Niespodzianka! Nie, nie wracam do
roli oceniającej. Po prostu postanowiłam Wam nieco pomóc, bo tak się składa, że
to na mnie przypadł obowiązek napisania podsumowania i naprawdę chciałabym,
żeby wypadło to jakoś… lepiej. O dziwo chyba najdłuższa ze wszystkich, jakie napisałam. W dodatku po zakończeniu lektury tego bloga, który czekał w kolejce prawie 8 miesięcy, jestem wściekła na autorkę. Ocena momentami może skfikać, albo zdenerwować, albo jeszcze oburzyć. Tak wolę ostrzec ewentualnych przechodniów.
Opowiadanie na tym blogu zostało
zakończone już dawno, bo siódmego kwietnia. Niewątpliwie długo się naczekałaś,
a ja mam wątpliwości, czy w ogóle przyjdzie Ci przeczytać tę ocenę. Mam szczerą
nadzieję, że tak.
Nie do końca jestem w stanie
zrozumieć, o co chodzi w adresie. Sam fakt, że niespecjalnie lubię mieszaninę
języków, pominę. W moim tłumaczeniu „Road after the peace” znaczy „droga po
pokoju”, przy czym „after” oznacza „później”, a „peace”… Nie, nie mam zamiaru
zgadywać, co autor miał na myśli. Ani mi się śni.
Na nagłówku mamy cytat odnośnie
sensu cierpienia i sensu bezsensu. Ładny. Jest podana autorka słów, czyli
wszystko jest jak należy. Jednak to, co naprawdę mnie cieszy, to szablon. Można
powiedzieć, że jest banalny. Fiolet w połączeniu kremowym prezentują się
wspaniale, ale to nie kolorystyka mnie zachwyciła. Nagłówek to najzwyklejsze w
świecie zdjęcie, przedstawiające drzewo zimą i jakąś postać. Do tego dodany
jest zegarek, oraz rozpoczęcie reszty szablonu, na którym widzimy kolejny
cytat. To jedna z prostszych prac, jakie widziałam, ale robi niesamowite
wrażenie. Dowód na to, że wygląd bloga wcale nie musi być przeładowany milionem
zegarków, kwiatków, kompasów i innych badziewnych ozdóbek, które pojawiają się
ostatnimi czasy na każdym szablonie stworzonym przez profesjonalistę niemającego umiaru. Dla mnie jest różnica pomiędzy ładną pracą z
zegarkiem, a chyba-ładną pracą z
milionem zegarków, na której panuje jeden wielki chaos. I Twój szablon jest tak
prosty i tak ładny, że nie sposób się nie zachwycać, kiedy wszędzie ostatnio
widzę nadmiar elementów na stronach. Mam bardzo dobre przeczucia, choć obawiam
się, że nie będzie to zbyt wesołe opowiadanie.
Pierwszy rzut oka na menu i już
widzę, co mi nie odpowiada. Z księgi gości zrobiłaś spamownik, przez co w
kolumnie zrobiło się lekkie zamieszanie. „Cytaty.info” mogłabyś równie dobrze
wstawić w „linki”, bo nie jest to strona należąca do Ciebie i nie jest też
jakoś szczególnie powiązana z blogiem. W oczy rzuca się duży napis informujący
nas o tym, że zawędrowałaś już do wydawnictwa, przez co mam jeszcze lepsze
przeczucia odnośnie tego bloga. Zakładka z linkami jest uporządkowana i nie mam
żadnych przeciwwskazań. Podstrona poświęcona Tobie zawiera krótki opis.
Czytając tak sobie, stwierdziłam, że jesteśmy podobne. Ot, taka uwaga odnośnie
niezorganizowana, cudownego świata marzeń, śmiechu i pisania. Takie życie
zaczyna się chyba dopiero wtedy, kiedy człowiek mocno wciągnie się w to, co
tworzy. Wracając do menu, widzę tu jeszcze stronę, na której możemy zadawać Ci
pytania, oraz odnośnik mający na celu zachęcenie nas do przeznaczenia 1%
podatku na pewne dziecko z autyzmem. To miłe z Twojej strony.
Zajmijmy się treścią.
Widzę długi, zapisany maleńką
czcionką prolog. Nie żeby czcionka mi przeszkadzała, choć inni pewno by
narzekali. Cały problem tkwi w tym, że ten prolog jest… długi. Z tym, że to nie
mój problem. Słyszałam wiele opinii odnośnie formy tego rozpoczęcia. Ludzie
twierdzą, że ma być krótko, bezsensu i ogółem ma nawiązywać dopiero do
późniejszych części opowiadania. Bzdura, prawda? Prolog jest przede wszystkim
wprowadzeniem. Może być tajemniczy, oczywiście, ale dlaczego miałby po prostu
nie zaprezentować nam, z czym będziemy mieć do czynienia? Nie wiem jeszcze, co
mnie czeka, ale biorę się za czytanie.
Jezu, ile błędów.
Prolog:
„które czekają tuż za rogiem, jak wąż” - to porównanie, przecinek musi wylecieć.
„Próbujesz wieźć życie” - wieść, cytując Alucardynę, "wieźć to można kartofle na targ".
„Uważasz:
„Dlaczego inni mieliby wiedzieć? Wystarczy, że wie moja rodzina”. - Okropnie dużo cytatów, mogłabyś przestać ich używać, ale jeśli już to robisz, to nie zapominaj o dwukropkach. (Dwukropki wyglądają tak: ":", nie tak: "..")
„zapominając o rodzeństwu” - rodzeństwie
„Zniżają człowieka to poziomu zwierzęcia” - do
„Nie ukrywam, że tą opcję”- tę. Tą opcją, tę opcję. Tą margaryną, tę margarynę. Łapiesz?
„Obok siedzi mała blondynka, w czerwonej sukience,
z uśmiechem od ucha do ucha” - to miało być wtrącenie? Nie wydaje mi się.
„Potrafi siedzieć spotkanie, nawet wtedy, gdy wybucha pożar.” - spokojnie.
Po pierwsze: wyjustuj tekst. A
teraz do rzeczy… Jestem pod wrażeniem, jeśli chodzi o prolog. Muzyka, którą
dobrałaś, wprowadza nastrój tak idealny, że nie mogę wyjść z podziwu. Pokazuje
nam sytuację pewnej nastolatki, która ma dwójkę rodzeństwa i matkę, która
niekoniecznie zachowuje się tak, jak dobra matka powinna. Niekoniecznie… Tak,
to było bardzo nieodpowiednie słowo. Kobieta próbowała zabić własną córkę. Za co?
Za to, że jej druga, młodsza córka, zaczęła płakać i denerwować się i ją
obudziła. To jest… przerażające. Dokładnie takie, jakim ma być. Zaczyna się
wielka, tragiczna przygoda. Dziewczyna impulsywnie zaczyna działać, momentalnie
pakuje torby razem z bratem, a następnie uciekają. Och, nie ma czasu na
pisanie! Pędzę do rozdziału pierwszego.
Rozdział I:
„Przyjemnej bynajmniej” - jak można mylić
„bynajmniej” z „przynajmniej”? *Rozgląda się rozzłoszczona dookoła*. Przynajmniej tak, bynajmniej nie.
„Otaczają mnie szare bloki, z brązowym tynkiem” - przecinki skaczą jak szalone.
„Dochodzę do wniosku, że podjęłam
tą decyzję zbyt pochopnie.” - tę.
„Przezieram
się przez tłum ludzi” - przedzieram.
„Moja
przemyślenia przerywa postać brata”- moje.
Twoja bohaterka, Lucy (wreszcie
znam jej imię!), ma wielkie serce. Coraz lepiej poznaję jej charakter. Jest rozgoryczona, ale nie denerwuje się na wszystkich
dookoła, nie ma w niej nienawiści. Chce przebaczyć wszystkie krzywdy i złe
myśli, bo musi to zrobić, sumienie
jej o tym podpowiada. Całą winę bierze na siebie, czuje się odpowiedzialna za
wszystko, a jej rodzeństwo utwierdza ją w tym przekonaniu. Właśnie
zorientowałam się, że narracja jest pisana w czasie teraźniejszym. Bardzo nie
lubię tego typu pisaniny, ale tutaj… nawet nie rzuciło mi się w oczy! Świetnie
operujesz językiem, tak, że nie tylko czyta się przyjemnie, ale i wczuwa w
sytuację. Mam mocne przeczucia, co do końcowej oceny.
Rozdział II:
Odnośnik do muzyki jest
niewidoczny. Wstawiasz przecinki wszędzie tam, gdzie nie trzeba i nie ma ich
tam, gdzie być powinny. Nie będę Ci wypisywała tych błędów.
„Przez okno wpada jasny promień
słońca, oświetla moją twarz..” - Sprawę dwukropków już wyjaśniłam. Kropka ma być nad kropką. Mogą być trzy kropki koło siebie. Ale nie ma dwóch kropek obok siebie, i czterech, i sześciu też nie.
„Za niedługo lekarze sprawdzą, co
ci jest. – informuję małą, by nie była zaskoczona, kiedy ktoś zacznie pobierać jej
krew.”
„-
Przepraszam – odchrząkam – Jaki mieszkanie ma pan na myśli? – raz kozia śmierć.” - Od czego zacząć? Od "kozia", od "jaki", czy od kropek? A tam.
Nie no, nie, nie będę bawiła się,
w wklejanie tu każdego dialogu, na którego końcu nie ma, albo jest kropka.
Miałam nie tłumaczyć, ale zrobię to. Widzisz, to całkiem proste. Kropka na
końcu dialogu jest wtedy, kiedy po myślniku zaczynamy nowe zdanie. Nie ma jej,
kiedy to, co jest po myślniku, jest jego kontynuacją - niekoniecznie
wypowiedzią.
- Ania nie żyje - powiedziała
dramatycznie.
- Ania nie żyje. - Kasia zniżyła
głos.
- Czekolada to nie jedzenie, to
styl życia! - zawołała oburzona emilyanne.
- Czekolada to nie jedzenie, to
styl życia! - Emilyanne zaczęła się denerwować.
- Masz jakieś pytania odnośnie
tej zasady? - spytała powoli.
- Masz jakieś pytania odnośnie
tej zasady? - W spokoju oczekiwała odpowiedzi.
Widzisz różnicę? Mam nadzieję.
„- To chyba wykluczona” - wykluczone.
„mężczyzna sięga do kieszeni i
wydobywa z niej małą karteczkę, którą podała mi
do ręki” - podaje.
Błąd logiczny, taksówkarz
powiedział, że najpierw musi zawieźć na miejsce biznesmena, tymczasem to Lucy
pierwsza wysiada z samochodu. Druga rzecz, nie rozumiem, co się dzieje. Lucy z
rodzeństwem wsiadła do pociągu, w pewnym momencie, kiedy wysiadali, była już
noc. To oczywiste, że są daleko od domu. Gdzie w takim razie pracuje Lucy? Jak
dojeżdża do pracy? Byli w obcym mieście, przynajmniej tak to odebrałam.
„cienka
riposta” - jesteś pewna, że riposta była cienka?
„Nie miłe
uczucie” - nie+przymiotnik=nieprzymiotnik, jaśniej mówiąc: "nie" z przymiotnikami piszemy razem.
Załatwiłaś mnie tym rozdziałem.
Jest ciężko, coraz ciężej. Wiesz, co mnie najbardziej w młodych ludziach
irytuje? Nie będę ukrywać, sama jestem bardzo młoda i wśród takich żyje.
Denerwuje mnie beztroska moich rówieśników, którzy robią sobie żarty z
poważnych spraw i nie rozumieją, jak czasem ciężko w życiu bywa. James jest
dokładnie taki, jak oni. Jestem niemalże pewna, że wkrótce zajdzie w nim jakaś
zmiana, zorientuje się, że nie jest tak łatwo, bo Lucy po prostu nie wytrzyma.
Nie przekonuje mnie za to fakt, że dziewczyna znalazła się w pracy. Po
pierwsze: nie mam pojęcia jakim cudem. Po drugie: liczyłam, że naprawdę będzie
zmuszona zaczynać wszystko od nowa.
Rozdział III:
Kolejny błąd, tym razem rzeczowy.
Cornelia miała mieć pięć lat, tymczasem tutaj dajesz jej siedem.
„- Co to zrobiłaś?! – odzywa się.
– Mogłaś ją wypuścić!” - Biorąc pod uwagę kontekst tej wypowiedzi, wychodzi na
to, że to mucha się odzywa. Może
taka personifikacja byłaby całkiem ciekawa, gdyby nie fakt, że mucha została
bezczelnie zamordowana przez Lucy. Takie zmartwychwstanie raczej do mnie nie
przemawia. Rozbawił mnie ten fragment.
Znowuż błąd logiczny. Cornelia
zemdlała na ulicy, czuła się bardzo źle, tymczasem już następnego dnia z badań
wynika, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Takie rzeczy nie dzieją się
bez przyczyny, a mała nie była jakoś specjalnie zestresowana, żeby na świeżym
powietrzu doświadczyć niedotlenienia mózgu. Musi być jakiś powód, niewielki,
ale musi.
„porozmawiać z matką o wszystkim,
co się stało o wybaczyć jej błędy.” - usuń to "o".
Co z Tobą? Nagle, niewiadomo
skąd, na roiło się od głupich błędów logicznych, odbierających sens nie tylko
pojedynczym zdaniom, ale całości. Lucy właśnie rozmawia przez telefon i nie
wiadomo skąd wyciąga kartkę z długopisem. Mam mówić o tym, że z kolejnych zdań
wywnioskowałam, iż Lucy chciałaby mieć piękny dworek z ogródkiem, psem i dwójką dzieci? Bo zastanawiam się właśnie, czy te dzieci to mają
być z psem. Chociaż może Lucy nie wie, skąd się biorą małe człowieczki… W sumie
nic o ojcu nie wspominała.
„Tymczasem on spada na mnie jak
grom z jasnego nieba” - pies czy życior (nie wiem, jaka będzie forma męskoosobowa
od słowa „życie”)?
Mój Boże. Matura w Szwecji?
Jak długo zastanawiałaś się nad tym, co masz zamiar napisać? Stop, czy Ty się w
ogóle zastanawiałaś? Czytałaś te rozdziały przed publikacją? Broń honoru,
powiedz, że nie! I to nie był żart.
Wyobraź sobie, że szkolnictwo w krajach skandynawskich wygląda inaczej.
Właściwie w każdym kraju wygląda inaczej. Z innej beczki… Popraw mnie, jeśli
się mylę, ale Lucy poszła do pracy w tym samym czasie, w którym powinna być też
w szkole… Mieszasz się w zeznaniach, bardzo się mieszasz.
No, myślałam, że się nie
doczekam. Lucy ze swoimi przemyśleniami wreszcie zaczęła mnie denerwować. Nie
chodzi o to, że przewiduje najgorsze, lecz o to, że przewidując zachowuje się
tak, jakby była swoich wróżb całkowicie pewna. Straszliwie filozofuje. Natomiast
przez te błędy czuję się, jakbym czytała kiepskie tłumaczenie wspaniałej
książki.
Wiesz do czego służy wykrzyknik?
Kiedy Lucy coś krzyczy, słyszę w głowie jej spokojny, opanowany głos. Dobrze by
było, żebyś zaczęła używać tego znaku interpunkcyjnego. Jego nadmiar nie jest
dobry, ale kompletny brak nie pozwala odczuć należycie emocji budujących
opowiadanie.
Czternastolatka wydała książkę.
Serio? Tak, jestem zazdrosna. Sam
fakt, że buchnęłam głośnym śmiechem, kiedy doszłam do tego fragmentu o
urodzinach, pomińmy. Jestem cholernie zaskoczona. I wybaczam Ci te durne błędy
logiczne… ale obawiam się, że na ocenę będą miały wpływ.
Rozdział IV:
„tą
okazję” - tę okazję.
Mam mieszane uczucia. Lucy
wykazała się wyjątkową głupotą, podpisując tę umowę i nie sprawdzając nawet,
jakie będą konsekwencje jej zerwania. Dziwi mnie też fakt, że nikt nie
zainteresował się tym, kto to taki wypisał dzieciaka ze szpitala. Zero
komplikacji z tego powodu. Jestem niezadowolona. Prolog i pierwszy rozdział
naprawdę zrobiły doskonałe wrażenie, tymczasem tu jest tak… nijak. Absurd goni
absurd.
Rozdział V:
„dzieci musza
spać...”.- muszą.
Tak na marginesie, masz kolorowy
tekst.
O, to Lucy jednak miała ojca. Szczerze
powiedziawszy wreszcie zabrakło mi języka i nie wiem, co powiedzieć. Moje
odczucia odnośnie tego opowiadania uległy diametralnej zmianie. Podeszłam do
tego z entuzjazmem. Nie czytam zbyt często opowiadań, w których są ukazane tego
typu problemy, ale kiedy już się za nie biorę, to uważam przy wyborze. Nie
lubię nieścisłości i nie znoszę, kiedy ktoś nie wie, co pisze. O ile w innych
tworach idzie to jeszcze jakoś przeżyć, o tyle opowiadania mające taką
problematykę po prostu muszą być
dopracowane, bo wymaga się od nich o wiele więcej. Po prologu byłam święcie
przekonana, że podołasz. Mam nadzieję, że do ostatniego rozdziału wszystko
jeszcze się zmieni.
Rozdział VI:
„nieusłyszane” - niesłyszane.
„Ciągle pozostaje we mnie nadzieja”
Uwaga, uwaga! Najbardziej epicki
błąd opowiadania. Ręce mają oczy.
„Przecieram oczy rękom” - a w następnym
zdaniu masz powtórzenie słowa „oczy”.
„Przez
resztę dnia spędzam w łóżku”
Cholera, tak, miała dwie minuty
na pozbieranie swoich rzeczy i wzięła wszystko, od butów począwszy, na
podręcznikach skończywszy. Prawie jak antylopa.
Nie ma matury w Szwecji.
Uderzyła nogą w ścianę. Skręciła
kostkę? Skręciła kostkę uderzając nogą w ścianę?
Lucy brak wiary w ludzi, toteż
dziwi się, kiedy nowa współlokatorka nie ucieka z krzykiem. A tam… Wybacz, ale
nawet nie chce mi się komentować tego rozdziału. Lucy przez cały dzień leżała
na kanapie, a co robiło jej rodzeństwo? Na bank caluteńki dzień wykłócało się o
to, kto pierwszy idzie się kąpać, zapominając o tym, że nie jadło obiadu. Amen.
Rozdział VII:
Nie no, przepraszam, Lucy
stwierdza, że kiedyś będzie szczęśliwa, bo Scarlett się nie przestraszyła? Będę
płakać. Na plus ode mnie jest fakt, że trzymasz charakter Lucy i ukazujesz nam
jej zniszczoną psychikę.
Ma skręconą kostkę, ale w środku
nocy bez problemu dostaje się do kuchni.
Nie da się cicho krzyczeć. Można
syknąć, warknąć, ale nie cicho krzyczeć.
Ej, jej poważnie kostka się
odkręciła.
Z moich wyliczeń wynika, że James
ma piętnaście lat. I właśnie został przyjęty na okres próbny do pracy w
księgarni. W księgarni. Piętnastoletni chłopak.
„Widzę, że mój brat jest równie
bardzo oburzony.” - ? Nie no, może czegoś nie zrozumiałam...
Rozdział VIII:
Boziu, żeby jeszcze te jej
filozofowania były na temat… Wydaję jej się, że ma super moc i skacze z
wysokości… Świetnie, tylko, do licha, jaki to ma związek z opowiadaniem?
Ukazujesz relacje Lucy z bratem.
Podoba mi się to. I wygląda na to, że dzieciak wreszcie zaczyna dojrzewać. No,
wydaje nam się tak do chwili, w której okazuje się, że ktoś ukradł z księgarni
pieniądze. Nie wierzę, że to James.
Śmiech a uśmiech - jest różnica.
Rozdział IX:
„skomentowała moją wypowiedz”- kreseczki nad zet brakuje.
Nie… Masz dar do psucia
wszystkiego. James był aż tak głupi, tak naiwny? A tak na marginesie,
piętnastoletniego chłopaka nie zamkną w więzieniu na długie lata.
Rany boskie. Kobieta ma na nogach
kozaki. Przepraszam, czym według Ciebie są przykrótkie jeansy? Szorty? Wiesz,
można by uznać, że nie włożyła spodni w buty, ale wtedy znowuż nie
wiedzielibyśmy, że to są kozaki sięgające kolan. Nie wiem, może Lucy ma jakiś
rentgen w oczach. W sumie w mojej karierze oceniającej już raz natknęłam się na
taki przypadek, kiedy to dziewczyna widziała wszystko przez drzwi. Ale tam
niebieskie poduszki były złote, a Kinga gryzła Anię w szyję, więc może nie
wracajmy do przeszłości, bo zacznę bełkotać.
O, matka naszych bohaterów już
całkiem odleciała.
Rozdział X:
„czy nadal byli by tacy sami” - czasownik+by=czasownikby, jaśniej mówiąc: czasowniki z "by" piszemy razem.
Z opisu wnioskuję, że twarz
Elisabeth (nie rozumiem, jak mogłaś dać tej kobiecie to piękne imię *śmieje się*) wygląda jak mordka Nirvany . Jeśli chciałaś rozbawić czytelnika, to, jak najbardziej, udało Ci się.
Problem w tym, że chyba nie taki był Twój cel. Cornelia jest wyjątkowo podobna
do swojej matki, teraz to widzę. Dobra, kiedy fala śmiechu się rozeszła,
przyszło to, na co czekałam. Niedowierzanie Lucy, błaganie Elisabeth.
„Wytarte zwroty, których zawsze używać” , używać, Kali, rozumieć? Używać!
„tą
rutynę” - tę.
Pięknie, cudownie, genialnie. A
co z Jamesem? Wyjdzie z tej celi? Siedzieli tam przez godzinę i nikt nie
przyszedł ich poinformować odnośnie tego, co załatwiła matka?
Rozdział XI:
„zniweczający
wszelkie nadzieje” - niweczący. Słowotwórstwo pierwsza klasa.
„kocham
Cię” - popraw mnie, jeśli się mylę, ale to nie był list. W opowiadaniach "cię"; "ciebie"; "tobie" zapisujemy z małej litery.
Bal maturalny. Będę płakać. O
czym Ty mówisz? O studniówce? O studniówce w Szwecji, w której nie mają matury?
Jeszcze jedna wstawka odnośnie matury w Szwecji i chyba przeprowadzę wykład
odnośnie szkolnictwa tego kraju.
Rozdział XII
„wynoszę ja
z budynku” - ją.
Głębokość tego opowiadania mnie
powala. Lucy zostaje ogłoszona filozofem dwudziestego pierwszego wieku. Albo
Windy, jak wolisz.
Po dwunastu rozdziałach wreszcie
dowiadujemy się, jak wygląda Lucy. I z przykrością stwierdzam, że wyobrażałam
ją sobie nieco inaczej. Ma za to całkowitą rację, przynajmniej do póki nie
zerknie w lustro. Scarlett chyba jest ślepa, wybierając taką a nie inną
sukienkę dla rudowłosej, chudej jak patyk dziewczyny. Teraz podnosi włosy do
góry i wygląda, jakby miała koka. Po podniesieniu włosów. Włosów długich do
pasa. Wiesz, nie wiem, jak Twoje włosy, ale moje sięgają prawie do pasa i po
uniesieniu ich do góry są niewiele krótsze. Jedno jest pewne: teraz Scarlett będzie
chciała kupić sukienkę Lucy, dziewczyna odmówi i dostanie ją pod choinkę.
O, miałam rację! Przynajmniej
częściowo, zobaczymy, co będzie z choinką.
„Biorę do rąk najbardziej przydatne najpotrzebniejsze produkty
spożywcze” - po raz kolejny nie wiem, o co chodzi.
„Rozsiadam się wygodnie na
kanapie w salonie, który udostępniła nam Scarlett” - mam deja vu.Wcześniej było identyczne zdanie.
Scarlett na bank jest
kulturystką! Sama przyniosła choinkę i to tak wielką, że trzeba było zmierzyć,
czy nie jest czasem za duża. Pudzian w żeńskiej wersji.
Wzruszyłam się.
Rozdział XIII:
Ogółem niezmiernie cieszy mnie
fakt, że nie urwałaś wątku kradzieży i że wiemy, czy James ma pracę. Ojej…
urwałaś ten wątek?
Wspominałam już, że mieszasz się
w zeznaniach? Kilka rozdziałów temu Lucy powiedziała, że zabrała tylko kilka
bluzek i spodnie. Skąd więc, do licha, wytrzasnęła spódnicę?
Lucy jest ślepa. „Gdyby ktoś
kazał mi opisać charakter mojego brata lub siostry”? Naprawdę wydaje Ci się, że
dziewczyna ich nie zna? Przecież to z jej pomocą wykreowałaś te postaci. Zna
ich doskonale, przewiduje ich zachowania i widzi, co się dzieje. Skoro ja
mogłabym teraz opisać ich charaktery, dlaczego ona miałaby nie umieć tego
zrobić?
Mmm, teraz już tylko czekać na
happyend.
Rozdział IX:
Na pierwszy rzut oka widać, że
przeklejałaś tekst w Worda. Nie będę tu wypominać błędów, bo co chwilę mamy
jakieś posklejane słowa. Tak, kochamy Cię Onecie.
BAL MATURALNY. Zagryzę Cię,
zagryzę! Proszę: szkolnictwo
w Szwecji. Przeczytaj to, nim postanowisz napisać kolejne opowiadanie
osadzone w tym kraju!
„- Obiecałam, że się poprawię! -
A ty obiecałaś (…) - Jesteś pewna, że ten dialog miał tak wyglądać?
Elisabeth na ulicę i pewnie zaraz
trzepnie ją samochód.
O kurcze… nie mówiłam tego
poważnie! Bardziej jednak zastanawia mnie, skąd tam nagle wziął się James i
Cornelia.
„Poruszanie tematów, o których
nie ma się pojęcia nie jest takie łatwe, jak się wydaje” - myślę, że każdy,
absolutnie każdy, kto czytał to opowiadanie, szybko zaczynał zdawać sobie
sprawę z Twojej niewiedzy. Udowodniłaś to zbyt wiele razy błędami, które
mogłabyś teraz poprawić. Może warto ruszyć jeszcze tę starą pracę i zrobić z
tego coś naprawdę fajnego?
Epilog:
Nie ma krwi?
Dlaczego nie próbują jej
reanimować? Dlaczego pozwalają jej odejść?
Nienawidzę Cię! Rozpoczęłaś
pięknym prologiem i spieprzyłaś resztę opowiadania, kończąc je… czymś takim.
Nienawidzę Cię, bo to z pod Twojego pióra wyszedł najlepszy przykład tego, że
żeby poruszyć spieprzonym opowiadaniem, wystarczy dodać przy końcu coś
budzącego takie emocje... Nie mogłam pohamować łez. Śmierć kończąca ostatni
rozdział nie przekonała mnie, ale James… Jak mogłaś tak spieprzyć coś takiego?
Ojej, serce bije mi jak szalone i czuję niesamowite rozżalenie, patrząc na ten
cholerny epilog. On i prolog są Twoimi największymi dokonaniami! Cholernie
wiarygodnymi, nawet jeśli nie wierzę w umiejętności dziewczyny do pisania
pierwszoosobówki oczyma chłopaka. Zabiłaś mnie tym i gdybym wystawiała ocenę
tylko za te dwa fragmenty tekstu, jak nic, dostałabyś Wybitny. Nie wiedziałam
za co się biorę, kiedy zaczynałam pisać tę ocenę. I, cholera, nie, nie żałuję.
To najbezczelniejsza ze
wszystkich moich ocen, ale sama jesteś sobie winna, tak gwałtownie zmieniając
charakter opowiadania. To musiało wywołać takie a nie inne emocje. Nie
pamiętam, kiedy ostatnio płakałam przy opowiadaniu. Nie pamiętam, kiedy
ostatnio czytałam dramat. Za to przypominam sobie, dlaczego tak bardzo ich nie
lubię.
Wybacz. Nie wiem, co mam dalej
pisać w tej ocenie. Wykreowałaś pięknie postaci, co innego, jeśli chodzi o
świat przedstawiony. Mam przyjemne poczucie, że te ostatnie zdarzenia nie miały
miejsca i były tylko złym snem bohaterów. Dlaczego? W Szkocji nie ma matury.
Popełniłaś makabrycznie dużo błędów i spieprzyłaś połowę opowiadania. A
wszystko po to, żeby tym złym snem wywołać w nas takie emocje. We mnie,
przynajmniej. Ja nie dam Ci więcej niż Nędzny
(3) z tym dużym plusem za epilog.
Cóż mam Ci radzić? Pisz dalej? To chyba oczywiste. Jeśli jeszcze kiedyś w
przypływie dziwnych chęci porwę bloga z wolnej kolejki, najpierw upewnię się,
czy nie jest dramatem. Jestem okropnie zła na Ciebie, Windy. Mam nadzieję, że
ruszysz tę pracę jeszcze, pozmieniasz co nieco. Wkręcisz nas bardziej w tę
Szkocję i nadasz opowiadaniu więcej sensu. Tak, wiem, że moje słowa momentami
były bezczelne, ale należało Ci się. Nigdy nie spodziewałam się, że powiem komuś wprost, iż spieprzył opowiadanie, ale od najlepszych wymaga się więcej. Upraszam się o wybaczenie, jeśli kiedyś
przyjdzie Ci to przeczytać.
Nie uważam, żeby ocena była jakoś szczególnie bezczelna ;) Wypiszę tylko błędy, ok? ,,Twoja bohaterka, Lucy (wreszcie znam jej imię!), ma wielkie serce. Wciąż nie znam jej imienia (...)" - to chyba pomyłka, naroiło raczej pisze się razem, ale tu się nie będę upierać, bo nie jestem pewna, ,,Wydaję jej się, że mam super moc (...)" - mam? Pozdrawiam serdecznie, Kerra
OdpowiedzUsuńWiesz, normalnie nie zdarza mi się mówić wprost człowiekowi, że spieprzył swoje dzieło. Ale... musiałam. XD
UsuńDzięki, przeoczyłam to, kiedy czytałam przed publikacją :D
Pozdrawiam! :D
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńJejku! Nawet nie wiesz, jak się zdziwiłam, kiedy wchodząc na swojego bloga ujrzałam tę ocenę! Hahah xD Nie miałam pojęcia, że przez pół roku leży on w wolnej kolejce.
OdpowiedzUsuńPierwsza uwaga - cytaty.info - gdy kliknie się w link, wyświetli się mój profil, z moimi cytatami.
Druga - James miał szesnaście lat, czyli mógł byś sądzony jak dorosły.
Trzecia - Lucy pracowała na pół etatu.
Bezczelna? Hmm... czy ja wiem? Muszę przyznać, że ostatnie dwa akapity mnie zdołowały, lecz w swojej opinii masz stuprocentową rację. Dzięki za tą ocenę. Naprawdę. Teraz przynajmniej będę wiedziała, co zmienić. Wiem, wiem, nie mam pojęcia o szkolnictwie w Szkocji i chyba najlepszym rozwiązaniem będzie przeniesienie akcji do Polski.
W opowiadaniu głównie chodziło mi o tego typu filozoficzne opisy, więc nie mam zamiaru ich skracać.
Małe pytanie - myślisz, że gdyby nie błędy dotyczące świata przedstawionego, historia mogłaby być całkiem dobra?
Na końcu chciałabym Ci jeszcze raz serdecznie podziękować :)
O, nie spodziewałam się Ciebie tak szybko :)
UsuńAch, nie sprawdziłam tych cytatów. Myślę jednak, że można byłoby je przenieść do "o mnie", ale to jak wolisz.
Jamesowi liczyłam 15, niemniej jednak sądy biorą pod uwagę młody wiek, kiedy jest to pierwszy taki wyskok.
Mmm, niby przeniesienie akcji do Polski nie jest złym pomysłem, ale to wymaga naprawdę dużo pracy. Od zmiany imion na polskie począwszy, na zmianie niektórych faktów skończywszy. Wiesz, chociażby wiek - to jest Polska, nikt tu nie zatrudni szesnastolatki w księgarni. Myślę, że to opowiadanie jest warte Twojej uwagi, bo mogłoby wyjść z tego naprawdę wielkie coś. Aaaaaa, ale nie lubię Cię za ten epilog. I uwielbiam jednocześnie xD Od strony technicznej wyszło genialnie, ale w fabule... Ech, a to podobno ja gnam wszystkich bohaterów na śmierć xD
Pozdrawiam ciepło :D
Jakoś tak po prostu weszłam na swojego dawnego bloga w poszukiwaniu starych piosenek :)
OdpowiedzUsuńCo do sądów to masz oczywiście rację. Z tego co wiem, to w areszcie można siedzieć 48 godzin, ale nie jestem pewna xD
Myślałam o tym - imiona mogłyby być po prostu tłumaczone. Lucy byłaby starsza o trzy lata, James o dwa, wtedy byłby znacznie mniejszy problem z pracą i szkołą.
Hah xD Sama się śmiałam, gdy czytałam fragment o ucieczce pociągiem :D Nie wiem dlaczego, ale wcześniej naprawdę nie zwróciłam uwagi na ich "dalekie" dojazdy do liceum.
Zawsze lepiej trochę pozmieniać niż narażać się na kolejne błędy logiczne - mój odwieczny problem :D
Początkowo chciałam, by cała historia skończyła się zupełnie inaczej ;D Lucy miała wrócić do domu i przebaczyć matce, ale jej śmierć nadała sens temu opowiadaniu, przynajmniej tak mi się wydaje :D Cieszę się, że epilog wzbudził w Tobie tyle emocji :) Szczerze mówiąc, gdy pisałam ten fragment, również byłam bliska płaczu, choć w gruncie rzeczy każde pożegnanie z daną historią jest zakończeniem pewnego rozdziału w życiu. Tak, tak, wiem, że lubię filozofować, czasami nadmiernie :)
Jeszcze raz serdecznie Ci dziękuję, była to chyba najlepsza i jednocześnie najszczersza ocena tego bloga, aż się zmotywowałam i zaczęłam sprawdzać moje dotychczasowe opowiadanie. Road-after-the-peace oczywiście też poprawię w przypływie wolnego czasu.
Warto było czekać osiem miesięcy :D
Jestem strasznie ciekawa, jak sobie wyobrażałaś Lucy :D
UsuńTo miałaś niezłe szczęście XD Ja na swoje stare blogi, zanim jeszcze istniały na Onecie (później Onet wyprowadził mnie z równowagi i wszystko usunęłam) wchodziłam tak raz na miesiąc. :D I tak, w areszcie, przynajmniej w Polsce, nie można zatrzymać człowieka dłużej niż na 48 godzin.
UsuńLucy byłaby studentką? Dalej mi żal, że nie żyje.
Oj tam, oj tam! XD Mogłaby wrócić do tego domu, byłabym szczęśliwsza xD A tak poważnie, wyszło Ci świetnie. Tylko że ja nienawidzę tragedii, dramatów i takich tam... Może kiedyś, ale od pewnego momentu w moim życiu kompletnie przestałam zwracać uwagę na to, co złe, smutne, tragiczne i tak dalej, a zaczęłam skupiać się na dobrych rzeczach. No, i odbiło się to na moich upodobaniach odnośnie lektur.
Byłaś tu w kolejce chyba u Hardy, nie? Ja przeszłam na emeryturę, ale spadł na mnie obowiązek pisania podsumowania i jak to zobaczyłam... Cóż, porwałam Twojego bloga z chęcią zrobienia czegoś pożytecznego. I z pewnością nie tego się spodziewałam xD
Czuję się głupio, kiedy tak mówisz xD
Lucy... Lucy w mojej głowie z pewnością nie była ruda. Miała nieco rozczochrane, mysie włosy - ewentualnie brąz by jeszcze przeszedł - i była bardzo niezadbana. Rudy kompletnie nie spasował mi do Lucy, bo tacy zwykle wydają się być cholernie pewni siebie, popularni, może nawet i wredni. Takie wrażenia po rudych dziewczynach, które miałam okazję poznać. Dość subiektywne odczucie, ale naprawdę nie znam skromnej rudowłosej dziewczyny. ;>
Ja ogólnie rzadko usuwam swoje blogi. Mam nawet ten, który założyłam w wieku ośmiu lat xD Zwykle zdarza się tak, że kończę co drugie opowiadanie. Resztę po prostu przerywam bez konkretnego powodu, nie mam sił by pisać dalej.
OdpowiedzUsuńU mnie z dramatami jest wręcz odwrotnie, jak sama widzisz. Po prostu dobrze jest żyć ze świadomością, że inni ludzie zmagają się z problemami tysiąc razy większymi niż moje.
U Halskiej, o ile dobrze pamiętam. Nie czuj się głupio :D Naprawdę było warto.
Gdy byłam mała, miałam rude włosy. Teraz są o wiele ciemniejsze :D Po prostu mam sentyment do tego koloru.
Ja też bym nie usuwała, gdyby to nie był Onet. Szlag mnie trafił, przy kolejnym opowiadaniu i nim zdążyłam opublikować prolog, zwiałam na Blogspota, a stamtąd usunęłam wszystko. Mam pospisywane gdzieś po Wordach xD Ej, serio tak sobie przerywasz? Trochę bez sensu tak sobie zostawiać jakąś historię. Chociaż w sumie, kiedy pisze się tasiemca, to można się tym zmęczyć.
UsuńMmm, no właśnie ten mój sposób życia polega na tym, że do wszystkich problemów podchodzę tak, jakby to była lekka komedia. Nie żeby były niewielkie... Po prostu, nauczyłam się nie przejmować zbytnio tym, co się dzieje dookoła mnie. Zamknęłam się w swoim małym świecie i czasami mija trochę czasu, zanim dotrze do mnie, że miałam jakiś problem. Z tym, że wtedy ten problem jest już rozwiązany, bo to akurat robię automatycznie. Tak więc, żeby się nie smutać, nie czytam dramatów. Sama tworzę komedie, które momentami graniczą z parodią.
Cieszę się XD
... Ja najpierw byłam blondynką, potem podobno podchodziły pod rudy, a teraz są ciemne i nikt nie wie, jaki to kolor. Ale żeby jakiś sentyment do tej zmienności... to raczej nie XD W każdym razie Lucy w mojej głowie raczej nie była ruda :D
Onet faktycznie świrował swego czasu, przez co stracił wielu użytkowników, którzy przeszli na blogspot.
OdpowiedzUsuńTak, tak. Głupie to, wiem, jednak robię tak w skrajnych przypadkach. W tych opowiadaniach nic, dosłownie nic (zdecydowanie większa ilość elementów niż w RATP xD) nie ma sensu. Może mogłabym zacząć od nowa, zmieniając niektóre kwestie, ale wtedy wolę wziąć się za pisanie czegoś innego.
Podziwiam się:D Hehe mi przydałoby się trochę więcej takiego optymizmu.
Tak jeszcze wracając do oceny, uśmiałam się, czytając własne błędy :D Muszę się przyznać, że gdy czytałam dany rozdział, byłam już dość zmęczona, więc większości z nich po prostu nie zauważyłam.
Poza tym bardzo mnie zdziwiło,że za jeden z najlepszych rozdziałów uznałaś prolog, który w oczach wielu osób jest właśnie bardzo nierzeczywisty :)
Trochę szkoda, bo do Onetu, chcąc nie chcąc, mam sentyment. Wiesz, pierwsze blogi, takie tam... No, ale nie żałuję, że jestem na Blogspocie. Rozwinęłam skrzydła.
UsuńZaplanuj sobie, co ma się znaleźć w opowiadaniu, zrób plan wydarzeń - będziesz miała pewność, że całość nie zostanie w którymś miejscu pozbawiona sensu. To naprawdę pomaga i też nie ma dzięki temu zbyt mocnego problemu z brakiem weny ;>
No, teoretycznie, tyle że to ma swoje konsekwencje w życiu codziennym. Momentami dość trudno do mnie dotrzeć i o niektórych rzeczach naprawdę orientuję się po fakcie dokonanym. Jak na przykład o tym, że napyskowałam nauczycielowi. Nie żeby bez powodu... ale jednak xD
Mnie tam rozbroiły te ręce XD
Prolog stworzył klimat. Spodobał mi się wstęp, w którym Lucy zwracała się do czytelnika. Myślę, że sporą zasługę miała w tym muzyka, choć niekoniecznie wyznaję podrzucanie jako podkład muzyczny piosenki - a to z tego względu, że one już opowiadają jakąś historię. Wolę raczej czysty podkład, bez śpiewu. Ale pod Walkera doskonale się czytało. Więc nawet jeśli nierzeczywisty... Cóż, trudno nazwać nierzeczywistym coś, co ma miejsce w opowiadaniu. Może gdybyś napisała, że facet w niedźwiedzim stroju na hulajnodze przejechał pingwina na środku nowojorskiej ulicy, to faktycznie byłoby zdeczka nierzeczywiste... ale, no, szczegół.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTeż mam sentyment do onetu :D A na blogspocie jedyną rzeczą, która mnie denerwuje, jest ustawianie szablonu. Za pierwszym razem zajęło mi to jakieś dwie godziny xD Co prawda niedokładnie czytałam wszystkie polecania (jak np. na sprawdzianach z matmy xd), jednak mniejsza o to :D
OdpowiedzUsuńO magicznej sile planu dowiedziałam się, pisząc najnowsze opowiadanie. W głowie co prawda miałam wszystko poukładane, ale taki zbiór wydarzeń naprawdę pomaga, mimo, że często chcę coś zmienić. Ja też na ogół żyję w innym wymiarze ;D Jedna osoba potrafi do mnie coś mówić, a ja po chwili: "Ale co?". Łee xD Nie lubię się tak zamyślać, gdy z kimś rozmawiam.
A tak, ręce mają oczy xD i "cienka" riposta :D
Zwykle, gdy coś piszę, mam włączoną muzykę. Wtedy łatwiej się wczuwam :D Masz rację co do faceta w niedźwiedzim stroju :)
Czytałam wpisy na Twoim blogu ;D Rozwalił mnie ten o króliku :) Ja nie lubię zarówno psów, jak i kotów. Dlaczego psów? Długo by opowiadać xD Raz na wfie miałam niezłą przygodę - biegaliśmy na dworze, w takim jakby parku, gdzie mają wstęp też inni ludzie. W pewnym momencie, nie wiadomo skąd, wybiegł pies. Ja zaczęłam uciekać (zamiast oczywiście stać w miejscu). Potem ręką zahaczyłam o bramkę (zniszczyłam swoją ulubioną bluzę), przewróciłam się i nade mną stał zwierzak.
Tak btw, zastanawiam się, dlaczego ludzie nie używają opcji "Odpowiedz", ale to taki szczegół XD Mmm, dla mnie zabawa z szablonami na Blogspocie jest lepsza, bo tu ma się podgląd i ogółem wszystko widać, kiedy się ustawia.
UsuńNo właśnie, zaplanowane opowiadania mają dwa razy większe szanse powodzenia i dokończenia też. ;> Hahaha, mnie potrafią klaskać przed twarzą i nie reaguję xD To jest piękne momentami. Na przykład na Edukacji dla bezpieczeństwa, na której to nasi chłopcy wymieniają się z nauczycielem niekoniecznie ciekawymi spostrzeżeniami... Dość niesmaczne, więc umiejętność niesłuchania się przydaje xD
A ja kocham ciszę :>
Ryli? Moje feliepseudowypowiedzi momentami są bardziej absurdalne niż absurd, o którym mówią. A ów jednooki pirat właśnie gania po pokoju i zostawia neskłiki na mojej sofie. W efekcie musiałam się przenieść, żeby przypadkiem znowu małe cholerstwo czegoś na mnie nie wylało. Uuua, moje piesy to jedna wielka komedia, nie da się ich nie lubić. :D A dlaczego nie lubisz kotów? Z tych samych powodów, co ja, czy któryś Cię podrapał? XD
hehehe xD Na jedno wychodzi :D
UsuńOo nieźle! Mi niestety jest się najtrudniej wyłączyć, gdy ktoś gada jakieś głupoty :D
U mnie cisza to rzadkie zjawisko :)
Jeej <3 kocham gryzonie :) Mam świnkę morską :D
Z tych samych powodów ;) Szczerze mówiąc to lubię psy, ale te bardziej spokojne. Gdy byłam mała, uwielbiałam zarówno psy, jak i koty. Teraz to się nieco zmieniło.
Łaaa, dała "odpowiedz"! XD
UsuńWidzisz, wystarczy mieć jakiś ciekawszy temat do rozważań... albo i nie... Nie wiem, po prostu od pewnego momentu w moim życiu cisza jest zbawienna i ble ble, no. Ćwiczę opanowanie ostatnio. I mi nie wychodzi xD
Miałam trzy świnki morskie, ale żadna nigdy nie postanowiła olać kogokolwiek... Właściwie świnki dość leniwe są. Moje strasznie się styły i zniszczyły mi fotele, ale to szczegół XD
Pieski są fajne, tylko tych dużych trochę się można bać. Bo jak ten mój, niby średnich rozmiarów, skoczy i mnie wywali, to co dopiero jakiś haski, czy owczarek... :D Kiedyś też nic do kotów nie miałam. Kiedyś.
Podziwiam :D Mimo wszystko, wolę rozmyślać przy muzyce. Szczególnie takiej spokojniejszej. E tam xD Najlepiej być takim, jakim się jest. Też na ogół nie jestem opanowana, ale wiem, że gdybym się za to wzięła, to nic by z tego nie wyszło, a akurat ta cecha w wielu przypadkach jest nieszkodliwa.
UsuńAle słodkie *.* Moja ogólnie woli siedzieć w klatce. Gdy ją wypuszczam, to zazwyczaj stoi w miejscu xD
Tak w przyszłości... to może chciałabym mieć labladora :) Te podobno są dość łagodne.