale potem może nie być odpowiedniego fragmentu… Gdy wypowiadane zdanie rozdzielamy didaskaliami, to nie stawiamy już przecinków! Wtrącone za pomocą myślników zdanie wyczerpuje limit znaków interpunkcyjnych.
„Ten ściągnął ze zmartwieniem brwi, martwiąc się o przyszłość”. Takich powtórzeń na twoim poziomie już nie robimy, jasne? Szukaj zawsze synonimów, w tym przypadku pasowałaby np. „troska”. Albo w ogóle wyrzuć „ze zmartwieniem”, bo po przecinku jest wytłumaczone, dlaczego ściągnął brwi. Po co powtarzasz dwa razy to samo?
„Mężczyzna przypuszczał, że znajduje się w jaskini i leży na kilku rozłożonych kocach, przykryty dodatkowo grubymi materiałami, ale równie dobrze mógł zgadywać”. Mógł się mylić, albo mógł mylnie zgadywać… Bo to, że zgadywał, jest oczywiste i nie powinno być łączone przez spójnik „ale”. W końcu przypuszczanie to w pewien sposób zgadywanie… Nie mógł wiedzieć na pewno, więc zgadywał. Logiczne? W takim wypadku końcówka cytowanego przeze mnie zdania nie ma sensu.
„Sassan odsunął od siebie orka (…)” Mowa oczywiście o Sofii. W sumie też mi nie przychodzi na myśl żeńska forma do „orka”, chyba dlatego, że Tolkien wymyślił tylko orki-facetów. Skoro jednak rozszerzyłaś jego wizję, powinnaś też wymyślić żeńską formę tego słowa. Tak przynajmniej ja uważam, w końcu co to za dyskryminacja dla kobiet, by dla tej jednej rasy nie było właściwego odpowiednika?
Rozmowa Sassana Zassana Sofią rzuca wreszcie światło na tę całą intrygę złych mocy. W sumie dobrze to wszystko zaplanowałaś, fabuła jak dotąd trzyma się kupy i bardzo fajnie się rozwija.
„(…) a może nawet od jeszcze dłuższego czasu” - gdybyś napisała „od jeszcze dawniejszych czasów”, wyglądałoby to znacznie lepiej.
Widzę, że zdecydowałaś się na klasyczny, grecki podział żywiołów. Nie jest to oryginalne, ale też nie jest minusem. W końcu żywiołów nie jest zbyt wiele i trudno w nich przebierać.
Wróciłaś jednak do poprzedniego stylu zapisywania dialogów. Tak właściwie to dobrze dla twojego tekstu, bo mocno archaizowane rozmowy wychodziły ci raczej sztucznie.
„Siedziała po turecku (…)” W siadzie skrzyżnym, ze skrzyżowanymi nogami, w pozycji lotosu. Cokolwiek, byleby nie „po turecku”. Wiesz, dlaczego? Bo oni nie znają tam Turcji. Wystrzegaj się w opowiadaniu fantasy umieszczonym w alternatywnym świecie określeń pochodzących od nazw miejsc w świecie realnym, bo brzmią one nienaturalnie.
O, brawa dla Pustelnika. Wreszcie ktoś, kto nie oskarża o wszystko genów. I nawet wierzy, że niektórzy się zmieniają… Jak na mędrca przystało!
„Szczerze polubiła tą kobietę (…)” TĘ. Forma „tą” jest czasami akceptowana, ale jest ona potoczna i nie wolno jej używać w języku literackim, bo jest to odbieganie od starannej polszczyzny.

Nie ufaj nikomu. Lubisz dawać podkłady muzyczne, to ja też jeden dam. Dzieło pana Marka Snowa... Dlaczego muzyczka z tego serialu? Ano „nie ufaj nikomu” było jednym z haseł często się w nim pojawiającym i tak mi się skojarzyło…
„(…) które zapewniły im dostatnią zimę” - ponieważ jest dopiero jesień, powinnaś napisać „które miały im zapewnić”. Może być oczywiście w nieco innej formie, ale trzeba zaakcentować czas przyszły.
„Co to u licha jest? – myślał gorączkowo mężczyzna”. Wcześniej wyróżniałaś myśli kursywą, tu też powinnaś.
„Mógł nagle wyskoczyć ze swojej kryjówki i zaskoczyć tym potwory, ale coś go powstrzymywało. I bez wątpienia był to żal”. Naprawdę tylko żal? A ja myślałam, że rozsądek. W końcu sterczał za tym drzewem całkiem bez broni, więc rzucenie się na potwory z ukrycia nic by mu nie dało. I że niby ktoś taki, jak Damir, przestrzega kodeksu rycerskiego? Podpalacz i morderca?
„(…) szczęście, które jakoś pozwoli umknąć bestiom”. Można się domyślić, o co chodzi, ale lepiej byłoby napisać „umknąć przed bestiami”, wtedy przekaz byłby klarowniejszy.
Hm… Czyli Damir jest szlachetnym rycerzem, gdy trzeba ratować damę przez mitycznymi stworami, ale gdy trzeba ją odeskortować do osady, to już nie? Nagle uznał, że jednak nie warto się o nią troszczyć? Ta zmienność jest niestety minusem, nie jest bowiem poparta żadnymi logicznymi wytłumaczeniami. Owszem, Damir miał powód, by być złym na Eylę. Ale nie miał powodu ratować ją tylko po to, by potem podjąć decyzję, że zostawi ją jednak samą na pastwę losu.
Dlaczego u ciebie wszystkie służki rumienią się z byle powodu? I nie tylko służki. W ogóle większość kobiet u ciebie ma problemy z płytkimi naczynkami krwionośnymi…
„Rodzicom nie udało się do korzystnie wydać[,] ponieważ Andur od kobiet wolał (…)” Literówka: „go” i przy okazji - zgubiłaś ważny przecinek.
„(…) nie podziwiała nawet fresk na suficie”. Fresk się odmienia przez przypadki, to zwykły rzeczownik. Nie podziwiała fresków (albo fresku w liczbie pojedynczej).
„Służący uwijali się niczym mrówki w mrowisku to nalewając nowe trunki (…)” Niepotrzebnie napisałaś „w mrowisku”, to wyrażenie przyimkowe nic nie wnosi do tekstu, jedynie sztucznie wydłuża zdanie i psuje jego brzmienie.
„Grajkowie umilali posiłek słodkimi nutami swoich instrumentów” - raczej „swoich utworów”. Nie jestem pewna, czy można powiedzieć „nuty instrumentów”.
„(…) wynosił ją ponad sprawy Cesarstwa”. Raz cesarstwo piszesz małą literą, raz dużą… Na pewno rozróżniasz, kiedy piszesz o ogólnym tworze, a kiedy o tym konkretnym? Nie kojarzę, być wymieniała w tekście pełną nazwę: „Cesarstwo Emmural”. Tak w ogóle wiesz, że w „Tajemnych Zwojach: Eya” zapisałaś w jednym miejscu imię Osson, a nie Ossan? Posprawdzaj sobie takie rzeczy, głupio, żeby ci się imię władcy nie zgadzało…
„- Rozepnij mi ten gorset (…)” Prawdziwych gorsetów się nie rozpina, tylko rozwiązuje. „(…) znów zapięła gorset” - analogicznie: zawiązała.
Interpunkcja w tym rozdziale to był koszmar, sprawdzę ci jednak dokładnie dopiero następny post. Oczywiście poza interpunkcją na rozdział składało się wiele innych rzeczy, które przesądziły o tym, że jednak był on ciekawy i godny przeczytania.

Nic nie jest takim, jakie się wydaje. Mogłabym udać, że nie zauważyłam tego rozdziału i go nie sprawdzać. Nie ma go bowiem w Spisie Treści. Nie będę jednak robiła z siebie ślepej idiotki… Poza tym opowiadanie jest w pewnym stopniu wciągające, nie mam więc powodu, by bronić się przed poznaniem ciągu dalszego.
„(…) warknął Hazer_, wyrywając rękę z żelaznego uścisku kobiety” - rozumiem, że ta spacja przed przecinkiem, to tylko przez nieuwagę…
„(…) każdy starał się opuszczać ciepły dom jedynie wtedy, gdy nie miał odwrotu (…)” Lepiej byłoby napisać „gdy nie miał wyboru”.
„Jeżeli ktoś nie posiadał sklepu przy głównej drodze[,] był skazany na czatowanie w bocznych uliczkach”.
„Możnowładcy sprzeciwiali się takiemu handlowi[,] obawiając się rosnących wpływów (…)”
I po co dawałaś gwiazdkę do „Nez suznaris aus seusaris”, zamiast zamieścić opis od razu w tym samym akapicie? Człowiek przewija cały rozdział, by dowiedzieć się… W sumie niczego istotnego. Takie odnośniki są do niczego, pisałam ci już o tym. Jak możesz, to tłumacz od razu w tekście, jesteś w końcu narratorem obiektywnym.
„Tego pochmurnego, jesiennego dnia (…)” Jak dla mnie, to już zimowego, choćby ze względu na zaspy śniegu, no ale mniejsza o to.
„Głowa Pustelnika, powiększona przez bielutką szopę[,] wyglądała groteskowo (…)”
„Tylko winny się tłumaczy – pomyślała (…)” Dlaczego znowu nie wyróżniłaś myśli kursywą?
„(…) zapytał Pustelnik[,] ostrożnie siadając na posłaniu (…)” Pilnuj tych imiesłowów. W tym zdaniu przecinek jest potrzeby choćby po to, by zaznaczyć, czy Pustelnik ostrożnie zapytał, czy ostrożnie usiadł.
„Milczała[.]” – zgubiłaś kropkę…
„Nie żyj przeszłością[,]_ popełniaj swoje błędy, ucz się na nich...”
Trochę mi się tym razem nie podobała gadka Pustelnika. „To nie ty, tylko Zło”. Takie tam sobie Zło, przez duże zet, fruwa sobie w powietrzu i zmusza ludzi do odczuwania radości z powodu cierpienia innych… Trochę to dziwne.
„Posłuchaj mnie, Greto[.] – Dziewczyna podniosła na niego zaczerwienione oczy[.] – Walcz z tym”.
„(…) udzielał się wszystkim wokół[,] odsuwając w cień lęki i niepokoje”.
„I w chwilach, gdy niepokój dziewczyny wzrastał[,] w jej głowie kołatało się (…)”
„Powoli wstawał świt, a w popadającej w ruinę wieży, dwójka ludzi opatrywała rany”.
„Kapitan Karmazynowych Rycerzy - Damir [-] unikał wzroku towarzyszącej (…)” Imię kapitana jest wtrąceniem, wtrącenie oddzielamy znakiem interpunkcyjnym z obu stron, czy to przecinek, czy myślnik.
„(…) na szlaku handlowym pomiędzy Alarią, a Kalurdunem” - w takim przypadku przed „a” nie stawiamy przecinka (gdy łączy ono wyrazy i można je zastąpić „i”).
„Tak naprawdę, chciała, by Karmazynowy Rycerz ją polubił i pomógł rozprawić się z Rakmezami”.
„(…) oprócz szczerości, na którą, bądź, co bądź, zasługiwał”.
„(…) a Rakmezowie, jak zresztą wszystkie mityczne stwory sprzed ósmego stulecia, odeszły w niepamięć”. Mityczne stwory masz tylko we wtrąceniu, podmiot się nie zmienia w zdaniu głównym. Rakmezowie odeszli.
„To, co przed chwilą usłyszał[,] wstrząsnęło nim i sprawiło, że począł inaczej patrzeć na otaczający go świat”.
„Nie zrozumiesz mnie, rycerzu… Nie chcę mordować dla śmierci (…)”
„Kobieta zbliżyła się do Damira ze łzami w oczach i, patrząc na niego błagalnie[,] wyszeptała”.
„- Gdy umierał mój opiekun - zaczął po dłuższej chwili milczenia rycerz - zdradził mi sekret (…)” Nie wiem, czy o tym wiesz – wielokropek przed myślnikiem nie jest w tym wypadku potrzebny.
„Elleona patrzyła niespokojnie na przygotowania do drogi i lekko poklepywała, kręcącego się konia po szyi”.
„Spora grupa chartów pałętająca się pod nogami, teraz węszyła zawzięcie” - bez tego przecinka, ewentualnie możesz postawić drugi przecinek po „chartów” i wprowadzić w ten sposób wtrącenie do zdania.
„Myśliwi obserwowali tą scenę w milczeniu (…)” Tę scenę.
„Niepewnie skinęła głową i, wciąż wpatrując się z jelenia samotnika (…)” Chyba „w”.
„Zapomniała, jakie to uczucie, trzymać w rękach czyjś los (…)”
„Chcąc, nie chcąc, Elleona musiała wypuścić strzałę”. Chcąc nie chcąc, bądź co bądź to utarte zwroty, nie rozdzielamy ich przecinkami, jak w powiedzeniach.
„Przecież spiskowcy byli na polowaniu, a mimo to, nie uczynili nic, by dopiąć swego”.
„(…) by nie usłyszał tego nikt, oprócz Elleony”.
A czy Ossan wie, że nie powinno się tak blisko podjeżdżać koniem do konia? To niebezpieczne po prostu. Cóż, może cesarskie wierzchowce są do tego przyzwyczajone…
Zastanawiam się, czy Elleona uprzedziła męża o tym, czego się dowiedziała o spiskowcach. A jeszcze bardziej zastanawiający jest ten dym znad zamku… Jak odwiesisz bloga, chyba nawet sprawdzę, o co z nim chodziło.
W tym rozdziale zrobiłaś znacznie mniej błędów interpunkcyjnych, niż w poprzednim, wygląda to, jakby ktoś ci już go sprawdzał. Niemniej miałaś sporo zbędnych, dodatkowych przecinków, pomimo tego, że masz skłonności raczej do ich gubienia.

Podsumowanie.
Twoje opowiadanie jest klasycznym przykładem heroic fantasy – podgatunku fantasy, w którym występuje motyw wędrówki, a bohaterowie walczą ze Złem ucieleśnionym w postaci jakiś bestii. Taka literatura „miecza i magii”. W twoim wypadku to także high fantasy, bowiem akcję osadziłaś w wymyślonej przez siebie krainie. Tworzenie własnego świata stwarza wiele trudności: trzeba opracować wszystko od języków, ras i religii, po geografię. Muszę przyznać, że poradziłaś sobie z tym zadaniem nie najgorzej. Może nie tak jak Tolkien czy choćby Sapkowski, ale i tak jestem pełna podziwu. Zwróciłaś uwagę zarówno na nowe krainy jak i na zamieszkujące je ludy, a nawet na politykę.
Masz okropnie nieregularne akapity i uwaga ta tyczy się całego bloga. Dzieje się tak być może dlatego, że wcięcia robisz spacjami. I czasem tych spacji jest cztery, czasem pięć, czasem nie wiem ile. Sytuację pogarsza opcja justowania, która rozciąga niektóre spacje w naprawdę niereprezentacyjny sposób. Nie wiem, co z tym można zrobić, nie znam opcji blogspotu. Myślę, że można zrobić dwie rzeczy: pogrzebać w kodzie html i wpisywać na początku akapitu tzw. „niełamliwą spację” (jest to twarda spacja, zapewniająca stały odstęp) albo zacząć równać tekst do lewej krawędzi (wtedy justowanie nie będzie rozciągało spacji i trzeba będzie tylko uważać, by wszędzie była ich taka sama liczba).
Odnośnie poprawności zapisu… Wiem, że przecinki są smaczne, ale nie jedz ich tyle, bo znacznie przytyjesz. Gramatyki, interpunkcji nie będziesz już uczyć się w szkole średniej. Wszystkie informacje na ten temat masz wynieść z gimnazjum. Dlatego radzę, byś odświeżyła sobie wiedzę z lekcji. Przy właściwym stawianiu przecinków pomagają nie tylko regułki gramatyczne, ale także rysowanie wykresów zdań. Gdy co tydzień rozrysujesz sobie przynajmniej z dziesięć zdań złożonych, wyćwiczysz sobie odruch wyczuwania, gdzie kończy się i zaczyna dane zdanie pojedyncze. Oczywiście bez wiedzy o tym, które spójniki łączą się z przecinkiem, także się nie obędzie. Jeśli nie masz przejrzystego podręcznika, skorzystaj z różnych portali internetowych. Polecam: ekorekta24, poradnia.pwn, jezykowedylematy. Poza błędami interpunkcyjnymi jest dość dobrze. Trochę błędów stylistycznych, ale nie jest najgorzej. Tworzysz naprawdę ładne, czytelne, złożone zdania, musisz tylko nieco bardziej uważać na zapis.
Najlepsze z twojego opowiadania są opisy. Bardzo obrazowe, dokładne, odrobinę poetyckie. Lubisz od nich zaczynać każdy rozdział i choć nieco przez to przeciągasz akcję, te fragmenty nie nudzą. Potrafisz zaprezentować świat przedstawiony łącznie z nastrojem towarzyszącym danej pogodzie czy otoczeniu. Dzięki temu można poczuć się częścią kreowanego przez ciebie świata. Widać, że potrafisz sobie świetnie wyobrazić miejsca, które przestawiasz słowami. Trochę mniejsze wrażenie robią opisy postaci. W tym wypadku powinnaś po prostu rozszerzyć sobie zakres słownictwa – poczytaj rozmaite opisy postaci, nie tylko tych ładnych. Ciekawie ujęte są opisy postaci w „Dżumie” Camusa (szczególnie z punku widzenia Tarrou), polecam.
Najsłabszym elementem twojego opowiadania są kreacje bohaterów. Pozwolę sobie tu zacytować część jednego z twoich ogłoszeń z informacji: „Doskonale znam swoich bohaterów i akurat wiem, co by w danej chwili powiedzieli lub zrobili”. Otóż, nie wiesz. Wiele stworzonych przez ciebie postaci sprawia wrażenie chorych umysłowo. Gdybyś rzeczywiście doskonale znała swoich bohaterów, miałabyś szczegółowo opracowane charaktery dla każdego z nich i mogłabyś pokierować nimi w racjonalny sposób. Odnoszę jednak wrażenie, że nie wczuwasz się w tworzone przez siebie postacie i miotasz nimi od sytuacji do sytuacji, każąc im zmieniać się i podejmować sprzeczne decyzje, jakby mieli schizofrenię. Każdej postaci musisz poświęcić nie tylko odpowiednio dużo miejsca na opis wyglądu, ale też odpowiednio dużo własnej zadumy nad jej cechami charakteru. Niemal każdy z twoich bohaterów niesie ze sobą jakiś ciężki bagaż doświadczeń, ma tragiczną przeszłość… Gdy kierujesz daną postacią, musisz niestety wyobrazić sobie, jak ty byś się zachowywała na jej miejscu. Ktoś nie może być na raz tak odważny, że aż głupi i tak bojaźliwy, że paktuje z oprawcą. Owszem, odważna osoba może mieć chwile zwątpienia czy się czegoś mimo wszystko przestraszyć, ale u ciebie są to kompletne zmiany zachowań, jakby w jednym ciele siedziały dwie różne osoby. No banda chorych umysłowo i tyle… Nie mam nic przeciwko postaciom dynamicznym, ale nikt zdrowy psychicznie nie może tak szybko zmieniać swojego nastawienia. Nie mówię tu o Damirze, który zmienił swoje nastawienie do Eyli po jej przemowie, miał bowiem jakiś powód, dla którego jego tok rozumowania ewoluował. Wiele twoich bohaterów nie ma jednak żadnego wytłumaczenia dla podejmowanych przez siebie decyzji. To nie jest tak, że możesz powiedzieć „to mój bohater, więc będzie się zachowywał jak ja chcę i nic wam do tego”. To nie romantyzm, gdzie bohater w ciągu pięciu minut zdążył być w miłosnym uniesieniu, rozżalony, wściekły, nienawistny, planował samobójstwo i chwilę potem uważał się za władcę świata. W naszej epoce to już nie przejdzie. W każdej pracy literackiej należy zachować pewną dozę prawdopodobieństwa. Oczywiście najwięcej w powieści historycznej, najmniej w powieści fantasy… Najmniej nie oznacza jednak, że wcale ma tego prawdopodobieństwa nie być. Postacie muszą zachowywać się wedle określonych zasad wykreowanego przez twórcę świata. Thoron na przykład nie może w pięć minut nauczyć się wszelkich sztuk magicznych i nie może wypić wody, po której zamieni się w smoka. Nie wszystkie jednak zasady tworzysz ty sama. Używając rasy ludzkiej, odnosisz się do niepisanych, ogólnie istniejących zasad, np. moralnych. Dlatego też dla czytelnika okrutnym będzie mord na dzieciach i jeśli jeden z twoich bohaterów uzna inaczej, to nic nie pomoże, że napiszesz o nim, iż ma dobre serce, bo dla czytelników i tak będzie on nieczułym gnojkiem. Tak samo, jeśli twoje postacie będą zachowywać się nieracjonalnie, zmieniać decyzje bez powodu, będą one dla czytelników nieprawdopodobne, a przez to sztuczne i nieciekawe. Musisz umieć argumentować zachowanie swoich bohaterów w sposób zrozumiały dla odbiorców.
Moim ulubionym bohaterem jest Pan Elf, którego imienia nie wspomnę, bo za Chiny nie potrafię go zapamiętać. Sassan jest w porządku. Ossan i Pustelnik też ujdą. Thoron jest jak dla mnie wciąż zbyt malo wyrazisty. Z kobiet najznośniejsze są Greta i Sofia, choć obie nieco zepsułaś smętnymi opowieściami o tragicznej przeszłości. Mimo to są to dziewczyny z pazurkiem, dużo lepiej się o nich czyta, niż o reszcie niewiast. Elleona co prawda też jest zajmującą postacią, ale mniej energiczną, przez co nie zyskała zbyt wiele mojej sympatii. Mam wrażenie, że nieco stereotypowo postrzegasz zarówno mężczyzn, jak i kobiety. Mimo wszystko według mnie lepiej wychodzą ci postaci męskie, są mniej… kluchowate, rozciamkane… Ogólnie jednak popracuj jeszcze nad charakterami, twoi bohaterowie muszą mieć głębię i to niekoniecznie smętna przeszłość ma ją tworzyć.
Tematyka twojego opowiadania nie jest niestety oryginalna. Wybrańcy mają uratować świat przed Złem – ile razy to już było? Jednak pomimo tego, że jest to najczęściej pojawiający się temat w powieściach fantasy, szczególnie w tych dla młodzieży, wciąż da się go ująć w ciekawy sposób. Ty właśnie to starasz się zrobić i nawet ci się udaje… Cóż, rola żywiołów czy magicznych stworzeń to też nic nowego, ale w zajmujący sposób prowadzić fabułę. Wymyślane przez ciebie intrygi wzbogacają akcję. Mam nadzieję, że jesteś w stanie wymyślić ich jeszcze dość sporo. Akcję spowalniają czasem melodramatyczne scenki, ogólnie jednak nie ma powodu do narzekania. Opowiadanie mimo wad czyta się przyjemnie. Jest to głównie opowieść przygodowa, do esencji fantasy brakuje mi większej ilości wydarzeń z użyciem zaklęć, rytuałów, magii… Może jeszcze się pojawią. Mimo wszystko blog jest warty polecenia każdemu, kto lubi tego typu opowieści.
Miałam jeszcze napisać o nieszczęsnych cytatach, które wpychasz przed każdy rozdział. Według mnie, robisz to niepotrzebnie. Po pierwsze, angielskie cytaty wcale nie pasują do charakteru opowiadania. Po drugie, ich treść z naciąganiem pasuje do danego rozdziału… Poza tym, dajesz linki do piosenek, z których pochodzą cytowane słowa. Większość tych piosenek stylem zupełnie nie pasuje do opowieści o innym świecie, utrzymanej w konwencji średniowiecznej. Niektóre z nich po prostu krzyczą: „jestem współczesna! jestem współczesna!”. Próbowałam kilka razy nawet słuchać ich podczas czytania, ale się po prostu nie da i nie jest to kwestią mojego gustu muzycznego. Słowa piosenki zupełnie przeszkadzają w skupianiu się na sensie czytanych słów. Co więcej, dana piosenka narzuca pewien nastrój, a ja stanowczo wolę, by mój nastrój zależał od czytanych słów, nie tych słyszanych. Według mnie niepotrzebnie wciskasz te piosenki przed każdą notką, jest to zbędne urozmaicenie, nie pasujące stylem do całej reszty. Jeśli już chciałaś proponować jakiś podkład muzyczny, to na twoim miejscu skupiłabym się na utworach wyłącznie instrumentalnych, najlepiej z rodzaju folk, ewentualnie coś z muzyki klasycznej. Najlepiej chyba jednak byłoby, by każdy czytelnik sam decydował, czy woli czytać w ciszy, czy przy własnych ulubionych utworach, które sam sobie wybrał. Oczywiście cytaty i linki które zamieszczasz to tylko sugestie, uważam jednak, iż całość lepiej by się prezentowała bez nich.
Wróćmy na chwilę do analizy tego, jak się prezentuje blog, gdy już wiemy, o czym on jest. W szablonie, poza tym, o czym już pisałam, zmieniłabym jeszcze na twoim miejscu kolor oczu tej dziewczyny. Jest to niewielka korekta, a dzięki niej mogłaby przypominać Nimnar. Cytat z belki nie pasuje mi do niczego. Być może ma się on odnoście do całości opowiadania, w tym jednak momencie uznaję go za dobranego bez większego namysłu. Ot, ładny cytat, być może lubianej autorki, nie mający jednak związku z opowiadaniem. Adres bloga jakoś też tak nie pasuje mi do tego, co przeczytałam. Zła ścieżka… A ja bym właśnie powiedziała, że dobra ścieżka. Bo bohaterowie wciąż poszukują tej właściwej drogi. Albo… ścieżka przeznaczenia. Według mnie to lepiej oddałoby esencję tej historii. Oczywiście jednak to twoje opowiadanie, ty wiesz, co ma być dalej i być może z rozwojem fabuły wszystko będzie pasować do siebie lepiej niż w tym momencie.
No cóż, nagadałam się, będę już jednak kończyć. Mimo, iż sporo sobie ponarzekałam, twoje opowiadanie zdążyło trochę mnie wciągnąć. Psioczyłam sporo, bo lubię. I lepiej mi to wychodzi, niż głaskanie po główce. Jeśli coś szczególnie mnie zachwyciło – na pewno o tym napisałam, nawet, jeśli niezbyt długo. Uważam, że lepiej poświęcić miejsce na wytknięcie błędów i próbę doradzenia, jak je poprawić, bo tylko dzięki temu się uczymy. Jeśli coś było zwyczajnie w porządku, najpewniej w ogóle o tym nie wspomniałam, bo nie widzę sensu w rozpisywaniu się na temat czegoś, do czego mój jedyny komentarz to „okej”. Wracają do opowiadania, musisz się jeszcze sporo nauczyć, jednak masz na to jeszcze czas. Twój poziom jak na chwilę obecną jest zadowalający. Gdy czytasz książki, zwracaj teraz nieco więcej uwagi na sposoby zapisywania różnych rzeczy, dzięki temu tobie samej łatwiej będzie później tworzyć. I pisz cały czas. Chociaż pięć zdań na tydzień. Pisanie i samodzielne poprawianie swoich błędów to najlepszy trening dla pisarza. Nie bój się i spróbuj zagłębić się w rozmaite definicje dotyczące gramatyki – gdy zapamiętasz je raz a dobrze, będziesz z nich miała pożytek przez całe życie. Spróbuj dopisać to opowiadanie do końca. Twój styl teraz cały czas się rozwija, także za trzy, za pięć czy za dziesięć lat i tak sama będziesz wzdychać nad tym, co piszesz teraz. Ważne, byś w ogóle nie zaprzestała tworzenia i próbowała cały czas na bieżąco eliminować swoje błędy.

Ocena.
Czeka cię praca nad postaciami i interpunkcją, potrafisz jednak tworzyć ciekawe wątki. Oby tylko bohaterowie za bardzo ci się nie rozleźli i nie popsuli tym przyjemności czytelników z odkrywania nowych intryg. Za klimat tego opowiadania i godną pochwały kreację nowego uniwersum otrzymujesz ocenę Zadowalający. Życzę ci wytrwałości w dalszym pisaniu, takiego zasobu słownictwa przy opisywaniu postaci, jak przy opisywaniu lokalizacji i wiele, wiele weny.

1 komentarz:

  1. Drogie współoceniające
    (te, których na forum jeszcze nie ma, znaczy się),
    wybaczcie ten spam okrutny, ale chcemy, by wiadomość obiegła wszystkie zakątki Internetu, a jeszcze nas nie stać na wynajęcie Hermesa. Rzecz wygląda następująco: pod patronatem Katalogu Ocen powstało forum, którego celem jest zrzeszanie zarówno oceniających, jak i nieoceniających, ale zainteresowanych blogosferą czy pisaniem jako takim. Rozwijamy się od kilku dni, ale nie od razu Rzym zbudowano – dlatego właśnie potrzebujemy jak najwięcej rąk, które pomogłyby nam budować to forum oraz zapewnić na nim ciepłą atmosferę współpracy i konstruktywnej dyskusji przy jednoczesnej zdrowej dozie offtopu, żeby za sztywno nie było.
    Adres forum: https://doceniamy.fora.pl/
    Zachęcamy do dołączenia; będziemy dokładać wszelkich starań, żeby rozwinęło się ono w przybytek sympatyczny i pełen ciekawych ludzi.
    Pozdrawiam,
    Sylville, naczelna gaduła tego forum.

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy