środa, 31 lipca 2013

Feta wakacyjna 2013: Odsłona II

Było jeszcze przed dziewiątą rano, gdy pewien kot z niezadowoleniem rozejrzał się po ciemnawym pomieszczeniu. Światło słoneczne wpadało jedynie przez jedno okno dachowe, pozwalało to jednak odróżniać wszystkie kształty. Neko powoli podniosła się i przeciągnęła. Co mogło obudzić ją o tak barbarzyńskiej porze? Po chwili już wiedziała. Z dołu dochodziły odgłosy zażartej dyskusji.
Deski cicho zaskrzypiały, gdy dziewczyna przeszła przez poddasze. Przywdziawszy szlafrok i opaskę z kocimi uszami, ruszyła w stronę salonu. Zjechała po poręczy i przystanęła na progu pomieszczenia, przyglądając się panującemu w środku zamieszaniu.
Dłuższą chwilę zajęło jej zrozumienie powodu, dla którego w salonie rozpętała się burza, urywki zdań wystarczyły jednak do wyciągnięcia wniosków. Wiele pomogła także hawajska koszula Pana Oceny Legilimens.
 - O, Neko. – Pierwszą osobą, która zauważyła nowoprzybyłą, była Alu. Nie wyglądała na zadowoloną, bowiem nie udało jej się namówić reszty towarzystwa na wyjazd do Moskwy. – Zapomniałyśmy o tobie.
 - Zauważyłam. Jeśli też mam jechać, ktoś musi zapewnić transport albo opiekę dla moich dwunastu kociaków. – I wróciła się do siebie, by nakarmić futrzaki.

Neko, jak każdy porządny kot, przesypiała większość dnia, także zmuszenie się do spakowania walizki było dla niej nie lada wyczynem. W sumie nie czuła się nawet częścią załogi; bardziej tymczasowym gościem. No ale skoro może zabrać ze sobą swoich pupili, dlaczego miałaby zrezygnować z wycieczki na Hawaje? Miło zawsze jest zobaczyć jakieś nowe miejsce.
Hawaje w środku sezonu wakacyjnego oznaczały stałe zmaganie się z upałem, toteż Neko spakowała trzy wachlarze. Jeden do używania na bieżąco, a dwa tak na wszelki wypadek. Może w tym słońcu przynajmniej Pan Oceny Legilimens się trochę opali i przestanie wyglądać jak zombie.

Następnego dnia o świcie (jeszcze bardziej barbarzyńska pora) wszystkie członkinie załogi OL były gotowe do wylotu. Oczywiście poza potrzebnymi rzeczami, w bagażu każdej z dziewcząt znalazły się także przedmioty zupełnie zbędne (na przykład pluszowe pingwiny).
Samolot opóźnił się jedynie czterdzieści minut. Dla Neko było to niezwykłym luksusem – poprzednim razem, gdy zamierzała udać się w podniebną podróż, na samolot musiała czekać pięć godzin. PIĘĆ GODZIN. Naprawdę…
Bilety, które zostawiła Ew, uprawniały do przelotu w pierwszej klasie. Zabawa zaczęła się więc już na pokładzie aeroplanu. Darmowy szampan dla wszystkich! Jedynym niepokojącym elementem była osoba pilota. Żyrafa w goglach nie wyglądała na istotę uprawnioną do sterowania dużymi maszynami…
Mimo wszystko podróż odbyła się szczęśliwie i bez ofiar (nie licząc kilku butelek szampana potłuczonych z powodu chwilowych turbulencji). Dla Neko jak zawsze największą atrakcją było przyklejanie nosa do szyby. Nie, nie interesowały jej malutkie miasta, wyglądające jak makiety. Fascynowały ją chmury. Bo chmury od góry zawsze wyglądały zupełnie inaczej, niż z dołu. Poza tym… były tak blisko… I były takie puszyste! Naprawdę miało się wrażenie, że można na nie zeskoczyć i skakać jak po wielkim skupisku waty cukrowej.

Zaraz po przybyciu na Hawaje, członkinie załogi OL zostały obdarowane naszyjnikami z kwiatów. To, jakie były to konkretnie kwiaty, uzależnione było od konkretnej wyspy, na której się znajdowały. Tutaj na szczęście nie mieli różowych girland, a błękitne. Neko niewiele miała wspólnego z florystyką i nie umiała nazwać gatunku, musiała jednak przyznać, że kwiaty o takim odcieniu były dużo ładniejsze, niż się spodziewała.
Ich pierwszym posiłkiem na wyspie były różnorodne owoce morza i, oczywiście, koktajle owocowe. Ciekawe było położenie restauracji – stoliki stały do połowy zatopione w morzu. Było to dobre rozwiązanie dla tych, którzy chcieli się schłodzić… Pomysł nie spodobał się tylko Neko. Bo koty nie lubią wody! Namoknie jej futro na ogonie i pomarszczy się skóra na stopach!
Gdy nadeszło południe, Hawaje ukazały swe prawdziwe, mrocznie słoneczne oblicze. Permanentne trzydzieści stopni w dzień. Jedynie o pięć stopni chłodniejsza woda. I otworzyły się bramy piekielne…
Porzućcie wszelką nadzieję Wy, którzy tu wchodzicie.*
W takich warunkach Pan Oceny Legilimens zarządził wycieczkę w głąb wyspy, mając nadzieję, że cień drzew przyniesie choć niewielką ulgę, nim organizm przyzwyczai się do nowych warunków atmosferycznych. Poza tym i tak wszyscy chcieli zobaczyć wulkan…
 - Naruszyliście święty teren – usłyszała cała załoga, gdy wkroczyła już na zbocze wulkanu.
Wulkany w rzeczy samej były święte dla mieszkańców Hawajów, ale…
 - Czy nie można tu wchodzić?
 - To chyba atrakcja turystyczna, prawda?
 - JUŻ NIE! Mamy dość nachodzenia naszych świętych miejsc!
 - Ech, a gdzie wy w ogóle jesteście?
 - Pokażcie się!
I z krzaków wyskoczyła banda rosłych chłopów. Kręcili się w powietrzu i wywijali kończynami. Wyglądało, jakby tańczyli. Ale Pan Oceny Legilimens od razu wiedział, że to Lua – sztuka walki. Neko wolała nazywać ją Kapu Kuialuą. Tubylcy byli odziani w maski o dziwnych kształtach, zapewne nawiązujących do dawnych, pogańskich wierzeń.
 - Jesteśmy obrońcami tej wyspy, choć niektórzy zwą nas mafią!
 - Jesteśmy ‘Eiwa Honua!
 - A teraz poddajcie się! Zostaniecie złożeni w ofierze bogowi wulkanu!

~~~

* Oczywiście Dante, "Boska Komedia"

13 komentarzy:

  1. Mogę mieć tylko nadzieję, że te chłopy w miarę przystojne i wrażliwe na uroki kobiece ;D
    Bogom niech będą dzięki za nie-różowe kwiaty, ale prędzej wypiłabym wodę morską niż jeszcze raz wzięła do ust owoce morza ;PPP

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W Polsce jeść ich nie lubię, ale gdzieś, gdzie są świeże - warto.

      Usuń
    2. Jadłam w Chorwacji, świeże jak najbardziej. Po prostu nie mój typ jedzenia, nie przemogę się ;<

      Usuń
    3. Krewetki są genialne, absolutnie każde! Ale małży to bym nie zjadła. (Panicznie boję się ślimaków, a małże są takimi jakby, no nie wiem, ślimakami) XD

      Rękawicka w stronę Innej :D A w ogóle to, kurczę, penguins everywhere, ale byłam przekonana, że kupowałam klatkę, żeby żywe wziąć, nie pluszaki. Ktoś mi to z głowy wybił, czy jak? XD

      Usuń
    4. A ja nie lubię krewetek. O ile dobrze kojarzę, to są takie małe raczki, a raczki gryzą/szczypią/pożerają w całości. Nie lubię gryzienia. W ogóle. A to wszystko wina komarów!
      Ciekawa jestem tych chłopów. Muszą być jacyś bardzo wyjątkowi, skoro kręcili się w powietrzu i wywijali kończynami. Próbowałam to sobie wyobrazić, ale to chyba wykracza poza moje możliwości. :D

      Usuń
    5. Następna jest Inna? Błagam, zrób coś! Nie chcę być złożona w ofierze wulkanowi! Jestem na to za młoda, za piękna i za mało razy byłam w Moskwie!

      Usuń
    6. Krwetki sie je, a nie zabija lapka na muchy, M :D Alu, ja tam licze na mafie :D

      Usuń
    7. A mi się dzisiaj śniło, że to są zbuntowani autorzy XD

      Usuń
    8. To nie byłby zły pomysł XD

      Usuń
  2. A ja lubię krewetki :) chociaż małży, tak jak Em, bym nie zjadła xD
    tak w ogóle to ile mam czasu na napisanie? bo się pogubiłam :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 5 dniow i blagam, nie spozniaj sie, bo ja 17 wyjezdzam, a znnaszym tempem skonczymy w pazdzierniku xD

      Usuń
  3. Czy nie powinno się przypadkiem pojawić podsumowanie miesiąca? :>

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Badum tsss! Phoe jesteś jedyna ogarnięta w towarzystwie.

      Usuń

Obserwatorzy