niedziela, 29 lipca 2012

500 www.szkolny-klub-zloczyncow.blogspot.com

Oceniam: www.szkolny-klub-zloczyncow.blogspot.com

Ocena, na którą czekałam i to z ogromną niecierpliwością, odkąd zobaczyłam adres bloga w kolejce. Z niecierpliwością i pewną dozą lęku przed rozczarowaniem. Ale po kolei.
Zacznijmy standardowo od adresu, który jest… świetny, no. Świetny jest. Nie wiem, czy da się nie uśmiechnąć pod nosem na jego widok, ja nie potrafię. Przywodzi na myśl czasy gimnazjum, kiedy miało się swoją paczkę i uporczywie robiło się na złość nauczycielom i pani ze świetlicy. Tak, jej przede wszystkim. Dodajmy, że ma jeszcze jeden zasadniczy walor, jest po polsku. No. Oby tak dalej.
Napis na belce jest taki sam, jak adres. I dobrze. Inny napis jest na nagłówku. Jest po angielsku i jakoś niespecjalnie do mnie przemawia. Poprzedni podobał mi się o wiele bardziej i miał dużo ciekawszą kompozycję. Ogólnie trochę szkoda, że pozwoliłam Ci dokonać na blogu drastycznych zmian, bo nie wyszłaś na tym najlepiej. Nie jest źle, ale zupełnie bez klimatu. Poprzedni nagłówek pasował o wiele bardziej i kojarzył się ze szkołą, ten mi się z niczym zbytnio nie kojarzy. W każdym razie było naprawdę fajnie, a teraz jest raczej tak sobie, że tak to ujmę. Ale nie da się ukryć, że grafika to raczej drugorzędna sprawa… I oczywiście nie zmienia to mojego jak najbardziej pozytywnego nastawienia do tej oceny.
Podsumowując ten krótki wstęp (tak, tak Alu… bardzo ładnie piszesz po polsku…), jestem pełna nadziei i ufam, że dalej może być tylko lepiej. Niemniej nie poprzestajemy na zaufaniu i lecimy dalej. No to jazda.
Najpierw omówię podstrony po kolei, tak, jak lecą. Pierwsza nosi nazwę „List do ciebie” i jest niejako czymś w rodzaju ostrzeżenia przed czytaniem bloga. Zalatuje mi tu stylem stricte parodiowym i z resztą nie dziwne, niczego innego nie mogłabym się spodziewać po adresie. Czytałaś Lemony’ego Snicketa? Treść podstrony w ciekawy sposób przypomina mi jego styl…
Dalej mamy bohaterów. Spodziewałam się tego, co zawsze, czyli litanii szczegółowych opisów łącznie z kolorami włosów i oczu oraz ulubionymi potrawami, znakami zodiaku, zdolnościami magicznymi i tak dalej każdego, nawet najmniej znaczącego dla fabuły pachołka. A tu guzik. Kilka lakonicznych zdań o ogóle społeczności Twojego bloga. No cóż. Z jednej strony się zgadzam. W końcu czy w którejś książce występują opisy postaci? Należy je poznać, czytając, a nie wcześniej. Mimo to dobrze zrobione opisy mogą być przydatne. Nie powinny wiele zdradzać ani opisywać szczegółowo nieważnych pierdół o danej osobie, ale czasami nie mam nic przeciwko, żeby egzystowały. Niemniej, póki co nie przeszkadza mi za bardzo ich brak.
A potem to, co naprawdę bardzo lubię na blogach, czyli… tamtamtam… opis autorki. Tym razem zrobiony w formie krótkich zdań, podzielonych na trzy grupy. Jak mniemam, cechy pozytywne, negatywne i neutralne. Jak dla mnie bardzo fajny pomysł. Imię dla kotka też mi się podoba (pasowałoby „XD” ale obiecałam sobie, że nie będę wstawiać takich rzeczy w ocenach…). Haha, piszesz, że nie przywiązujesz żadnej wagi do pieniędzy? Oj, zaczniesz. Ja w Twoim wieku też nie przywiązywałam… No dobra, mniejsza z tym. Opis autorki jak najbardziej mi się podoba.
Dalej mamy tylko linki, rozdziały i spamownik. Z tym raczej wszystko jest okey, więc nie będę się nad tym rozwodzić. A teraz pozwolisz, że przejdę do tego, co interesuje mnie poniekąd najbardziej, czyli do oceny treści. I zapada taka niezręczna cisza, no nie?
Dobra, no to jazda. Rozdziałów jest siedem i są dość krótkie, zatem opiszę je po kolei, każdy z osobna. A teraz proszę o uwagę, bo się nie będę powtarzać…
To, że po przeczytaniu pierwszego rozdziału pobiegłam do kuchni i zapytałam z wyrzutem „Mamo, ruszałaś mój modulator DNA?!” nie jest nienormalna, prawda? To znaczy moja rodzicielka chyba uznała, że od nadmiaru wolnego czasu (taa, nie byłam w pracy już 16 godzin, to źle działa na mój mózg!) mi się coś popierdzieliło w łebku, ale to nie jest nienormalne! Myślę, że niemal każdy tak reaguje. Cóż, przyznam się, że bardzo dobrze mi się czytało, bo język jakim piszesz wybitnie przypadł mi do gustu, ale jakoś tak… ni cholery nie wiem o co chodzi. Rozdział jest jakby wyjęty z czego innego. Mam wrażenie, jakbym wcale nie czytała początku, tylko środek. Ale zobaczymy dalej. Może się wszystko jeszcze wyjaśni…
Po drugim rozdziale podoba mi się o wiele bardziej. I wreszcie daję radę bardziej rozróżnić jakieś postacie… Lubię Laviego, nawet bardzo. W przewrotny sposób bardzo sympatyczny z niego gość. Polubiłam pana statystycznie nieistniejącego Pecha czyli Linda Stravinskiego, jest zarąbisty, jak dla mnie. No i ma dredy, hihi. Tylko jedno… gdzie toczy się akcja tak właściwie? Nie mam pojęcia, gdzie w szkołach działają jakieś dziwne kluby, do których wszyscy muszą należeć… W każdym razie dla mnie działanie takich klubów jest zagadnieniem nieco obcym i niezrozumiałym, ale zobaczymy. Grunt, żeby tekst się dobrze czytało, prawda?
Hm? Ciekawe, co też Mort znalazł… On jest zbyt genialny, jak na mój mały rozumek. Ja się utożsamiam z Lindem i już. Powiem Ci szczerze, że Twoje opowiadanie jest tak niemożliwie absurdalne, że z każdym kolejnym zdaniem podoba mi się coraz bardziej. Chwilami mam wrażenie, że jest nieco bez sensu, ale to nie zmienia faktu, że naprawdę świetnie się je czyta. Przydałoby się za to bardziej określić miejsce, w którym toczy się akcja, bo tego mi brakuje. I zastanawiam się, jak wyglądają rusałki w glanach… Mam ochotę sobie jedną narysować.
Pojawienie się tajemniczej istoty nieco mnie zaskoczyło. Ciekawa jestem, kim będzie Kostek… Nie wiem dokładnie, co mnie w Twoim stylu urzekło, ale jest w nim coś, co sprawia, że nieco bezsensowna parodia o kilku niezrównoważonych uczniakach niezmiernie mnie wciąga. W każdym razie z rozdziału na rozdział czyta się coraz lepiej. I tak trzymać.
Jeszcze bardziej nie wiem o co chodzi ostatnio. No dobra, Lind opowiada zmarłej mamie zdarzenia do których doszło chyba w piwnicy u Morta, a zdarzyło się tyle, że porwali i przesłuchiwali kontuzjowaną cheerleaderkę, by dowiedzieć się, czy cała drużyna miała jakieś żuczki… O ludzie. Irracjonalnie to brzmi i sama się sobie dziwię, ale w tym opowiadaniu naprawdę jest to… COŚ. Niemniej i tak nie ogarniam. A Mort i Amber jak dla mnie mogliby być parą, nie miałabym nic przeciwko.
Proszę, proszę, proszę, tylko nie wampir! Nienawidzę wampirów, toleruję je tylko w hellsingu. Nienawidzę ich, rozumiesz? Nie chcę, żeby Kostek był wampirem, nie zniosę tego, nie, nie, NIEEEE! A niestety, ktoś kto sobie wyrusza na polowanie na ludzi kojarzy mi się tylko z jednym.
Nie da się ukryć, że nadal jestem zainteresowana, mimo wszystko. Ostatni rozdział mi się podobał, a złożyło się na to wszystko to, co mi się w nim nie podobało. Przyznam szczerze, że piszesz naprawdę niezwykłą parodię. Podczepiłabym to nawet pod absurdalizm. Jest taki gatunek literacki, serio.
A teraz co nieco o postaciach i świecie przedstawionym. Co do świata to moim zdaniem akcja dzieje się w stanach. Chyba nawet gdzieś to było powiedziane. Dlaczego po Stanach zjednoczonych Ameryki Północnej biegają sobie bezkarnie satyry, rusałki w glanach, gnomy, syrenki i Mort nie wiem, ale absurdalizm rządzi się swoimi prawami. Nie. Mamut w dwudziestym pierwszym wieku nie jest nielogiczny. Satyr i rusałka też nie. Z resztą co to znaczy „logiczny”? To jakiś chory wymysł, ta logika cała. Podoba mi się. Nieziemsko przewrotnie, ale jednak.
Jeśli chodzi o postacie to tak…
Mort, szalony naukowiec, geniusz, bez pardonu pyta matkę, czy ruszała jego modulator DNA i nie widzi w tym pytaniu absolutnie nic dziwnego. W szkole jest uważany za kujona, kumpluje się z kimś… co najmniej nieodpowiednim dla geniusza, nigdy się nie całował. Na ulicy znajduje cyber-żuczki przy pomocy szkła powiększającego, a na stołówce szkolnej odwiedza go delikatnie mówiąc dość szemrany osobnik, aby mu zakomunikować, że musi uratować ludzkość, tak mniej więcej. Coś tam było o rozpadaniu się świata na biliony kawałeczków. Przy okazji jedna z cheerleaderek, którą zdążył w międzyczasie porwać i przesłuchać, zaprasza go na bal maturalny, bo w z sobie tylko znanych powodów uważa pokazanie się na imprezie z Mortem za mniejszy obciach niż pójście tam samej. Ciekawa postać, chociaż dosyć dziwna.
Lind, rastaman z dredami, który do swojego domu przyjmuje wszystkich okolicznych żuli i syreny potrzebujące wziąć szybką kąpiel. Porządek w jego domu jest objawem chorobowym i skłania Morta do poważnego zaniepokojenia. Chętnie rozmawia z kolesiami w żabotach, chociaż żaboty kojarzą mu się z komuną, rozmawia z grobem swojej mamy i zdradza mu klubowe tajemnice. Nazywa modulator DNA lodówką i dziwi się, że Mort testuje środek na porost włosów na słoniu. Lubi zapalić skręta i zapewne w jego pojęciu zioło nikomu jeszcze nie zaszkodziło. Jeśli chodzi o inteligencję to jest w tej kwestii daaaaleko za najlepszym kumplem, ale chyba mu to nie przeszkadza. Przynajmniej sympatyczniejszy jest, chociaż czasem chętnie przywali jakiemuś satyrowi przed kinem. Fajny gość w gruncie rzeczy, mogłabym z nim… eee… porozmawiać, chętnie.
Lavi, Żyd, młodociany recydywista, nie lubi cheeseburgerów, ale zapycha nimi twarz, kiedy pragnie wnerwić rabina. Raczej nikt go nie lubi i z braku laku musiał zaprzyjaźnić się z wrednym geniuszem Mortem i wkurzającym kretynem Lindem. Zdarza mu się żałować, że nie wybrał roślin doniczkowych. Roślinom się nie zdarza. Lavi jest sympatyczny niczym rozwścieczony mamut, lubi sobie czasem wziąć kontuzjowaną cheerleaderkę pod pachę i zanieść ją do piwnicy, by poświecić jej reflektorem albo lampką po oczach. Nie, nie wierzy, że dziewczyna mogła o pierwszej w nocy spać. Generalnie wszystko mu jedno, czy obije ryło satyrowi, rusałce w glanach, czy też koledze z klasy, byle tylko przywalić. Przy okazji jest złośliwy i o wiele inteligentniejszy od Linda, w przeciwieństwie do wyżej wymienionego nie uważa, że każdy Kostek pochodzi z Rosji. Lubię go.
Kostek, dziwak w żabocie. Nie wiem skąd się urwał, ale do mówi kwiecistą staropolszczyzną (staroamerykańszczyzną?) i jest dla wszystkich tak niesamowicie uprzejmy, że aż nie potrafię sobie tego wyobrazić. Pyta ulicznego żula, jaka kwota by go satysfakcjonowała i wyraża swój frasunek z powodu braku banknotów o nominale mniejszym niż pięćdziesiąt dolarów. Pyta żula, czy na pewno mu to nie przeszkadza i oferuje się, że jakby co, to może iść rozmienić. Co za urocza postać. Lind nie rozumie, co Kostek do niego mówi, z resztą żul też nieszczególnie. Ja też nie zawsze. Powiem tak: jeśli Kostek nie jest wampirem, jest okey. Ale jeśli jest… osobiście pójdę mu wbić kołek w serce i wyrazić nadzieję, że był ostatnim z tego przeklętego gatunku. Noo, poza Alucardem.
Amber, kontuzjowana cheerleaderka, uważająca Morta za idealne towarzystwo na bal maturalny. Urocza dziewczynka z cyber-żuczkiem na ramieniu. Nie może odżałować, że Mort, który najwyraźniej jej się podoba, nie wie za bardzo, co mógłby z nią zrobić, jeśli nie eksperymenty biochemiczne. Nie wiem, co jeszcze mogę o niej powiedzieć, za mało ją znam…
O Twoim stylu już coś tam mówiłam. Jest typowo parodiowy, prześmiewczy i przy okazji bardzo lekki. Przyjemnie się go czyta, szybko i lekko. Powtarzam się. No nic, styl mi się podoba, nawet bardzo. I w sumie nawet dobrze, że rozdziały nie powalają długością.
W kwestii poprawności myślę, że źle nie jest, ale mam jedno kluczowe zastrzeżenie. Otóż, słówko „ów” jest, UWAGA, odmienne! Ono działa normalnie, nie zostaje cały czas w jednej formie. Odmienia się przez rodzaje i przez przypadki nawet, pamiętaj o tym. Z resztą, kochani autorzy, zwłaszcza młodzi, wszyscy powinniście o tym pamiętać! Jak widzę sformułowanie, że komuś chodziło o „ów dziewczynę” czy coś równie uroczego to mnie dreszcze przechodzą.
Dobra, myślę, że czas to kończyć. Podsumowując całość, jak dla mnie masz Powyżej Oczekiwań. Myślę, że doskonale wystarczy i jest adekwatne do jakości bloga. Opowiadanie jest dobre, oryginalne i napisane w przyjemny sposób, ale jednak nie wszystko mi się podobało i było parę niedociągnięć. Jestem jednak pewna, że będzie z tym blogiem tylko lepiej i z resztą życzę ci wszystkiego najlepszego, powodzenia i miliona pomysłów na sekundę.
Pozdrawiam serdecznie!

Dobra, moja druga ocena w tym miesiącu. I czwarta na ocenialni w lipcu, Boże, co się z nami dzieje!? Ja rozumiem, wakacje i te sprawy, ale bez przesadyzmu, towarzyszki! 

6 komentarzy:

  1. O rany, prawie spadłam z krzesła, czytając tę ocenę. Z całą pewnością ze wszystkich, jakie czytałam, była... najzabawniejsza! xD Przy opisach bohaterów już tylko rżałam, nie przejmując się tym, że wkurzeni sąsiedzi mogą rzucić we mnie cegłówką, czy coś... Masz Ty, Alucardyno, jakiegoś prywatnego bloga? Ach, chwila, już znalazłam. I nie opuszczę Cię aż do śmierci.
    Tak abstrahując do oceny sensu stricte, powiem, że u mnie nieinteresowanie się pieniędzmi przyjęło chorobliwy charakter. Wszystko co mam, rozdaję, a w tej chwili posiadam tylko... ubrania, książki i szczoteczkę do zębów. I nic, słownie, nic więcej. XD
    A ta scena z żulem i Kostkiem zdarzyła się naprawdę, chociaż nominały były trochę mniejsze. Oczywiście, zdarzyła się mi. XD
    Kurczę, przykro mi, bo ja do wampirów nic nie mam. "Zmierchu" ani nie czytałam, ani nie oglądałam, te wszystkie "Pamiętniki/wyznania/inne cośtamy z wampirami" też mnie ominęły. Pamiętam za to wampiry od Sapkowskiego i takie mi się podobają. C:
    Widzisz, mnie kiedyś ktoś pokrętnie tłumaczył, że "ów" tyczy się przeszłości, a "owy (sic!), owa, owo" teraźniejszości. Stosunkowo od niedawna znam bolesną prawdę, ale zupełnie mi z głowy wyleciało, by posprawdzać bloga pod tym względem! Zaraz znajdę moją super ekstra betę i rozprawimy się raz na zawsze z ów problemem!
    Niestety, jeśli o nielogiczność chodzi, to prawdopodobnie nigdy się nic w tej kwestii u mnie nie zmieni, a przynajmniej nie w "Złoczyńcach". W zanadrzu mam poważniejsze występki literackie, ale historię o tych wariatach pisze mi się świetnie i istnieje szansa, że będzie to pierwsze internetowe opowiadanie, jakie skończę.
    Dzięki serdeczne za włożony w ocenę czas (i serducho zapewne też!). Weny życzę!

    OdpowiedzUsuń
  2. Towarzyszka miała nieplanowane dwutygodniowe wakacje i jest trochu do tyłu, ale postara się zebrać dupę w troki ^^"

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, towarzyszko ^^ też bym chciała wakacje! T-T

      Usuń
    2. Towarzyszko - w nasze szeregi ocenowe wkradł się błąd wobec czego Twoja ocena powinna nosić numer jubileuszowy, bo pięćsetny :>

      Usuń
    3. Serio? To trzeba poprawić, lubię jubileusze XD

      Usuń
    4. Ja też :DDD ale mogę mieć problem zdążyć przy 20 rozdziałach z napisaniem oceny do jutra :P
      Co prawda jestem prawie na półmetku, ale przed główną osią akcji.
      Oby się udało :>>

      Usuń

Obserwatorzy