poniedziałek, 12 listopada 2012

535 www.niebieskie-marzenia.blogspot.com

Nareszcie udało mi się dokończyć tę ocenę. Myślałam już, że się nigdy nie zbiorę, żeby to zrobić, ale na szczęście dzisiejsze komentarze od autorki bloga zasadziły mi kopa w mój leniwy zadek i wreszcie chwyciłam się za robotę. No. To dzięki za tego mentalnego kopniaka ^^


Hm, niebieskie marzenia? Tytuł dość średni. Nie mówię, że zły, po prostu taki jakiś… nijaki. Nie sięgnęłabym z własnej woli ani po książkę, ani po bloga zatytułowane w ten sposób. Właściwie sama nie wiem, dlaczego tak. Mam wrażenie, że tytuł jest wymyślany mocno na siłę, a do tego nadmiernie poetyzowany. W końcu „niebieskie marzenia” to metafora (marzenia nie mają koloru), ale taka, która niczemu nie służy.
Cytat na belce oczywiście mi się podoba, mam go nawet w moim kajeciku z cytatami. Myślę jednak, że wskazanie autora powinno być właśnie na belce obok cytatu, a nie zakopane gdzieś w którejś zakładce. Akurat Joseph Conrad zasłużył na coś więcej niż czeluści zakładek.
Jeśli chodzi o wygląd bloga, natężenie jego błękitu nieco mnie przytłacza. Muszę jednak rozwinąć się na ten temat. O ile dziewczyna na pierwszym planie nie budzi szczególnej sympatii i ma głupią minę, tak tło za nią… cóż, zachwyciło mnie połączenie staroświeckich wież Hogwartu z nowoczesnym, urbanistycznym krajobrazem Nowego Jorku. Pięknie to wyszło. Szkoda, że tego nie widać, trzeba się naprawdę porządnie przyjrzeć. Natomiast twarz głównej bohaterki jest za wielka i nieco nieswojo się przez to czuję. Podejrzewam, że niezbyt estetyczne przesuwanie się szablonu to wina mojego monitora, więc zostawiam to w spokoju. Czytania to nie utrudnia, jedynie patrzenie.
Myślę, że przydałoby się też skomentować zakładki.
Po pierwsze, zakładka „sceny niepublikowane” wydaje mi się naprawdę świetnym pomysłem. Osobiście w każdym folderze z jakąkolwiek fabułą, obok rozdziałów jest plik o nazwie „części awaryjne”. Zwykle są to sceny zmienione lub wycięte. Zamierzam to wydać jako dodatek do właściwej powieści. Moim zdaniem coś takiego ma wiele zalet. Pozwala lepiej poznać historie bohaterów i jest po prostu ciekawe. Zgadzam się z Tobą, że sceny te nie miałyby prawa bytu, gdybyś wplotła je w rozdziały. Przede wszystkim, opowiadanie by się mogło mocno rozciągnąć, a poza tym wplatanie tego wyszłoby trochę nienaturalnie. Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia, czego czepiali się przeciwnicy tego pomysłu. W końcu większość fabuł posiada jakieś sceny wycięte i opublikowanie ich to wyraz sympatii i zaufania wobec czytelników. Mam co do tej zakładki tylko jedno zastrzeżenie. Publikujesz te sceny, więc nie są one „niepublikowane”. Napisz „sceny wycięte” i wszystko będzie się zgadzać.
Za wartą omówienia uważam też zakładkę „niebieskie marzenia”, czyli opis opowiadania. Przeczytałam go w całości, chociaż strasznie ciężko mi to szło. Całość jest za długa, za dużo zdradza i jest napisana strasznie chaotycznie. Chcesz zawrzeć tam wszystkie informacje, ale zawierasz je bez  ładu i składu, jakbyś pisała to, co Ci się akurat przypomni. Opis opowiadania powinien zainteresować i zachęcić do czytania, a nie opowiedzieć pół fabuły i zanudzić na śmierć. Wyobrażasz sobie tył okładki książki z takim monstrualnym opisem?
Istnienie podstrony „postacie”… niestety uważam za całkowicie bezsensowne. Nie ma tam nic przydatnego, po prostu wymieniona masa imion, nazwisk i dat urodzenia. Nie da się ani tego zapamiętać, ani nijak wykorzystać. Szczerze mówiąc, nawet nie czytałam tych wszystkich nazwisk. Na co mi to? Nie znoszę czytać angielskich słów, a szczególnie, kiedy są to nazwiska. Większości nie potrafię nawet wymówić, a co dopiero zapamiętać. Szkoda miejsca w htmlu na taką podstronę.
Nie widzę konieczności omawiania opisu autorki. Jest dość konwencjonalny, dupska nie rozrywa, mówiąc stylem akademickim. Ale jest poprawny stylistycznie i językowo, i tego właśnie się trzymajmy.
I tak oto czas przejść do tego, co bezapelacyjnie najważniejsze, czyli oceny treści.
Jak tego dokonałam, nie wiem, ale przeczytałam wszystko.
Przeczytałam i wiesz co? Myślę, że znienawidziłam do reszty słów „panienka” i „twarzyczka”. Przysięgam, że jeszcze raz zobaczę gdzieś jakąś twarzyczkę i z ogromną przyjemnością wgniotę ją w ścianę. A panienkę wypcham i powieszę sobie nad łóżkiem. Może te słowa nie raziłyby tak bardzo, gdyby były użyte w francuskim romansie z okresu klasycyzmu. Może. Ale do młodej Grant nie pasują ani trochę! Ludzie, ta dziewczyna ma niebieskie włosy, ubiera się w wytarte, upaćkane farbą spodnie i jeździ na desce. A z czym kojarzy się „panienka”? No raczej nie z Evelyn.
Idąc dalej tropem zgrzytów i niedociągnięć… Nie jest źle, ale jakoś nie wciąga. Pamiętasz nasze wcześniejsze spotkanie przy okazji omawiania ohydnie nudnej Laurie Riley? Nie, nie, tu nie jest nudno, ale mimo to… Coś mi nie gra. Długo zastanawiałam się, co właściwie. Bądź co bądź, nie znalazłam w opowiadaniu błędów. Powiedziałabym wręcz, że jest wypieszczone i dopracowane w każdym calu. Pod względem zapisu, idealne, powinno być obowiązkową lekturą dla przyszłych językoznawców albo podręcznikiem do gramatyki i interpunkcji języka polskiego. Co więc jest nie tak? No to ja Ci zaraz powiem co.
Tekst źle się czyta. Opornie, nie da się w niego wciągnąć. Owszem, o ile akcja jest ciekawa i mogłaby być wciągająca, o ile bohaterowie są żywi i nietuzinkowi… stylowi pisania mówię zdecydowane NIE! Do tej pory nie wiedziałam, że opis tortur (Evelyn zaatakowana na Pokątnej) może mnie znudzić. A może! Bo widywałam więcej emocji w opisie pokoju w podręczniku z rosyjskiego. Wiesz co, nie mam pojęcia, w jaki sposób ja to dostrzegam, ale po prostu czuję, że nic nie czuję. Dialogi są tak sztuczne i drętwe, że w ogóle nie potrafię się na nich skupić. Ludzie w „Nad Niemnem” byli bardziej przekonujący z tym swoim „kuzyneczkowaniem” niż Twoja Evelyn w wypowiedzi „Najpierw mam dwie godziny eliksirów, a ty, Alexandro?”. A przepraszam, gdzie ten jej osławiony bunt? Gdzie luz? Gdzie temperament? O nie, ta dziewczyna potrzebuje więcej barwy, nie wystarczy określić tej barwy w adresie bloga. Bardziej pasowałoby mi coś w stylu „- Dwie godziny eliksirów… Uczy tego chociaż ktoś normalny, czy kompletny sztywniak? – rzuciła niechętnie, mlaskając mugolską gumą do żucia. – A ty co masz?”. Bardziej podkreśl jej inność, jej podejście do życia. Z resztą, jak przy każdym. Czytając wypowiedź mam wiedzieć, czyje to słowa, bez czytania o tym, jasne? Mam wrażenie, że z Twoich postaci jedynie Leslie Lovegood jest naturalna i przekonująca, chociaż może zbytnio wzorowana na Lunie. Oprócz niej, większość Twoich postaci zlewa mi się ze sobą. Owszem, są różne, ale za mało wyraziste. Za mało jest kontrastu, najbardziej widać to właśnie w dialogach pomiędzy nimi.
Podobają mi się opisy miejsc. Są szczegółowe i pełne, bardzo dobrze spełniają swoją funkcję. Pod tym względem nie śmiem mieć zarzutów, bo moje zdolności w tym kierunku często ograniczają się do „ściany były zielone”. Jeśli chodzi o Twoje opisy miejsc, mogłyby spokojnie być podstawą do stworzenia tła do filmu, bez najmniejszych poprawek. Brawo!
Jeśli chodzi o fabułę, powiedziałabym, że jest dość ciekawa, chociaż niewątpliwie nawiązuje do kilku utartych schematów. Z poszczególnych elementów najbardziej podoba mi się motyw tęsknoty bohaterki za miejscem, w którym się urodziła i wychowała. To taka miła odmiana po utożsamianiu Hogwartu z domem i innych bzdetach. Ktoś wreszcie podszedł do tego po ludzku i powiedział wyraźnie, że Hogwart to SZKOŁA, w której nieco ogranicza się wolność uczniów i preferuje się staroświecki styl życia. Hogwart mógł być drugim domem, mógł… ale dla Harry’ego i Toma Riddle’a. Argument, że szkoła z internatem to nieco inna sprawa też upada, bo wynikałoby z niego, że jadąc do akademika, student się czuje, jakby wracał do domu, a zapewniam, że tak nie jest. Oprócz tego motywu, fabuła jest spójna, logiczna, choć nie jakaś banalnie prosta i ogólnie udana. Trochę mi brakuje wątków pobocznych. Czytanie wiecznie i cały czas tylko o Evelyn trochę męczy i czyni fabułę nieco jednotorową. Wiem, że to ona jest główną bohaterką, ale albo zbyt mdłą by siedzieć cały czas w jej głowie, albo nie wiem, co jest już ze mną nie tak. Wiesz co? Polecałabym narrację pamiętnikarską. Przy takiej narracji mogłabyś mówić językiem Evelyn, a bohaterka stałaby się dużo bardziej wyrazista. Chciałabym znać jej myśli słowo w słowo. Przy trzecioosobówce tego nie czuję, ale już sobie wyobrażam ją w akcji, kiedy na przykład w myślach ostro najeżdża na Brandona i używa przy tym słownika nie tak literackiego, jak obiektywny narrator (nie, nie wulgaryzmów). Pasowałoby mi też do niej jakieś własne powiedzonko. Jakaś cecha, która w mowie wyróżniałaby właśnie ją. Z pewnością zauważyłaś z życia, że ludzie mają różne „swoje” słowa, takie kotwice. Ktoś po każdym stwierdzeniu dodaje „no nie?”, ktoś inny każde zdanie rozpoczyna od „no”, ktoś jeszcze ma jakieś ciekawe słowo do określania rzeczywistości (np. moja współlokatorka każdego, kogo uważa za sztywniaka, nazywa „przytrzymanym” i nikt nie wie, dlaczego właśnie tak). Jak myślisz, czy Evelyn nie byłoby do twarzy z taką kotwicą?
No dobrze. Kończąc już ten wywód, wspomnę jeszcze o jednej rzeczy. Powiedz mi, proszę, co też takiego trzyma cię za ogon w tematyce potterowskiej? Piszesz fanfiction, ale poza tym, że dzieje się ono w potterowskim (czy może bardziej rowlingowskim) świecie magii… nie ma tam nic potterowskiego. Silisz się na oryginalność poprzez nietypowy czas akcji, a ja pytam szczerze: po co ci to? Wymyśl coś swojego, stwórz własny świat! Dlaczego nie stworzysz zupełnie nowej jakości, czemu nie zrobisz czegoś lepiej niż zrobiła to Rowling? Nie wiem, co zrobisz z tą radą, ale moim zdaniem powinnaś puścić tego biednego Pottera i napisać coś własnego. Dręczysz ten kanon i dręczysz, a i tak wiele z niego już nie wyciśniesz.
Oprócz wymienionych niedociągnięć, uważam, że Twój blog zasługuje na spore uznanie. Niewątpliwie wkładasz w niego serce i ogrom pracy. Ani chwilę w to nie wątpiłam. Myślę jednak, że serce nie jest w stanie funkcjonować w połączeniu jedynie z rozumem. Całości potrzebna jest jeszcze dusza, która ożywi to wszystko. Potrzebne jest zróżnicowanie, potrzebny jest mniej górnolotny, a bardziej podwórkowy styl.
Podsumowując całość, ode mnie dostajesz Zadowalający z plusem. Mam nadzieję, że ta ocena Cię satysfakcjonuje. Na koniec dodam, że naprawdę wierzę w Twoje możliwości i wierzyć w nie nie przestanę, bo je masz!
Tymczasem pozdrawiam serdecznie Ciebie i wszystkich Twoich czytelników, którzy na pewno mają za co uwielbiać Twoje opowiadanie. 

15 komentarzy:

  1. Dzięki za ocenę ^^.
    Zacznę może trochę od końca, aczkolwiek nie czuję się na siłach, żeby pisać coś własnego. Po pierwsze, jedyna tematyka poza HP, która mnie kręci, jest dla mnie za trudna (próbowałam i nie wyszło), a nie zamierzam tworzyć tandetnego obyczaju, gdyż tego gatunku nienawidzę i omijam bardzo szerokim łukiem. Lubię świat HP, w przyszłości może napiszę coś z akcją w Instytucie Magii w Salem, dawnej szkole Evelyn, jako, że mam kręćka na punkcie Ameryki i uwielbiam opowiadania z akcją w tym kraju, ale na pewno nie widzę siebie ani w narracji pierwszoosobowej, ani w czymś własnym. Ja po prostu nie jestem wystarczająco dobra.

    Pomysł na to opowiadanie przyszedł mi do głowy właśnie po twojej ocenie laurie-riley. Wkrótce potem zawiesiłam tamtego bloga i skupiłam się na Nniebieskich marzeniach (masz rację, tytuł wymyślony totalnie na siłę, bo nie miałam pomysłu). Staram się, żeby było więcej akcji, ale ja po prostu nie umiem pisać ciekawiej. Mam suchy, sztywny styl, o wiele lepiej czuję się, opisując przeżycia wewnętrzne lub otoczenie aniżeli wydarzenia czy, o zgrozo, dialogi, które są moją wielką zmorą.
    Nie lubię też języka potocznego i unikam go nawet na codzień (nawet w mowie zwykłam używać raczej wyszukanego słownictwa, a slangu czy wulgaryzmów unikam), dlatego też wszelkie bluzgi Evelyn pomijam i piszę po prostu, że zaklęła albo coś.
    Cieszę się jednak, że podobają ci się moje opisy miejsc, a także motyw tęsknoty za domem i niemożności odnalezienia się w murach Hogwartu. To jeden z moich ulubionych wątków w tym opowiadaniu, może czasem nostalgii jest troszeczkę za dużo, ale chcę pokazać, jak bardzo Evelyn tęskni za NY i w ogóle, za swoim dawnym życiem. Chcę też ukazać Hogwart inaczej niż zwykle się to robi w opowiadaniach. Z reguły Hogwart jest ukazany jako rewelacyjne, sielankowe miejsce, natomiast mi jawi się on jako instytucja przepełniona nietolerancją, staroświecka i wciąż tkwiąca jedną nogą w zaprzeszłych stuleciach.
    Ogólnie, to mam tendencje do opisywania wszystkiego, co się nawinie, bo jeśli chodzi o pisanie, jestem perfekcjonistką i jak czegoś nie opiszę, to mnie to potem bardzo uwiera. Dlatego też potrafię przez kilka stron worda rozwodzić się nad jakimiś pierdołami, zamiast opisywać wartką akcję, ale ja po prostu nie mam na tyle doświadczenia, by napisać coś porywającego.
    Nie mniej jednak dzięki za opinię ^^.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma sprawy ^^
      No widzisz, zawsze trafiam w sedno. Ale masz potencjał i tego się trzymajmy, ja tam w Ciebie wierzę.
      No dobra, skoro wolisz AŻ tak unikać nieliterackiego języka... Nie przeskoczysz. Dla mnie jest to trochę za ciężki styl, ale poniekąd rozumiem. Zatem pisz dalej, powodzenia życzę ^^
      A może jeszcze kiedyś coś do mnie zgłosisz? :P
      Pozdrawiam!

      Usuń
    2. Ja po prostu bardzo, ale to bardzo nie lubię języka potocznego w książkach. Jak widzę gdzieś slang młodzieżowy czy dużą ilość bluzgów, jestem totalnie zdemotywowana do czytania. I tak staram się bardzo ograniczać szyk przestawny, stosowanie archaizmów czy nadmiernie wysublimowanego słownictwa, aczkolwiek nadmiernie potoczny styl ani trochę do mnie nie przemawia. Jest dobry do rozmowy z koleżanką na szkolnym korytarzu, ale nie do opowiadania, nawet takiego publikowanego na blogu.
      Wiem, że moja bohaterka jest nowoczesna i wyprzedza czasy, w których żyje, aczkolwiek nawet bym nie potrafiła inaczej stworzyć jej dialogów. W ogóle dialogi to moja wielka zmora i jakbym mogła, pisałabym same opisy ;).
      Tematykę potterowską szczerze uwielbiam i do twórczości własnych jestem z reguły dość sceptycznie nastawiona, i nie wyobrażam sobie pisać czegoś sama, gdyż pewnie wymyśliłabym jakiś totalny chłam. Jakby na to nie patrzeć, jestem zwykła autorką i nie mam talentu pani Rowling, żeby stworzyć tak znakomity świat przedstawiony, dlatego też bazuję na gotowcu, sama tworząc jedynie bohaterów.
      Nie mniej jednak miło mi, że we mnie wierzysz ^^.

      Usuń
    3. Moim zdaniem nie można pisać tak, jak się pisze, jeśli chodzi o dialogi, bo wtedy postacie są martwe i papierowe. Sama piszę książkę, w której część głównych bohaterów stanowią miejscy narkomani. Może i mogłabym pisać elegancką polszczyzną, ale... No wyobrażasz sobie to? "Kolego, czy zechcesz uraczyć się ze mną ćwierćgramową porcją heroiny o stężeniu 60% w gramie?" NIE!
      Jeśli chodzi o talent... Jak dla mnie Rowling mistrzynią świata przedstawionego nie jest, stylu też nie ma jakiegoś wspaniałego, szczególnie w pierwszych częściach. Większość dobrych fanfictionistek jest lepsza od niej.
      Poza tym, co to znaczy "zwykła autorka"? NIKT, kto pisze nie jest zwykły!

      Usuń
    4. To też zależy, co się pisze ;). Do twojej historii mogą pasować zwroty potoczne, aczkolwiek nie wszędzie będą one wyglądały dobrze i naturalnie. Nawiasem mówiąc, to zdanie, które przytoczyłaś, tak mnie rozwaliło, że przez dobre kilka minut rechotałam jak wariatka przed monitorem ;P.
      Jakby na to nie patrzeć, Hogwart to szkoła bardzo staroświecka i tradycyjna, i tam uczniowie zachowywali się raczej grzecznie (co prawda Evelyn jest z NY i jest bezczelna, knąbrna i tak dalej), no ale to wciąż ff HP.
      Dla mnie świat przedstawiony w HP jest bardzo dobry, jako że ogólnie przemawia do mnie takie spojrzenie na magię (nie przepadam za tradycyjnym fantasy) i ogólnie, fabuła, choć zdaję sobie sprawę, że Rowling wielu rzeczy nie dopowiedziała. Aczkolwiek ja nawet nie mam się co porównywać ;). Piszę dopiero niecałe 9 miesięcy, wcześniej troszkę się udzielałam na grupowych Hogwartach, od początku siedzę w tematyce potterowskiej i mam do niej ogromny sentyment. W sumie, to bardzo bym chciała napisać coś sensacyjnego, bo uwielbiam ten gatunek, ale to nie na moje skromne możliwości, skoro ja nawet najbardziej wartką akcję potrafię zmienić w usypiankę, i zamiast pisać dialogi, wolę wdawać się w kilometrowe wywody na temat rozmyślań bohaterki.

      Usuń
    5. No to masz niesamowicie krótki staż, faktycznie :P
      Nigdy nie powiedziałam, że Rowling jest zła, w końcu porwała za sobą pół świata... aczkolwiek jej język jest bardzo prosty, słownictwo nieszczególnie bogate i tak dalej.
      Co do sensacji, może i dobry pomysł, ale poćwicz jeszcze styl, zanim się za to weźmiesz. Musisz się trochę przełamać i zrobić postacie bardziej naturalnymi, to przede wszystkim. I żadnych archaizmów, to naprawdę koszmar. Pamiętaj, panienki i twarzyczki są zUe!
      No wiesz, taki mniej więcej był cel tego zdania XD Zali wżdy XD

      Usuń
    6. Chciałabym umieć pisać tak, żeby wszystko było naturalne oraz wciągające, a nie usypiające ;). Ale w sumie, to nie wiem, o czym mogłyby rozmawiać moje bohaterki. Nie wiem, czy doszłaś do rozdziałów z Tomem, w każdym razie, dialogi między Thomasem a Evelyn pisało mi się dużo lepiej niż te między Evelyn a Alexandrą.
      Język Rowling jest w sumie dość przystępny. Nie jest wymyślny czy kwiecisty, ale nie jest też potoczny. Ot, normalne słowa. Ja czasem przedobrzę i wrzucę jakieś bardziej wymyślne wyrażenie. I często pisuję w szyku przestawnym, który potem muszę poprawiać na bardziej normalny.
      Na opowiadanie sensacyjne pomysł miałam, aczkolwiek gorzej z wykonaniem, tym bardziej, że naprawdę trudno pisze się o miejscach, które zna się tylko z filmów i książek.

      Usuń
    7. Ja mówiłam o oryginale, polska wersja jest nieco lepsza. Swoją drogą, to, ze angielski jest okropnie ubogim językiem na pewno ma w tym wypadku coś do rzeczy ^^
      Doskonale widać, co Ci się dobrze pisze, a co nie. Nie znam Cię przecież, a patrz w ile rzeczy trafiłam, bo jest to zwyczajnie wyczuwalne w tekście.
      Hmmm... też często mam problem w stylu "o czym oni mają gadać?!". Z resztą jak wszyscy autorzy. Zauważyłam, że w większości książek nie ma normalnych rozmów, wszystkie dotyczą opisywanej sprawy i przez to wydaje się, że bohaterowie nie myślą o niczym innym. Wydaje mi się, że to wynika z chorobliwej oszczędności. To nam wydaje się, że jakaś rozmowa jest bez sensu i nic nie wnosi, więc ją usuwamy... ale dla czytelnika może być istotna i mówić wiele o bohaterze. No przy okazji z żeńskimi postaciami to jest tak, że one faktycznie nie mają o czym ze sobą rozmawiać. Jeszcze chyba nie widziałam naturalnie opisanej rozmowy dwóch przyjaciółek. To chyba wynika z tego, że kobiety się nawzajem nie lubią, tak z natury. Nawet jeśli w życiu wiele ze sobą rozmawiają i nie musi to wcale być wymuszone, to ciężko oddać to w opowiadaniu.
      A co do usypiania... Nie wiem, myślę, że jeszcze Ci to minie. Musisz po prostu ćwiczyć, nie przestawać pisać. Mój styl też początkowo pozostawiał wiele do życzenia, z resztą dalej nie jest szczytem ideału XD

      Usuń
    8. Angielskiej wersji nie znam, tylko polską czytałam, dlatego nieco się zdziwiłam, gdyż ja raczej nie mam żadnych ale do języka, którym jest pisana, aczkolwiek czasem zgrzyta mi spalszczanie imion czy nazwisk.
      To opowiadanie i tak wychodzi mi znacznie lepiej niż Marmurowe serce, niż Laurie Riley, którą zawiesiłam jeszcze w czerwcu. Obecnie piszę tylko Niebieskie Marzenia, jako że chcę skupić się należycie na jednej historii.
      W sumie w książkach, które czytam (a czytuję głównie kryminały i sensacje, rzadziej coś innego), to też raczej rozmowy nie są na jakieś osobiste tematy.
      W sumie to nie wiem, skąd mi się wzięła ta mania opisywania przeżyć wewnętrznych i rozmyślań, skoro raczej na coś takiego w książkach się nie natknęłam. Aczkolwiek postać Evelyn jest na tyle, według mnie, zawiła, że o niej po prostu jest co pisać. Szczególnie lubię te wszystkie jej rozterki i tęsknoty. W każdym razie, Evelyn to w pewnym sensie takie moje fikcyjne alter ego, i wczuwanie się w nią przychodzi mi łatwo i dobrze.
      Tylko z rozmowami mam problem, wiadomo. No, ale ogólnie pomysł na to opowiadanie porwał mnie na tyle, że od razu założyłam bloga. A przyszedł mi on do głowy po twojej poprzedniej ocenie, kiedy to pochwaliłaś postać Alice May. A że nie chciałam pisać kolejnej historii osadzonej w realiach Marmurowego serca, przypomniałam sobie o mojej bohaterce stworzonej na potrzeby blogów grupowych, i to właśnie ją uczyniłam główną postacią. Co zabawne, pomysł na główną intrygę przyszedł mi do głowy dopiero miesiąc później xD.

      Usuń
    9. Uwielbiam takie pochopne zakładanie blogów XD to wprost moja specjalność, chociażby ten najnowszy twór, co to istnieje od 3 listopada XD
      No właśnie, bo zastanawiałam się, co w mojej ocenie było aż tak twórcze, że powstało z tego nowe opowiadanie XD
      Myślę, że nie ma nic złego w opisach przeżyć wewnętrznych. Ja osobiście bardzo takie lubię ^^ Najbardziej pisać. Tylko, że w moim wykonaniu czyta się je okropnie, bo są chaotyczne i najczęściej o jakimś delikatnie rozpaczliwym zabarwieniu XD
      Twoje alter-ego? O tak, znam to. Z tym, że moim alter-ego jest facet i to kompletny szajbus (czy to znaczy, że jestem w ciąży?!). Niemniej, fabularne alter-ega są równie przydatne co niebezpieczne dla fabuły :P

      Usuń
    10. Ja, podobnie jak i Evelyn, najpierw robię, potem myślę, dlatego jak wpadnę na jakiś "genialny" pomysł, natychmiast chcę go zrealizować, ale z reguły mój zapał kończy się równie szybko, jak się pojawił.
      W sumie, to sama nie wiem, czemu akurat twoja ocena tak mnie zainspirowała ^^. Nie mniej jednak jakieś trzy dni po jej przeczytaniu, założyłam Niebieskie Marzenia.
      Niestety nie każdy lubi opisy przeżyć wewnętrznych (często spotykam się w blogosferze z tym, że autorzy wolą pisać i czytać dialogi aniżeli opisy), ale ja zawsze się cieszę, jak znajdę opowiadanie obfitujące w rozbudowaną część opisową.
      Hehehe xDD. Nie no, Evelyn nie jest w stu procentach odzwierciedleniem mnie, aczkolwiek mamy ze sobą wiele wspólnego ^^.
      No i mam do tej postaci pewien sentyment, nawet bardziej niż do Rosalindy z Marmurowego Serca.

      Usuń
  2. Przepraszam, że się tak wtrącę: angielski ubogim językiem? Alucardyno, i mówisz to wyłącznie na podstawie lektury "Harry'ego Pottera" czy czego jeszcze? Bo osobiście jakoś nigdy nie zauważyłam, jakoby był ubogi, przez te 6 lat bezpośredniego obcowania i z literaturą, i z prasą, i z praktyką w tłumaczeniach. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W porównaniu do polskiego i rosyjskiego jest naprawdę ZNACZNIE uboższy. Uczę się go intensywnie od 15 lat, więc znam ten język dość dobrze. Filologiem to ja nie jestem, słownictwa branżowego może i nie znam. Po angielsku przeczytałam kilka książek poza HP, może i niewiele, ale nie jest mi potrzebne więcej, a zdecydowanie wolę język ojczysty.

      Usuń
    2. Mmm, faktycznie miałam okazję czytać kilka artykułów na ten temat. Mówili nawet kiedyś w telewizji, omawiając bogate słownictwo w przekładzie Shreka na polski, że angielski jest znacznie uboższy... ^^ W sumie codziennie spotykam się z gwarą, Alu, i nie wątpię, że Ty również. Co ciekawe, słowa, których używają niektórzy ludzie, nie tylko są częścią języka polskiego, co głosi słownik - one nawet nie są archaizmami. Nie wiem, jak tam w angielskim, sama wciąż się uczę :D

      Usuń
    3. Cóż, mieszkając w Anglii już od ponad sześciu lat, nie powiedziałabym, jakoby był to ubogi język. Osobiście w ogóle nie uznaję konceptu "ubogiego języka" w innym znaczeniu niż osobistym (tj. ktoś może się posługiwać ubogim językiem, mieć ubogi zasób słownictwa), ale język sam w sobie nigdy nie jest ubogi. Gdyby język był ubogi, to by umarł, bowiem zastąpiłby go inny, bogatszy w słowa, które wyrażają więcej lub wyrażą dokładniej.
      Shrek i Harry Potter nie są, moim zdaniem, dobrymi przykładami, gdyż zostały stworzone z zamiarem używania języka prostego, gdyż docelowi odbiorcy (tj. dzieci i nastolatki) przeciętnie znają tyle a tyle słów. A i, jak wielu oceniających często wytyka, język stosowany odzwierciedla naturę tekstu (więc skoro rzecz jest o dzieciach/nastolatkach, jak np. Harry Potter, czy naprawdę będą między sobą mówić "Zali wżdy, cóż to waćpanna prawi"? Pewnie że nie). Czy powiedziałabyś, że Shakespeare w oryginale jest ubogi? Shakespeare, dzięki któremu wiele słów i zwrotów w języku angielskim w ogóle istnieje? Albo Tolkien? Albo H.G.Wells? Albo Mary Shelley? Albo Józef Konrad, który, Polakiem będąc, mimo wszystko pisał po angielsku? Ja z pewnością nie, ba, pomimo niemal takiego samego dorobku w nauce języka angielskiego i pomimo obcowania z nim na co dzień, do lektury H.G.Wellsa czy Shakespeare'a nadal trzymam pod ręką słownik angielsko-angielski, bo używają wielu słów, których nawet rodowici Anglicy nie znają/nie pamiętają.
      Nie twierdzę, że wszyscy mają woleć język X od języka Y. Nic mi do tego, który język kto woli, wolność słowa i wolenia. Ale stwierdzać, że jakikolwiek język jest ubogi, to, moim zdaniem, albo nieodpowiedni przekład własnych subiektywnych preferencji na słowa, albo ignorancja co do rzeczywistego stanu rzeczy.

      Usuń

Obserwatorzy