Adres
nie porywa mnie za bardzo, jest zwykły, jak większość zresztą. Brakuje mi tu
tego czegoś, po prostu. Tekst na belce jest przetłumaczonym fragmentem utworu „Cosmic
Love” Florence and The Machine. Po co o tym informuję? Gdyż Ty tego nie
zrobiłaś. Chociaż, wróć, na odpowiedniej podstronie jest ta wiadomość, jednak
to nie wystarczy. Usuń kropkę przez zamknięciem cudzysłowu, nie stawia się jej
w tym miejscu.
Od
niedawna jesteśmy na blogspocie, a ja, nawet nie zdając sobie z tego sprawy,
bardzo już się przyzwyczaiłam. Dlatego, gdy teraz widzę prosty, onetowski
szablon, nie zachwyca mnie.
Kolorystyka
smutna, przytłaczająca, zupełnie nie pasuje do tego, co mamy za oknem. Jeśli
Twoje opowiadanie nie jest tragedią, to pierwszą rzeczą, jaką powinnaś zrobić,
jest zmiana szablonu. Próbuję doszukać się w nim, czegoś, co by mnie
zachwyciło, ale póki co jestem coraz bardziej zdziwiona. Więcej rzeczy nie dało
się tu umieścić? Hogwart, księżyc, wilk, drzewo, liście, motyl, filiżanka, zegarek,
Lupin i jakaś dziewczyna, bohaterka opowiadania? Nikt z odtwórców ról z sagi, to
na pewno. Zakochana uczennica? Wnioskowałabym tak po ułożeniu ciała.
Napis
na szablonie pochodzi z kolei z tekstu artystki o pseudonimie Enya. Lekką nitką
łączy się adres z belką i szablonem, ale niewiele brakuje do jej przerwania. Mam
wrażenie, że gdzieś już to widziałam. I nie raz.
Chaosu,
na szczęście, brak. Wszystko poukładane, tekst wyjustowany. Podoba mi się
„dekret edukacyjny”, czyli bieżące informacje, bo wiem, ile już ich
publikowałaś, a poza tym wygląda to formalnie i swobodnie zarazem.
Menu.
„! Zapraszam tutaj !” – usunęłabym wykrzykniki. Myślałam też najpierw, że to
tylko nagłówek dla podstron, a nie osobny blog. Zmieniłabym nazwę na
najbardziej oczywistą – „Bezbarwna Pasja”.
Na
górze „Mapy Huncwotów” wyskakuje ciąg znaków, pewnie miał tu być jakiś obrazek,
ale nie wyszło. Podstrona dość wszechstronna, choć nie jestem pewna, czy mogę
tak powiedzieć. Ha! Wiem już, kto jest modelką w nagłówku. Podziwiam za odwagę,
naprawdę. Tekst na tej podstronie jednak dość ciężko się czyta, szczególnie, że
pojawiają się nagle wielkie litery, a czcionka też nie jest przyjaźnie
nastawiona. Co do bohaterów, nie mam już takich zastrzeżeń, gdyż informacji
jest mniej. Męczy mnie jedynie fakt, że za każdym razem otwiera się nowe okno.
Świstoklik
i przypominajka są w porządku, „Ain Eingarp” trochę tłumaczy, trochę zachęca.
Bez rewelacji, może tak, standardowo. Cieszę się jednak na romans z
nauczycielem, takie opowiadania zwykle zyskują moją dużą sympatię.
I
idziemy do treści.
Powiem
szczerze, prologu w jeden dzień nie przeczytałam (właściwie, nie nazwałabym
tego prologiem, raczej zwykły rozdział). Zmęczyłam się po pierwszej części na
tyle, by do kolejnej powrócić później. A i tak odwlekałam ten moment. Nessi
puszcza wianek po wodzie w hołdzie siostrze, ładny gest. Następnie piekarnia i
zakupy, potem rozmowa z mamą. Nuda. Po takim prologu nie zagłębiłabym się dalej
w treść. Niektórzy lubią też takie opisy, pełno przymiotników, długie zdania.
Ale ja do tej grupy nie należę i na samą myśl o kolejnych pięciu rozdziałach,
odechciewa mi się. Na szczęście dialogi
są bardziej „moje”.
Rozdział
pierwszy lepszy, jednak wciąż ciężko mi przebrnąć przez opis na pół ekranu.
Niektóre dialogi wypadają bardzo nierealistycznie, chyba że każdy z Twoich
bohaterów jest zawodowym mówcą i wszystko, co chce powiedzieć, jest
przemyślane. Ponadto nie darzę sympatią Ines, czyli głównej bohaterki, a to źle
wróży. Takie idealne życie wiedzie – dom, rodzina, przyjaciółka, niby zagubiona
dziewczyna, a jednak uważam ją za pyskatą, nie wiedzieć czemu.
Dalej
mamy pierwszy dzień szkoły, wspólną podróż Ines i Charliego. Wiem, nie tylko
to, ale właśnie ten fragment zapamiętałam. Chociaż była jeszcze przydługa
kłótnia rodzeństwa podczas kolacji i sprzątanie kościoła z księdzem. Zajmujące.
A, listy! Tak, na pewno w ten sposób napisaliby je normalni ludzie… Z jednej
strony mogę ponarzekać na brak wartkiej i ciekawej akcji, z drugiej – dzieje
się za dużo niepotrzebnych rzeczy.
Trójka
mało interesująca – dalsza część podróży, romantyczne spotkanie dwojga
najinteligentniejszych ludzi na świecie i kara dla Ines. Uhuhu, nieładnie. Ta
idealna dziewczyna zapomniała o obowiązkach, jak to tak można? A, tak, miłość
zaślepia. U Ciebie w sposób do przesady szablonowy. Zbyt proste, zbyt oczywiste,
nic specjalnie wciągającego. I ile można mrugać?
Genialny
plan ukarania Grety nie wypalił. Ines pomyliła piętra, ale nie dziwię jej się,
po tym krótkim opisie planu, też nic bym nie zrozumiała. Chociaż tu powodem był
Lupin, bez niego wszystko by się udało. Właściwie to nie rozumiem, dlaczego tak
mieszasz w życiu tej dziewczyny. Dwie historie – raz z Charliem, raz Lupinem,
każdą można by przedstawić w taki sposób, że druga byłaby zbędna. Ale nie,
wrzućmy wszystko do jednego worka, jasne.
W
ostatnim rozdziale mamy zwykły dzień w szkole. Klasa siódma i tyle lekcji? Po
SUMach odpadają pewne przedmioty i nie pojawiają się żadne inne, chyba że
uznajesz rozszerzenia jak w mugolskich szkołach. Szlaban miał się odbyć, ale
wspaniała Ines wzięła wszystko na siebie i się im upiekło. McGonagall musiałaby
się zakochać, żeby na to pozwolić, w co wątpię. Cóż, rozumiem, że myśli
Krukonki krążyły wokół jednej postaci, ale takie marzenia o drugiej połówce
powinny być raczej pozbawione większego sensu, irracjonalne, tym czasem opis w
Twoim stylu, bardzo bogaty, mądry, przemyślany.
Pomysł
na opowiadanie jest całkiem dobry, co prawda sprzeczność interesów nie jest
mile widziana przeze mnie, ale to Twój wybór i tego już nie zmienisz. Akcja
bywa wartka, ale czasami wlecze się jak ślimak. Opisujesz najmniej istotne
rzeczy w ten sam sposób, co ważne wydarzenia, a powinno być tu jakieś
rozgraniczenie.
Do
świata przedstawionego nie mam zastrzeżeń, data, czas, miejsce i bohaterowie –
wszystko to zostało podane.
Jeśli
jednak głębiej przyjrzeć się postaciom, zauważam pewne nieścisłości. Ukazujesz
Debby jako osobę, która nie przepada za nauką, a pierwszego dnia towarzyszy
Ines nawet na eliksirach. Jak wiemy (dzięki części szóstej Harry’ego Pottera),
by kontynuować naukę u profesora Snape’a, trzeba było uzyskać najwyższy stopień
– wybitny. I jej się to udało?
Ines
jest wyidealizowaną bohaterką. Dobrze się uczy, jest zakochana, prawdopodobnie
z wzajemnością, ma przyjaciół, pełną rodzinę, poza tym nieprzeciętny charakter.
Oprócz tego uczęszcza do najlepszej szkoły, jaką można sobie wyobrazić. I jak
tu ją polubić, gdy nie ma zauważalnych wad i udaje jej się unikać szlabanów. Rzecz
bardzo nieprawdopodobna, przecież to też człowiek.
Reszta
postaci, ich charaktery są w porządku, a przynajmniej nie ma takich fragmentów,
które od razu raziłyby mnie w oczu.
Dialogi
to były momenty, gdy mogłam odpocząć po długich, złożonych i przedobrzonych
opisach. Choć, jak już wspomniałam, zwykli ludzie nie mówią tak czystym i
pięknym językiem. Wymawiane zdania są krótsze, ale sens pozostaje. Podobnie z
opisami. Rozumiem, że chcesz możliwie najbardziej urzeczywistnić i przekazać to
wszystko czytelnikowi, lecz po kilkudziesięciu słowach jako jednym zdaniu,
naprawdę gubi się wątek. Żeby to się nie stało, należy się mocno skupić, a
wiadomo, zwykle w domu gra radio, jest włączony telewizor albo słychać rodzinę.
Uniknięcie tego graniczy czasami z cudem. Nie jest rzeczą niemożliwą pisać
poprawnie, ale przystępnym językiem, bez ciągłych porównań, metafor czy
epitetów. Oczywiście, jest grono czytelników, którym właśnie taki wyniosły styl
odpowiada, jednak wydaje mi się, że jest ich mniej. Zastanów się nad tym, bo
lekkie opowiadania łatwiej się czyta i chyba też pisze.
Poniżej
wypisane są błędy z Prologu i pierwszych trzech rozdziałów.
Prolog
Pośród wszechobecnej, lodowatej,
mroźnej ciszy rozległy się ogłuszające dźwięki trąb, dobiegające gdzieś z
centrum miasteczka. – „lodowatej” i „mroźnej”?
Sunąc w bezdennych ciemnościach
dotarłam na skraj piaszczystej plaży, raz za razem zalewanej chłodnymi haustami
wody. – przecinek przed „dotarłam”.
Objęłam wzrokiem wyzierającą zza
linii horyzontu morską toń, wchłaniającą w siebie dobiegającą końca noc. – usuń
przecinek.
Uśmiechnęłam się, dostrzegłszy
gwiazdozbiór Andromedy, lśniący gdzieś na zachód ode mnie. – usuń
drugi przecinek.
Do dziś pamiętam ból jaki malował
się w jej ślicznych, dużych, błękitnych oczach, które błagały o pomoc i ratunek
spoza pasm jasnych włosów, jak łzy, niczym potężne, samotne perły, spływały po
pobladłych policzkach, a rumiane usta drżały nie wiedząc, co się dzieje,
dlaczego słabnie, cierpi i krwawi, by po kilku minutach mąk zaczerpnąć po raz
ostatni powietrza i wbić szklany wzrok w granatowy, obsypany gwiazdami
nieboskłon. – i to jest jedno zdanie. Sześćdziesiąt
sześć słów! Chylę czoła przed kimś, kto przeczyta raz i zrozumie. Przecinki
przed „jaki” i „nie wiedząc”.
Obróciłam się napięcie i nie
patrząc za siebie, ruszyłam w kierunku schodków prowadzących na sam szczyt
urwiska. – „na pięcie”
Przekroczywszy jego próg ujrzałam
rzędy półek, zastawiona najwspanialszymi słodkościami, jakie można sobie
wymarzyć. – przecinek przed „ujrzałam” i literówka -
„zastawione”.
– Nie wierzę własnym oczom, wakacje
dobiegają końca, powinno się wylegiwać do późna, a o siódmej dziesięći, w mojej
cukierni, widzę Ines Lowell! – „dziesięć”.
Będąc na porannej przechadzce
grzechem byłoby nie wstąpić do pańskiej cukierni, zwłaszcza czując takie cuda,
jakie wychodzą z pańskich dłoni. – przecinek przed
„grzechem”.
Ze wspaniałym, przyjacielskim
uśmiechem monsieur Francis zapakował do papierowej torebki chrupiące fornetti z
malinowym oraz czekoladowym nadzieniem, a do papierowego pudełka przewiązanego
wielką, czerwoną kokardą włożył trzydzieści gram galaretek, które połyskiwały
leciutko w porannym słońcu. – trzydzieści gram
galaretki dla całej rodziny? Brzmi bardzo ubogo, jakoś po jednej na głowę by
wyszło.
1.
Przypadki chodzą parami
Podniosłam się z zamiarem
skierowania ku schodom na pierwsze piętro, lecz drogę starannie zagrodziło mi
troje mężczyzn w samych bokserkach, rozczochranych i ziewających niczym
wygłodniałe hipopotamy, a zważywszy na porę dnia oraz muskularny wygląd owych
samców, z pewnością byli i wygłodniałymi, i hipopotamami. – „wygłodniałe
hipopotamy” występują dwa razy i o żadnym celowym powtórzeniu nie może tu być
mowy. Cztery ostatnie słowa do usunięcia, nie pasują stylistycznie.
Kiedy inni tłumnie okupują stadion
quidditcha by obserwować poczynania doświadczonych graczy bądź próbując swoich
sił na sprawdzianach, on zaszywa się w bibliotece w otoczeniu starych,
wiekowych ksiąg, które szepczą mu na ucho historie dawnych czarodziejów, ich
poczynań w Szkole oraz zakazanych romansów, o których prócz nich i wieloletnich
murów nie wiedział nikt inny. – przecinek przed „by”.
Jest jednym wielkim pokładem
energii, której nigdy nie potrafił należycie wykorzystać, co z kolei odbija się
na jego nauce i ocenach jakie otrzymuje od zdesperowanych już czasem jego
zachowaniem nauczycieli. – przecinki przed „jakie”, „zdesperowanych”
i „nauczycieli”.
W
miesiąc dałabym radę coś osiągnąć, a w czternaście dni mogę się jedynie
zaklimatyzować. – „zaaklimatyzować”.
Będziesz
musiała pomóc mi wybrać jak wrócę do Londynu. – przecinek przed „jak”.
– A ja to się przepraszam mam
rozdwoić żeby ci ten obiad przygotować? – „A ja to,
przepraszam, mam się rozdwoić, żeby ci ten obiad przygotować?”
Wbrew moim wcześniejszym obawom
poszukiwania z madame Malkin nie były aż takimi ogromnymi katuszami. – przecinek
przed „poszukiwania”.
2.
Degrengolada Charliego Weasleya
Ze śmiechem mama i Debbie wkroczyły
do domu, a ja, poszkodowana przez los i brata bliźniaka, sapiąc głośno,
wtoczyłam na próg siebie i zakupy. – nieskładne zdanie. Usuń
„i”, a także zamień kolejność – pierwsze dwa słowa przesuń za trzy kolejne.
– Dzięki tato, ale on jest jednak
facetem. Jesteście silniejsi i macie lepiej rozwinięty zwierzęcy magnetyzm. –
Mrugnęłam do niego próbując go przekonać do faktu, iż ani trochę nie jestem
skonfundowana. – przecinek przed „próbując”.
Ci,
że ten jest już ostatni (w końcu pojutrze zobaczymy się w Szkole!). – skoro jest to nieformalna wzmianka, bez pełnej
nazwy, piszemy małą literą „szkołę”.
PS2
Chciałbym… No, to do zobaczenia Nessie. – przecinek przed „Nessi”.
Poczułam jego ciepło i energetyczny
dotyk skóry, który sprawił, że drgnęłam i poczułam palący żar rozchodzący się
po całym moim ciele. – powtórzenie „poczułam”.
Wsunęłam się za nim i zaledwie
ujrzałam go, siedzącego w rogu przedziału, poprawiającego opadające na oczy,
rude kosmyki włosów, uśmiechającego się słodko i patrzącego tylko na mnie
wiedziałam, że ta podróż będzie najwspanialszą ze wszystkich sześciu, jakie do
tej pory przeżyłam. – przecinek przed „wiedziałam”.
3.
Właściciel bursztynowych oczu
Rozległ się głośny, przeciągły
świst i po chwili charakterystyczny terkot toczących się po szynach kół. To
Ekspres Londyn-Hogwart ruszył, sunąc coraz szybciej po lśniących szynach i raz
za razem oddalając się od machających rozpaczliwie matek. – powtórzenie
„szyny”.
– Nie żartuj sobie ze mnie –
poprosiłam zaczerwieniona szarpiąc loki tak, by zasłoniły mi twarz. – przecinek
przed „szarpiąc”.
Odstawiłam kufer i rozdrażnioną
odgłosem deszczu Nefretete w rogu sali wejściowej, po czym z ostatnimi
zalążkami nadziei przyczaiłam się pod potężnymi wrotami do Wielkiej Sali,
najprawdopodobniej niezauważona przez pozostałych uczniów, którzy mijali mnie z
największą obojętnością. – przecinek przed „z” i
„przyczaiłam”, nie pasuje mi też odstawianie kota w sali.
– Czy wyglądam aż tak strasznie? –
Usłyszałam jak z głębin oceanu jego melodyjny głos, wzmacniający się z każdą
sekundą, jak gdybym podpływała do niego. – usuń przecinek
po „głos”.
– Cóż za niesłychanie niesamowite
spotkanie. – nie ma tu, de facto, błędu, ale
„niesłychanie niesamowite” brzmi źle, jak dla mnie.
– Więc może udamy się do Wielkiej
Sali by nie wysłuchiwać oskarżeń profesora Dumbledore’a oraz… - przecinek
przed „by”.
Lawirując zręcznie pomiędzy ławkami
i próbując odszukać Debbie doszłam do wniosku, iż mój niewielki wypadek musiał
trwać odrobinę dłużej, bowiem wśród starych wyjadaczy magii wyraźnie odznaczały
się płochliwe twarze pierwszorocznych, podziwiających z otwartymi buziami
Wielką Salę. – przecinek po „Debbie”.
Nie mogłam się nie uśmiechnąć
widząc, jak przystojny mężczyzna podnosi się ze swego miejsca i, zawstydzony
tymi gromkimi brawami, kłania i dziękuje uprzejmie, starając się uciszyć tę,
wprawiającą go najwyraźniej w zakłopotanie, wrzawę. – przecinek
przed „widząc”.
– Jest mi niezmiernie przykro, lecz
w pierwszym dniu szkoły muszę odjąć Ravenclawowi piętnaście punktów, i to przez
ciebie – zawyrokował, mrużąc rozzłoszczony oczy. – usuń
przecinek sprzed „i”.
– To ja powinienem zapytać się
dlaczego podczas podróży zaniedbałaś swoje obowiązki prefekta, panno Lowell – przecinek
przed „dlaczego”.
Nie miałam pojęcia kim jest Greta
Jenkins, nie wiedziałam jak wygląda, nie zastanawiałam się nawet nad tym, czy
naskarżyła na mnie umyślnie, czy też nie, lecz jednego byłam pewna – jeżeli
ktoś naraził się jednemu z Lowellów, naraził się być może połowie Hogwartu. – przecinek
przed „kim”.
Rozdziały
4 i 5 już zostawiam. Błędów trochę jest i myślę, że głównie przez bardzo rozbudowane
i długie zdania, które zdecydowanie utrudniają życie czytelnikowi jak i Tobie.
Powtórzenia to raz, dwa – przecinki. To już Twoja zmora chyba. Znasz zasady
tyczące się imiesłowów? Odnoszę wrażenie, że nie, a to takie proste: stawiamy
je zawsze przed imiesłowami przysłówkowymi (czyli słowa zakończone na –ąc,
-wszy i –łszy), a nie stawiamy przed imiesłowami przymiotnikowymi (końcówki:
-ący, -ąca, -ące, -ny, -ty). Pamiętaj też o nich, gdy tworzysz zdanie złożone.
Oryginalność
to ciężka sprawa. Z jednej strony Hogwart, Weasleyowie, miłość, z drugiej Ines
z rodziną oraz Debby. Skłoniłabym się jednak ku temu, że więcej w Twoim
opowiadaniu jest elementów kanonicznych.
Biorąc
pod uwagę wszystko, co wcześniej napisałam, uznałam, że dostaniesz Zadowalający, a co! Mam nadzieję, że
przemyślisz kilka spraw, wyciągniesz wnioski i kolejny stopień będzie wyższy,
bo niewątpliwie masz możliwości.
Zdążyłam! ;)
Wielkie dzięki za ocenę i poświęcony jej czas, poprawię to, co zasugerowałaś. Powodzenia w dalszych ocenach! :))
OdpowiedzUsuń