Oceniam: musivum.livejournal.com
Chciałabym Cię jeszcze na początku przeprosić za taką
zwłokę w ocenianiu, chaotyczność, ale mam nadzieję, że zrozumiesz: obowiązki,
brak czasu, nauka i brak klawiatury w laptopie robią swoje.
Z portalem LiveJournal spotkałam się chyba po raz pierwszy
tak na dłuższą metę, ale już mogę powiedzieć, że ani trochę mi się nie podoba.
Jest nieprzejrzysty, niewygodny i jakiś taki… zbyt prosty w wyglądzie. Co
więcej, wydaje mi się, że nie ma w nim żadnych bardziej wymyślnych funkcji,
więc nie mam najmniejszego pojęcia, dlaczego wybrałaś akurat tę stronę – według
mnie, chociażby taki blogspot.com albo blox.pl prezentują się lepiej.
W przypadku Twojego bloga nie mogę mówić o jakimkolwiek
pierwszym wrażeniu – takiego nie ma, a jeśli kiedykolwiek było, to dawno, dawno
temu. Nie mam też pojęcia, czy w ogóle stronę, na której umieszczasz swoje
opowiadania, mogę nazwać „blogiem”, ale pozwolisz, że będę to robiła – tak dla
wygody.
Poudawajmy jednak, że nic nigdy się nie stało, a ja jestem
musivumową dziewicą.
Jak już powiedziałam wcześniej, nie podoba mi się tutaj.
Jest zbyt biało, potem jest zbyt granatowo, a Barack Obama po mojej prawicy też
mnie jakoś nie zachęca do zagłębienia się w gąszczu kolejnych literek i
odnośników. Ale przypomina się, że przecież yes,
I can, więc cóż mi pozostaje?
Musivum to jakże tajemnicze i pięknie
brzmiące słówko – jak wszystko po łacinie zresztą. Lubię łacinę, a mozaika też
może być ładna. Poza tym, mozaika to arcydzieło, to układanka. Zadziwiające,
jak jeden element w złym miejscu może wszystko popsuć, prawda? Reasumując: jest
dobrze, prosto i zapada w pamięć. Punkt dla Ciebie.
W kryteriach oceniania zazwyczaj bierze się też pod uwagę
tak zwaną „belkę”, ale jakoż że takowej u Ciebie nie ma, pozwolisz, że pod
uwagę wezmę podtytuł, czyli, jak podejrzewam: „Szczecińską mozaikę
humanistyczną”. Już od dawna wiem, dlaczego akurat szczecińską, wiem też,
dlaczego mozaika. Bosko, iż bystrzy ludzie mogą wywnioskować kilka faktów z
tych trzech zaledwie słówek.
Powiedziałam już wcześniej o kolorach, które są przecież
częścią szablonu, ale do tego jeszcze wrócę, jeśli pozwolisz. Do niego zaliczę także
zdjęcia, które umieściłaś na stronie powitalnej. Choć na samym początku nie
przypadły mi do gustu, z biegiem czasu doszłam do wniosku, że jednak podzielenie
się nimi było całkiem dobrym posunięciem. Miło jest wiedzieć mniej więcej,
gdzie rozgrywa się akcja Twoich opowiadań. A na marginesie wspomnę też, że
najlepsze zdjęcie, to zdecydowanie to z latarnia uliczną na pierwszym planie.
Te kolorowe kamieniczki są wprost przeurocze! I te „nocne” też są niczego
sobie, ale ja mam słabość do miast o nocnej porze.
Kiedy jednak jeden z linków przeniesie mnie na
którąkolwiek z podstron, wita mnie niezbyt piękny nagłóweczek – granatowy napis
na czarnym tle. Zapamiętaj, że choćby nie wiem, jak piękny miałby być ten
napis, nigdy nie łącz granatu i czerni, nigdy! Szczególnie nie w tych
odcieniach. Wygląda to brzydko, tańczy przed oczyma, zlewa się.
Przeniesienie linków było dobrym pomysłem. Kiedy pisałam
tę ocenę po raz pierwszy, właśnie wspomniałam w niej o tym problemie. Wcześniej
wszystko było bardzo poupychane i nieczytelne, a teraz przynajmniej w jakimś
stopniu wiem, co gdzie jest. Myślę jednak, że warto zrobić to samo z kolumną, w
której są Twoje inspiracje. Albo chociaż fajnie by było poszerzyć tę kolumnę,
jeśli się da.
Ogólnie, to jak na taką stronę, teraz wszystko prezentuje
się dobrze, może nawet bym powiedziała, że profesjonalnie. Ale jakoś nie łapie
za serce i nie zdycham z zachwytu.
Odwiedzając sobie po raz kolejny zakładki ze słowem
wstępnym i tę z krótkim opisem Ciebie, stwierdzam, że w zupełności mi to
wystarcza. Mówisz, co trzeba, nie lejesz wody, wszyscy są zadowoleni, nikomu
niczego nie brakuje. I pozdrów, proszę, Andrzeja. Tak po prostu.
Czytać zaczęłam od „Kiedy zapominam, że widzę Innego”, a
było to bardzo dawno temu. Pamiętam jednak, że akcja całego tworu rozgrywała
się głównie na imprezie, a więc niespecjalnie porywała. Bardziej w sumie
skupiłaś się na przeżyciach bohaterów – co się chwali, oczywiście! – jednak
wydaje mi się, że momentami było nieco nudnawo i jakoś tak nie unosiło.
Najzwyklejsza grupa osób, najzwyklejsza sytuacja, najzwyklejsze zachowania.
Myślę, że warto byłoby ubogacić nieco to wszystko. Jednak z drugiej strony…
Muszę jednak uwagę zwrócić na postaci w Twoim opowiadaniu.
W części A można było poczytać o Michale i Lali, i na nich głównie się
skoncentrowałaś. Bardzo ładnie pokazałaś ich uczucia, co właśnie pozwoliło
stworzyć nić sympatii do nich. Oboje są niezwykle realistyczni, podobnie
zresztą jak i Paweł czy Dominika. Co jeszcze? W kryteriach napisane jest coś o
oryginalności, więc i ją spróbuję już poruszyć. Nie wiem, czy jakaś tutaj jest
– jak powiedziałam już wcześniej, to wszystko wydaje się niesamowicie normalne.
Gdyby jednak popatrzeć na całość z innej strony, to teraz przecież nie tak
łatwo natrafić na opowiadania osadzone w naszych polskich realiach. To właśnie
mi się bardzo spodobało już od pierwszej chwili.
Co jeszcze? Ach, no tak. Michał jest gejem. Lala nie znała
nigdy żadnego geja. Michał jest zdegustowany, a Lala zakłopotana. Okej.
Miałam już okazję czytać opowiadania z wątkami
homoseksualnymi, co więcej, zauważyłam, że takich ostatnio pojawiło się
niesamowicie wiele. Nie mogę więc powiedzieć, że tym wybiłaś się ponad całą
resztę. Aczkolwiek w takich utworach geje czy lesbijki zwykle są ukazywani jako
ktoś „normalny”. Oczywiście, nie chodzi mi tutaj o to, że osoby o odmiennej
orientacji powinny być dyskryminowane czy coś w ten deseń, nic z tych rzeczy!
Po prostu zazwyczaj takie postaci są jakby akceptowane przez cały ogół i nikt
nie ma z tym problemu – co naturalnie jest wierutną bzdurą w zwykłym świecie.
Ładnie pokazałaś to zawstydzenie Lali w stosunku do Michała. Bądź co bądź, nie
każdy może czuć się swobodnie w towarzystwie geja, choć teoretycznie nie
powinno to robić nikomu żadnej różnicy. Ale cóż na to.
Styl? Z tego co do tej pory przeczytałam, to mogę
powiedzieć, że piszesz dobrze – a jakże. To pewnie wiesz. Ładnie dopasowałaś
styl najpierw do charakteru Michała, a następnie do Lali. Czasami jednak
odniosłam wrażenie, że piszesz tak, jakbyś tego wszystkiego się nauczyła. Te
chwile jednak nastąpiły bardzo, bardzo rzadko.
Co dalej? Dalej mamy opowieść o tym, jak to nie powinno
się ludzi szufladkować i jak stereotypowo ich oceniamy. Piszesz o spotkaniu
Lali z Michałem i ich pierwszej, prawdziwej rozmowie. O mętliku w głowie i
pewnym zawstydzeniu, jakie wywołał fakt, że ma się złe zdanie o osobie, której
tak naprawdę się nie zna. I o błędzie, jaki robimy, kiedy nie pozwalamy sobie
zagłębić się w duszę drugiego człowieka.
Ja sama uważam problem szufladkowania ludzi za naprawdę
poważny i mimo wszystko wciąż istniejący na świecie. Trudno się go pozbyć i
podejrzewam, że nigdy to się nie stanie. Dobrze, że poruszyłaś akurat ten
temat, bo przecież powinno się przypominać o wadach, jakie w nas siedzą, a nie
je tuszować. Sądzę jednakże, że wszystko opisałaś tak… normalnie.
Masz naprawdę ładny styl pisania. Tworzenie czegoś
przychodzi Ci z łatwością i przyjemnością, to widać wszystko podczas czytania.
Uważam jednak, że żeby naprawdę podbić czytelnika, musisz się jeszcze bardziej
postarać.
Oprócz „Kiedy zapominam, że widzę innego”, przeczytałam
też „Bo to twój dobry kumpel”. Wiem, że nieco nie po kolei, ale jednak jestem
zadowolona, że się wróciłam. Bo te części podobają mi się o wiele bardziej.
Już na samym początku spodobało mi się to, jak wypróbowałaś
inną narrację, która, nie ma co ukrywać, sporo wniosła do tekstu i nadała mu
charakteru. Nie wyszła sztucznie, jak mogłoby się wydawać – wręcz przeciwnie,
gdybyś użyła inną, wtedy dopiero wyszłoby sztucznie. Niesamowicie przyjemnie
czytało się o historii przyjaźni, która przecież dużo zniosła. W ogóle miło się
czyta o przyjaźniach, a Ty przedstawiłaś to w dodatkowo ładny sposób. Myślę, że
udanym pomysłem było to, że pokazywałaś życie Dzidy i Skały w takich częściach
i z tak różnych stron, i z tak różnych lat. Rozciągnięcie akcji w czasie
pozwoliło czytelnikowi nie tylko na oswojenie się z bohaterami, ale przede
wszystkim na ich zrozumienie. Nie ukrywam więc, że z jakimś tam smutkiem i
niewielkim wewnętrznym buntem przyjęłam ostatnie akapity. To było pożegnanie, a
ja pożegnań nienawidzę – tak po prostu.
Pozwolę sobie wrócić do samego początku – do sceny w
McDonaldzie. Chcę tylko powiedzieć, że wyszła Ci ona niesamowicie
realistycznie. To właśnie podoba mi się w Twoim pisaniu, że mogę sobie wszystko
dokładnie wyobrazić i nie mam z tym najmniejszych problemów. Myślę, że naprawdę
niewiele osób zareagowałoby spokojnie na myśl, że ich dobry kumpel jest gejem. Dlatego
doceniam fakt, że Paweł się wkurzył, a nie rzucił tekstem w stylu „Wiedziałem!”.
Czytając najpierw „Kiedy zapominam…”, już tam dowiedziałam
się, że Paweł i Monika z jakichś powodów nie są parą. Tutaj jednak dowiedziałam
się z jakich powodów. Może wydawać się to niezwykle śmieszne, ale po prostu
fakt, że jednak ci dwoje potrafili się dogadać, podniósł mnie na duchu.
Myślę, że wyjątkowo pozytywnym aspektem całego opowiadania
jest to, że każdy bohater wywarł na mnie jakieś wrażenie. Podziwiam Michała za
odwagę, Pawła za to, że jednak wrócił, Monikę za zdecydowanie; Lala natomiast
wzbudziła trochę współczucia. A to wszystko dlatego, że idealnie wykreowałaś
ich charaktery. Brawa dla Ciebie.
Lubię w Twojej twórczości to, że nie boisz się różnych tematów,
że ich nie omijasz. Czy to w „Kiedy zapominam…”, albo „Bo to twój…”, albo w „W
co się bawiły małe dziewczynki”. Z jednej strony gryziesz feminizm, z drugiej
tępisz stereotypy, z trzeciej chwytasz się homoseksualizmu, który pokazałaś w
bardzo naturalny sposób, że pozwolę sobie jeszcze raz do tego wrócić. Nie
opisałaś po prostu migdalenia się dwóch osób tej samej płci, jak zwykle robią
to autorzy na swoich blogach. Po prostu poświęciłaś im emocje, co było najlepszym
wyjściem.
Chciałabym jeszcze zwrócić uwagę na świat, w którym
umieściłaś opowiadanie – czyli na rzeczywistość. Bardzo cieszę się z faktu, że Musivum to nie jest kolejne fantasy
osadzone w wyimaginowanym mieście, albo że nie jest to opis życia kilku
bohaterów w jakimś obcym kraju. Uważam, że w ten sposób jeszcze lepiej mogłam
zrozumieć postaci. I choć nigdy w Szczecinie nie byłam, to wierzę Ci, że Michał
mógł przebiegać taką a taką ulicę, a Paweł siedzieć na tym czy innym
przystanku.
Reasumując: piszesz dobrze, naprawdę dobrze. Jesteś
odważna w tym co robisz i starasz się przekazać kilka mądrości – masz cel w
tym, co robisz, co naprawdę doceniam. Masz też umiejętności, czego nie można
wykluczyć, masz łeb na karku i świetne pomysły. Tak trzymaj. Wiesz, co robisz,
a zgłoszenie Musivum do oceny miało
tylko Cię w tym upewnić, jak sądzę. A więc – upewniam Cię, że jesteś na dobrej drodze.
Jesteś też niesłychanie oryginalna w tej prostocie – bo niby akcja dzieje się w
normalnym Szczecinie, wśród normalnych ludzi, to jednak, o dziwo, pierwszy raz
coś takiego czytam. Mam jednak jedno „ale”: gdybyś chciała kiedyś wydać
książkę, do czego serdecznie Cię namawiam, bo masz ku temu predyspozycje, musiałabyś
się bardziej postarać, wymyślić coś jeszcze. Bo wierzę, że mogłabyś wykrzesać z
siebie jeszcze więcej.
Nie popełniasz błędów, za co jestem Ci wdzięczna. Owszem,
zdarzyło się kilka literówek (najwięcej chyba w „Kiedy zapominam, że widzę
innego”), ale to może zdarzyć się każdemu. Więc gdyby kiedyś Ci się nudziło, to
możesz po prostu jeszcze raz przeczytać swoje teksty i to popoprawiać.
I pozwolisz, że na tym będę już kończyć. Powiedziałam, co
miałam do powiedzenia, swoją robotę skończyłam. Pozwolisz więc, że Musivum dostanie ode mnie Wybitnego, a jakżeby inaczej, ale z dolnego progu
punktacji. Dlaczego? Ano dlatego, że wierzę, że możesz więcej. Radziłabym też
zmienić portal, na jakiś bardziej przyjazny, a jeśli nie chcesz – to wyremontować
jego wygląd. I powiększyć czcionkę, proszę Cię. Cholernie źle się czyta takie małe literki.
Przepraszam jeszcze raz za to, że dopiero teraz wstawiam
tę ocenę – mam nadzieję, że nie jest najgorsza. I życzę Ci wszystkiego, co
dobre – rozwijaj się w najlepsze.
I z tego miejsca pozwolę sobie też zaprosić wszystkich do Prozaików,
a nuż się komuś spodoba.
Dziękuję serdecznie za ocenę – i pozwolę sobie na nią odpowiedzieć.
OdpowiedzUsuńPo pierwsze – jasne, rozumiem obowiązki w życiu codziennym, brak czasu i problemy ze sprzętem. Zdarza się, wiem po sobie i po swoich rozmaitych obsuwach w terminach.
Jeśli chodzi o LiveJournal – ja go nazywam blogiem, zresztą gdzieś w definicji serwisu jest podane to określenie. Mogę zrozumieć, dlaczego Ci się nie podoba, przyznam jednak, że jestem do niego przywiązana – tam założyłam swoje pierwsze, prywatne konto, poruszam się po żurnalu od pięciu lat i czuję się tam jak u siebie. Miałam też później blog na „normalnym” blogowym serwisie, ale jakoś się ze sobą nie zżyliśmy. Myślę więc, że pozostanę przy żurnalu – jest mi na nim naprawdę dobrze i trudno mi wyobrazić sobie przeniesienie się gdzie indziej.
(Co do Obamy, to na te nieszczęsne reklamy nie mam niestety wpływu. Też mnie denerwują, ale cóż...)
LJ nie ma belek, na to miejsce wskakuje tytuł blogu – kolejna specyfika tego miejsca. Dobrze chociaż, że ma miejsce na podtytuł. Poszerzanie kolumny i zmiana czcionki powodują brzydkie „rozwalenia” w szablonie, więc obawiam się, że z tym akurat nic nie zrobię.
(I tak, uparcie chcę zostać na żurnalu, choć ogromnie podoba mi się blogspot, przyznaję szczerze).
Pomyślę nad tym granatem na czerni – może rzeczywiście lepiej go jakoś przerobić, na przykład na biel.
Cieszę się, że tytuł (adres) przypadł Ci do gustu :) Inspiracje wolałabym zostawić tam, gdzie są, tak aby ciągle towarzyszyły każdemu tekstowi.
Odnośnie literówek: no niestety, nawet mimo tego, że drukuję każdy tekst przed publikacją i robię korektę na tym wydruku, literówki wciąż mi gdzieś się chowają. Co jakiś czas czytam opublikowane już utwory i je poprawiam, więc zapewniam, że przy najbliższej okazji znów zrobię „literówkowy remont”.
Fakt, że czytałaś nie po kolei (to znaczy nie według kolejności w „Spisie treści”) akurat mi się podoba, w końcu w założeniu te teksty powinny działać przy każdym układzie.
Nie miałam zamiaru wybiajać się ponad inne teksty tym, że moi bohaterowie to głównie osoby nieheteronormatywne. Wiem, obecnie jest wiele takich tekstów – a wynika to z różnych powodów, z których część jest mi bliska, część diabelnie daleka. W każdym razie zagadnienia genderowo-queerowe, w które wchodzi kwestia seksualności nieheteronormatywnej, to zagadnienia bardzo mi bliskie. W końcu są i moimi kwestiami – podobnie jak zagadnienia dotyczące humanistyki.
Cieszę się, że doceniasz brak tego, co jedna z moich znajomych nazywa „Tęczolandią”. Też mnie drażni takie zjawisko.
Bardzo się cieszę z Twoich wrażeń po „Kumplu” – zwłaszcza z tego, co dotyczy realizmu. Na tym realizmie – psychologicznym, językowym, obyczajowym – naprawdę mi zależy. Bunt na widok ostatnich akapitów to dobry znak, zdecydowanie. Uwagi na temat kreacji bohaterów też mnie ogromnie cieszą – w końcu dla mnie oni wszyscy są jak najbardziej żywi, więc wspaniale, gdy dla innych też się tacy stają :)
(No i narracja, rzecz jasna, bo to narracja zupełnie dla mnie niecodzienna, a jednak świetnie się z nią w „Kumplu: bawiłam – i cieszę się, że nie tylko ja).
Aha, Andrzeja pozdrowię, oczywiście. Chociaż to paskudne, że zyskuje pozdrowienia po swoim aroganckim komentarzu pod moim kierunkiem ;)
Podobnie szalenie mnie radują pozytywne uwagi na temat samych podejmowanych tematów – orientacja bohaterów nie interesuje mnie sama przez się, ona zawsze jest w jakichś kontekstach, a do tego stanowi tylko jeden z elementów człowieka, więc to, że jestem bi/lesbijką/gejem, to tylko część mnie; ta część ma znaczenie w moim życiu (różnorodne), ale nie tylko ona na to życie wpływa; podobnie cieszą mnie uwagi na temat samego Szczecina. Miałam kiedyś niezłe problemy z opisywaniem miejsc, pomijałam przestrzeń, w której funkcjonował bohater – teraz zaś ta przestrzeń jest dla mnie istotna i nie bez powodu wybrałam przestrzeń miasta, które kocham.
(Dokończę w następnym).
Dziękuję za „upewnienia” :) I od razu co do oryginalności – w oryginalność jako taką nie wierzę. Wierzę natomiast między innymi w to, że w odpowiednim ujęciu coś może się wydać oryginalne – więc ta „oryginalność w prostocie” bardzo mi odpowiada. A co do książki (przyznam szczerze, że obecnie zupełnie o tym nie myślę, internetowa forma z wielu powodów mi odpowiada, ale nie zamierzam się z niczym zarzekać, bo wiele moich „nigdy” wywracało się później do góry nogami) – oraz postarania się bardziej: sprawa wygląda tak, że ta zwyczajność i normalność fascynuje mnie najbardziej – bo jest najbardziej niezwyczajna i „nienormalna”. Interesuje mnie przede wszystkim nie to, „co” się wydarza, ale to, „jak”. Pasjonuje mnie ludzka psychika i uwielbiam się w niej grzebać – stąd też, jak myślę, mogło się chwilami pojawiać u Ciebie wrażenie pewnego znużenia czy „normalności”. Bo tak chciałam na przykład opisać tę kwestię Michała i Lali: to nie momenty wielkoprzełomowe, gdy wszystko się obraca o sto osiemdziesiąt stopni, a świat zaczyna się kręcić w drugą stronę – to się jakże często dzieje obok innych spraw, może nawet trochę mimochodem, może nieświadomie – albo, jak u Michała, to jest pewien przełom, ale włączony w inne elementy życia. Życia, które można uznać za „normalne”, a można też zobaczyć w tej „normalności” całą masę niezwykłych wydarzeń, związanych z tym, co zmienia się w ludzkiej psychice wraz z każdym kolejnym dniem, doświadczeniem, przemyśleniem.
OdpowiedzUsuńNie za bardzo rozumiem uwagę „piszesz tak, jakbyś tego wszystkiego się nauczyła”, przyznam szczerze. Dziękuję za uwagi o stylu; jeśli zaś chodzi o kwestię postarania się, znów – to po części i kwestia tego, czego dany czytelnik oczekuje. Mam wrażenie, że mimo ogólnie pozytywnych odczuć po lekturze, nie do końca znalazłaś w moich tekstach to, co Ci odpowiada. Nie zrozum mnie źle – nie uważam się za alfę i omegę (fakt, że mój nikt pochodzi z ostatniej litery alfabetu greckiego, to zupełnie inna historia, po prostu szaleńcza miłość do greki klasycznej); wezmę Twoje uwagi pod uwagę (jakkolwiek to niezręcznie brzmi) i ze swojej strony będę się starać jak najbardziej. Mam przy tym jednak świadomość tego, że jedną osobę mogą moje teksty porwać kompletnie, innej spodobać się bardzo, innej – dość, a jeszcze innej – wcale. I każda z nich ma do tego prawo.
Przy całej ocenie nie mogłam się jednak pozbyć niepokojącego wrażenia, że przeczytałaś tylko „Kumpla”, „Innego” i „Dziewczynki” – a to też mogło mieć pewien wpływ na odbiór. Wiesz, czego mi brakowało podczas czytania oceny? Po pierwsze, pozostałych bohaterów, po drugie, jakiejkolwiek uwagi na temat całej kompozycji „Musivum”, koncepcji z tym związanej. Jasne, nigdzie nie jest napisane, że oceniające muszą czytać całość tekstu, niemniej jednak – po prostu szkoda.
Tak czy inaczej, dziękuję za samą ocenę (jej, doczekałam się! Piszę to bez złośliwości, po prostu się cieszę, że miałaś trochę sprzyjających warunków do jej napisania i zamieszczenia), za przeczytanie, wszystkie uwagi, które czytałam z zaciekawieniem i głównie z ogromną przyjemnością, a także za tak wysoką ocenę, nawet przy dolnym progu punktacji ;) I, rzecz jasna, dziękuję za poświęcony mi czas.
(I za przeczytanie tego, co właśnie wyprodukowałam, nie wiem, czy kiedykolwiek uda mi się odpisać na ocenę w kilku zdaniach).
Pozdrawiam serdecznie.
Ome